Katarzyna TS: PiS likwiduje zasadę 10H! Wiatraki zaleją Polskę

wiatraki/ fot. pixabay
17

W poniedziałek (13.06.2022) Stały Komitet Rady Ministrów przyjął projekt nowelizacji ustawy o elektrowniach wiatrowych. Nowelizacja likwiduje wymóg bezpiecznej odległości tych instalacji od siedzib ludzkich. Taki wymóg został wprowadzony przez Prawo i Sprawiedliwość w 2016 roku. Jako minimalną bezpieczną odległość wskazano dziesięciokrotność wysokości wiatraka z postawionym śmigłem. Stąd nazwa 10H. Przy wiatrakach o wysokości 150 metrów jest to 1,5 kilometra. Za rządów PO-PSL gigantyczne wiatraki stawiano w odległości kilkuset metrów od domów. Zdarzały się nawet lokalizacje w odległości 200 metrów od zabudowań. Przeważnie było to ok. 500 metrów. I do takiej odległości obecnie wraca rząd Mateusza Morawieckiego. Projekt ma wkrótce trafić do parlamentu, gdzie zapewne zostanie przegłosowany zgodnie z wytycznymi Krajowego Planu Odbudowy, w którym rząd zobowiązał się do zniesienia zasady 10H.

Co to oznacza? Oznacza to powrót do patologii z czasów PO-PSL. Gigantyczne wiatraki zaleją Polskę. Gdy zasada 10H przestanie działać, każdy, kto ma dom poza miastem, będzie zagrożony sąsiedztwem farm wiatrowych, które nie tylko dewastują krajobraz i zabijają ptaki, ale przede wszystkim emitują szkodliwe dla zdrowia infradźwięki, a także generują hałas uniemożliwiający normalne funkcjonowanie. Według opinii Narodowego Instytutu Zdrowia Publicznego – Państwowego Zakładu Higieny minimalna odległość wiatraków od domów powinna wynosić od 2 do 4 kilometrów.

Postaw mi kawę na buycoffee.to

Czy politycy Prawa i Sprawiedliwości wiedzą o szkodliwości wiatraków budowanych w bliskim sąsiedztwie domów? Oczywiście, że wiedzą. Zanim PiS doszedł do władzy i przyjął ustawę wprowadzająca zasadę 10H, ramię w ramię walczyliśmy z wiatrakową patologią zalewającą Polskę pod rządami PO-PSL. Jako prezes Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Pozytywna Energia, które domagało się odsunięcia wiatraków od domów na bezpieczną odległość, brałam udział w pracach podkomisji sejmowej powołanej do rozpatrzenia projektu ustawy złożonego przez posłów PiS, w którym postulowano wprowadzenie 3-kilometrowej minimalnej odległości turbin od siedzib ludzkich. Brałam też udział w spotkaniach posłów PiS (m.in. ówczesnego posła, a dziś wicepremiera i ministra rolnictwa Henryka Kowalczyka) z mieszkańcami miejscowości, w których miały powstać wiatraki. Zrozpaczeni ludzie szukali pomocy, żeby zatrzymać budowę gigantycznych turbin wokół ich domów. I wtedy z pomocą przychodziło Prawo i Sprawiedliwość, a przede wszystkim poseł Anna Zalewska, której ogromne zaangażowanie, upór i bezkompromisowość doprowadziły do zatrzymania ekspansji wiatraków w 2016 roku.

Teraz kilka słów wyjaśnienia na temat mojego zaangażowania w tę sprawę. Świadomość, czym jest wiatrak, rośnie wprost proporcjonalnie do jego odległości do domu. Dziesięć lat temu kupiliśmy z mężem działkę na Warmii. Kilka dni po zakupie dowiedzieliśmy się, że w jej sąsiedztwie ma powstać farma wiatrowa składająca się z 40 turbin. Nie miało znaczenia, że był to teren objęty ochroną krajobrazową. Jedno z piękniejszych miejsc w Polsce, o wybitnych walorach przyrodniczych, miało zostać bezpowrotnie zdewastowane gigantycznymi elektrowniami stawianymi nawet 300 metrów od domów. Dla uprzytomnienia jak wyglądała sytuacja niech posłuży to, że w warunkach zabudowy dla zakupionej przez nas działki zapisano m.in. że dach domu musi być kryty wyłącznie dachówką ceramiczną, aby zachować walory chronionego krajobrazu. Jednocześnie tych walorów miały nie naruszać gigantyczne maszty ze śmigłami. Obłęd!

Budowę farmy wiatrowej w sąsiedztwie mojej działki udało się zatrzymać. Udało się też zatrzymać budowę wielu innych farm w całej Polsce. Ale wymagało to ciężkiej pracy i ogromnych kosztów ponoszonych przez mieszkańców, którzy stanęli do walki z wiatrakową patologią. Bo tylko tak można nazwać to, co działo się zanim wprowadzono zasadę 10H. To była patologia! Raporty środowiskowe były fikcją, której nie weryfikował żaden urząd. Wypisywano w nich kompletne bzdury, takie jak zapewnienie, że na danym terenie nie ma chronionych gatunków ptaków, chociaż były. Pisano też, że posadowienie wiatraków w odległości kilkuset metrów od domów nie będzie miało wpływu na zdrowie i życie mieszkańców, a potwierdzeniem tego miały być nieprawdziwe dane dotyczące propagacji hałasu. Fałszowano informacje na temat emisji infradźwięków. Pisano, że 150-metrowe wiatraki będą zasłonięte przez drzewa. Doszło nawet do tego, że raport dla jednej miejscowości posłużył jako dokumentacja dla farmy wiatrowej w zupełnie innej miejscowości. I żaden urzędnik tego nie zweryfikował. Raporty były przyklepywane bez czytania.

Kolejną patologią były tzw. konsultacje społeczne. Jeśli w ogóle do nich dochodziło, to wyglądało to tak, że do wsi przyjeżdżali agitatorzy wiatrakowi i opowiadali ludziom o darmowym prądzie oraz cudownej technologii, dzięki której będzie im się żyło lepiej. Obiecywano remonty dróg. Wiejskie świetlice otrzymywały komplety garnków, kredki i bloki rysunkowe dla dzieci. Ci, którzy zgodzili się na udostępnienie działki pod wiatrak, podpisywali umowy dzierżawy nie mając świadomości, że działka de facto przestaje być ich własnością, ponieważ nie będą mieli prawa nie tylko nic na niej pobudować, ale nawet podzielić jej pomiędzy dzieci lub zapisać w spadku. Mało tego, działka stawała się zabezpieczeniem pod kredyt na budowę farmy wiatrowej, której właściciele zmieniali się bez konieczności informowania o tym właściciela działki. Zapewne zapytacie, jak to możliwe, że ktoś podpisał tak niekorzystną, praktycznie wywłaszczająca go umowę. Robiono to metodą „na okazję”. Wiatrakowi akwizytorzy przyjeżdżali z umową i mówili, że trzeba ją podpisać natychmiast, bo to wyjątkowa okazja, która za chwilę przepadnie, a wszyscy sąsiedzi już podpisali. Przypominam, że te umowy podpisywali prości ludzie, którzy nie mieli pojęcia o przepisach prawa i którym wmówiono, że godząc się na stawianie wiatraków złapali Pana Boga za nogi.

W większości wypadków nie było jednak żadnych konsultacji społecznych. Sprawę załatwiano po cichu. Wójt dbał o to, żeby ogłoszenia o konsultacjach w ogóle nie pojawiły się w miejscowościach, w których te konsultacje miałyby się odbyć. I ludzie dowiadywali się, że obok ich domów staną gigantyczne turbiny dopiero wtedy, gdy wszystkie dokumenty były już przyklepane. Odmawiano im prawa do uczestnictwa w postępowaniu utrzymując, że inwestycja nie będzie miała wpływu na ich działki. Robiono to podając nieprawdziwe dane dotyczące zasięgu oddziaływania inwestycji. Wtedy jedynym ratunkiem było założenie stowarzyszenia zwykłego, żeby zostać stroną postępowania.

Ogólnopolskie Stowarzyszenie Pozytywna Energia, którego byłam prezesem, powstało jako zrzeszenie przedstawicieli tych lokalnych stowarzyszeń. Zostało zarejestrowane w 2013 roku po spotkaniu, jakie w Sejmie zorganizowała dla nas poseł Anna Zalewska. Dzięki niej mogliśmy nagłośnić te wszystkie wiatrakowe patologie podczas konferencji prasowych w parlamencie. Nasze ustalenia znalazły potwierdzenie w raporcie NIK, który przeprowadził kontrolę lokalizacji farm wiatrowych w latach 2009 -2013 wykazując cały szereg nieprawidłowości, a nawet przestępstw, co skutkowało złożeniem zawiadomień do prokuratury. Dzięki posłom PiS mogliśmy też uczestniczyć, jako tzw. czynnik społeczny, w posiedzeniach podkomisji zajmującej się projektem ustawy PiS odsuwającej wiatraki od domów na odległość 3 kilometrów. Na tej podkomisji przedstawialiśmy opracowania dotyczące szkodliwości turbin wiatrowych, w tym rzeczywiste wyliczenia dotyczące propagacji hałasu fałszowanej w dokumentacjach dla projektowanych farm wiatrowych. Jak grochem o ścianę. Posłowie PO odrzucili projekt ustawy PiS o bezpiecznej odległości wiatraków od domów. Nie pomogło wysłuchanie publiczne. Wiatrakowa patologia triumfowała.

Wtedy stało się jasne, że jedynym sposobem na zatrzymanie wiatraków jest głosowanie na Andrzeja Dudę w wyborach prezydenckich oraz Prawo i Sprawiedliwość w wyborach do Sejmu i Senatu. Podczas kampanii prezydenckiej w 2015 roku Duda podpisał zobowiązanie, że wystąpi z inicjatywą ustawodawczą, która „doprowadzi do oddalenia elektrowni wiatrowych od siedzib ludzkich na bezpieczną odległość”. Natomiast politycy PiS zapewniali, że po dojściu do władzy załatwią sprawę wiatraków raz na zawsze, nie tylko blokując możliwość ich powstawania w bliskiej odległości od domów, ale również doprowadzając do rozbiórki już istniejących farm wiatrowych posadowionych w bliskim sąsiedztwie siedzib ludzkich.

I stało się. Andrzej Duda został prezydentem. Prawo i Sprawiedliwość wygrało wybory. W 2016 roku została wprowadzona zasada 10H. Ale nie tylko. W ustawie wpisano też opodatkowanie całego wiatraka, a nie – jak wcześniej – tylko stopy i masztu. To było bardzo poważne uderzenie w wiatrakowy biznes, a jego celem było doprowadzenie do demontażu istniejących turbin. Niestety, nowa ustawa nie dotyczyła tych farm wiatrowych, które już otrzymały pozwolenie na budowę.

Minęły dwa lata i w 2018 roku PiS dokonał nowelizacji ustawy przywracając poprzednie zasady dotyczące opodatkowania elektrowni wiatrowych oraz przedłużając ważność wydanych pozwoleń na budowę. Tym samym stało się jasne, że żadnych rozbiórek nie będzie, a lobby wiatrakowe będzie odzyskiwać utracony teren. I odzyskuje. O likwidacji zasady 10H rząd zaczął mówić w 2020 roku. Wtedy zmiany w ustawie miały zostać opracowane przez Ministerstwo Rozwoju, na czele którego stała Jadwiga Emilewicz. Na szczęście nic z tego nie wyszło. Na nieszczęście sprawa likwidacji zasady 10H wróciła, tym razem za sprawą Ministerstwa Klimatu. We wtorek (14.06.2022) wiceminister Ireneusz Zyska zapewnił, że po tym, jak Komitet Stały Rady Ministrów przyjął projekt nowelizacji ustawy o inwestycjach w zakresie elektrowni wiatrowych znoszący zasadę 10H, został on skierowany do dalszych prac Rady Ministrów i niedługo zostanie skierowany do Sejmu.

Tak oto po sześciu latach od wprowadzenia ustawy zatrzymującej wiatrakową patologię PiS ostatecznie wypiął się na tych swoich wyborców, którzy uwierzyli, że głosując na tę partię będą bezpieczni jeśli chodzi o zagrażające im farmy wiatrowe. Nic z tych rzeczy. PiS likwiduje zasadę 10H. W imię czego? W imię realizacji unijnego Zielonego Ładu, czyli utopijnego konceptu FitFor55 rzekomo służącemu ratowaniu klimatu. Oczywiście jest to kompletny bezsens, ponieważ wiatraki żadnego klimatu nie ratują. Są natomiast niestabilnym i niewydajnym źródłem energii, które musi mieć zabezpieczenie w postaci konwencjonalnych źródeł energii, bo jeśli nie, to po prostu nie będzie prądu. Gdy wiatr wieje za słabo lub za mocno, to prądu z wiatraków nie ma. I jeśli nie będzie konwencjonalnego backupu, to mamy blackout.

Natomiast z punktu widzenia wydajności wiatraków, która wynosi maksymalnie 30%, trzeba by postawić dziesiątki tysięcy takich turbin, żeby osiągnąć takie wyniki, jakie osiągają tradycyjne elektrownie. Moc elektrowni Bełchatów, którą PiS postanowił zamknąć w ramach dekarbonizacji polskiej energetyki, wynosi ponad 5 tysięcy MW. Pojedyncza elektrownia wiatrowa o mocy nominalnej 3 MW to realnie 1 MW. Zatem potrzeba ponad 5 tysięcy wiatraków o mocy 3 MW, żeby zastąpić jedną elektrownię Bełchatów, a i tak prądu nie będzie, gdy wiatr nie będzie wiał, lub gdy będzie za silny.

Dotychczas zainstalowano w Polsce wiatraki o mocy 7 tysięcy MW, z czego większość w lokalizacji bliższej niż 10H. Pytanie brzmi: gdzie mają stanąć kolejne tysiące wiatraków? I właśnie PiS udziela odpowiedzi: mają stanąć w całej Polsce w odległości 500 metrów od domów. Politycy tej partii doskonale wiedzą, że taka lokalizacja szkodzi ludzkiemu zdrowiu, a nawet zagraża życiu. Przecież sami walczyli o to, żeby odsunąć wiatraki od domów, a opierali się na wynikach badań przeprowadzonych na całym świecie. A jednak wybrali wiatraki ze szkodą dla ludzi. Wybrali tak, jak nakazuje im unijny pakiet klimatyczno-energetyczny. Realizując ideologiczny obłęd, nazywany ratowaniem klimatu, mają w nosie to, że – tak jak za rządów PO-PSL – zafundują ludziom piekło.

Trzeba wiedzieć, że w Polsce, ze względu na zabudowę rozproszoną oraz dużą liczbę obszarów podlegających ochronie przyrodniczej, nie da się upchnąć tysięcy wiatraków w bezpiecznej odległości od siedzib ludzkich. Wybór jest więc następujący: albo ludzie, albo wiatraki. W 2015 roku PiS wygrał wybory, bo postawił na ludzi. W 2022 roku PiS stawia na wiatraki kosztem ludzi. Tak oto definitywnie kończy swój żywot „dobra zmiana”. Powraca patologia z czasów PO-PSL. I znowu raporty środowiskowe będą fikcja, konsultacje społeczne będą fikcją, pomiary hałasu będą fikcją. Realny będzie „zielony” skok na kasę i coraz droższy prąd, który stanie się towarem luksusowym. A ludzie będą zmuszeni żyć w cieniu gigantycznych turbin, które z ekologią nie mają nic wspólnego. Witajcie w wiatrakowym piekle.

Jeśli podobają się Państwu moje felietony i chcielibyście wesprzeć moją działalność publicystyczną, możecie to zrobić dokonując przelewu na poniższe konto PayPal. Będzie to dla mnie nie tylko wsparcie w wymiarze finansowym, ale również sygnał, że to, co robię, jest dla Państwa ważne i godne uwagi. Z góry dziękuję. Katarzyna Treter-Sierpińska https://www.paypal.me/katarzynats

Zobacz też:

„To obłęd”. Prof. Szyszko o prowiatrakowej polityce rządu premiera Morawieckiego [WIDEO]

 

 

Może ci się spodobać również Więcej od autora

% Komentarze

  1. Marcin Malik mówi

    Wiatraki zalewają świat, czy to nam się podoba czy nie.

    – Gdy lecę samolotem w drodze do Francji, to na Kanale Angielskim widzę las wiatraków. W sumie 116 turbin.

    – Na wyspie Guimaras na Filipinach też widziałem mnóstwo wiatraków pomiędzy polami ryżowymi i polami mango. W sumie 27 turbin. Wg tego co mówi Rząd Filipin to farma na Guimaras produkuje rocznie 120 gigawato-godzin elektryczności rocznie, co zaopatruje w energię 48.000 domów.

    Ludzie, ptaki, widoki, przyroda, zdrowie – przegrywają z pieniędzmi.

  2. Sprostowanie mówi

    Pani Kasiu, ceniłem Panią za wielki rozsądek i dosadny język. Ale czym innym jest nieuzasadniony lęk przed wiatrakami a czym innym opisywane machloje podczas zawłaszczaniu działek prostych ludzi.
    Infradźwięki ? Obok dużego „ciężkiego” zakładu znajduje się całe miasto, infradźwięki siane są od 100 lat na odległość 8 km ludzie żyją, krowy dają mleko. Albo co mają powiedzieć ludzie mieszkający przy drogach ? Przejeżdżające ciężkie TIR-y są źródłem wibracji i infradźwięków. Obecnie każdy jest narażony na wpływ jakichś szkodliwych urządzeń. To koszt cywilizacji. Nie da się, aby 38 mln osób mieszkało w warunkach Mazur przy jednoczesnym korzystaniu ze zdobyczy komfortu życia.

  3. Shadow mówi

    @Sprostowanie- dla ciebie najważniejsza sprawa,to”zdobycze cywilizacji, a cóż” ta cywilizacja” przepychana kolanami i nie tylko, zdobyła. Ano pogardę dla przeciętnego człowieka, wyzysk i wyniszczenie wszystkiego w około, w imię tzw. „ochrony środowiskami i klimatu”. A jak za czas jakiś nie da się ukryć, że np. wiatraki to zbrodnia dla człowieka i przyrody, to na odwrócenie uwagi wymyślą inne apokaliptyczne wizje, albo kolejne wojny. Dziękuję ja wysiadam, taką cywilizację mam w dupie.

  4. Xenna mówi

    Wiatraki to kosztowna inwestycja. Poza tym mają bardzo niską sprawność. Po zużyciu nie można ich zutylizować. Infradźwięki niosą się na duże odległości i nic ich nie zatrzyma, nie ma przed nimi obrony. A są zabójcze dla organizmów żywych. To już lepsze farmy fotowoltaiczne, jeżeli już nas zmuszają. Żadnych wiatraków.

  5. Wojciech mówi

    38mln to może nie, ale jeżeli będziemy produkować prąd w konwencjonalnych elektrowniach to wiatraków nie będzie, jakieś 30mln ludzi nie będzie ich widzieć na codzień przez okno i krajobraz Polski pozostanie wyjątkowym w Europie.

  6. Sprostowanie mówi

    @Shadow. Tego nie mówię. Natomiast wiem co to jest mieszkanie za PRL w odległości 300 m od kominów elektrowni (i nie tylko), bez jakichkolwiek elektrofiltrów, tak więc nie trzeba mnie przekonywać o prozdrowotności spalania węgla.
    Pomyśl, że blokując gdzieś wiatrak ktoś inny mieszka przy być może unowocześnionej elektrowni węglowej, która i tak sieje na kilkadziesiąt km. Żeby było jasne – jestem za utrzymaniem nowoczesnych elektrowni na węgiel w podstawie, ale przy równoczesnej rozbudowie wiatraków czy paneli.

  7. Jozef mówi

    Pila scinac likwidowac w nocy…te wiatraki…niech duda banderowski postawi sobie wiatrak na swojej posesji!
    POLACY Niszczyc nocami wiatraki -Polaka dla Polakow!!

  8. czas wzmożenia korupcji mówi

    PIS do końca kadencji zdwoił wysiłki by zniszczyć jeszcze więcej. Zupełnie jakby się bali, że nie zdążą , i co by tu jeszcze… Zdaje się, że lobbyści zrobili nalot na posłów i PIS ma teraz żniwa na pohybel Polakom i Polsce

  9. Hammurabi mówi

    Z tymi wiatrakami jest tak, że być może są miejsca, gdzie ich działanie może być wydajne i opłacalne, gdzie wiatr jest na tyle silny i stabilny, że działać mogą bez przerwy. W Polsce takich miejsc poza wybrzeżem brak.
    Jednak nie to jest najgorsze. Należy sobie zadać pytanie, czy stara sentencja: „Is fecit, cui prodest” nie jest przypadkiem odpowiedzią na pytanie, czemu zawdzięczamy tą siłę przebicia wiatrakowego lobby? Pomijam odmóżdżonych, lewicujących zachodnich spaślaków którzy hodowani w poczuciu bezpieczeństwa i dobrobycie dadzą sobie wmówić każdą bzdurę, każdy idiotyzm pochwalą o ile nie dotknie ich bezpośrednio w danym momencie. To, że za kilka lat dostaną nim w puste czerepy przerasta ich o lata świetlne. Udowadniają to na każdym kroku forsując w PE prawo mające w istocie zmianę (a właściwie eutanazję) tego, co kiedyś było kontynentem dominującym na świecie.
    Tak. Ten uczynił, komu czyn przyniósł korzyść.
    Jeśli popatrzeć na temat wiatraków i na całość sabotażu gospodarczego w Europie zadając pytanie komu ta destrukcja przynosi korzyść, można samemu sobie odpowiedzieć tym bardziej, że niejako „po drodze” natkniemy się na Brexit, który powinien dać nam wiele do myślenia.
    Polska ma jeszcze możliwość uniknięcia widoku lasu masztów i to z wielką korzyścią dla jej bezpieczeństwa. Z korzyścią dla jej bilansu wodnego, rolnictwa i wszystkich jej mieszkańców. Korzyścią której źródłem mogą być nakłady o wiele niższe w przeliczeniu na MWh niż w przypadku elektrowni wiatrowych. Tak, znów mówię o M.E.W. Elektrowniach powstających z miejscowych materiałów, dających miejscowym ludziom pracę, możliwości wypoczynku, hodowli i korzystnego wpływu retencji na ich środowisko w przeciwieństwie do wiatraków.

  10. cyniczny MACIEJ mówi

    Trzeba ratować planetę! Nie mamy czasu! Musimy zjadać własne dzieci i wywoływać wojny, bo i tak jest za dużo ludzi! ;(

  11. ubawiony mówi

    Może Szanowna Pani, napisze co likwidowała ukochana jak widać partia PO, do spółki z SLD i PSL? Walić jak w bęben rządzących to rozumiem, ale żeby chronić ukochaną partie i jej przystawki nie za bardzo.

  12. Rebih mówi

    @Ubawiony No pewnie, znowu ten wytarty chwyt retoryczny PiS – kto nie z nami przeciw Polakom ten z PO przeciw Polakom.
    Działało to może 5 lat temu, ale dziś zniszczenia dokonane (oraz zaplanowane) przez PiS przekraczają wszystko co widzieliśmy w historii, może poza zniszczeniami dokonanymi przez Armię Radziecką i LWP w 1944 i 1945 roku.
    Rządzących nie w bęben trzeba walić, ale w ryja. Kastetem.

  13. Roman mówi

    PIS to są po prostu sq***ny i prawdziwi lucyferianie. Już dawno odkryli karty i pokazali, czym są. I mają jakąś wielka moc, że wciąż naród siedzi cicho i nic z nimi nie robi. Za Gierka już by dawno wywieźli na taczkach sekretarzy, a komitety podpalili.

  14. Hammurabi mówi

    @Rebih.
    „Rzeczpospolita Polska jest republiką parlamentarną i realizuje zasady suwerenności narodu, niepodległości i suwerenności państwa, demokratycznego państwa prawnego, społeczeństwa obywatelskiego, trójpodziału władzy”… Itd. itd. itd…
    To jest przyczyna pośrednia. Bezpośrednią zaś przyczyną sprzedajności tzw. „elit” jest kilkunastopokoleniowa działalność naszych zdeklarowanych wrogów z zachodu i wschodu. Planowa i systematyczna eksterminacja polskich elit, polskich patriotów z jednoczesnym promowaniem i wprowadzaniem siłą – nazwijmy to – elementu napływowego któremu oddano w kraju quasi władzę jest prawdziwym powodem.
    Co tam salony! Popatrz na władze lokalne, na samorządy, rady gminne, powiatowe i jakie tam jeszcze istnieją. Wciąż są zwierciadłem lokalnych zależności, powiązań i towarzyskich sympatii a nie kolegialnymi ciałami działającymi w oparciu o nasłuch głosów lokalnych społeczeństw. Tych samych społeczeństw, które jak już zdobędą się na ten śmiertelny wysiłek i pójdą głosować dają popis ignorancji, głupoty i kołtunerii.
    Inaczej mówiąc w takich „okolicznościach przyrody”, prędzej wielbłąd przez ucho igielne przejdzie, niż cokolwiek się zmieni.
    Z burdelu klasztoru nikt nie uczyni, nawet wymieniając wielokrotnie personel.
    Jeśli cokolwiek mogłoby zmienić tą sytuację na lepsze, to – niestety – zamordystyczna dyktatura, której nie byłoby trudno poustawiać na swoich miejscach to, co dziś się panoszy pewne nietykalności i bezkarności: od partyjnych kacyków, poprzez kapłanów trzeciej i czwartej władzy, po tęczowe odpadki.

  15. cccpsucks mówi

    @UBAWIONY – ile razy i jak długo trzeba tłuc w ten wasz zakuty betonowo-partyjny łeb? piss=poo – JEDNO I TO SAMO ZŁO. Zrobili sobie z Polski folwark pańszczyźniany a z podlaczków RABÓW…

  16. ubawiony mówi

    Michnik niewinny! Geremek niewinny!! Kuron niewinny! Bolek niewinny! Blcerowicz OK,Mazowiecki super premier!
    Winny PiS!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
    Chwala nam i naszym kolegom-chujom czesc!

  17. piotr mówi

    Globaliści naciskają na narrację o zmianie klimatu, aby wymusić masowy głód i wyludnić świat, atakują dostawy żywności za pomocą tak zwanej wojny z węglem. Wszystkie działania pod pozorem ratowania planety, opierają się na fałszywych przesłankach. Każdy, kto kwestionuje oficjalną narrację o zmianie klimatu jest eksterminowany. Obniżasz poziom CO2, więc nie możesz uprawiać roślin spożywczych wydajnie, rośliny nie są w stanie tworzyć biomasy. Dlatego właśnie chcą odejść od paliw kopalnych i dlatego zamykają przemysł paliw kopalnych, żeby wywołać globalny głód.

Zostaw odpowiedź

Twoj adres e-mail nie bedzie opublikowany.

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.