Polacy boją się zgłaszać do szpitali. Lekarze apelują: „Nie bagatelizujcie chorób serca. Lęk przed koronawirusem może mieć groźne konsekwencje”

We wtorek (21.04.2020) lekarze z Wojskowego Instytutu Medycznego w Warszawie wystosowali apel do pacjentów z objawami chorób serca, którzy z lęku przed koronawirusem nie zgłaszają się do szpitali. „Apelujemy do pacjentów, by mimo uzasadnionego lęku przed koronawirusem nie bagatelizowali groźnych objawów chorób serca. Niezależnie od pandemii choroby układu sercowo-naczyniowego, w tym przede wszystkim choroba niedokrwienna serca, są obecnie i najpewniej nadal pozostaną pierwszą przyczyną zgonów w Polsce” – czytamy w oświadczeniu WIM.

Dyrektor WIM, gen. dyw. prof. dr hab. med. Grzegorz Gielerak, zapewnia, że pomimo epidemii Instytut jest przygotowany do bezpiecznego leczenia kardiologicznych stanów nagłych. – Jednak od czasu rozpoczęcia epidemii COVID-19 obserwujemy w Polsce niepokojącą tendencję zmniejszenia liczby pacjentów zgłaszających się do szpitala z zawałem serca i zaostrzeniem innych chorób kardiologicznych. Pandemia COVID-19 nie „uleczyła” chorych kardiologicznych! Obawiamy się, że pozostają oni w domu zbyt długo, mimo istotnych dolegliwości. Najpewniej odczuwają lęk przez zakażeniem koronawirusem w czasie hospitalizacji. Jest on na pewno zrozumiały, ale niestety może mieć groźne konsekwencje – mówi prof. Gielerak.

Kierownik Kliniki Kardiologii i Chorób Wewnętrznych WIM, płk dr hab. med. Paweł Krzesiński, ostrzega, że zaniechanie lub opóźnienie zgłoszenia się do szpitala z objawami zawału serca, zaostrzenia niewydolności serca lub groźnej arytmii może skończyć się tragicznie. – Pacjenci z potwierdzonym wcześniej zakażeniem koronawirusem powinni być transportowani do szpitala jednoimiennego, jeżeli tylko ośrodek ten jest w stanie udzielić im należnej pomocy. Niemniej, nadal większość pacjentów kardiologicznych nie ma objawów COVID-19 i może być ratowana w każdym ośrodku z całodobowym dyżurem hemodynamicznym, takim jaki jest zapewniony w WIM – wyjaśnia dr Krzesiński.

– Nasza Pracownia Hemodynamiki jest doskonale przygotowana do przyjmowania chorych z zawałem serca w dobie pandemii COVID-19 – uspokaja dr med. Piotr Kwiatkowski, Kierownik Pracowni. – Posiadamy odpowiednie warunki, sprzęt, procedury i doskonale przeszkolony zespół.

– W przypadku jakichkolwiek wątpliwości mamy możliwość izolacji chorego do czasu wykluczenia zakażenia SARS-Cov-2 testem genetycznym, który wykonywany jest w WIM – uzupełnia płk dr med. Robert Ryczek, Szef Oddziału Intensywnego Nadzoru Kardiologicznego.

Mój komentarz: Podczas, gdy cały świat z zapartym tchem śledzi informacje na temat zgonów rzekomo spowodowanych przez koronawirus, mało kogo obchodzi, że w wyniku koronawirusowej paniki umierają ludzie pozbawieni opieki medycznej. Ministerstwo Zdrowia codziennie publikuje liczbę wykrytych zakażeń i zgonów osób zarażonych koronawirusem (prawie wszyscy z tzw. chorobami współistniejącymi). Może pora zacząć publikować dane dotyczące liczby zgonów, które są skutkiem odsunięcia planowanych zabiegów lub obawą przed udaniem się do szpitala. Z pewnością będzie to liczba większa niż rzekome zgony z powodu koronawirusa.

Minister Szumowski wypłaszcza krzywą i straszy Polaków szczytem epidemii, który ma przyjść w maju, czerwcu, albo Bóg wie kiedy. Efekt jest taki, że spanikowani ludzie boją się pójść do lekarza nawet w sytuacji zagrożenia życia. Kto jest odpowiedzialny za ich śmierć? Odpowiedzialni są ci, którzy nakręcili panikę jakby koronawirus był dżumą. NIE JEST i najwyższa pora zacząć uspokajać ludzi zamiast ich straszyć. Jeśli minister Szumowski zamierza przez dwa lata straszyć Polaków koronawirusem, to będą to dwa lata z rekordową liczbą zgonów spowodowanych paniką i brakiem właściwej opieki medycznej. Więcej ludzi umrze w wyniki koronawirusowej histerii, niż infekcji, której śmiertelność ocenia się obecnie na poziomie poniżej 1 procenta. Dość tej hucpy!

Źródło informacji i cytatów: wim.mil.pl

Zobacz też:

Testy na koronawirusa w Izraelu: Dziesiątki zdrowych seniorów skierowano na oddział zakaźny! Czy w Polsce grozi nam to samo?