J. Międlar: Czy „Prezentki” były jak z horroru? Okiem absolwenta gimnazjum i liceum Sióstr Prezentek

Fot. Google Maps
9

Jestem absolwentem Gimnazjum i Liceum Ogólnokształcącego im. Jana Pawła II Sióstr Prezentek w Rzeszowie. I jako absolwent tych szkół postanowiłem zabrać głos w sprawie zakonnic atakowanych w mediach.

Siostry Prezentki (Zgromadzenie Panien Ofiarowania Najświętszej Maryi Panny w świątyni) zgodnie z założeniami statutowymi zajmują się opieką oraz edukacją dzieci i młodzieży. W Krakowie i Rzeszowie prowadzą Szkołę Podstawową oraz Liceum Ogólnokształcące. Rzeszowskie liceum, od kilkunastu lat nie schodzi z czoła rankingów najlepszych liceów w Polsce. Krótko mówiąc – edukacyjna profeska.

Postaw mi kawę na buycoffee.to
Kaczyński w szkole

O siostrach Prezentkach zrobiło się głośno w pierwszej dekadzie czerwca 2022, kiedy to Wicemarszałek Sejmu Ryszard Terlecki opublikował w mediach społecznościowych zdjęcie prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego pozującego z uczniami ze z krakowskiego liceum prowadzonego przez zakonnice. Czy siostry dobrze postąpiły dopuszczając do pstryknięcia fotki naczelnikiem Państwa? Ja bym na to nie pozwolił, jednak wieszanie psów na zakonnicach, bo zrobiły sobie zdjęcie z uczniami i prezesem PiS, a w tym samym czasie wrocławska uczelnia oklaskami przyjmuje Donalda Tuska, świadczy o niemałej hipokryzji atakujących.

Kiedy ja uczęszczałem do „Prezentek” – tak o szkole mówi się na Podkarpaciu – gościnnie konferencje wygłaszali różni prelegenci. Był ks. Piotr Pawlukiewicz, Wanda Półtawska, podróżnicy… W ostatnim czasie słyszałem o prelekcji Grzegorza Brauna, co wyjątkowo nie podobało się mainstreamowi. W innych zaś szkołach zapraszani są prelegenci kojarzeni ze środowiskiem lewicowym. Ba, w szkole na wrocławskim Oporowie zbudowano nawet ołtarzyk na cześć mającego poszlakowaną opinię zmarłego Pawła Adamowicza. Czy brukowce podnosiły wtedy larum?

DPS w Jordanowie

Po wizycie Kaczyńskiego rozpoczął się proces szukania haków na zakonnice. Trochę w myśl zasady prokuratora Andrija Wyszyńskiego: dajcie mi człowiek, a znajdę na niego paragraf. I tak trop zaprowadził dziennikarzy Wirtualnej Polski do DPS-u w Jordanowie, który od lat prowadzą siostry Prezentki. Do tej placówki trafiają dzieci z niepełnosprawnością, którymi rodzice nie mogą, nie potrafią lub nie chcą się zajmować. Krótko mówiąc, zakonnice wykonują szalenie trudną pracę, która wymaga niemałej cierpliwości. Byłem wolontariuszem w podobnych placówkach, więc wiem co mówię. WP pisze o „biciu, wiązaniu i zamykaniu w klatce”. Brzmi tak jakby zakonnice wręcz torturowały swoich podopiecznych.

Tymczasem spójrzmy na to bez emocji. Zarzut bicia niepełnosprawnych dzieci – co zasługuje na kategoryczne potępienie – nie został w żaden sposób udowodniony. Ciężko mi dać wiarę, żeby zakonnice, nawet na granicy utraty cierpliwości, biły niepełnosprawne dzieci. Poznałem wiele Prezentek i żadna z nich nie miała w zwyczaju podnosić na nikogo ręki.

Wiązanie i zamykanie w klatce także nie powinno mieć miejsca. Jednak spójrzmy prawdzie w oczy. Kilkanaście lat temu przez miesiąc posługiwałem w DPS-ie dla niepełnosprawnych dzieci. Pieczę nad placówką sprawowali cywile. I myślicie, że tam było inaczej? Tam także, przynajmniej na 15-30 minut, a czasem i na całą noc, porwanymi prześcieradłami przywiązywano dzieci z (auto)agresją, tylko po to, by te w nocy nie zrobiły sobie krzywdy oraz innym podopiecznym. Nie mówię, że takie metody stosuje się we wszystkich tego typu placówkach, ale budowanie narracji, że te oto złe zakonnice maltretują niepełnosprawne dzieci jest po prostu wredną manipulacją.

Reprymenda

Idźmy dalej. W artykule WP pojawia się siostra Alberta. Zdaniem dziennikarzy to ona „wzbudza największy strach w dzieciach”. Poznałem ją. Gdy byłem uczniem gimnazjum s. Alberta pracowała na furcie, w małej kanciapie przy głównym wejściu do szkoły. Była to niewielka portiernia, w której zakonnica wydawała klucze do sal oraz kredę. Poza tymi obowiązkami do jej zadań należało pilnowanie, by uczniowie nie spóźniali się na lekcje, zwłaszcza po udanym czmychnięciu do pobliskiego sklepu . Często zdarzało mi się wybiegać do spożywczaka na czym wielokrotnie przyłapywała mnie s. Alberta. Raz jeden, za karę, przez tydzień musiałem sprzątać po lekcjach jedną salę. Czy to powód, żebym siostrę Albertę uznał za osobę pastwiącą się nade mną? Broń Boże. Po po prostu poniosłem karę za notoryczne ucieczki do sklepu oraz spóźnianie się na lekcje. Korona z głowy mi nie spadła.

Podobnie z pojawiającą się w publikacji WP siostrą Anną Telus, ówczesną dyrektorką rzeszowskiej placówki, dziś przełożoną generalną zakonu. Nie należałem do najgrzeczniejszych uczniów, stąd za wybryki zdarzało mi się otrzymać ostrą reprymendę. Nie uważam, żeby „opie**ol” na dywaniku u dyrektorki równał się znęcaniu nad uczniem. A taki wniosek można wysnuć po lekturze artykułów Onetu, którego dziennikarze, ustami kilku byłych absolwentów „Prezentek” szkołę przedstawili jak psychiatryk połączony z wojskowymi koszarami.
Rygorystyczne regulaminy, absolutna kontrola (od ubioru, po to, co uczniowie robili i mówili), różne kary za „nieposłuszeństwo”, straszenie in vitro i aborcją, zapraszanie skrajnie prawicowych polityków do szkoły, homofobia – czytamy na Onecie.

Szkoła pro-life
"Moja walka o prawdę. Wyznania byłego księdza", Jacek Międlar
„Moja walka o prawdę. Wyznania byłego księdza”, Jacek Międlar

Odpowiadając na zarzuty zawarte w cytowanej publikacji: składając podanie do prestiżowej, prowadzonej przez zakonnice placówki, każdy kandydat miał świadomość tego, że w szkole obowiązują mundurki; na co dzień polówki lub bluzy, odświętnie: chłopcy garnitury, dziewczyny spódnice z marynarską „górą”. Nie było także tajemnicą, że w szkole jest kaplica, a uczniowie zobowiązują się do uczestnictwa w patriotycznych uroczystościach. Co do edukacji pro-life, w Onecie kryjącą się pod stwierdzeniem „straszenie in vitro i aborcją”, przytoczę fragment z mojej książki „Moja walka o prawdę”, w której piszę o „Prezentkach”: Większość zajęć prowadziły osoby świeckie, a klasy były koedukacyjne. Rygor, mundurki, wysoko postawiona poprzeczka, duże wymagania, regularny udział w uroczystościach patriotycznych i rekolekcje. W szkole była też kaplica, do której niemal każdego dnia wpadałem, aby „pogadać” z Bogiem. Szkoła nie niszczyła. Umacniała to, co wyniosłem z domu rodzinnego: wartości narodowe i katolickie. (…) Ze smutkiem stwierdzam, że dziś rzadko spotyka się szkoły, takie jak „Prezentki” i nauczycieli, takich jak s. Anna Telus, która kierowała tą placówką. Była wymagająca, nie szczędziła cierpkich słów, kiedy trzeba było naprostować niesfornych uczniów, do których, muszę to przyznać, i ja się zaliczałem. Z drugiej jednak strony była to osoba z wielką klasą, jakże inna od dyrektor szkoły na wrocławskim Oporowie, w którym uczyłem jako katecheta, gdzie na każdym kroku wmawiano uczniom, że Lech Wałęsa to najwybitniejszy Polak XXI wieku. (… ) „Prezentki” wykształciły we mnie zdecydowaną postawę w kwestii obrony nienarodzonych dzieci. Pamiętam dyskusję na temat aborcji w drugiej klasie szkoły gimnazjalnej. Podczas lekcji religii klasa podzieliła się na dwie grupy; zwolennicy aborcji byli mniejszością. Dyskusja była żywa. My, przeciwnicy aborcji, przynieśliśmy na lekcję zdjęcia nienarodzonych dzieci, demaskowaliśmy przemysł aborcyjny, obalaliśmy irracjonalność argumentów aborcjonistów i wykazywaliśmy barbarzyństwo, jakie zostało zapisane w obowiązującym w Polsce aborcyjnym bezprawiu! Efekt dyskusji był powalający: niemal wszyscy młodzi zwolennicy zabijania nienarodzonych dzieci przeszli na stronę pro-life, a część z nas zaangażowała się później w wolontariat Domowego Hospicjum dla Dzieci. Kilka miesięcy później ponad połowa klasy duchowo adoptowała nienarodzone dzieci, każdego dnia odmawiając za nie dziesiątkę różańca. Ja już jestem „ojcem” ośmiorga takich dzieci.

Wyścig szczurów

W szkole od zawsze panował główny problem: wyścig szczurów. Pogoń za jak najlepszymi ocenami i próba udowodnienia sobie i rodzicom, że mając dobre stopnie w wybitnej szkole, jestem czegoś wart, w życiu osiągnę sukces, a mama z tatą będą mogli sąsiadce i kuzynostwu pochwalić się dzieckiem. Ja w tej pogoni nie uczestniczyłem. Ba, gardziłem nią. Uważam, że to patologia. Uczyłem się tego co uważałem za pożyteczne. Niewielu miało takie samo podejście. I pod presją rodziców oraz tą narzucaną przez samych siebie, spora grupa uczniów całe dnie przesiadywała w domu nad książkami. Wielu uczniów przychodząc z kiepskich szkół ze średnimi na świadectwach sięgającymi 6,0, po przyjściu do „Prezentek” spostrzegli, że oceny nie są odzwierciedleniem ich wiedzy i zdolności. Gdy po pierwszym semestrze w „Prezentkach”, gdzie przeważnie oceny stawiano za wiedzę, a nie piękne oczy i bombonierkę na „Dzień Nauczyciela”, średnia spadała poniżej 4. A to rodziło niemałą frustrację, która niejednokrotnie przejawiała się buntem i negacją wartości promowanych w placówce. Typowe dla rozpuszczonych nastolatków.

Tutaj wycinek wspomnień jednej z absolwentek cytowanej przez Onet: Trafiłam tam ze średnią 5,8 na koniec szkoły podstawowej. W liceum sióstr obowiązywały trymestry, nie semestry. Po pierwszym trymestrze miałam bardzo dobrą średnią, ostatni trymestr ledwo skończyłam. Siostry robiły wszystko, żebym nie zdała, a moim rodzicom próbowały udowodnić, że lepiej dla mnie będzie, jak powtórzę rok”. (…) Nie dlatego, że się nie uczyłam, czy byłam głupia. Tylko dlatego, że się buntowałam. Pamiętam, jak siostra Maria zapytała, gdzie pracują moi rodzice i jak usłyszała, to z sarkazmem zapytała, czy stać nas na życie. Potem już traktowała mnie tylko gorzej, bo nie byłam z bogatego domu, a moi rodzice nie byli na odpowiednich stanowiskach.

Ten fragment tylko potwierdza to co napisałem akapit wyżej. Wyścig szczurów, wygórowane ambicje, mierzenie swojej wartości ocenami na świadectwie, presja ze strony rodziców. A potem frustracja i obwinianie wszystkich wokoło za życiowe niepowodzenia. Przypomnę, w szkole nauczycielami były osoby świeckie. Zakonnice czasami uczyły religii, a jedna z nich, s. Bernarda, prowadziła zajęcia z fizyki. Wspomniana siostra Maria i inne zakonnice, nie miały żadnego wpływu na oceny z innych przedmiotów. Nauczyciele byli autonomiczni. Ba, pozwalali sobie nawet na dowcipy na temat zakonnic. Tak było. A kto temu zaprzeczy to po prostu kłamie.

Internat

Onet opublikował także artykuł o atmosferze w internacie dla dziewczyn, który funkcjonował przy gimnazjum (dziś podstawówce) i liceum. Internat dla przyjezdnych dziewczyn nie był obowiązkowy. Były i takie, które mieszkały w internacie przy innej szkole, oraz takie, którym rodzice wynajmowali mieszkanie. Zatem mieszkanie w internacie u zakonnic było wolnym wyborem, a koszty związane z pobytem w internacie z kosztami wynajęcia pokoju w mieście były niemal identyczne. Więcej o internacie nie powiem, gdyż w nim nie mieszkałem, a o atmosferze tam panującej wiem tylko z opowiadań koleżanek: jedne chwaliły sobie pobyt, inne – delikatnie mówiąc – niespecjalnie; te drugie, w klasie maturalnej – słusznie postępując – wynajęły mieszkanie i wyrwały się z placówki, którą określały mianem „toksycznej”. Tak mogła postąpić każda niezadowolona uczennica.

Podsumowanie

Nie mam wątpliwości, że patriotyczny, a zarazem konserwatywny profil, jednej z najlepszych szkół w Polsce, nie mógł spodobać się środowiskom lewicowym, którym przecież przeszkadzają takie wartości jak „Bóg, honor i Ojczyzna”. Lewactwo nie może zdzierżyć, że szkoła, w której panuje dyscyplina, a zarazem promuje się katolickie wartości, dzieci i młodzież stara się chronić przed patologią i zgniłą propagandą, a nienarodzonych otacza się szczególną troską, od lat przyciąga do siebie najlepszych uczniów z Podkarpacia. Stąd „Prezentki” znalazły się na celowniku, zakonnicom próbuje się dorobić gębę czarownic, a do walki wykorzystano kilku – w mojej ocenie – sfrustrowanych absolwentów, którym zakonnice umożliwiły zdobycie solidnej wiedzy.

Drogie Siostry, wspominam i będę wspominał Was bardzo serdecznie. Będąc uczniem sam na Was psioczyłem i nie zawsze podzielałem Wasze zdanie. Z tego jednak się wyrasta. I tak, zaledwie kilka lat po otrzymaniu świadectwa maturalnego zrozumiałem, że zaprowadzana przez Was zdrowa dyscyplina połączona z promocją konserwatywnych wartości i solidnego nauczania to coś, co powinno znaleźć się w każdej polskiej szkole. Dziękuję za 6 lat edukacji. Trzymajcie się mocno!

Zobacz także:

„Dziadek był porąbany na części… To odpowiedni moment, żeby Ukraińcy przeprosili!” Wywiad z ks. Marianem Podolskim, świadkiem ukraińskiego ludobójstwa na Polakach [WIDEO]

Może ci się spodobać również Więcej od autora

% Komentarze

  1. Wyklęty mówi

    „rozdziobią nas kruki i wrony”

    i inne żmijowe antypolskie syjony

  2. Jozef mówi

    Dziekuje i Bog zaplac Panie Miedlar za prawde o wspanialych szkolach i pomocy Siostr Prezentek!!
    Juz jedna z niewielu placowek pozostalych bez narzucania i promowania gejostwa… zostala zlinczwana klamstwami. Moja corka tez uczzeszczala do takiej wspanialej szkoly dzisiaj jest architektem.

    Niszczy sie wszystko co Polskie…. co jeszcze zdrowe i prowadzi wysokie moralne wychowanie mlodziezy POLSKIEJ.. Rodacy bronmy Polski bo ginie. Rodacy 25 czerwca zpraszam na Marsz Domowskiego o godzinie 18.00 Warszawa !!

  3. Hammurabi mówi

    16 lipiec 2019 rok. Tenże sam portal i jakże znamienny tekst pt. „TYLKO U NAS! Podręcznik „Bandera i Ja” w języku polskim. Czego uczą się ukraińskie dzieci”?
    „W polskich szkołach prezentowane są banderowskiego symbole i treści w postaci plakatów, transparentów, flag i podręcznika „Bandera i Ja” autorstwa Wity Lewickiej. Na promocję banderyzmu w szkołach na terenie Polski daje przyzwolenie prokuratura z Olsztyna i Wrocławia”…
    Już wówczas było wiadomo, że każdy przejaw polskiego patriotyzmu, przywiązania do wartości będzie z jeszcze większą wściekłością piętnowany, szkalowany i przyrównywany do faszyzmu.
    W tym szaleństwie jest metoda.
    Niszczenie szkół wpajających młodzieży wartości patriotyczne to również metoda.
    Kolejny krok to będzie przyzwolenie na propagowanie wartości „patriotycznych” naszych „gości”, co odbywać się będzie na koszt polskiego podatnika, w polskich zukrainizowanych szkołach, w których prym będą wiedli przybysze.
    Im będzie wolno wielbić Banderę, Szuchewycza, modlić się do Szeptyckiego… Budować pomniki na ziemiach w które wsiąkła krew ich ofiar. Będzie wolno coraz więcej Isajewom łechtanych bezkarnością.
    Zaś za samo wspomnienie o zbrodniach dokonanych na Polakach przez dziadków dzisiejszych „gości” trzecia władza będzie stosować Art. 256) § 1 KK.

  4. Michu. mówi

    Sorry, ale nie można bronić patologii. Czytałem co wyprawiały te zakonnice. Fajnie, że miałeś Jacek inne doświadczenia. Nikt nie będzie kłamał w takiej sprawie. Te siostry powinny trafić za kraty. Wyzywać się na chorych dzieciach, dla mnie nie ma wytłumaczenia, wytrzebić patologie z Kościoła, zboków i sadystów wyrzucić na zbity pysk. W Irlandii patologia zniszczyła Kościół, u nas robi się to samo. Później się dziwić antykościelnym nastrojom? Ja się nie dziwię. Poza tym 5 gwiazdek dla zwolenników ruskiej onucy

  5. Wika mówi

    Małe sprostowanie. Zdjęcie krakowskich uczniów z Jarosławem Kaczyńskim zostało wykonane w Warszawie, w Sejmie (w czasie wycieczki), zupełnie spontanicznie. To nie było umówione spotkanie.

  6. Hammurabi mówi

    @Michu
    Zapewne masz rację. Jednak całkowitej pewności pozwalającej na ferowanie wyroku to już nie. By takowy wydać trzeba poznać stanowisko obu stron. Wejść w środek sprawy a przynajmniej mieć o niej pojęcie praktyczne, nie polegać na teorii stworzonej na użytek chcącego nie widzieć ukrytego w ścianach ośrodków problemu, tzw. „zdrowego” społeczeństwa.
    Opieka nad osobami niesprawnymi „tylko” intelektualnie a fizycznie bardzo silnymi, często mocno pobudzonymi do łatwych i wdzięcznych nie należy.
    Oczywiście najgłośniej gardłujący o nieludzkim zachowaniu opiekunów takich ludzi sami nawet kijem by ich nie dotknęli. Bo to często podopieczni opluci, zmoczeni, ubrudzeni kałem, w dodatku potrafiący kopnąć, uderzyć, ugryźć rzucić wszystkim co im pod rękę wpadnie, często się samookaleczać.
    Owszem są środki farmakologiczne, jednak ich podawanie nie zawsze rozwiązuje problem.Nie zawsze od razu od razu. Dlatego w takich przypadkach muszą być stosowane środki uniemożliwiające samodzielne poruszanie się pacjenta. Piszesz „chore dzieci”. Owszem, jednak ich choroba nie wyklucza napadów agresji. Widzisz przykładowo praca z dzieckiem „jedynie” autystycznym, już rodzi poważne zagrożenie pomimo, iż zajęcia są prowadzone jeden na jeden a co dopiero w grupie przypadków tak poważnych schorzeń!
    To taka sztandarowa wręcz lewacka hipokryzja!
    Są na tym łez padole rzeczy, o których nawet filozofom się nie śniło. Jedną z nich, jest doskonała, często bezinteresowna ludzka podłość.
    Jak ktoś chce przysłowiowego psa uderzyć, kij zawsze znajdzie.

  7. antyups mówi

    @michu nie prowokuj tymi lewackimi gwiazdkami lempartowej i frasyniuka, bo się przewrócisz i zaświecą ci w gałach

  8. Robert mówi

    Poczekajmy na dowody, które ewentualnie zgromadzi prokuratura. Jeśli nie będzie twardych dowodów, żadne „czynniki” nic siostrom nie zrobią. Bo jak dotąd, mamy tylko przerzucanie się pomówieniami. Zrobić Prezentkom krzywdę może co najwyżej Watykan, w porozumieniu z dostojnikami kościelnymi w kraju (zapewne z poduszczenia nuncjusza papieskiego).

Zostaw odpowiedź

Twoj adres e-mail nie bedzie opublikowany.

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.