Paradne! „Katecheta” TVN-u przedstawia program. Ograniczy aktywność religijną. Wcześniej zapewniał, że w pałacu pościąga krzyże
Szymon Hołownia, do niedawna prezenter reality show, przez wielu nazywany „katechetą” TVN-u, kilka dni po tym gdy skompromitował się skandalicznym spotem wyborczym z kpinkami z katastrofy Smoleńskiej, który dziś określił mianem „menadżerskiego błędu”, ogłosił program wyborczy.
W programie wyborczym Hołowni znaleźć można znaleźć takie postulaty jak: regularne zwoływanie Rady Bezpieczeństwa Narodowego, odejście Polski od węgla, co wiązałoby się z doprowadzeniem polskiej gospodarki do ruiny (więcej TUTAJ) czy przeprowadzenie wielkiego audytu wszystkich instytucji państwowych.
Co najzabawniejsze, Hołownia, przez lata felietonista Tygodnika Powszechnego, a nierzadko rekolekcjonista w kościołach, zadeklarował, że jako prezydent ograniczy swoją aktywność religijną. To kolejna tego typu deklaracja po zapowiedzi ściągnięcia go ze ścian w pałacu prezydenckim. Coś nam się zdaje, że Hołownia ma tyle wspólnego z wiarą w Chrystusa, co my z synagogą Michaela Schudricha.
Przeczytaj także:
J. Międlar: „Antysemicki” grzech biskupa Jeża i „współczesny katolicyzm” Michaela Schudricha [WIDEO]
To jest pajac
Niegdyś. Dawno temu bo w drugiej połowie lat pięćdziesiątych mieszkał w Tykocinie niejaki Hołownia może nawet tatuś Kandydata lub inny pociotek. Był biegaczem. Zapracowani mieszkańcy Tykocina widząc młodzieńca bezproduktywnie biegającego po polnych i leśnych dróżkach dziwili się bardzo i mówili o nim nie inaczej tylko „durnyj Hołownia”. Jednak Hołownia miał sportowe wyniki bo gdy przyszedł czas poboru do wojska to został powołany do CWKS Legia. Tam pod fachową opieką trenerską wyniki poprawił i został nawet objęty szkoleniem kadry. Pierwszym jego wyjazdem na międzynarodowe zawody był wyjazd do Moskwy. Tam pewnego popołudnia wyszedł z hotelu i przepadł. Szukano go dwa dni przy pomocy służb milicyjnych i urzędników polskiej ambasady. W trzecim dniu przed południem zadzwoniono do hotelu aż z samej Łubianki i oświadczono, że siedzi w milicyjnym dołku na posterunku w pobliżu hotelu (tam gdzie zgłoszono jego zaginięcie) i by go sobie odebrano. Pojechali i był, od dwóch i pół dnia. Wyjaśniło się w toku śledztwa, że mieszkańcy Tykocina trafnie nazywali pana Hołownię gdyż ów dowiedziawszy się o wypasionych apanażach radzieckich sportowców wymknął się z hotelu i na pierwszym posterunku milicji poprosił o azyl. Wrócili do Warszawy a pan Hołownia dostał rozkaz spakowania plecaka i wyjazd do liniowej jednostki a resztę służby pożytecznie spędził biegając po poligonie. A powyższą historię opowiadał mi w roku 1960 ówczesny wiceprezes Legii.
Gdyby ktoś nie wiedział kto go wystawia do wyścigu niech spojrzy na mordy „doradców” w większości z przeszłością w „służbach”.Typowy kapuś na usługach lewaków,pedałów i UBeków!
Po jawnym współpracowniku Tygodnika Powszechnego („jawny współpracownik Tygodnika Powszechnego” to coś bardzo bliskiego Tajnemu Współpracownikowi) nie spodziewałbym się niczego innego.
Skoro przeoczyłem ankietę, jeszcze 1 głos na posła Bosaka, 650.