Uziemione rupiecie i nieudana zemsta, czyli jak Macierewicz wykiwał Francuzów
Gdy rok temu polski rząd odrzucił hochsztaplerski kontrakt na zakup caracali, Francuzi postanowili się zemścić. W październiku 2016 roku, dwa tygodnie po ogłoszeniu decyzji rządu o odrzuceniu śmigłowców, Polska została pominięta w budowaniu europejskiej obrony. Z tego powodu wielu polityków i komentatorów życia społecznego wieszało psy na Antonim Macierewiczu. Tymczasem dzisiaj otrzymaliśmy kolejny dowód na to, że decyzja ministra obrony narodowej była jak najbardziej słuszna. Francuskie śmigłowce nieuczciwie wciśnięte otępiałym politykom PO-PSL okazały się być zwykłym badziewiem, które niszczy francuską armię. Francuzi nie dość, że okazali się nieudacznikami i fałszywymi przyjaciółmi, to jeszcze totalnie skompromitowali się na arenie międzynarodowej, czego media głównego nurtu zdają się nie dostrzegać.
Całą Polskę obiegła dzisiaj wiadomość, że obecnie we francuskim wojsku mniej niż 25% śmigłowców typu Caracal jest w stanie wzbić się w powietrze. Tak, to te same śmigłowce, które jeszcze niedawno Francuzi przedstawiali jako super sprzęt, a sprzedajni politycy PO-PSL chcieli wydać na nie ponad 13 mld złotych.
Ekonomiczny portal „La Tribune” podał, że w ostatnich czterech latach, a więc wtedy, kiedy Francuzi dobijali targu z Polakami, a konkretnie – za ogromne pieniądze wciskali francuski rupieć rządowi Donalda Tuska i Ewy Kopacz – koszty naprawy caracali wzrosły niemal dwukrotnie. To oznacza, że decyzja ministra Macierewicza o odstąpienia od umowy była jak najbardziej słuszna, a odpowiedzialni za negocjacje ludzie z PO-PSL powinni trafić przed sejmową komisję śledczą. Oznacza to też, że pomysł Francuzów o utworzeniu sił zbrojnych Unii Europejskiej, w którym z zemsty pominięto Polaków, spali na panewce.
Aby to dobrze pojąć cofnijmy się o rok, a więc do czasu, gdy dyskusja o negocjacjach była wyjątkowo żywa. Francuski przekręt ułoży się w jedną całość.
Nieuczciwy „deal”
W ubiegłym roku wiele mówiło się o przetargu na francuskie caracale, ale było w tych dyskusjach wiele niedopowiedzeń. I prawdę mówiąc, w kwestii głośnych negocjacji na temat śmigłowców wiele wyjaśnił były prezydent RP Aleksander Kwaśniewski, który potwierdził doniesienia francuskich mediów, ujawniając że o zwycięstwie w przetargu na śmigłowce dla polskiej armii nie przesądziła ich jakość, ale był to efekt wielkiego, międzynarodowego „dealu”.
– Otóż proszę pamiętać, że z dużym udziałem Polski zmusiliśmy Francuzów do odstąpienia od jednego z najbardziej dobrych kontraktów dla nich, mianowicie sprzedaży okrętów „Mistral” dla Rosji w związku z agresją na Ukrainę – powiedział Kwaśniewski w Radiu Zet.
Tymi słowami były prezydent RP, świadomie bądź nie, dobił Platformę Obywatelską ujawniając, że zachodni politycy traktowali polskich włodarzy jak swoich niewolników i za ogromne pieniądze – pod płaszczykiem francusko-polskiego braterstwa – byli gotowi wcisnąć Polakom kosztowny rupieć. Kwaśniewski przyznał, że caracale „w jakimś sensie” miały Francuzom wynagrodzić odstąpienie od umowy z Rosją.
– Wtedy było „gentlemen’s agreement” (porozumienie dżentelmeńskie – przyp. red.) w Unii Europejskiej i w NATO, że w związku z tym, nadchodzące kontrakty na sprzęt wojskowy będziemy rozpatrywać z pewną większą sympatią dla oferty francuskiej, żeby oczywiście jakby spłacić (…) zadośćuczynić niesprzedane mistrale – powiedział z rozbrajającą szczerością Kwaśniewski.
Polityczną umową pomiędzy Polakami a Francuzami ci drudzy najwyraźniej wytarli sobie – przepraszam za kolokwializm – mordę! Okazali się na tyle nieuczciwi i bezczelni, że okręty desantowe sprzedali Egiptowi, który odsprzedał je Moskwie za symbolicznego dolara. Krótko mówiąc, napluli Polakom w twarz, a politycy PO-PSL twierdzili, że to deszcz pada.
Szczegóły umowy
– Francuzi traktowali nas jak kraj kolonialny. Ich propozycje były oburzające – tak dla RMF24 o negocjacjach w sprawie caracali wypowiada się osoba, która dobrze zna ich przebieg i polski punkt widzenia.
Informator wyjawia, jak wiele oszustw zawierał kontrakt między Francuzami a Polakami. Zawyżono wyceny przekazywanych licencji i włączenia do programu szkoleń, które miały przejść polskie spółki koncernu. Brakowało konkretnych propozycji przedstawicieli Airbus Helicopters w sprawie utworzenia sześciu tysięcy miejsc pracy. Na tym nie koniec. Co prawda, prowadząc negocjacje, Francuzi mieli do czynienia z wyjątkowymi idiotami działającymi na szkodę państwa polskiego, jednak oszustwo, jakiego się dopuścili, zakrawa na skrajną impertynencję i świadczy o faktycznym traktowaniu Polski jako europejskiej kolonii. Bo jak inaczej wytłumaczyć fakt, że za 3,5 mld dolarów (równowartość 13,4 mld zł) Turcja kupiła 109 Blackhawków, a Polska za taką właśnie kwotę (13,3 mld zł) wynegocjowała 50 sztuk caracali? Biorąc pod uwagę olbrzymie malwersacje finansowe, korupcję oraz najzwyklejszy w świecie kant, nie musieliśmy się obawiać ewentualnych roszczeń odszkodowawczych ze strony Francuzów. Negocjacje były bowiem nagrywane, a ich ujawnienie działałoby na niekorzyść przedstawicieli Airbus Helicopters. Dlatego Antoni Macierewicz, nie zważając na tupanie nogami, odwrócił się od Francuzów plecami i odstąpił od umowy.
Zemsta Francuzów
Decyzję o caracalach wyjątkowo źle przyjął szef francuskiego MON Jean-Yves Le Drian. Postanowił się zemścić. Po mistrzowsku ograny przez rząd Beaty Szydło, nie mogąc starać się o odszkodowanie, powziął decyzję o odwecie na Polsce. Wraz z ministrami obrony narodowej Niemiec Ursulą von der Leyen, Włoch Robertą Ponotti i Hiszpanii Pedro Morenesem, dwa tygodnie po podjęciu decyzji przez Macierewicza napisał list, w którym wyłożył plan rozwoju współpracy wojskowej w ramach Unii. Zapowiedział, że celem nie jest „konkurowanie z NATO” lub budowanie „europejskiej armii”, ale umożliwienie samodzielnych ocen zagrożenia przy swoich granicach i przeprowadzenie operacji militarnych „zarówno niewielkiej, jak i dużej intensywności” m.in. w Afryce. Najistotniejszym postulatem listu – z pewnością dla szefa MON we Francji – była integracja przemysłu zbrojeniowego krajów Unii Europejskiej. Pominięcie w tym porozumieniu Polski miało być karą dla rządu Beaty Szydło i „nieposłusznego” Antoniego Macierewicza oraz próbą eliminacji Polaków z konsolidacji w przemyśle militarnym. Oczywiście innego zdania byli politycy PO.
– To nie jest zemsta za odrzucenie francuskich helikopterów, ale znacznie szerszy problem. Polska przestała być zapraszana do udziału w kluczowych unijnych inicjatywach, bo jej rząd nie jest traktowany poważnie – mówił dla Rzeczpospolitej były minister obrony Tomasz Siemoniak.
Będąc człowiekiem poważnym, a zarazem myślącym, ciężko dać wiarę takiemu tłumaczeniu. Latem ubiegłego roku, w 25. rocznicę powstania Trójkąta Weimarskiego, ministrowie spraw zagranicznych Polski, Francji i Niemiec spotkali się na zamku Ettersburg w pobliżu Weimaru. W trakcie spotkania Witold Waszczykowski podkreślał potrzebę rozwoju obronności krajów europejskich, co reprezentanci Francji i Niemiec przyjęli z dużą aprobatą. Tymczasem dwa tygodnie po zerwaniu kontraktu z Francuzami, Polacy – mimo swoistego pionierstwa w sprawie obronności europejskiej – zostali bezczelnie zlekceważeni. Chyba nikt nie sądzi, że był to przypadek.
Jednak na nasze szczęście oraz na złość bezczelnym Fracuzom i Siemoniakowi, do utworzenia sił zbrojnych UE prawdopodobnie w ogóle nie dojdzie, co uniemożliwiają francuskie rupiecie, których serwisowanie niebawem puści francuską armię z torbami.
Krótko mówią, dzięki twardemu stanowisku ministra Macierewicza wyszliśmy zwycięsko z tej próby wykiwania nas przez Francuzów. W Polsce nie ma lipnych caracali, Polacy nie zostali okradzeni, nie będzie europejskiego zbrojenia z pominięciem naszego kraju, polscy przedsiębiorcy wspomogą gospodarkę i armię, a francuskie cwaniaczki zostały skompromitowane na arenie międzynarodowej.
Polska w ofensywie
Okazuje się, że sprawa zakupu caracali nie jest taka banalna, jak by się mogło wydawać. W przekręcie ze śmigłowcami uczestniczyli nie tylko Francuzi, ale również polscy politycy, którzy dając ograć się jak dzieci, niemal doprowadzili do defraudacji kilkunastu miliardów złotych. Ponadto należy sobie uświadomić, że na gwarancji polskiego bezpieczeństwa wcale nie zależy krajom UE, zwłaszcza tym, które uważa się za jej liderów. Założeniem tych państw, w tym upokorzonej na arenie międzynarodowej Francji, jest utrzymanie Polski jako swojej kolonii, co skutecznie udawało się przez ostatnie lata.
O niecnych zamiarach Francuzów wobec Polski świadczy chociażby foch szefa francuskiego MON i próba zmarginalizowania Polaków w dziedzinie europejskiej obronności. Okazało się, że z tych planów na szczęście nic nie wyszło. Jean-Yves Le Drian spostrzegł, że u władzy w Polsce nie ma już europejskich marionetek z PO-PSL, a z francuskim badziewiem nie zbuduje europejskiego wojska, lecz co najwyżej karuzele dla imigrantów. Brawa dla ministra Macierewicz i całego rządu za roztropność i trzymanie ręki na pulsie w sprawie przereklamowanych francuskich caracali.
Uważam że współpraca wojskowa nie powinna być prowadzona w ramach Unii Europejskiej. Polska nie może dopuścić do stworzenia czegoś na wzór armii UE. Byłoby to na szkodę suwerenności Państwa Polskiego. Rząd oraz cała nasza elita polityczna nie może do tego dopuścić.
A jak ma się do planów budowy „wojskowej współpracy unii” zapomniana już, ale niezwykle niebezpieczna ustawa 1066?
Martin Schulz 11 września 2015 roku, groził między innymi naszemu krajowi, twierdząc, że powrót nacjonalizmów jest wykluczony i w razie konieczności „duch europejskiej wspólnoty” musi być narzucony siłą!
Oczywiście ta ustawa głosi, że „bratnią pomoc” mogą wezwać jedynie rada ministrów, określeni ministrowie i komendanci główni: policji, straży pożarnej, służby granicznej. Jednak znając „elastyczność” idiotów z totalnej opozycji w europarlamencie, nie można wykluczyć ich widoku, witających kwiatami jako zbawców żołnierzy bundeswehry…
Słyszałem dość niedawno przepowiednię, że Niemcy w bardzo niedalekiej przyszłości faktycznie napadną znowu na Polskę, dojdą do 1/3 kraju i… zaczną spierdzielać szybciej, niż wtargnęli.
Nawet jeśli by tak było, nic dobrego dla Polski z tego nie wyniknie. Inna sprawa, to różnibca potencjału militarnego. Mają Niemcy silniejszą (jeszcze) armię, lepiej wyposażoną sprzętowo. Fakt, że potrafią „walczyć” jedynie ze starcami, kobietami i dziećmi, nie wróży w przypadku „misji ratowania demokracji i proniemieckiej opozycji w Polsce” niczego dobrego.
Póki co jednak, bardziej obawiam się działań brukselskich dewiantów prących do zmuszenia Polski, by pokornie znosiła ich dyktat, jak to robiła za czasów poprzednich marionetkowych rządów.
Poczytaj w internecie w jakim stanie jest ich Bundeswera, Luftwaffe i Kriegsmarine. W połowie to po prostu złom i jakie morale mieszańców w ich wojsku. Ruscy dzisiaj Niemcy zajmują w 48 godzin, nam by zeszło może z tydzień.
Zgadzam się, wojna nie wróży nic dobrego, bo podczas tego wtargnięcia zginą pewnie tysiące Polaków i zrujnowane zostaną setki budynków i innych rzeczy.
Ale co do armii… ostatnio starałem się rozeznać, jak z nią jest i moje wnioski są podobne to tych kolegi wyżej. Najsilniejsza w ich armii to jest propaganda i stereotypy.
Panowie, życie nauczyło mnie, by nigdy nie lekceważyć sił przeciwnika. Nawet, jeśli wygląda na nieudacznika, na zagubionego i władającego „złomem”.
Żmija nie ukąsi jedynie wówczas, kiedy ma odcięty łeb.
Polskiej armii, daleko jeszcze do poziomu odstraszającego potencjalnych agresorów, co nie znaczy, że jest siłą do pominięcia.
W zestawieniu 20 najpotężniejszych armii na świecie znalazło się również miejsce dla Polski (0,23 pkt.), która zajęła miejsce 17. i wyprzedziła Niemcy (0,19 pkt.), Indonezję (0,12 pkt) oraz Kanadę (0.10 pkt.) Wysoko oceniono m.in. pancerny potencjał naszego wojska (0,48 pkt.) oraz potencjał okrętów podwodnych (0,33 pkt.). Z raportu Credit Suisse wynika natomiast, że Niemcy mają nad Polską przewagę w liczebności armii (0,29 pkt.), potencjale sił powietrznych (0,29 pkt.) oraz helikopterów bojowych (0,33 pkt.)
Dodatkowo, zachodzi wysokie prawdopodobieństwo połączenia sił „interwencyjnych” z krajów zainteresowanych „usadzeniem” Polski. A to już i Francja, i Belgia i Holandia, że o innych krajach ziejących chęcią ukrócenia polskiego „buntu” nie wspomnę.
Jak te caracale nie latają wcale to i te łodzie podwodne mogą się nie wynurzać
Skandal w USA trzon sił bombowych czyli najnowocześniejsze B-1 i B-2 mają 50% gotowości bojowej a następca śmigłowców Osprey aż 60%.
https://pbs.twimg.com/media/DRArY29W4AAIciz.jpg
Niby mercedesy, a jednak się psują. Serwis mercedesów jest zawsze drogi.
Nie każdego stać na klasę premium
Znalezione gdzieś jako koment. YT, to nie moje. To obala rządową agitkę o „drogich” karakanach („Bo jak inaczej wytłumaczyć fakt, że za 3,5 mld dolarów [równowartość 13,4 mld zł] Turcja kupiła 109 Blackhawków…).
„Koszt nie wynosił 13 mld zł, tylko 10,8 mld. 13 mld było, ale brutto, a państwo płaci netto czyli 10,8.
Polska miała kupić 50 helikopterów za 10,8 mld zł. Tylko, że to nie były tylko maszyny, ale także pakiet logistyczny, szkoleniowy i symulatory. Szacuje się że w takich przypadkach same maszyny to 60-70% wartości kontraktu. Załóżmy 70% z 10,8 mld czyli 7,6 mld. Po kursie 4,3 pln/€ wychodzi 1,76 mld €. 1,76/50 wychodzi 35 mln € (~41 mln $) za sztukę (tutaj też ciekawe, że wynegocjowano ceny w pln i ryzyko walutowe brał na siebie Airbus). A teraz popatrzmy na takie transakcje jak:
Egipt – 2008: 4 UH-60M – 44 mln $ za szt.,
Tajlandia – 2012: 4 UH-60M 58 – 75 mln $ za szt.,
Dania – 2012: 9 MH-60 R – 76 mln $ za szt.,
Korea Płd. – 2013: 8 AW159 Wildcats – 70 mln $ za szt.
Można tak wymieniać, pisanie o Caracalach „najdroższe w historii ludzkości” jest bezczelnym kłamstwem.
Kownacki mówi, że oni dbają o polski interes bezpieczeństwa państwa i polskiej gospodarki. Kłamstwo. Francuzi zobowiązali się do utworzenia 3.000 miejsc pracy w Polsce i do zainwestowania w fabryce w Łodzi, która należy do Skarbu Państwa. Zakłady w Mielcu i Świdniku są w 100% zachodnie. W jaki sposób rezygnacja w fabryki, która byłaby polska, na rzecz zachodniej zabezpiecza interes narodowy?
K. mówi, że Francuzi byli stroną dominującą w przetargu. Insynuacja. To był przetarg, który właściciele fabryk w Mielcu i Świdniku kompletnie olali. To właśnie tylko Francuzi zobowiązali się do dostarczenia maszyn w terminie, czyli do 2017 roku, tamci nie potrafili tego zagwarantować. Poza tym skoro w przetargu można być „dominującym”, to co powiedzieć o tym, co teraz będzie miało miejsce, czyli zakupie z wolnej ręki?
„musimy mieć bezpieczeństwo serwisowania”. Po pierwsze to w przypadku Caracali serwisowanie było zapewnione w Polsce, po drugie serwisowanie w Świdniku śmigłowców Sokół, których armia nie może się od 2 lat doprosić, pokazuje gdzie oni mają nas i nasze bezpieczeństwo.
„musimy mieć śmigłowce produkowane w Polsce” – Maciarenko już powiedział, że to będą Black Hawki, tylko problem jest taki że w Mielcu montuje się s70i, które są wersjami cywilnymi i aby nadawały się do wojska, albo do sił specjalnych, to trzeba je modernizować, uzyskując wcześniej zgodę kongresu. Powtarzam – zakład w Mielcu nie jest polski tylko amerykański (sprzedany przez PiS w 2007 roku).
Skoro najważniejszy jest offset, to jaki offset będzie w przypadku kupna Black Hawk? Bo w przypadku Caracali to był transfer technologii, linia produkcyjna silników Turbomeca, przekładni głównych i łopat wirników, technologia paliwa do rakiet (Feniks, Piorun), pakiet części zamiennych, gwarancja ceny na 30 lat. W czym lepsze jest dawanie z wolnej ręki zamówienia zachodniemu producentowi, który tylko wywozi zysk za granicę?
Caracale miały być m.in. w wersjach specjalistycznych SAR i ZOP a Black Hawki będą gołe. Nie muszę mówić jakie są potrzebne wojsku.”
fracuzom ich helikopter jest kamieniem u szyi dla całej armi to jak to cudo techniki byłoby dla nas aż tak dobre ??? Poziom awaryjności tego złomu jest jednakowy tam i tu , czyli ktoś kłamie .
2-Wroble ćwierkają że przetarg z założeń specyfikacji był wykluczający inne maszyny !
3 – w naszej obecnej sytuacji przede wszystkim na już do odparcia ruskich potrzebna jest maszyna SZTURMOWA a nie powolny latający stary autobus nigdy nie sprawdzony w boju ! Agentura uwija się z propagandą wybielającą POwski geszeft za który powinni stanąć pod ścianą
Brawo min.Macierewicz !
Sami francuzi określają koszt godziny lotu na 60 tys Euro czyli jakieś 300 tys zł. Jako maszyna do intensywnego użytkowania to tragedia. Ile przyjmowano w przetargu? W końcu francuzi to duży użytkownik, wieloletni, ma swój serwis, procedury, dopracowaną logistykę – nowy klient pewnie musi z 50% dołożyć do kosztów.