L. Mucha: Do kraju tego, gdzie pierwsze ukłony są jak odwieczne Chrystusa wyznanie: „Bądź pochwalony!” Tęskno mi, Panie…
W poprzednich dwóch felietonach, które – łącznie – nosiły tytuł: Nie będziesz miał bogów cudzych przede mną, wskazane zostały bajki, mity, przesądy i zwykłe kłamstwa, jakimi współczesny, nowoczesny i „oświecony” świat karmi ludzi wtedy, gdy mówi o religii. Powtarza się nam, że czasy, w których władzę sprawował sojusz tronu i ołtarza, gdy najwyższym punktem cywilizowanego świata był krzyż, były okresem zacofania, biedy, przesądów i zabobonów, a przede wszystkim to, że po „wyzwoleniu” spod władzy kościoła wolność zwykłego człowieka się powiększyła. To nieprawda. I są na to dobre, niepodważalne przykłady w historii.
PRZECZYTAJ: L. Mucha: Nie będziesz miał bogów cudzych…
Można w dziejach świata znaleźć przykład działań, które były odejściem od idei sojuszu tronu i ołtarza i sprawdzić jakie to przyniosło skutki. Gdy w końcu XVIII wieku kolonie angielskie w Ameryce przystąpiły do walki o niepodległość, koronnym argumentem rewolucjonistów było dążenie do wyzwolenia spod jarzma władzy króla Jerzego III. A tym, co mu zarzucano, oprócz – niezbyt zresztą prawdziwych – oskarżeń o ciemiężenie kolonistów nieuczciwymi podatkami, był jego katolicyzm i zależność od papieża. Nowe państwo ukonstytuowano wykorzystując teorie Locka i Hobbesa przewidujące między innymi tolerancję dla wszystkiego – poza katolicyzmem. Ustanowiono Unię zgodnie z tymi zasadami. Teoretycznie każdy stan, jako odrębne państwo, miał prawo do samostanowienia. Zasady te – z gruntu utopijne – nie sprawdziły się. Ci sami ludzie, którzy walczyli o wolność kolonii i ich wyzwolenie spod władzy króla, gdy tylko sami przejęli stery, nie wahali się, przy pierwszych oznakach nieposłuszeństwa, wysyłać milicję i wojsko przeciw obywatelom, którzy – powołując się na „wolnościowe” zasady konstrukcji państwa – próbowali władzy się sprzeciwić. Gdy doszło do konfliktu – sporu pomiędzy Południem i Północą, ideały o wolności i samostanowieniu odłożono do lamusa. W państwie opartym o teoretyczną wolność doszło do wojny, która kosztowała życie 600 tysięcy ludzi… Wojna Secesyjna, niezależnie od tego, kto miał w tym konflikcie więcej racji, była wprost następstwem lockeańskiej, utopijnej wizji świata pozbawionego katolickiego Boga.*
PRZECZYTAJ: L. Mucha: …bogów cudzych przede mną
Jeszcze raz, do znudzenia powtórzę: wiem i przyznaję, że w historii Kościoła Katolickiego, a także w historii chrześcijaństwa były kryzysy, wiem, że byli papieże, którzy papieżami być nie powinni (ostatnio coraz bliżej jestem stwierdzenia, że nie tylko byli…) ale wszystkie te złe karty były błędami ludzi, a nie błędami idei. Ludzie popełniali czyny, które były zaprzeczeniem nauki Chrystusa. Podczas, gdy skutki działań podjętych w imię ideologii Oświecenia, liberalizmu, humanizmu, marksizmu, a także islamu – wynikają z nich samych i są ich konsekwencją.
Może ktoś z Czytelników powie, że przecież nie da się zaprzeczyć, że współcześni Amerykanie cieszą się i tak największą wolnością, znacznie większą niż Europejczycy. To prawda. Ale nie znaczy to wcale, że oni mają dobrze, tylko, że my mamy źle. Bardzo źle. Oni poznali tylko Rewolucję Amerykańską i Wojnę Secesyjną. My w Europie zostaliśmy z naszej wolności ograbieni przez Rewolucję Francuską oraz marksizm, który w odzieraniu ludzi z wolności poszedł jeszcze dalej.
Tak, można powiedzieć, że obywatel Stanów Zjednoczonych Ameryki ma stosunkowo dużo wolności. Ale nie o to chodzi. Nie w tym rzecz. Problem w tym ile wolności i czyim kosztem ma rząd. Rząd, który nie jest ograniczany w swoim postępowaniu żadnymi zasadami, żadną etyką, żadną moralnością, żadną religią. I nie mam na myśli wyłącznie pozornego rządu znanego z pierwszych stron gazet, choć i do niego się to odnosi. Mam na myśli ludzi naprawdę trzymających wszystko w garści, skupiających w swoich rękach władzę i bogactwa na niespotykaną skalę, ale jednocześnie ukrytych za różnego rodzaju fasadami. Ludzi, którzy dla zysku potrafią wykorzystać wszystko: prasę, radio, telewizję, Internet, a najbardziej wojny… Odejście od chrześcijaństwa, od katolicyzmu, a jeszcze później od religii w ogóle, połączone z rozwojem techniki i nauki, które podobnie jak władza, pozbawione zostały kontroli etycznej, spowodowało powstanie systemu, którego dziś nie kontrolują wyborcy. Nigdy w historii ludzkości równowaga pomiędzy tym, co o władzy wie zwykły człowiek i tym, co o zwykłym człowieku wie władza – nie była tak bardzo zaburzona – oczywiście na korzyść władzy, a na szkodę zwykłego człowieka! Nigdy zwykły człowiek nie podlegał takiej inwigilacji jak dziś. I żeby było ciekawiej, tę wszechobecną kontrolę uzasadnia się naszym bezpieczeństwem. Nigdy w całej historii ludzkości masy ludzkie nie były tak bardzo i tak bezczelnie manipulowane przez tak bardzo zdemoralizowane jednostki i grupy. Parafrazując Churchilla można by powiedzieć, że nigdy jeszcze tak niewielu, nie trzymało tak wielu, w takiej niewoli… A najbardziej cyniczne z ich strony jest to, że wszystko, co z nami robią uzasadniają wolnością
W porównaniu z tym, co dziś się dzieje, czasy kiedy tron podlegał kontroli ołtarza tak jak każdy człowiek, choć miały swoje wady i ciemne strony, nie wydają się już takie złe.
*uzasadnienie tej tezy można znaleźć w obszernej, dwutomowej publikacji naukowej Christophera Ferrary: Wolność, bóg, który zawiódł.
C. K. Norwid Tęskno mi Panie
Powiedział to, co wszyscy wiedzą. Jesteś marną, niemiecką gnidą!
C.K Dezerterzy
MY, DZIECI WOLNOŚCI – PREMIERA POLONIJNEGO TEATRU TELEWIZJI
https://www.youtube.com/watch?v=is1f2EqqU8w
Wydaje mi się, że twój argument dotyczący religijności Amerykanów niekoniecznie pokrywa się z prawdą. Piszesz: „Odejście od chrześcijaństwa, od katolicyzmu, a jeszcze później od religii w ogóle, połączone z rozwojem techniki i nauki, które podobnie jak władza, zostały pozbawione kontroli etycznej, spowodowało powstanie systemu, którego nie kontrolują wyborcy”.
A to powiedz mi dlaczego powszechnym zwyczajem w USA jest składanie przysięgi na Biblię (np. podczas promocji strażaków). Przecież Stany są kompletnie neutralne religijnie. W Sądach także wypowiada się formułę „Tak mi dopomóż Bóg” z ręką na Biblii. W Polsce mam 94 procent katolików i jedynym powszechnie zwyczajem jest taca niedzielna.
Jeżeli jedynym powszechnym zwyczajem jest taca niedzielna, to znaczy, że powszechnym zwyczajem jest chodzenie na mszę w niedzielę. Chciałbym, by tak było. A co do Ameryki, to takie rzeczy jak przysięganie na Biblię, to zwyczaj. To nie jest miernik religijności. Oczywiście wielu w Ameryce jest ludzi wierzących, ale system włady, jest świecki. Nawet jeśli pewne pozory mówią inaczej.
A ja się nie spowiadam, że do Kościoła w niedzielę nie chodzę. Wyzwoliłem się spod tego jarzma, ale szanuję tych co chodzą, każdy ma prawo do spędzania wolnego niedzieli jak chce. Szkoda, że głupia Solidarność walczy o zamknięcie sklepów w niedzielę. Zamiast dać pracującym ustawowe 300 procent podwyżki za pracę w niedzielę i skrócić czas pracy (w niedziele i tak się pracuję krócej), to lepiej dać wolne i zagonić do KOŚCIOŁA w niedzielę.
Solidarność należałoby zdelegalizować, bo hamuje postęp materialny Polaków.
Można tak. Tylko jasno wypada się określić kim się jest. Np katolicy spowiadają się i chodzą w niedzielę do kościoła.
A po mszy do sklepu. Czy to grzech?