J. Międlar: „Rebbe” Cywiński z błogosławieństwem „rebbe” Glińskiego. Na czym polega „dobra zmiana”?
Jak kilka dni temu słusznie zauważyła Katarzyna Treter-Sierpińska, bajka o „dobrej zmianie” prysła niczym bańka mydlana. Doświadczyłem tego na własnej skórze, gdy do mojego domu, a zarazem redakcji wPrawo.pl, wtargnęła podległa premierowi Mateuszowi Morawieckiemu Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Przekonałem się o tym także w 2018 roku, gdy ambasada RP w Londynie wydała bełkotliwe oświadczenie m.in. w mojej sprawie. Już wtedy pisałem: Nie ma żadnej „dobrej zmiany”, jest dokładnie to co było, czyli „ch**, d*** i kamieni kupa”. „Dobra zmiana” okazała się być bandą zgrywusów i tanich cwaniaczków, którzy z obawy przed atakiem środowisk lewicowych jest gotowa sprzedać swoich obywateli. Nie myliłem się. A szkoda…
Nie jestem alfą i omegą. W swoim życiu niejednokrotnie popełniłem błędy. Tak bywa. Nie myli się tylko ten kto nic nie robi lub swą wątpliwą „działalność” ogranicza do pisania pseudo-naukowych publikacji, nudnych powieści, stawiania bezpodstawnych i nierzetelnych tez czy plotkowania zza komputerowego monitora. Tacy sami wystawiają o sobie świadectwo i nie zasługują, by wymieniać ich z imienia i nazwiska. Wróćmy jednak do „dobrej zmiany”. Że takowa w istocie nie istnieje na dobre utwierdził mnie w przekonaniu „jego ekscelencja” Piotr Gliński – sympatyk sorosowej „loży” im. Batorego (więcej TUTAJ).
Wczoraj (20 grudnia 2019) wicepremier, minister kultury i dziedzictwa narodowego Piotr Gliński powołał na kolejną kadencję dyrektora Państwowego Muzeum Auschwitz-Birkenau Piotra Cywińskiego. Nie byłoby w tym nic zaskakujące, gdyby nie fakt, że jeszcze w 2015 roku politycy „dobrej zmiany” przekonywali, że „rebbe” Cywiński, który – w mojej ocenie – z Muzeum Auschwitz uczynił sobie prywatny folwark, z oświęcimskiej nekropolii winien zostać wyrzucony „na zbity pysk”. No, przepraszam, tak mocne słowa nie padły, jednak sami państwo przyznacie, że stanowisko PiS-u było jednoznaczne: To jest rzecz skandaliczna i niebywała, że nie pamięta się o polskich bohaterach – w styczniu 2015 roku w Sejmie powiedziała poseł Beata Szydło. Odniosła się wtedy do skandalu, którym było niezaproszenie na obchody „wyzwolenia” (więcej TUTAJ) niemieckiego obozu koncentracyjnego Auschwitz rodziny rotmistrza Witolda Pileckiego, który pisząc „Auschwitz to była tylko igraszka” wystawił „piękną” laurkę żydokomunistom. Szydło i politycy PiS domagali się wtedy od ówczesnej premier Ewy Kopacz wyciągnięcia konsekwencji wobec Cywińskiego. Szydło nie powiedziała jakie konsekwencje miała na myśli. Nie mniej jednak kilka miesięcy po tej wypowiedzi partia Jarosława Kaczyńskiego doszła do władzy i dzierży ją do dnia dzisiejszego, a Cywiński do dnia dzisiejszego żadnych konsekwencji nie poniósł? Co więcej, w ostatnich latach robiło się o głośno w kontekście… antypolskich skandali, w sprawie których miłościwie panująca nam władza nie miała odwagi zareagować. Przypomnę kilka z nich:
- Segregacja więźniów obozu śmierci na Żydów i nie-Żydów. Proszę sobie wyobrazić, że więźniowie zostali posegregowani na Polaków i nie-Polaków, albo chrześcijan i nie-chrześcijan. W najlepszym wypadku Cywiński skończyłby na ulicy, jeśli nie, upojony dziwnym trunkiem na parkingu opolskiej (sic!) galerii handlowej (więcej TUTAJ).
- Doprowadzenie do tragicznego stanu bloku 15 w Muzeum Auschwitz, w którym znajduje się odstraszająca ekspozycja na temat martyrologii narodu polskiego. W roku 2018 „usta” Cywińskiego zapewniały, że blok zostanie odrestaurowany. Już koniec 2019, a tynk jak spadał ze ścian, tak spada do dnia dzisiejszego (zobacz TUTAJ). Żydzi mogą użyć kłamstw, by oszukać goja (Talmud, Baba kamma 113a)
- Pozwanie działaczki społecznej Elżbiety Rybarskiej za informowanie opinii publicznej o stanowisku Cywińskiego w kwestii wnoszenia na teren muzeum flag na drzewcach czy umniejszania pamięci o Polakach więzionych i zamordowanych w obozie, o czym w 2015 roku mówiła nawet poseł Beata Szydło, a co na własne oczy widać we wspomnianym bloku 15. O tym, co dzieje się w placówce zarządzanej przez Piotra Cywińskiego, informowaliśmy w artykułach i filmach zamieszczanych na naszym portalu (zobacz TUTAJ).
OBEJRZYJ: „Gdzie pamięć o milionach pomordowanych Polaków?!” Przejmujące przemówienie Jacka Międlara w KL Auschwitz [WIDEO] - Próba zastraszenia działacza społecznego Krzysztofa Adamka poprzez złożenie w jego sprawie zawiadomienia do prokuratury za umieszczenie napisu na kamperze „Poland not Polin”. Dyrekcja muzeum insynuowała, że umieszczenie takiego hasła na pojeździe to szerzenie nienawiści do plemienia (adnotacja: żydzi chętnie piszą o sobie w zagranicznej prasie: „members of the tribe”) żydowskiego. Bogu dzięki postępowanie zakończyło się umorzeniem, co szeroko relacjonowałem na portalu wPrawo.pl i blogu jacekmiedlar.pl (więcej TUTAJ). Sprawa trafiła do zdroworozsądkowego prokuratora, który łaskawie orzekł, że hasło „Polska to nie Polin” nie nosi znamion „mowy nienawiści”. Cywiński od sprawy się odwoływał dokuczając w ten sposób Bogu ducha winnemu Adamkowi. Ostatecznie sąd przychylił się do decyzji prokuratury.
Jak widzicie lista wstydu Piotra Cywińskiego do krótkich nie należy. Zwłaszcza, że w tym felietonie nie przytoczyłem wszystkich skandali. Przejdźmy do puenty i postawmy tezę: „dobra zmiana”, zgodnie z apelem poseł Beaty Szydło „ukarała” rebbe Cywińskiego błogosławieństwem miłujące żydów ponad wszystko rebbe Glińskiego (przykład TUTAJ). Dlaczego „rebbe”? Zarówno jeden jak i drugi kreuje się na dobrodusznego myśliciela, dla którego – co nie jest tajemnicą – żydowski interes zdaje się być priorytetem. 20 grudnia 2019 r. Cywiński został ponownie powołany na stanowisko dyrektora KL Auschwitz. Trzyletnia kadencja rozpocznie się 1 stycznia 2020 roku.
OBEJRZYJ I PRZECZYTAJ: Jechali na obchody do Auschwitz! Zatrzymani za hasło „Stop antypolonizmowi” i „Polska to nie polin” [NAGRANIA Z KOMENDY I WYWIADY]
A teraz proszę mi wytłumaczyć na czym polega „dobra zmiana”? Na szykanowaniu polskich patriotów? Na nasyłaniu na redakcje polskojęzycznej bezpieki? A może na gratyfikacji polakożerstwa lub nieudolnej, ciągnącej się od 5 lat reformie wymiaru sprawiedliwości? Uwierzcie mi, usilnie szukam odpowiedzi na wytłuszczone pytanie i nie mogę jej znaleźć. Jeśli szanowny Czytelnik/Czytelniczka (tak trzeba!) będzie tak łaskaw to proszę oświecić mnie merytoryczną odpowiedzią. Będę dozgonnie wdzięczny. Szalom, to znaczy pokój Wam!
Przeczytaj i obejrzyj nasz reportaż:
Hanba !!!
Ps. Ale wiekszosc ma to w d…. Teraz liczy sie kasa kasa kasa……………. Smutne to 🙁
To, że ten cały Cywiński panoszy się w miejscu tak tragicznie ważnym dla historii robiąc przy okazji krecią robotę pod dyktando diaspory jest hańbą dla tego rządu. Podobnie jak obecność w nim takich tuzów jak Gliński, Kamiński czy Gowin.
Zastanawia mnie jednak co innego. Wczoraj pokazywano „słupki poparcia” w tubie propagandowej Kurskiego i okazało się, że PIS wciąż ma ponad 40%, a PO z przybudówkami prawie 23%, zaś Konfederacja ma 6%… Jeśli to prawda, to naprawdę długa i ciernista droga przed nami. Skąd się biorą ludzie gotowi głosować na takich, co się na każdym kroku kompromitują?
Ano tak,przyszedł rebe Morawiecki i p.Cywiński dalej będzie jątrzył. Kiedy wreszcie Polską będą rządzili Polacy?
Temat tabu przez wile lat. Temat groźny dla każdego kto go podejmował mógł za jego próbę wyjaśnienia zostać wysłany na Sybir lub trafić do UB- kiego więzienia.
Bez pomocy NKWD komuniści nie utrzymaliby się w Polsce u władzy. Czekiści zwalczali polskie podziemie, przeprowadzali aresztowania i deportacje do łagrów, terroryzowali ludność
Był koniec września 1944 r., gdy Stalin, Beria i Mołotow dyskutowali o sytuacji na zajętych przez Armię Czerwona terenach Polski. Stalin ostrożnie oceniał perspektywy utrzymania się przy władzy PKWN. Dla sowieckiego dyktatora najważniejszym problemem było to, czy sowieckim organom uda się zajęte tereny oczyścić z „kontrrewolucyjnego elementu”, zanim Armia Czerwona ruszy do kolejnej ofensywy, a jej siły przesuną się na Zachód. Stalin postanowił wezwać na konsultacje do Moskwy kierownictwo PPR z Bolesławem Bierutem na czele. Podczas jednej z rozmów, jakie odbył z polską delegacją, 3 października 1944 r. zarzucił stronie polskiej, że PKWN jest zbyt miękki i nie stosuje w pełni „technik rewolucyjnych”. W pewnym momencie stwierdził: „Jak tak patrzę na waszą pracę, to – gdyby nie było Czerwonej Armii – to przez tydzień i was by nie było. (…) Wystrzelaliby was jak kuropatwy!”
Stalin wiedział, co mówi. Zainstalowany w Polsce przez Sowietów PKWN był nadal iluzorycznym rządem, a urzędy bezpieczeństwa – jego zbrojne ramię – wciąż były w zalążku i nie były jeszcze zdolne do samodzielnego działania. Z kolei w rozrastającym się polskim wojsku znalazło się sporo akowców i innego „kontrrewolucyjnego elementu”. Wszystko zatem nadal musiało się opierać na sowieckich organach represji. Dla Sowietów było jasne, że przesunięcie linii frontu sprawi, iż pozbawiony wystarczającego sowieckiego wsparcia PKWN nie utrzyma się przy władzy. Właśnie te obawy spowodowały, że Stalin polecił Berii jak najszybsze wzmocnienie stacjonujących w Polsce sił NKWD. Kilkanaście dni później, 13 października 1944 r., Beria rozkazem nr 001266/44 utworzył 64. Zbiorczą Dywizję NKWD. Tydzień później jej sztab zainstalował się w Lublinie.
Początek represji
Jednostki NKWD pojawiły się na terenach Polski Lubelskiej w lipcu 1944 r. wraz z wkraczającą Armią Czerwoną. Dowodził nimi generał Iwan Sierow, zastępca Ławrentija Berii, ludowego komisarza spraw wewnętrznych . Podlegały mu również wszystkie oddziały kontrwywiadu wojskowego Smiersz, jakie operowały w tym rejonie. Sierow specjalizował się w „polskiej problematyce” już od czasu sowieckiej napaści na Polskę we wrześniu 1939 r. Miał więc spore rozeznanie w sytuacji. Cele, jakie NKWD miało realizować w Polsce, zostały określone, zanim jeszcze Armia Czerwona wkroczyła w granice naszego kraju. Już w maju 1944 r. dowódca wojsk NKWD do Ochrony Tyłów gen. Iwan Gorbatiuk oraz wspomniany gen. Sierow wydali dyrektywę, w której przestrzegali jednostki NKWD, że na terenach, które mają być niebawem wyzwolone, istnieją „wrogo nastawione do nas grupy ludności, które będą dążyć do tego, by w dogodnym momencie uderzyć nam w plecy”. Za takie grupy uznawane były wszystkie polskie organizacje zbrojne podległe polskiemu rządowi w Londynie. Generalną strategię Sowietów w Polsce określił dwa miesiące później sam Stalin, który w dyrektywie z 14 lipca 1944 r. skierowanej do dowódców 1., 2. i 3. Frontu Białoruskiego oraz 1. Frontu Ukraińskiego nakazał, aby „w żadne stosunki i porozumienie z polskimi oddziałami nie wchodzić. Niezwłocznie po ujawnieniu składu osobowego tych oddziałów rozbroić i odstawić je do specjalnie zorganizowanych punktów”, a w przypadku oporu ze strony polskich oddziałów „zastosować siłę zbrojną”. Sześć dni później, 20 lipca 1944 r., Beria w notatce do Stalina zawarł propozycję Sierowa, aby „kadrę oficerską (poza tymi, którzy zgłoszą się do służby w armii polskiej) skierować do obozów NKWD”, ponieważ „zawsze będą oni konspirować przeciwko Sowietom”. Sugestia ta została natychmiast zaakceptowana przez Stalina. Aby zapewnić lepsze warunki do realizacji tych celów, 26 lipca 1944 r. w Moskwie członkowie PKWN, jeszcze przed przybyciem do Polski, zostali zmuszeni do podpisania porozumienia „O stosunkach między dowództwem radzieckim a polską administracją na wyzwolonych terenach Polski”. Porozumienie to poddawało sowieckiej jurysdykcji wszelkie przestępstwa, jakie mogły być popełnione przez ludność cywilną „w strefie operacji wojennych na terytorium Polski”, której to strefy świadomie nie sprecyzowano.
Wsparcie dla zdrajców
NKWD miało jeszcze do wykonania w Polsce inne ważne zadania. Najistotniejszym z nich było wsparcie cieszących się minimalnym poparciem społecznym polskich komunistów w uchwyceniu i utrwaleniu władzy. Szczególną rolę miał odgrywać w tej operacji Resort Bezpieczeństwa PKWN, który miał być jego zbrojnym ramieniem. Jego rozbudowa rozpoczęła się na początku sierpnia 1944 r., z chwilą zorganizowania Wojewódzkiego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego (WUBP) w Lublinie. Początkowo wszystkie zadania realizowały jednostki wchodzące w skład Wojsk Wewnętrznych NKWD, ochraniających tyły wkraczającej do Polski Armii Czerwonej. Po przybyciu do Lublina Sierow rozpoczął tworzenie specjalnych grup enkawudowskich: agenturalnej, śledczej, rozpoznawczo-dochodzeniowej oraz operacyjno-wojskowej, które niebawem zostały skierowane do realizacji zadań w powiatach. Utworzone zostały również areszty i obozy filtracyjne NKWD. W Lublinie usytuowany został specjalny batalion NKWD liczący 870 żołnierzy, którego celem miała być ochrona PKWN. Do dyspozycji NKWD w Lublinie były m.in. areszty przy ul. Chopina 18, Świętoduskiej 10 i Skłodowskiej 10, gdzie wszystkich zatrzymanych poddawano brutalnym przesłuchaniom, oraz obóz filtracyjny zorganizowany na III polu byłego obozu koncentracyjnego na Majdanku. Potem NKWD mogło korzystać z więzienia na Zamku w Lublinie, więzienia w Siedlcach, aresztów w miastach powiatowych oraz dziesiątek prowizorycznych obozów filtracyjnych, w których przetrzymywano schwytanych członków AK.
Szybko jednak się okazało, że realizacja wyznaczonych NKWD zadań wymaga znacznie większych sił niż te, które znalazły się na Lubelszczyźnie w pierwszych tygodniach po wkroczeniu Armii Czerwonej. Właśnie dlatego 13 października 1944 r. Beria wydał rozkaz 001266 o sformowaniu 64. Zbiorczej Dywizji NKWD. Wykonanie rozkazu Beria powierzył wspomnianemu gen. Gorbatiukowi, który dzień później przybył do Lublina, aby nadzorować proces formowania dywizji. Na dowódcę 64. dywizji wyznaczono gen. mjr. Borisa Sieriebriakowa, którego w lutym 1945 r. zastąpił na tym stanowisku gen. mjr Paweł Browkin. O gigantycznym tempie formowania dywizji mogło świadczyć to, że już 20 października 1944 r., gdy zasiliły ją kolejne przybyłe jednostki, dywizja liczyła 9574 żołnierzy, a w grudniu 1944 r. jej stan osobowy przekroczył 14 tys. W tym samy czasie cały aparat bezpieczeństwa PKWN liczył zaledwie 2,5 tys. funkcjonariuszy. W Lublinie stacjonował sztab 64. dywizji oraz wchodzące w jej skład 145. Pułk Strzelecki, 198. Samodzielny Batalion Piechoty Zmotoryzowanej i 107. Samodzielna Grupa Manewrowa, które były utrzymywane w stałej gotowości do wyruszenia w teren. Miejscem dyslokacji pozostałych jednostek dywizji były Piaski koło Lublina, Kraśnik, Zamość, Siedlce, Rzeszów, Przemyśl, a także Białystok. 4 stycznia 1945 r. na mocy rozkazu Berii nr 004 sformowano dodatkowe dwie dywizje NKWD – 62. i 63., które również miały operować na terenie Polski.
Od lutego 1945 r. działalność jednostek NKWD w Polsce uległa pewnej zmianie. Jednostki składowe poszczególnych dywizji zostały przypisane do określonego rejonu działania, za który odpowiadały. Tylko jedna z nich miała nieco inne zadanie. 2. Pułk Pograniczny, wchodzący w skład 64. dywizji NKWD, w lutym 1945 r. został przerzucony z Lubelszczyzny do podwarszawskich Włoch, a potem na Pragę. Tam otrzymał zadanie ochrony Rządu Polskiego (Rząd Tymczasowy powstały 31 grudnia 1944 r. na bazie PKWN). Gdy wiosną 1945 r. oddziały podziemia rozpoczęły walkę z władzą komunistyczna, jednostki NKWD wzięły na siebie główny ciężar jej obrony. Na początku maja 1945 r. siły NKWD na terenie wyzwolonej Polski liczyły już 35 tys. ludzi, a w końcu lata osiągnęły stan prawie 45 tys. W listopadzie i grudniu 1946 r. 62., 63. i 64. Dywizja NKWD zostały formalnie rozformowane. Jednak ich pojedyncze jednostki stacjonowały w Polsce aż do wiosny 1947 r., kiedy swoje dotychczasowe zadnia mogły w końcu przekazać UB, MO i KBW.
Aresztowania i deportacje
Już w momencie wkraczania Armii Czerwonej na ziemie polskie zaczęły się aresztowania akowców. 22 lipca 1944 r. rozbrojono oddziały AK Obwodu Hrubieszów na Zamojszczyźnie. Siły NKWD dowodzone przez mjr. Fokonowa w rejonie Kocka, Firleja i Lubartowa na Lubelszczyźnie rozbroiły oddziały 27. Wołyńskiej Dywizji AK. Większość jej żołnierzy znalazła się w obozie w Skrobowie, zarządzanym przez NKWD. 29 lipca 1944 r. w Zamościu i Chełmie zlikwidowano oddziały 3. Dywizji Piechoty Legionów AK dowodzonej przez płk. Adama Świtalskiego „Dąbrowę”. 8 sierpnia 1944 r., po zdobyciu przez Sowietów Łukowa i Radzynia Podlaskiego, NKWD otoczyło i rozbroiło 34. i 35. Pułk Piechoty 9. Dywizji Piechoty AK, dowodzonej przez płk. Ludwika Bittnera „Halkę”. Rozbrajano również lubelskie oddziały AK idące na pomoc Warszawie, gdzie trwało wówczas powstanie. Taki los spotkał m.in. liczące prawie 5000 ludzi oddziały puławskiego 15. Pułku Piechoty AK, które zostały zatrzymane przez Sowietów w rejonie Garwolina. Dramatyczny los spotkał także oddziały AK Obwodu Hrubieszów. W rejonie miejscowości Trzeszczany zostały otoczone przez siły sowieckie, a następnie ostrzelane z czołgów, w wyniku czego poniosły bardzo duże straty. W ręce NKWD trafiła drużyna dziewcząt z Wojskowej Służby Kobiet, które zostały potem wielokrotnie zgwałcone. W kierunku Warszawy usiłowały się także przedostać z Rzeszowszczyzny oddziały zgrupowania AK „San”, które wcześniej przybyło tam z Lwowskiego Okręgu AK. Zostały rozbite w rejonie Sarzyny i Rudnika.
Aresztowanych żołnierzy AK NKWD umieszczało w prowizorycznych obozach, których były dziesiątki. Wielu z zatrzymanych było więzionych w strasznych warunkach. Tak było m.in.na lubelskim Majdanku, przekształconym w obóz zbiorczy NKWD, oraz w jego filiach w Poniatowej i Krzesimowie. W sierpniu i wrześniu 1944 r. ruszyły transporty żołnierzy AK do obozów pracy w Związku Sowieckim. Z Lublina w ośmiu transportach wywieziono wówczas 400 oficerów AK i osób funkcyjnych w organizacji. W tym samym czasie w czterech transportach z Białegostoku wywieziono 3700 akowców, a w dwóch transportach z Przemyśla prawie 1300. W październiku i listopadzie 1944 r. deportacje się nasiliły, a transporty deportowanych były większe. 30 listopada 1944 r. z obozu NKWD w Sokołowie Podlaskim wysłano do obozu pracy nr 270 w Borowiczach 1510 akowców. O skali zjawiska może świadczyć raport gen. Sierowa do Berii z 11 stycznia 1945 r., w którym wymienia on liczbę 13 142 aresztowanych od 15 października 1944 r. i podaje liczbę zdemaskowanych członków AK – 9101. Deportacje odbywały się aż do kwietnia 1945 r. Jako ostatnich wywieziono oficerów i żołnierzy 27. Wołyńskiej Dywizji AK z obozu w Skrobowie koło Lubartowa. Żołnierze AK trafiali do obozów pracy m.in. w Stalinogorsku, Charkowie, Borowiczach, Riazaniu i Tule, a czasami nawet tam, gdzie już wcześniej stanęła polska stopa, jak np. do obozu w Ostaszkowie. Część z nich dopiero po kilku latach morderczej pracy wróciła do kraju, inni na zawsze pozostali na „nieludzkiej ziemi”.
Aresztowania objęły również ludność cywilną. NKWD wyodrębniło aż 21 kategorii wśród zatrzymywanych Polaków. Profesor Andrzej Skrzypek, który przez wiele lat badał problem sowieckich deportacji z lat 1944–1945, szacuje liczbę wywiezionych wówczas polskich obywateli na 51 tys. Ale represje NKWD nie zakończyły się w kwietniu 1945 r. wraz z zaniechaniem deportacji. Trwały one nadal. Bardzo często jednostki NKWD prowadzące pościg za oddziałami podziemia dopuszczały się mordów na ludności cywilnej. W kwietniu 1945 r. w Łabuniach w powiecie zamojskim jeden z oddziałów
64. Dywizji NKWD zamordował rodzinę, którą podejrzewał o ukrywanie partyzantów. W Putnowicach Górnych i w Aurelinie w powiecie hrubieszowskim w czerwcu 1945 r. enkawudziści aresztowali jako zakładników kilkanaście osób. Ich ciała ze śladami tortur znaleziono potem na skraju pobliskiego lasu. Z kolei po walkach z oddziałami NSZ pod Opokami i Kuryłówką na Rzeszowszczyźnie Sowieci podpalili obie wsie.
Takich zdarzeń na przestrzeni 1945 i 1946 r. było w Polsce dziesiątki. Prawdziwym symbolem represji NKWD stała się w obława augustowska – operacja przeprowadzona od 10 do 25 lipca 1945 r. przez 385. Pułk Strzelecki 62. Dywizji NKWD oraz oddziały Armii Czerwonej należące do 3. Frontu Białoruskiego wraz z wydzielonymi oddziałami LWP i UB. Operacja miała na celu rozbicie i likwidację oddziałów partyzanckich operujących w rejonie Suwałk i Augustowa. W jej trakcie spacyfikowano tereny Puszczy Augustowskiej i okolic oraz zatrzymano ponad 7 tys. osób, które były potem więzione w specjalnie utworzonych obozach filtracyjnych i poddane torturom. Około 600 z nich zostało wywiezionych w nieznanym kierunku i wszelki ślad po nich zaginął. Prawdy o ich losie nie znamy do dzisiaj.
Perfidne metody
Gdy wiosną 1945 r. na „wyzwolonych” przez Armię Czerwoną terenach Polski zaczęło się odradzać podziemie, NKWD wzięło na siebie główny ciężar walki z nim. Grupy bojowe NKWD, dobrze wyposażone i liczące od 25 do 170 osób, dniem i nocą przeczesywały teren. W czasie takich akcji bardzo często dochodziło do kilkudniowych zaciętych walk z oddziałami partyzanckimi. Tak było m.in. od 6 do 9 marca 1945 r. w rejonie Włodawy, gdzie w starciach z oddziałami NKWD zginęło 51 partyzantów.
20 kwietnia 1945 r. w rejonie wsi Łabuńki na Zamojszczyźnie NKWD rozbiło oddział Edwarda Lachowskiego „Konrada”. 30 kwietnia w starciu z NKWD pod Moczydłami na Podlasiu siły podziemia straciły 67 ludzi. 12 maja 1945 r. w rejonie Nałęczowa grupa bojowa NKWD zmasakrowała oddział Kazimierza Orłowskiego „Szatana” z puławskiego zgrupowania Mariana Bernaciaka „Orlika”. W okolicach miejscowości Biskupice w rejonie Lubartowa wydzielony oddział 198. Batalionu Piechoty zmotoryzowanej NKWD w zorganizowanej zasadzce rozbił oddział partyzancki Józefa Wojtunia „Sęka”. W trakcie walki poległo 36 partyzantów.
Nie zawsze jednak starcia z NKWD kończyły się dla oddziałów podziemia tak tragicznie. Zdarzały się również sukcesy po polskiej stronie. Tak było m.in. 6 maja 1945 r., gdy zgrupowanie NOW Franciszka Przysiężniaka „Ojca Jana” starło się z siłami NKWD pod Kuryłówką oraz 24 maja 1945 r. w Lesie Stockim, gdzie puławskie oddziały „Orlika” rozbiły kilkusetosobową grupę operacyjną NKWD i UB.
Zasadniczo jednak polskie podziemie w starciu z NKWD stało na przegranej pozycji. Nie tylko ze względu na dysproporcję sił, lecz także ze względu na perfidne metody stosowane przez wroga. Bardzo często oddziały NKWD przebierały się za oddziały podziemia, stosowały prowokacje i mordowały ludność, aby zohydzić „wyklętych” w oczach lokalnych społeczności. Wiele wskazuje na to, że tak właśnie było w przypadku akcji lubelskiego zgrupowania oddziałów NSZ Mieczysława Pazderskiego „Szarego”, które miało rzekomo 6 czerwca 1945 r. wymordować 196 ukraińskich mieszkańców wsi Wierzchowiny. W konsekwencji tej akcji liczące prawie 300 osób zgrupowanie, 10 czerwca 1945 r. w rejonie miejscowości Huta zostało doszczętnie rozbite oddziały 64. Dywizji NKWD. Zginęło wówczas około 200 partyzantów, w tym dowódca. Akcja „Szarego” w Wierzchowinach stała się dla komunistycznej propagandy symbolem zbrodniczego charakteru polskiego podziemia, uzasadniającego konieczność ostatecznego rozprawienia się z nim. W rzeczywistości celem zgrupowania „Szarego” w Wierzchowinach była likwidacja 19 mieszkańców wsi: 17 Ukraińców i dwóch Polaków oskarżonych o współpracę z UB i NKWD. Poszlaki wskazują, że NKWD wspólnie z UB zorganizowało specjalny oddział, pozorujący oddział podziemia, który po wyjściu z Wierzchowin oddziałów „Szarego” wkroczył do wsi i dokonał masakry mieszkańców.
Z AK do NKWD
NKWD nie tylko prowadziło akcję pościgowe przeciwko oddziałom podziemia, ale też zajmowało się rozpracowaniem jego struktur i społecznego zaplecza. W tym celu werbowało swoją agenturę. Tylko w październiku 1944 r. grupy operacyjne NKWD zwerbowały 27 agentów, byłych członków AK. Według raportu Sierowa jesienią 1944 r. w Lublinie dla NKWD miało pracować 114 osób. Spora część tej agentury została przekazana jesienią 1945 r. do dyspozycji UB. To dzięki niej NKWD zakładało tzw. kotły w mieszkaniach, w których odbywały się zebrania organizacyjne. Tak było m.in. 21 marca 1945 r., kiedy w jednym z mieszkań na warszawskiej Pradze aresztowano cały sztab Komendy Okręgu AK – DSZ w Lublinie. Prawdziwym „ciosem w serce” zadanym przez NKWD było aresztowanie przywódców Polskiego Państwa Podziemnego 27 i 28 marca 1945 r. w Pruszkowie. Całą operację osobiście nadzorował gen. Sierow, który w operacji tej wystąpił jako gen. Iwanow.
Stalin wiedział, że siły i poparcie dla komunistów są w Polsce zerowe. Był to jeden z powodów, dla których dyktator wstrzymał ofensywę Armii Czerwonej. Zdawał sobie sprawę, że w momencie gdy front ruszy na Zachód, w Polsce wybuchnie wojna partyzancka, a miejscowi komuniści są zbyt słabi, aby utrzymać się przy władzy. O tym, jak iluzoryczna była ich władza w powojennej Polsce, może świadczyć fakt, że jeszcze jesienią 1946 r. Bolesław Bierut zwracał się do sowieckich władz z prośbą o wstrzymanie wycofywania oddziałów NKWD z Polski. W rezultacie zostały one aż do wiosny 1947 r., aby dopilnować ostatniego aktu podporządkowania Polski Sowietom, czyli fałszowania wyborów do Sejmu Ustawodawczego w styczniu 1947 r. Potem ich zadania przejęło UB, ale czekiści nadal mieli decydujący wpływ na funkcjonowanie polskiej bezpieki, jako tak zwani doradcy. Tak było do październikowej odwilży w 1956 roku.
Żydzi w NKWD i UB.
Negowanie znaczenia roli Żydów w służbie NKWD jest sprzeczne z podstawowymi faktami ustalonymi przez historyków. Prof. Andrzej Paczkowski sformułował tę tezę jako „nadreprezentacją Żydów w UB”. Jednoznacznie pisze o „nadreprezentatywności Żydów w UB” inny czołowy historyk IPN-owski dr hab. Jan Żaryn w swym opracowaniu „Wokół pogromu kieleckiego” (Warszawa 2006, s. 86).
O bardzo niefortunnych dysproporcjach, wynikających z nadmiernej liczebności Żydów w UB, pisali również niejednokrotnie dużo rzetelniejsi od Grossa autorzy żydowscy, np. Michael Chęciński, były funkcjonariusz informacji wojskowej LWP, w wydanej w 1982 r. w Nowym Jorku książce „Poland. Communism, Nationalism, Anti-semitism” (s. 63-64).
Żydowski autor wydanej w Paryżu w 1984 r. książki „Les Juifs en Pologne et Solidarność” („Żydzi w Polsce i Solidarność”) Michel Wiewiórka pisał na s. 122: „Ministerstwo spraw wewnętrznych, zwłaszcza za wyjątkiem samego ministra, było kierowane w różnych departamentach przez Żydów, podczas gdy doradcy sowieccy zapewniali kontrolę jego działalności”.
Na szeregu stronach „Strachu” Gross stara się całkowicie zanegować wobec amerykańskich czytelników jakiekolwiek znaczenie roli Żydów w UB. Równocześnie jednak ten sam Gross całkowicie przemilcza istotne wpływy, wręcz dominację żydowskich komunistów w innych sferach władzy, takich jak sądownictwo, propaganda czy gospodarka. W ponad 50-stronicowej części książki poświęconej „żydokomunie” nawet jednym zdaniem nie wspomina o tym amerykańskim czytelnikom, cynicznie utrzymując ich w totalnej nieświadomości na ten temat.
Rola Żydów w bezpiece, jej wyjątkowość polegała nie tylko na nadmiernej liczebności, lecz także na splamieniu się przez bardzo wielu żydowskich funkcjonariuszy UB przykładami ogromnego okrucieństwa, brakiem jakichkolwiek skrupułów i brutalnym łamaniem prawa wobec polskich więźniów politycznych. Rzecz znamienna – złowieszcza rola żydowskich funkcjonariuszy jest widoczna w każdej bardziej znaczącej zbrodni UB, od ludobójczych mordów w obozie w Świętochłowicach począwszy, poprzez sądowe mordy na generale Fieldorfie „Nilu” i rotmistrzu Pileckim po proces gen. Tatara i współoskarżonych wyższych wojskowych.
Główni winowajcy zabójstwa tego polskiego bohatera to w przeważającej części żydowscy komuniści. Była wśród nich czerwona prokurator Helena Wolińska (Fajga Mindla-Danielak), która zadecydowała o bezprawnym aresztowaniu gen. Fieldorfa, a później równie bezprawnie przedłużała czas jego aresztowania. Wyrok śmierci na generała w sfabrykowanym procesie wydała sędzia komunistka żydowskiego pochodzenia Maria Gurowska z domu Sand, córka Moryca i Frajdy z domu Einseman.
Dodajmy do tego żydowskie pochodzenie trzech z czterech osób wchodzących w skład kolegium Sądu Najwyższego, które zatwierdziły wyrok śmierci na polskiego bohatera (sędziego dr. Emila Merza, sędziego Gustawa Auscalera i prokurator Pauliny Kern). Cała trójka później dożywała ostatnich lat swego życia w Izraelu. Przypomnijmy również, że wcześniej w rozprawie pierwszej instancji oskarżał gen. „Nila” jeden z najbezwzględniejszych prokuratorów żydowskiego pochodzenia Benjamin Wajsblech. Dodajmy, że prawdopodobnie sam Józef Różański (Goldberg) wręczał przesłuchującemu gen. Fieldorfa porucznikowi Kazimierzowi Górskiemu tzw. pytajniki, tj. odpowiednio spisane zestawy pytań, które miał zadawać więźniowi (wg P. Lipiński, Temat życia: wina, Magazyn „Gazety Wyborczej”, 18 listopada 1994 r.).
Warto przypomnieć w tym kontekście fragment rozmowy Sławomira Bilaka z Marią Fieldorf-Czarską, córką zamordowanego generała.
Powiedziała ona m.in.: „Pytam się dlaczego nikt nie mówi, że w sprawie mojego ojca występowali wyłącznie sami Żydzi? Nie wiem, dlaczego w Polsce wobec obywatela polskiego oskarżali i sądzili Żydzi” (cyt. za: Temida oczy ma zamknięte. Nikt nie odpowie za śmierć mojego ojca, „Nasza Polska”, 24 lutego 1999 r.).
Przypomnijmy teraz jakże haniebną sprawę wydania wyroku śmierci na jednego z największych polskich bohaterów rotmistrza Witolda Pileckiego i stracenia go w 1948 roku. Człowieka, który dobrowolnie dał się aresztować, aby trafić do Oświęcimia i zbadać prawdę o sytuacji w obozie, a później stał się tam twórcą pierwszej obozowej konspiracji. Oficera, którego wybitny angielski historyk Michael Foot nazwał „sumieniem walczącej przeciw hitlerowcom Europy” i jedną z kilku najwybitniejszych i najodważniejszych postaci europejskiego Ruchu Oporu. Otóż – jak pisał na temat sprawy rotmistrza Pileckiego i współoskarżonych z nim w procesie Tadeusz M. Płużański:
„Wyroki zapadły już wcześniej – wydał je dyrektor departamentu śledczego MBP Józef Goldberg Różański. Podczas jednego z przesłuchań powiedział Płużańskiemu: „Ciebie nic nie uratuje. Masz u mnie dwa wyroki śmierci. Przyjdą, wyprowadzą, pieprzną ci w łeb, i to będzie taka zwykła ludzka śmierć” (por. T.M. Płużański, Prokurator zadań specjalnych, „Najwyższy Czas”, 5 października 2002 r.).
Warto przy okazji stwierdzić, że jednym z członków kolegium Najwyższego Sądu Wojskowego, który 3 maja 1948 r. zatwierdził wyrok śmierci na Pileckim, wykonany 25 maja 1948 r., był sędzia Leo Hochberg, syn Saula Szoela (wg T.M. Płużański, Prawnicy II RP, komunistyczni zbrodniarze, „Najwyższy Czas”, 27 października 2001 r.).
Pominę tu szersze relacjonowanie jednej z najczęściej przypominanych zbrodni – ludobójczego wymordowania około 1650 niewinnych więźniów w ciągu niecałego roku przez Salomona Morela i podległych mu żydowskich oprawców z UB (zob. na ten temat szerzej książkę autora jakże rzetelnego żydowskiego samo-rozrachunku Johna Sacka „Oko za oko”, Gliwice 1995).
Przypomnę tu tylko jedną z ulubionych „zabaw” ludobójczego „kata ze Świętochłowic” S. Morela, polegającą na ustawianiu piramid z ludzi, którym kazał się kłaść czwórkami jedni na drugich. Gdy stos ciał był już dostatecznie duży, wskakiwał na nich, by jeszcze zwiększyć ciężar. Po takich „zabawach” ludzie z górnych części stosu wychodzili w najlepszym wypadku z połamanymi żebrami, natomiast dolna czwórka lądowała w kostnicy.
Dużo mniej znane są późniejsze zbrodnie, popełnione przez Morela na młodocianych polskich więźniach politycznych „reedukowanych” w obozie w Jaworznie. Morel zastąpił tam na stanowisku komendanta kapitana NKWD Iwana Mordasowa. W książce Marka J. Chodakiewicza, „Żydzi i Polacy 1918-1945” (Warszawa 2000, s. 410), czytamy:
„Między 1945 a 1949 rokiem w obozie w Jaworznie zmarło około 10 tysięcy więźniów”. Te aż tak przerażające dane liczbowe brzmią wprost niewiarygodnie i wymagają gruntownego sprawdzenia, choć Chodakiewicz przytacza je za źródłową pracą M. Wyrwicha, („Łagier Jaworzno”, Warszawa 1995).
Różne relacje potwierdzają w każdym razie wyjątkowe okrucieństwo okazywane wobec młodocianych polskich więźniów przez komendanta Morela. Począwszy od witania przez niego kolejnych transportów młodocianych więźniów typowym dlań powitaniem:
„Popatrzcie na słońce, bo niektórzy widzą je po raz ostatni!”. Czy słowami: „Jesteście bandytami, pokażemy wam tutaj, co znaczy wojowanie przeciwko władzy ludowej”.
(Oba cytaty za tekstem napisanego przez Mieczysława Wiełę „Listu otwartego do premiera rządu RP” („Jaworzniacy” nr 2/29 z lutego 1999 r.).
Poza katuszami fizycznymi Morel lubił zadawać swoim ofiarom różne udręki psychiczne. Na przykład kazał pisać po tysiąc razy: „Nienawidzę Piłsudskiego” (wg M. Wyrwich, „Łagier Jaworzno”, Warszawa 1995, s. 90).
Ludobójczy zbrodniarz S. Morel otrzymywał polską rentę – mniej więcej 5 tys. zł.
Czołowy historyk IPN dr hab. Jan Żaryn pisał niedawno:
”Doświadczenia z lat 1944-1945 jedynie utrwalały stereotyp żydokomuny”. „NKWD przy pomocy pozostałych Żydów urządza krwawe orgie’ – meldował Władysław Liniarski „Mścisław”, komendant Okręgu AK w Białymstoku w styczniu 1945 r. do „polskiego Londynu” (…).
Polacy po wojnie, używając hasła „żydokomuna”, posługiwali się zatem stereotypem wytworzonym przez samych Żydów komunistów. Żydzi stawali się zatem współodpowiedzialnymi za cierpienia Polaków, w tym za utratę – po raz kolejny – niepodległości państwowej.
Do rodzin docierały szczegóły tortur, jakim byli poddawani w ubeckich kazamatach ich najbliżsi – często żołnierze podziemia niepodległościowego. „Gdy wyszedłem z karceru, zaraz wzięli mnie na górę i enkawudzista Faber [Samuel Faber – przypis J. Żaryna], (kto on był, nie wiem, czy to Polak, czy Rosjanin, na pewno Żyd) (…) kazał mnie związać. Zawiązali mi usta szmatą i między ręce i nogi wsadzili mi kij, na którym mnie zawiesili, po czym do nosa zaczęli mi wlewać chyba ropę. Po jakimś czasie przestali. Przytomności nie straciłem, więc wszystko do końca czułem. Dostałem od tego krwotoku (…)’ – wspominał Jakub Górski „Jurand”, żołnierz AK” (…).
Inny działacz podziemia niepodległościowego, Mieczysław Grygorcewicz, tak zapamiętał pierwsze dni pobytu w areszcie NKWD i UB w Warszawie:
„(…) Na pytania zadawane przez Józefa Światłę – szefa Wojewódzkiego Urzędu Bezpieczeństwa początkowo nie odpowiadałem, byłem obojętny na wszystkie groźby i krzyki, opanowała mnie apatia, przede mną stanęła wizja śmierci. Przecież jestem w rękach wroga, i to w rękach żydowskich, których w UB nie brakowało. Poczułem do nich ogromny wstręt, przecież miałem do czynienia z szumowiną społeczną, przeważnie wychowaną w rynsztoku nalewkowskim”.
„Józef Światło – Żyd z pochodzenia, mając pistolet w ręku, oświadczył mi, że jeżeli nie podam swego miejsca zamieszkania, strzeli mi w łeb (…)”.
Światło przyprowadził Halickiego, kierownika sekcji śledczej, który również był Żydem, i ten rozpoczął śledztwo wstępne (…). Oficerowie ubowscy zmieniali się często (…). Szczególnie jeden z nich brutalnie i ordynarnie do mnie się odzywał, groził karą śmierci bez sądu. Jak się później dowiedziałem od śledczego porucznika Łojki – był to sam Józef Różański (Józef Goldberg), zastępca Radkiewicza, ministra bezpieczeństwa.
W takiej sytuacji i wśród tej zgrai ubeckiej byłem przygotowany na najgorsze, nawet na rozstrzelanie (…)”. (cyt. za J. Żaryn, Hierarchia Kościoła katolickiego wobec relacji polsko-żydowskich w latach 1945-1947, we: „Wokół pogromu kieleckiego”, Warszawa 2006, s. 86-88)”.
Przypomnijmy, że wymieniony tu Józef Różański (Goldberg), dyrektor Departamentu Śledczego w MBP zyskał sobie zasłużoną sławę najokrutniejszego kata bezpieki. Od byłego oficera AK Kazimierza Moczarskiego, który był jedną z ofiar „piekielnego śledztwa” prowadzonego pod nadzorem Różańskiego, wiemy, jakie były metody katowania więźniów przesłuchiwanych w MBP. Spośród 49 rodzajów maltretowania i tortur, którym go poddawano, Moczarski wymienił m.in.:
„1. bicie pałką gumową specjalnie uczulonych miejsc ciała (np. nasady nosa, podbródka i gruczołów śluzowych, wystających części łopatek itp.);
2. bicie batem, obciągniętym w tzw. lepką gumę, wierzchniej części nagich stóp – szczególnie bolesna operacja torturowa;
3. bicie pałką gumową w pięty (seria po 10 uderzeń na piętę – kilka razy dziennie);
4. wyrywanie włosów ze skroni i karku (tzw. podskubywanie gęsi), z brody, z piersi oraz z krocza i narządów płciowych;
5. miażdżenie palców między trzema ołówkami (…);
6. przypalanie rozżarzonym papierosem okolicy ust i oczu; (…)
8. zmuszanie do niespania przez okres 7-9 dni (…)” (cyt. za K. Moczarski, Piekielne śledztwo, „Odrodzenie”, 21 stycznia 1989 r.).
Dygnitarz MBP – Józef Światło nadzorował tajne więzienie w Miedzeszynie, gdzie do metod wydobywania zeznań należało m.in. skazywanie na klęczenie na podłodze z cegieł z podniesionymi do góry rękami przez 5 godzin, przepędzanie nago korytarzami z jednoczesnym chłostaniem stalowymi prętami, bicie pałką splecioną ze stalowych drutów (wg T. Grotowicz, Józef Światło, „Nasza Polska”, 22 lipca 1998 r.).
O tych wszystkich okrucieństwach i zbrodniach żydowskich katów z UB nie znajdziemy nawet jednego zdania informacji w książkach J. T. Grossa, tak chętnie i obszernie rozpisującego się o zbrodniach popełnionych przez Polaków na Żydach.
Warto przypomnieć, że Różański (Goldberg) był odpowiedzialny za działanie tajnej grupy ubeckich morderców, którzy na jego polecenie potajemnie mordowali w lesie wybranych żołnierzy AK i porywanych z ulicy ludzi. Tak zamordowano m.in. formalnie zwolnionego z aresztu ks. Antoniego Dąbrowskiego, byłego kapelana 27 Wołyńskiej Dywizji Piechoty Armii Krajowej (27 DP AK) utworzonej z siłOkręgu Wołyńw ramachAkcji Burza. W marcu 1944 27 DP AK liczyła około 6000 żołnierzy.
Wśród skrytobójczo zamordowanych po wywiezieniu z więzienia do lasu był m.in. pułkownik AK Aleksander Bielecki, na którym bezpiece nie udało się wymusić oczekiwanych zeznań, oraz jego żona.
Warto przypomnieć, że żydowski komunista Leon Kasman, przez wiele lat redaktor naczelny organu KC PZPR „Trybuny Ludu”, był tym działaczem, który najgwałtowniej nawoływał do zaostrzenia represji wobec przeciwników politycznych podczas obrad Biura Politycznego KC PPR w październiku 1944 roku.
„Wsławił się” wówczas powiedzeniem: „Przerażenie ogarnia, że w tej Polsce, w której partia jest hegemonem, nie spadła nawet jedna głowa” (cyt. za P. Lipiński, Bolesław Niejasny, Magazyn „Gazety Wyborczej”, 3 maja 2000 r.).
I głowy polskich patriotów, głównie AK-owców, zaczęły spadać w przyspieszonym tempie na skutek rozpętanej wówczas pierwszej wielkiej fali terroru przeciw Narodowi.
I tak np. w grudniu 1944 r. doszło do rozstrzelania pięciu AK-owców w piwnicy domu przed Zamkiem Lubelskim. Ich sprawę prowadził prokurator wojskowy narodowości żydowskiej (wg. mgr Marek Kolasiński, sędzia Sądu Apelacyjnego w Lublinie, „Raport o sądowych morderstwach”, Warszawa 1994, s. 108).
askrawe przykłady okrucieństwa żydowskich śledczych wobec przesłuchiwanych polskich oficerów znajdujemy w tzw. sprawie bydgoskiej.
Jerzy Poksiński opisał np., jak to „kpt. Mateusz Frydman chwytał przesłuchiwanych oficerów za gardło i tłukł ich głową o ściany, powiedział do majora Krzysika:
„Zastrzelę cię, a grób zaorzę, aby ci Anders nie mógł pomnika wystawić” (por. J. Poksiński, „TUN. Tatar – Utnik – Nowicki”, Warszawa 1992, s. 38).
W sprawie bydgoskiej zmarł zamęczony płk Józef de Meksz. W toku innej sfabrykowanej sprawy niewinnych oficerów, tzw. sprawy zamojsko-bydgoskiej, zmarł zamęczony w więzieniu płk Julian Załęski. Stracił on życie jako ofiara okrutnych tortur nakazanych przez jednego z najbezwzględniejszych żydowskich oprawców – szefa Głównego Zarządu Informacji Wojska Polskiego płk. Stefana Kuhla, zwanego „krwawym Kuhlem” (por. A.K. Kunert – J. Poksiński, Płk Stefan Kuhl, „Życie Warszawy”, 24 lutego 1993 r.).
Dyrektor departamentu V MBP żydowską komunistkę Lunę Brystygierową, wyspecjalizowaną w prześladowaniu Kościoła katolickiego i inteligencji patriotycznej, nazywano „Krwawą Luną” z powodu wyjątkowej bezwzględności, z jaką przesłuchiwała więźniów. Żołnierz AK i były więzień polityczny Anna Rószkiewicz-Litwinowiczowa pisała w swych wspomnieniach, iż:
„Julia Brystygierowa słynęła z sadystycznych tortur zadawanych młodym więźniom. W czasie przesłuchań we Lwowie wsadzała więźniom genitalia do szuflady, gwałtownie ją zatrzaskując. Była zboczona na punkcie seksualnym, i tu miała pole do popisu” (por. A. Rószkiewicz – Litwinowiczowa, Trudne decyzje. Kontrwywiad Okręgu Warszawa AK 1943-1944. Więzienie 1949-1954, Warszawa 1991, s. 106).
Do najhaniebniejszych spraw należało aresztowanie w 1947 r. na podstawie sfabrykowanych oskarżeń majora Mieczysława Słabego, byłego lekarza westerplatczyków, najsłynniejszej bohaterskiej formacji polskiej wojny obronnej 1939 roku.
Major Słaby już po kilku miesiącach przesłuchań zmarł w wieku zaledwie 42 lat na skutek ran odniesionych podczas śledztwa. Jego sprawę prowadził wiceprokurator mjr S.D. Mojsezon (Mojżeszowicz), Żyd z pochodzenia.
On to napisał własnoręczne rzekome „zeznania” mjr. Słabego, przyznającego się w nich do tego, jakoby „działał na szkodę państwa polskiego”. Majora Słabego nakłoniono zaś odpowiednimi metodami do podpisania sformułowanych przez prokuratora Mojsezona zeznań. Skatowany major umarł przed skazaniem i wyrokiem.
Na wyjaśnienie ciągle czeka po dwukrotnych umorzeniach śledztwa (w 1993 i 1995 r.) sprawa kulisów śmierci w gmachu Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego jednego z bohaterów książki Aleksandra Kamińskiego z batalionu „Zośka” – Jana Rodowicza ps. „Anoda”.
Był jedną z postaci słynnych z niewiarygodnej wręcz odwagi, poświęcenia i zdolności do ryzyka. Za swe wojenne zasługi był odznaczony Krzyżem Walecznych (dwukrotnie) i Krzyżem Virtuti Militari.
Wszechstronnie uzdolniony, studiował na Wydziale Architektury Politechniki Warszawskiej, gdy padł ofiarą represji. Aresztowano go w wigilię Bożego Narodzenia 1948 r. i zabrano do ubeckiej katowni. Jego przesłuchiwaniami kierował naczelnik V Departamentu MBP major żydowskiego pochodzenia Wiktor Herer (później profesor ekonomii).
Zaledwie w dwa tygodnie po aresztowaniu legendarny „Anoda” zginął w gmachu MBP. Z informacji złożonych w prokuraturze przez innego członka batalionu „Zośka”, uwięzionego w tym samym czasie, co „Anoda”, Rodowicz został zastrzelony przez Bronisława K. z MBP.
Były naczelnik w MBP Wiktor Herer zaprzeczył wersji o zamordowaniu „Anody”. Podtrzymał starą oficjalną wersję, jakoby „Anoda” popełnił samobójstwo, skacząc na parapet otwartego okna i wyskakując z czwartego piętra.
Wersja ta wydaje się dość nieprawdopodobna, choćby ze względu na to, że był wówczas środek zimy – 7 stycznia 1949 r. Jak więc wytłumaczyć twierdzenie, że w takim czasie w budynku MBP na czwartym piętrze było otwarte okno?
Generalnie ciągle za mało znane są liczne zbrodnie popełnione w różnych województwach na polecenie i pod dowództwem miejscowych żydowskich ubeków. Typowym przykładem pod tym względem jest sprawa zbrodni na 16 Polakach – zdemobilizowanych żołnierzach AK i NSZ dokonanej w Siedlcach 12 i 13 kwietnia 1945 roku.
W toku postępowania prokuratorskiego w latach 90. bezspornie udowodniono, że mordu dokonali pracownicy Powiatowego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego w Siedlcach. W czasie zbrodni szefem ówczesnego UB w Siedlcach był por. Edward Słowik, oficer narodowości żydowskiej, mający za „doradcę” oficera NKWD – majora Timoszenkę.
W momencie zbrodni w całym ówczesnym siedleckim UB na około 50 pracowników, około 20 było narodowości żydowskiej. Według historyka Marka J. Chodakiewicza, większość uczestników porwań i zabójstw 16 byłych żołnierzy podziemia niepodległościowego w Siedlcach, a wśród nich Braun (Bronek) Blumsztajn i Hersz Blumsztajn, została przeniesiona służbowo do innych miejscowości (por. M.J. Chodakiewicz, op. cit., s. 466).
Spośród zbrodniczych oficerów śledczych żydowskiego pochodzenia warto osobno wymienić majora (Izaaka) Ignacego Maciechowskiego, zastępcę szefa Wydziału IV GZI w latach 1949-1951. Według raportu komisji Mazura prowadził on śledztwo wymierzone przeciw gen. Tatarowi, płk. Uziębło, płk. Sidorskiemu, płk. Barbasiewiczowi, płk. Jurkowskiemu i mjr. Wackowi przy użyciu bardzo brutalnych metod przesłuchań. Kilku z torturowanych przez Maciechowskiego oficerów po przyznaniu się do „win” zostało skazanych przez stalinowskie sądy na karę śmierci, płk Ścibor, płk Barbasiewicz i płk Sidorski (por. T. Grotowicz, Ignacy Maciechowski, „Nasza Polska” z 10 lutego 1999).
Osobny obszerny temat, który tu przedstawiam bardzo skrótowo, to sprawa rozlicznych odpowiedzialnych sędziów żydowskiego pochodzenia typu wspomnianej już prokurator Heleny Wolińskiej (Fajgi Mindla-Danielak) czy sędzi Marii Gurowskiej.
Wymieńmy tu m.in. takie osoby, jak zastępcę prokuratora generalnego PRL Henryka Podlaskiego, zastępcę szefa Najwyższego Sądu Wojskowego i szefa Zarządu Wojskowego Oskara Szyję Karlinera (doprowadził on do takiego opanowania stanowisk w tym zarządzie przez oficerów żydowskiego pochodzenia, że instytucję tę złośliwie nazywano „Naczelnym Rabinatem Wojska Polskiego”), szefa Głównego Zarządu Informacji Wojska Polskiego płk. Stefana Kuhla, prokuratora Benjamina Wajsblecha, sędziego Stefana Michnika, ppłk. Filipa Barskiego (Badnera), kpt. Franciszka Kapczuka (Nataniela Trau), prokuratora Henryka Holdera, sędziego Najwyższego Sądu Wojskowego Marcina Danziga, sędziego płk. Zygmunta Wizelberga, sędziego Aleksandra Wareckiego (Weishaupta), prokuratora płk. Kazimierza Graffa, sędziego Emila Merza, płk. Józefa Feldmana, płk. Maksymiliana Lityńskiego, płk. Mariana Frenkla, płk. Nauma Lewandowskiego, prokuratorów w Prokuraturze Generalnej: Benedykta Jodelisa, Paulinę Kern, płk. Feliksa Aspisa, płk. Eugeniusza Landsberga.
Dość przypomnieć, że tylko w 1968 r. wyjechało około 1000 osób z dawnego aparatu władzy, skompromitowanych udziałem w służbach specjalnych UB, etc. (według informacji podanej 12 marca 1993 r. w audycji telewizyjnej przez wybitnego badacza najnowszej historii płk. J. Poksińskiego).
A przypomnijmy, że część żydowskich ubeków i morderców sądowych, najbardziej skompromitowanych działaniami w aparacie terroru, opuściła Polskę już wcześniej, w pierwszych latach po 1956 r. Porównajmy te dane ze skrajnie próbującym pomniejszyć rolę Żydów w aparacie represji J.T. Grossem, wypisującym uwagi o „paru tuzinach Żydów” , „działających jako pachołki Stalina”.
Wspomnę tu tylko bardzo skrótowo o kilku mało świetlanych postaciach z kręgu sądownictwa. Do najbardziej bezwzględnych prokuratorów żydowskiego pochodzenia należał Kazimierz Graff, syn kupca Maurycego Graffa i nauczycielki Gustawy Simoberg, były przewodniczący Warszawskiego Akademickiego Komitetu Antygettowego w latach 1937-1938.
26 lutego 1946 r. jako wiceprokurator Wydziału do Spraw Doraźnych Sądu Okręgowego w Siedlcach podczas sesji wyjazdowej w Sokołowie Podlaskim doprowadził do skazania na karę śmierci 10 żołnierzy AK.
Już następnego dnia Graff wydał rozkaz rozstrzelania skazanych AK-owców, „aby nie zdążyli złożyć przysługującej im z mocy prawa prośby o ułaskawienie” (wg: T.M. Płużański, „Przypadek prokuratora Graffa”, „Najwyższy Czas”, 6 lipca 2002 r.).
Dzięki swej bezwzględności po serii mordów sądowych Graff szybko awansował do rangi zastępcy Naczelnego Prokuratora Wojskowego w randze pułkownika. Był głównym oskarżycielem w sprawie Konspiracyjnego Wojska Polskiego dowodzonego przez kpt. Stanisława Sojczyńskiego „Warszyca”, doprowadzając do wydania wyroków śmierci na „Warszyca” i szereg innych współoskarżonych.
Główna Komisja Badania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu ustaliła, że w sprawie tej „miało miejsce morderstwo sądowe” (por. tamże). Graff „zasłynął” m.in. jako współautor aktu oskarżenia w sfabrykowanym procesie gen. S. Tatara i innych wyższych wojskowych, mającym wykryć „spisek w wojsku” (por. tamże).
Opracowany przezeń akt oskarżenia uznany został jednak za zawierający wiele oskarżeń „zbyt naiwnych i musieli go przerabiać dwaj dużo bardziej doświadczeni od Graffa spece od stalinowskich śledztw – A. Fejgin i J. Różański.
Morderca sądowy Stefan Michnik, brat obecnego redaktora naczelnego „Gazety Wyborczej” Adama Michnika, błyskawicznie awansował w wieku zaledwie 27 lat do rangi kapitana, mimo że nie posiadał matury.
„Zasłużył się” tak swą gorliwością w sfabrykowanych procesach politycznych. Już jako podporucznik był sędzią wydającym wyroki w sfabrykowanych procesach mjr. Zefiryna Machalli, płk. Maksymiliana Chojeckiego, mjr. Jerzego Lewandowskiego, płk. Stanisława Weckiego, mjr. Zenona Tarasiewicza, ppłk. Romualda Sidorskiego, ppłk. Aleksandra Kowalskiego.
10 stycznia 1952 r. stracono w wieku 37 lat skazanego na śmierć przez Stefana. Michnika mjr. Z. Machallę (został zrehabilitowany pośmiertnie 4 maja 1956 r.).
8 grudnia 1954 r. zmarł w niecały miesiąc po udzieleniu mu przerwy w wykonaniu kary więzienia skazany przez Michnika na karę 13 lat więzienia płk Stanisław Wecki. Na szczęście nie wykonano wyroków śmierci na skazanych przez S. Michnika na śmierć płk. M. Chojeckim i mjr. J. Lewandowskim.
W 1951 r. został stracony z wyroku S. Michnika mjr Karol Sęk (w procesie podlaskiego NSZ – zbrodnia całkowicie nieznana.
Tak Stefan Michnik skazywał żołnierzy NSZ na śmierć !!!!
Karol Sęk to jedna z piękniejszych kart patriotycznych. W wieku 16 lat zerwał godło niemieckie, później uczestniczył w wojnie polsko-bolszewickiej. W czasie II wojny światowej więzień Majdanka, żołnierz NOW i NSZ. Życie dla Polski zostało przerwane 7 czerwca 1952 r. decyzją Stefana Michnika, brata Adama Michnika. Karol Sęk zginął zamordowany w więzieniu.
W tym samym procesie podlaskiego NSZ Stefan Michnik wydał jeszcze dwa wyroki śmierci: jeden wykonano (na Stanisławie Okunińskim), inny (na Tadeuszu Moniuszce) złagodzono na dożywocie. W „Życiu” z 11 lutego 1999 r. podano, że według informacji redakcji S. Michnik wydał około 20 wyroków śmierci w procesach politycznych.
Prof. Witold Kulesza, ówczesny szef pionu śledczego IPN, szumnie zapowiadał, że Instytut Pamięci Narodowej będzie się domagał ekstradycji Stefana Michnika.
Ciekawe, jakie to względy (czyżby troska o to, żeby nie osłabiać „autorytetu” Adama Michnika?) zdecydowały o wycofaniu się z tej zapowiedzi? Warto przy tym zapytać, dlaczego kieresowskim władzom IPN zabrakło elementarnej uczciwości i odwagi do publicznego poinformowania o motywach wycofania się z zapowiedzianych żądań ekstradycji S. Michnika?
Wśród innych morderców sądowych warto wspomnieć m.in. o przypadku szefa Prokuratury Wojskowej w Warszawie płk. Eugeniusza Landsberga. Został on uratowany przez Polaków w czasie wojny dzięki schronieniu danym mu przy kościele katolickim. Odpłacił się za nie licznymi wyrokami śmierci na polskich patriotów w sfabrykowanych procesach politycznych.
Obsadzenie bardzo wielu wpływowych stanowisk w UB, prokuraturze i sądach osobami żydowskiego pochodzenia, niezwiązanymi z polskością, z polskimi tradycjami narodowymi i patriotyzmem, stawało się dla sterujących sprawami w Polsce stalinowskich dygnitarzy sowieckich najlepszą gwarancją zdecydowania w walce z polskimi patriotami z podziemia niepodległościowego. I pod tym względem się nie zawiedziono.
Spośród ubeków, sędziów i prokuratorów żydowskiego pochodzenia wywodziła się szczególnie duża liczba najbardziej nieubłaganych „pogromców” polskiego AK-owskiego podziemia gotowych do konstruowania przeciw niemu najbardziej absurdalnych oskarżeń.
Typowy pod tym względem był sędzia Dawid Rozenfeld, który uzasadniał wyrok skazujący tylko na dożywocie agentkę gestapo winną zadenuncjowania i śmierci wielu żołnierzy i oficerów AK, współwinną wydania gestapo gen. Stefana Roweckiego „Grota”. Jako okoliczność łagodzącą sędzia Rozenfeld uznał w przypadku tej agentki to, iż:
„Zdaniem Sądu Wojewódzkiego oskarżona jest ofiarą zbrodniczej działalności kierownictwa AK, które jak wiemy obecnie, współpracowało z Gestapo, było na usługach Gestapo i wraz z Gestapo walczyło przeciw większej części Narodu Polskiego w jego walce o narodowe i społeczne wyzwolenie”(cyt. za: J. Piłek, Stalinowcy są wśród nas, w: „Gazeta Polska”, 4 sierpnia 1994).
Adwokaci czy kaci ?
Dodajmy do powyższych opisów jeszcze rolę niektórych adwokatów pochodzenia żydowskiego. Szczególny typ „obrońcy” w procesach politycznych reprezentował np. adwokat żydowskiego pochodzenia Mieczysław (Mojżesz) Maślanko. Tak „bronił” swych podopiecznych, że porównał grupę Moczarskiego do Gestapo i Abwehry, twierdząc, że „wszystkie te instytucje zostały powołane przez klasy posiadające, które chcą zatrzymać koło historii” (wg: T.M. Płużański, Adwo-kaci, w: „Najwyższy Czas”, 26 stycznia 2003 r.).
W podobny sposób Maślanko „bronił” – oskarżając szefa II Zarządu Głównego WiN płk. Franciszka Niepokólczyckiego, słynnego „Łupaszkę”, czyli mjr. Zygmunta Szendzielarza, dowódcę V Wileńskiej Brygady AK, narodowca Adama Doboszyńskeigo, rotmistrza Witolda Pileckiego i współoskarżonych, gen. Augusta Emila Fieldorfa „Nila” (Maślanko zgodził się z większością rzekomych dowodów „winy” gen. „Nila”).
Według ostatniego delegata Rządu w Londynie na Kraj Stefana Korbońskiego, w sprawie Pileckiego i współoskarżonych „Różański postawił sprawę jasno: obowiązkiem rady obrońców (której przewodniczył Maślanko – przypis T.M. Płużańskiego) jest gromadzenie dowodów przeciw oskarżonym” (por. tamże).
Niegodne zachowanie M. Maślanki, robiącego wszystko, by pogrążyć oskarżonych, których miał bronić, było tym bardziej oburzające, że on sam został uratowany od śmierci w Oświęcimiu przez słynnego narodowca Jana Mosdorfa.
Podobnym do Maślanki „obrońcą”, a raczej „adwo-katem” w sprawach politycznych był inny adwokat żydowskiego pochodzenia, pracujący we wspólnej kancelarii z Maślanką – Edward Rettinger.
„Bronił” on Moczarskiego i jego kolegów słowami:„(…) to było bajoro zbrodni, którego miazmaty dziś nam trują jeszcze duszę.
To było bajoro zbrodni, gdzie zastygła krew lepi się jeszcze do rąk” (por. tamże). Innym tego typu pseudoobrońcą był Marian Rozenblitt, który działał już w sądownictwie polskiej armii w ZSRS.
W Krakowie działali konfidenci Gestapo i SB, jak żydowscy adwokaci Maurycy Wiener i Karol Buczyński. Prokuratorem wojewódzkim w Krakowie był Rek, a jego zastępcami Gołda, Józef Skwierawski, Krystyna Pałkówna. Działali wspólnie i w porozumieniu z adwokatami Wienerem i Buczyńskim, za grube pieniądze umarzając śledztwa pospolitych bandytów. Bogatych bandziorów „rekomendował” Bruno Miecugow, tatuś Grzegorza Miecugowa dziennikarza TVN. Bruno Miecugow jako sygnatariusz haniebnej listy 53 literatów w sprawie wyroków śmierci w procesie „Kurii krakowskiej” wysłał przy pomocy lekarki Żydówki M. Orwid (psychiatria) do krakowskiego Kobierzyna (szpital psychiatryczny) wielkiego polskiego architekta i patriotę Wiesława Zgrzebnickiego („Zgrzesia”) za publiczne potępienie w krakowskim Klubie Dziennikarzy „Pod Gruszką” podpisu Brunona Miecugowa w owej hańbie 53 krakowskich literatów. Hańbę „53” podpisali jeszcze m.in. Wisława Szymborska i Sławomir Mrożek, z decyzji kard. Stanisława Dziwisza pochowany w Panteonie Narodowym w krypcie pod kościołem św. Piotra i Pawła w Krakowie.
Wiesław Zgrzebnicki zadręczony przez krakowską ubecką kobierzyńską psychuszkę zmarł w wieku 40 lat.
Do pomocy Brunonowi Miecugowowi wyznaczono krakowską lekarkę Ewę Hołowiecką sekretarza POP PZPR w krakowskiej Akademii Medycznej.
Należy przypomnieć zbrodnie wojenne:
Zbrodnia w Nalibokach – masakra polskich mieszkańców wsi Naliboki dokonana przez oddziały sowieckich i żydowskich partyzantów 8 maja 1943 roku pod dowództwem Pawła Gulewicza z Brygady im. Stalina, w tym grupa składająca się z osób narodowości żydowskiej (trwa ustalanie czy była to część oddziału pod dowództwem Tewje Bielskiego czy Szolema Zorina). http://www.bibula.com/?p=2061 (link is external)
Tewje Bielski lub Tuwia Bielski i Anatol Bielski (ur. 8 maja 1906 w Stankiewiczach koło Nowogródka, zm. 1987 w Nowym Jorku) – polscy Żydzi, twórcy (wraz z trójką braci) i dowódcy żydowskiego oddziału partyzanckiego w lasach Puszczy Nalibockiej podczas II wojny światowej.
Spalono kościół, szkołę, pocztę, remizę i część domów mieszkalnych, resztę osady ograbiono. Zginęło także kilku napastników. W sowieckich źródłach szacowano liczbę zabitych Polaków na 250 osób, 6 sierpnia 1943 roku wieś została ponownie spacyfikowana, tym razem przez oddziały niemieckie, w ramach tzw. „Akcji Hermann”, a jej mieszkańców wywieziono w głąb Rzeszy na roboty przymusowe.
Zbrodnia w Koniuchach – zbiorowe morderstwo co najmniej 38 polskich mieszkańców (mężczyzn, kobiety i dzieci; najmłodsze miało 2 lata) wsi Koniuchy (dziś na terenie państwa litewskiego, dawniej w II Rzeczypospolitej w województwie nowogródzkim w powiecie lidzkim) dokonane 29 stycznia 1944 przez partyzantów sowiechich (Rosjan i Litwinów) i żydowskich.
W czasie pogromu we wsi spalono większość domów, oprócz zamordowanych co najmniej kilkunastu mieszkańców zostało rannych, a przynajmniej jedna osoba z nich zmarła następnie z ran. Przed atakiem wieś zamieszkana była przez około 300 polskich mieszkańców, istniało w niej około 60 zabudowań. Partyzanci sowieccy wcześniej często rekwirowali mieszkańcom wsi żywność, ubrania i bydło, dlatego też tutejsi mieszkańcy powołali niewielki ochotniczy oddział samoobrony.
W sprawie masakry w Koniuchach prowadzone jest śledztwo IPN. Dotychczas ustalono, że napadu dokonały sowieckie oddziały partyzanckie stacjonujące w Puszczy Rudnickiej: „Śmierć faszystom” i „Margirio”, wchodzące w skład Brygady Wileńskiej Litewskiego Sztabu Ruchu Partyzanckiego, oraz „Śmierć okupantowi”, wchodzący w skład Brygady Kowieńskiej.
Do oddziałów tych należeli Rosjanie i Litwini, większość oddziału „Śmierć okupantowi” tworzyli Żydzi i żołnierze Armii Czerwonej zbiegli z obozów jenieckich. Oddział żydowski liczył 50 ludzi, a oddziały rosyjsko-litewskie około 70 osób. Dowódcami byli Jakub Penner i Samuel Kaplinsky.
Według jednego z napastników, Chaima Lazara,celem operacji była zagłada całej ludności łącznie z dziećmi jako przykład służący zastraszeniu reszty wiosek.Według ustaleń Kongresu Polonii Kanadyjskiej, będących podstawą wszczęcia śledztwa, liczba zabitych była większa (ok. 130).
Atak na Koniuchy i wymordowanie tutejszej ludności cywilnej był największą z szeregu podobnych akcji prowadzonych w 1943 i 1944 przez oddziały partyzantki sowieckiej i żydowskiej w Puszczy Rudnickiej i Nalibockiej (np. masakra ludności w miasteczku Naliboki).
W maju 2004 w Koniuchach odsłonięto pomnik pamięci ofiar, zawierający 34 ustalone nazwiska ofiar.
W powojennych opracowaniach, na podstawie m.in. relacji żydowskich uczestników ataku na wieś (np. Izaaka Chaima i Chaima Lazara) często podawano informacje o zamordowaniu wszystkich 300 mieszkańców, a także o walkach z oddziałem niemieckich żołnierzy (w innych źródłach litewskiej policji).
Jednak późniejsze opracowania nie potwierdziły obecności Niemców czy policjantów w wiosce, a także zakwestionowały tezę, że zginęli wszyscy mieszkańcy wsi (część z mieszkańców uciekła z masakry i przeżyła wojnę). Informacja stwierdzająca, że wymordowani zostali wszyscy polscy mieszkańcy wsi Koniuchy pojawiała się także w ówczesnych meldunkach struktur Polskiego Państwa Podziemnego.
Dokumenty, źródła, cytaty:
prof. Jerzy Robert Nowak, („Nasz Dziennik”, 18 sierpnia 2006)
Dr Piotr M. A. Cywiński jest autorem wielu poczytnych publikacji, m. in.: „Epitafium… i inne spisane niepokoje”, wyd. Państwowe Muzeum Auschwitz-Birkenau, Oświęcim 2012; „Początki Auschwitz w pamięci pierwszego transportu polskich więźniów politycznych”, wyd. Państwowe Muzeum Auschwitz-Birkenau, Oświęcim 2015; „Zagłada w pamięci więźniów Sonderkommando”, wyd. Państwowe Muzeum Auschwitz-Birkenau, Oświęcim 2015; „Marsz śmierci w pamięci ewakuowanych więźniów Auschwitz”, wyd. Państwowe Muzeum Auschwitz-Birkenau, Oświęcim 2016; „Sny obozowe w pamięci ocalałych z Auschwitz”, wyd. Państwowe Muzeum Auschwitz-Birkenau, Oświęcim 2016; „Rampa w pamięci Żydów deportowanych do Auschwitz”, wyd. Państwowe Muzeum Auschwitz-Birkenau, Oświęcim 2016.
Proponuje sprawdzic z historykami pracujacymi od lat dla PMAB, ktore z tych prac sa wzorowane na pracach innych historykow. Rowniez kuriozum, ze wszystkie prace dr P. Cywinskiego zostaly wydane przez wydawnictwo PMAB. Inni wartosciowi historycy, specjalisci od tematow Auschwitz nie maja tego szczescia, musza sami szukac innych wydawcow, oglaszac akcje spolecznej zbiorki na pokrycie wydawnictwa.
Dr Piotr M. A. jest autorem wielu poczytnych publikacji, m. in.: „Epitafium… i inne spisane niepokoje”, wyd. Państwowe Muzeum Auschwitz-Birkenau, Oświęcim 2012; „Początki Auschwitz w pamięci pierwszego transportu polskich więźniów politycznych”, wyd. Państwowe Muzeum Auschwitz-Birkenau, Oświęcim 2015; „Zagłada w pamięci więźniów Sonderkommando”, wyd. Państwowe Muzeum Auschwitz-Birkenau, Oświęcim 2015; „Marsz śmierci w pamięci ewakuowanych więźniów Auschwitz”, wyd. Państwowe Muzeum Auschwitz-Birkenau, Oświęcim 2016; „Sny obozowe w pamięci ocalałych z Auschwitz”, wyd. Państwowe Muzeum Auschwitz-Birkenau, Oświęcim 2016; „Rampa w pamięci Żydów deportowanych do Auschwitz”, wyd. Państwowe Muzeum Auschwitz-Birkenau, Oświęcim 2016.
Co do tych spraw moze byc zastosowane z tej ustawy na, ktora powoluja sie „stroze prawa” – fikcja totalna i tacy sa to te stroze – dziwic sie, ze nie maja za grosz wstydu – kim oni sa?
Ten PIC na wode jawi mi sie jako faszystowski, gdyz takie odwrotne stosowanie prawa jest wlasnie podlegajace pod ustawy okreslajace powazne przestepstwa, przeciw mieniu, przeciw ludziom i przeciw Panstwu ?
Wlasnie w Polsce utrwala sie wlasnie faszyzm, ale obcy, jak okupacja.
Dz.U.2019.0.1950 t.j. – Ustawa z dnia 6 czerwca 1997 r. – Kodeks karny
§ 1. Kto publicznie propaguje faszystowski lub inny totalitarny ustrój państwa lub nawołuje do nienawiści na tle różnic narodowościowych, etnicznych, rasowych, wyznaniowych albo ze względu na bezwyznaniowość,
podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 2.
§ 2. Tej samej karze podlega, kto w celu rozpowszechniania produkuje, utrwala lub sprowadza, nabywa, przechowuje, posiada, prezentuje, przewozi lub przesyła druk, nagranie lub inny przedmiot, zawierające treść określoną w § 1 albo będące nośnikiem symboliki faszystowskiej, komunistycznej lub innej totalitarnej.
§ 3. Nie popełnia przestępstwa sprawca czynu zabronionego określonego w § 2, jeżeli dopuścił się tego czynu w ramach działalności artystycznej, edukacyjnej, kolekcjonerskiej lub naukowej.
§ 4. W razie skazania za przestępstwo określone w § 2 sąd orzeka przepadek przedmiotów, o których mowa w § 2, chociażby nie stanowiły własności sprawcy.
§ 3.
PiCowski rzad dopuszcza sie atakow na „nasze mienie” wprost i nie w ramach dzialalnosci edukacyjnej a wrecz odwrotnie.
Oto komu służy „dobra” zmiana:
https://warszawskagazeta.pl/teoria-spisku/item/6672-izrael-zaczyn-nowego-porzadku-swiata
Dla mnie od pewnego czasu stało się jasne, że ten cały PiS to syjonistyczna partia wysunięta do władzy przez żydowską diasporę, żeby przygotować miejsce i warunki na desant izraelskich (i nie tylko) żydów do naszego nieszczęśliwego kraju. Dwoją się i troją, żeby uczynić z nas, Polaków, obywateli II kategorii.
Zrozumcie rządzący: my,Polacy odczuwamy lęk o byt naszego narodu,o tożsamość narodową!!!.Czy to tak trudno zrozumieć,że w narodzie powstał lęk, który jest biologiczny,immanentny.Pojawia się on zawsze u istot żywych,które czują obiektywne przesłanki zagrożenia!!!Czy zaraz wszystko trzeba ubierać w antysemityzm? Można nawet szanować naród Żydowski,ale lęk JEST. JEST.ZROZUMCIE !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!