Strajk okupacyjny w stanie wojennym. Poruszające wspomnienia – 13 grudnia 1981 (cz. 1/3)
Wszędzie płacz, wycie, okrzyki wściekłości i bezsilności, warkot wozów bojowych, hałas wściekłej walki, huk wybuchających dookoła petard i wycie syren bojowych skotów, migotanie świateł i głośne ustawiczne okrzyki Łodzian: „gestapo!, gestapo!”.(…) Wspominamy, szukając w swoim życiu momentów zwrotnych, ważnych wydarzeń. Jedną z płaszczyzn istotnych w naszym życiu jest moment otarcia się o żywą, pulsującą tkankę historii. I o tym właśnie będzie te kilka słów.
Dorastaliśmy w tzw. PRL-u, w epoce późnego Gierka. Innej Polski nie znaliśmy, czasem tylko dowiadywaliśmy się o jej istnieniu z opowiadań ojców, dziadków, czy też z podręczników historii, w których to tę poprzednią, Niepodległą Polskę opisywano w czarnych i ciemnych kolorach. Z czasem zaczęli pojawiać się odważni ludzie i nielegalne pisma, niektórzy z nas słuchali Radia Wolna Europa…
Za oknami naszych rodzinnych domów, daleko od codziennych zmartwień, walczyły ze sobą na śmierć i życie dwa polityczne, ekonomiczne i militarne systemy: komunizm (którego po zajęciu Polski w 1944/45 r. przez Rosję Sowiecką byliśmy częścią) i kapitalizm, którego liderem były USA. Kiedy Sowieci utracili swoją pozycję mocarstwową, głównie przez swoją niewydolność gospodarczą i niedorozwój ekonomiczny spowodowany totalitarną ideologią, powstała koncepcja przebudowy tej części Europy, w której nam przyszło żyć.
Kiedy pytamy, jakie wydarzenia i doświadczenia z początku lat 80-tych ubiegłego wieku najbardziej zapadły nam w pamięć, to w moim przypadku nasuwa się ich kilka.
Pierwszym ważnym dla mnie wydarzeniem był kilkutygodniowy okupacyjny strajk (29 dni) studentów Uniwersytetu Łódzkiego, który rozpoczął się pod koniec stycznia 1981 roku. Uczestniczyłem w nim na wydziale Filozoficzno-Historycznym, w macierzystym Instytucie Historii. Największym szokiem, pamiętam było mycie się w styczniowej lodowatej wodzie (ciepłą wyłączono), poza tym było to wspaniałe duchowe, ale i organizacyjne przedsięwzięcie i przeżycie.
Tam na tym strajku prowadzonym przez powstałe Niezależne Zrzeszenie Studentów (NZS) wyobrażaliśmy sobie Wolność, pisaliśmy odezwy i artykuły do studenckiej braci, mieszkańców Łodzi i Świata i nawiązywaliśmy kontakty z pracowniczą Solidarnością w kategorii druku gazety (m.in. Zakłady im.J.Marchlewskiego, przew. Solidarności – Dłużniewski, wspaniały facet, już nie żyje), kolportażu druków i nocnych długich rewelacyjnych dyskusji. Tak cementowała się studencko-robotnicza więź i zaufanie, które przydawało się później. Rezultatem tego doświadczenia była potrzeba i konieczność kształcenia siebie i innych w celu obudzenia, nazwania i szerzenia wiedzy wśród „Tutejszych” mieszkańców o możliwej prawdziwej Polsce, aby przeciwstawić się próbie skanalizowania protestu Solidarności i całego ruchu do ceny kilograma kiełbasy i 100 zł podwyżki.
Drugim dobrze zapamiętanym wydarzeniem był „wybuch” Stanu Wojennego przeprowadzonego przez, jak to się popularnie mówiło „ moskiewskich pachołków” i zdrajców na czele z niewolniczym janczarskim skrzepem Jaruzelskim i jego targowickim komitetem WRON-y. Dziś właśnie o tym…
Wrocław – kongres środowisk demokratycznych
Stan wojenny zastał mnie i moich kumpli z redakcji „Nowszych Dróg” i Związku Młodzieży Demokratycznej we Wrocławiu. Tam od 12/12/81 r. miał miejsce Kongres Środowisk Demokratycznych z całej Polski, przewidziany na dwa dni, mający na celu zintegrowanie tych środowisk (Ruch Wolnych Demokratów, mec. K.Głogowskiego, A.Pleśniara), piłsudczyków (Ostoja-Owsiany), mec. Andrzej Kern (późniejszy mój kolega z celi z ZK w Łowiczu i vice marszałek Sejmu), radykalnych odłamów ZMD (okręg łódzki, A.S. Goździkowski, J.K. Matysiak, P. Walczak, A. Martula, D. Sowiński i inni) i całą masę niewymienionych tu organizacji i ruchów). Z pierwszego dnia obrad pamiętam wystąpienie „jasnowidza” Ostoi-Owsianego, aktywisty niepodległościowego z Łodzi, który zapytał (12XII wieczorem!): ”jak my zareagujemy i jak zareaguje kraj, jeśli jutro komuniści wprowadzą stan wyjątkowy i nas wyaresztują”!. Odpowiedzią było wzruszenie ramion wielu zebranych, (co on tu wydziwia?).
Stan wojenny we Wrocławiu
Wcześnie rano 13 grudnia 1981r. w hotelu „Monopol” zaczęły dziać się różne rzeczy. Raptem nie działały telewizja i telefony.
„Goździk” żartował „polskich dróżników ponownie zaskoczyła zima”. Mieliśmy być jednak “zawiani” inaczej. Chyba korzystaliśmy z wewnętrznej hotelowej centrali telefonicznej. Poważnie zaniepokojony zadzwoniłem, więc do chłopaków mieszkających w innych pokojach starając się n.p. obudzić, nieżyjącego już dziś, Andrzeja Martulę (student historii i socjologii UŁ), strasząc go, że podobno Jaruzel ogłosił stan wyjątkowy. Andrzej z właściwym sobie zwariowanym poczuciem humoru: „Matysiak, stan wyjątkowy to wyjątkowa okazja, aby się wreszcie k…a wyspać! A z tym Jaruzelem to pogadam później”, po czym odłożył słuchawkę. Później Martula próbował nam wmówić, że ten stan wyjątkowy to jakiś nowy wybryk/montaż Marcina Wolskiego i Andrzeja Zaorskiego z programu „60 minut na godzinę” (wówczas bardzo popularny rodzaj kabaretu w radio). Pytał czy w telewizji nie pokazywali obok Jaruzelskiego czasem Kosmitów, ale nikt mu już nie wierzył.
W telewizji zmyliła nas flaga polska, ale później swój obleśny pysk pokazał ten wymoczek Jaruzel. Miny nam zrzedły, kiedy pokazali śliniącego się Jaruzela, powtarzającego społeczeństwu w koło te same sowieckie zaklęcia. Gen. Jaruzelski powołując WRON-ę, wystąpił przeciwko polskiej nadziei, ze swoim „stanem wyjątkowym”. Darek, „Generał” stwierdził: „No to mamy źle zrobiony „Teleranek”, dobrze, że nie mam jeszcze dzieci, mogłyby się przestraszyć”. Natomiast Piotrek trafnie zauważył: „Wreszcie te ciemne okulary od gen. Pinocheta mu się ku..a przydały…”
Po krótkiej naradzie i nasłuchu ze wszystkich możliwych źródeł, nasza grupa (Piotr Walczak – mgr prawa, asystent na wydziale prawa UŁ, Andrzej S. Goździkowski – student prawa UŁ, przewodniczący łódzkiego ZMD, Darek Sowiński „Generał”, student administracji UŁ, Andrzej Martula – student historii i socjologii UŁ i Jacek K. Matysiak – student historii i socjologii) zdecydowała się opuścić hotel Monopol. Nastał czas dyktatorów, obrady demokratów będą musiały poczekać na lepsze czasy…
Co robić?
Padał obficie, tańczył przed naszymi rozbieganymi oczyma, biały wspaniały, gęsty śnieg na otwartym olbrzymim pustym placu ( jakby chciał ochłodzić nasze rozpalone głowy), ale przechodząc przez niego na stację kolejową wiedzieliśmy: nad Polskę naszych nadziei nadlatywały czarne wroniaste chmury.
Skończył się festiwal „Solidarności”, mundurowi komuniści, przynajmniej w telewizji, gasili światło nadziei, wyrzucając za drzwi Wolność. Tę białą niepewność rozdzierały tylko kościelne dzwony nawołujące wiernych na poranne nabożeństwo. Tym razem dzwony biły jak na alarm, tylko śnieg sypał mocno, jakby nic się nie wydarzyło. Zanuciłem “Piosenkę o rzeczach białych” popularnego w naszym gronie Jana Krzysztofa Kelusa. „Ciszej”, rzucił dowcipnie „Generał”, „pewnie to już nielegalne”.
Postanowiliśmy skierować się do domu starego opozycjonisty z Ruchu Wolnych Demokratów, mec. Adama Pleśniara, z którym ucięliśmy dłuższą pogawędkę poprzedniego dnia na Kongresie. Chcieliśmy zasięgnąć jego rady, co dalej robić, wierząc, że będzie on wiedział więcej o ogłoszonym stanie wyjątkowym.
Baliśmy się. Obawialiśmy się „kotła” w mieszkaniu Pleśniara i ktoś rzucił pomysł, aby na zwiady wysłać Piotrka. Piotrek, asystent na prawie UŁ, dobrze zbudowany, przystojny chłopak miał jedno sztuczne ramię (zakładane razem z koszulą), a drugą rękę miał tylko do łokcia, którą mógł robić wszystko, np. otworzyć puszkę piwa. ”Na pewno SB-ecy zupełnie zgłupieją, jeśli będą go chcieli skuć kajdankami”. Czyli zaplanowaliśmy wojnę psychologiczną z potencjalnymi opiekunami z SB. Jednak „punkt” był już pusty i podjęliśmy decyzję o powrocie do Łodzi, bo i cóż mogliśmy robić w tej sytuacji we Wrocławiu.
Powrót do Łodzi
Na dworcu kolejowym chodziły patrole wojskowe i paramilitarne, jacyś tajniacy. Bez większych niespodzianek dotarliśmy do Łodzi. W okrojonym składzie wylądowaliśmy na osiedlu studenckim im. Rodzeństwa Fibaków (ok. 5 tys. studentów (licząc waletów) z kilku łódzkich uczelni), a konkretnie w III Domu Studenta (prawo i administracja), gdzie mieszkali Andrzej S. Goździkowski i Darek „Generał” Sowiński, oraz gdzie na parterze mieściła się redakcja „Nowsze Drogi” i gdzie w pokoju #13, mieszkałem również ja. Zaobserwowaliśmy wprost tłumy ludzi wyjeżdżających z akademików do domów. Zajęcia na uczelniach zostały odwołane.
A więc wojna, koniec epoki, w której wyrośliśmy, którą znaliśmy. To już nie lekcja z podręczników historii z okresu umacniania komunizmu po II wojnie światowej. Teraz mieliśmy dostać tę lekcję na żywo i przeżyć ją tak jak nasi rodzice w “realu”. Zaczynają się schody. Nadszedł czas odzyskania przez komunę utraconej kontroli nad społeczeństwem.
Jak to się skończy, nikt z nas nie wiedział. Wiedzieliśmy tylko, że wchodzimy w nowy świat, którego jeszcze nie znamy. Zrozumiałem wówczas dokładnie złowrogą treść ulotek rozklejanych wcześniej na ulicach Łodzi przez Komunistyczny Związek Młodzieży Polskiej (organizację Andrzeja Salamona i innych): „Socjalizmu będziemy bronić jak niepodległości” (brrr!)
Wszystko wrzało w młodych, gorących głowach strach, niepewność i zarazem szybko rodząca się gotowość do przyjęcia nagle rzuconego wezwania przez juntę czerwonych aparatczyków, którzy utracili w okresie festiwalu „Solidarności” resztę akceptacji (skonstruowanej na strachu i apanażach) społeczeństwa rozbudzonego przez Papieża jeszcze w 1979 r. Przypomnieli sobie o posiadanych czołgach i innym sowieckim złomie i zapragnęli za wszelką cenę rzucić go w twarz społeczeństwu, aby utrzymać się przy władzy. Czołgi i żołnierze byli z Polski, tylko koncepcja i ropa były ruskie.
CZĘŚĆ DRUGA WSPOMNIEŃ ZE STRAJKU OKUPACYJNEGO W STANIE WOJENNYM (cz. 2/3)
DOBRZE ze na te pierdoly i baje nie ma jeszcze zadnych komentarzy ,, bajki pisac i dziekowac Gorbiemu ze zmienil system !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!