Katarzyna TS: Konflikt interesów, czyli PAN na usługach biznesu wiatrakowego

monografia PAN "Elektrownie wiatrowe w środowisku człowieka"/ fot. screen
16

Podczas czwartkowego (26.01.2023) posiedzenia Komisji do Spraw Energii, Klimatu i Aktywów Państwowych oraz Komisji Samorządu Terytorialnego i Polityki Regionalnej, podczas którego rozpatrywano poprawki do rządowego projektu ustawy likwidującego zasadę 10H dla wiatraków lądowych, pojawiły się aktywistki klimatyczne, Wiktoria Jędroszkowiak i Dominika Lasota, wojujące o to, żeby niewydajne, niestabilne i szkodliwe turbiny wiatrowe mogły być stawiane 500 metrów od domów. Po przyjęciu poprawki wyznaczającej minimalną odległość wiatraków od domów na 700 metrów, obie aktywistki wpadły we wściekłość. – Zmiana odległości w nowelizacji ustawy wiatrakowej z 500 na 700 metrów to nie kompromis. To wyrok. Z analizy PSEW (Polskie Stowarzyszenie Energetyki Wiatrowej) wynika, że spowoduje to redukcję możliwej mocy zainstalowanej o ok. 60-70%. Tak PiS doprowadziło do sabotażu własnego, bo rządowego projektu – napisała Jędroszkowiak na Twitterze.

Postaw mi kawę na buycoffee.to

Wcześniej grupka aktywistów klimatycznych stała przed Sejmem z transparentami, na których wypisano hasła: „Odblokujcie energetykę wiatrową”, „Wiatraki w każdej gminie”, „Wiatraki teraz” i „Wiatrak to pierwszy krok”. Oto, co mieli do powiedzenia podczas konferencji prasowej.

Wiktoria Jędroszkowiak (Inicjatywa Wschód) oświadczyła, że „antywiatrakowiec to synonim antyszczepionkowca”, a likwidacja zasady 10H i wprowadzenie 500 metrów jako minimalnej odległości wiatraków od domów „pozwoli na 25-krotne zwiększenie dostępności terenów, co umożliwi powstanie ponad 30 GW nowych elektrowni wiatrowych”.

Magda Zając (Rodzice dla Klimatu) poinformowała, że „Polska Akademia Nauk potwierdziła w swoich badaniach, że wiatraki nie szkodzą ludziom i otoczeniu”.

Lola Uhlig (Młodzieżowy Strajk Klimatyczny) oświadczyła: „Nieustannie marzę o bezpiecznej przyszłości w Polsce, która jest neutralna klimatycznie i niezależna energetycznie”. Dodała, że „obalenie ustawy 10H” jest „pierwszym krokiem w kierunku przeprowadzenia sprawiedliwej transformacji”.

Dominika Lasota (inicjatywa Wschód) zażądała zniesienia „szkodliwej zasady 10H, która odbiera nam od siedmiu lat szansę na czystą i tanią energię z wiatraków”.

Nie wiem, czy ci ludzie naprawdę wierzą w to, co mówią, ale faktem jest, że swoim działaniem wspierają największy przekręt w dziejach ludzkości, czyli handel powietrzem. A biznes wiatrakowy jest elementem tego przekrętu. Aby zakrzyczeć oponentów wiatrakowcy potrzebują wsparcia rozhisteryzowanych „użytecznych idiotów”, a tych najłatwiej wyszukać wśród młodych ludzi wierzących, że zbawiają świat. Ich rolą jest urządzanie histerii w sprawie tzw. kryzysu klimatycznego. Oczywiście żadnego kryzysu klimatycznego nie ma, bo klimat cyklicznie zmienia się od 4,5 miliarda lat. Ale histeria na tym tle pozwala kręcić niezłe lody. Zostawmy jednak na boku histeryzujących aktywistów klimatycznych i spójrzmy na publikację Polskiej Akademii Nauk, która rzekomo „potwierdziła w swoich badaniach, że wiatraki nie szkodzą ludziom i otoczeniu”. I to jest dopiero numer, że proszę siadać!

W listopadzie 2022 roku wydawnictwo Polskiej Akademii Nauk opublikowało monografię Komitetu Inżynierii Środowiska PAN pt. „Elektrownie wiatrowe w środowisku człowieka”. W podsumowaniu tej publikacji stwierdzono, że „wyniki przeprowadzanych przez ekspertów pomiarów terenowych hałasu wokół farm wiatrowych wskazują, że odległością minimalną w Polsce, pełniącą rolę światła ostrzegawczego, może być 500 metrów”. W opracowaniu napisano również, że „elementem kluczowym ustawy (Ustawa z dnia 20 maja 2016 r. o inwestycjach w zakresie elektrowni wiatrowych wprowadzająca zasadę 10H), bez którego nie będzie dalszego rozwoju energetyki wiatrowej na lądzie, jest zmniejszenie wymaganej minimalnej odległości elektrowni wiatrowej od zabudowań mieszkalnych”.

A zatem w opracowaniu pojawia się postulat likwidacji zasady 10H oraz wskazanie na 500 metrów jako minimalnej odległości wiatraków od siedzib ludzkich. Na tę publikację powołują się obecnie zwolennicy likwidacji 10H. Ma to być naukowy dowód na to, że zasada 10H nie ma sensu, a 500 metrów to bezpieczna odległość.

Spójrzmy teraz kim są autorzy tego opracowania. Są to: prof. dr hab. inż.  Andrzej Wiesław Jasiński (geochemik i geolog), prof. dr hab. inż. Piotr Kacejko (elektroenergetyk), dr inż. Katarzyna Matuszczak (ochrona środowiska), dr inż. Jacek Szulczyk (akustyk) oraz dr inż. Adam Zagubień (akustyk).

Trzy z tych osób są bezpośrednio związane z biznesem wiatrakowym. Dr Katarzyna Matuszczak radośnie informuje w swoim biogramie, że „pracowała w Generalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska, a obecnie pracuje na stanowisku menedżera ds. developmentu i środowiska w Polskim Stowarzyszeniu Energetyki Wiatrowej i zajmuje się identyfikowaniem barier w rozwoju energetyki wiatrowej oraz podejmowaniem działań likwidujących te bariery”.

Czym jest PSEW? Jest to stowarzyszenie działające od 1999 roku, a jego celem jest – mówiąc w skrócie – lobbing na rzecz farm wiatrowych. Jakimi funduszami dysponuje PSEW? Z informacji zamieszczonych na stronie internetowej stowarzyszenia wynika, że jego członkowie płacą roczne składki o różnej wysokości: członkowie zwykli (osoby fizyczne) – 1914 zł, członkowie wspierający zwykli (firmy) – 11700 zł, członkowie wspierający sponsorzy (firmy) – 35099 zł. Na liście członków wpierających zwykłych znajduje się 87 firm, a na liście członków sponsorów – 63 firmy. A zatem z samych składek członkowskich od firm PSEW ma 3 229 137 zł (słownie: trzy miliony dwieście dwadzieścia dziewięć tysięcy sto trzydzieści siedem zł) rocznie. PSEW prowadzi również działalność gospodarczą, np. poprzez przygotowywanie koncepcji, analiz i studiów wykonalności, wydawanie rekomendacji i referencji rzeczoznawstwa, doradztwo oraz wydawanie publikacji związanych z odnawialnymi źródłami energii, w tym elektrowniami wiatrowym.

Reasumując: wiatrakowi lobbyści mają dużo kasy na swoją działalność, więc bez problemu mogą zatrudnić byłą pracownicę Generalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska, żeby „podejmowała działania likwidujące bariery w rozwoju energetyki wiatrowej”. Taką barierą bez wątpienia jest zasada 10H, a opracowanie dowodzące, że należy ją skasować na rzecz 500 metrów doskonale wpisuje się w zakres obowiązków zatrudnionej przez PSEW dr inż. Katarzyny Matuszczak.

Spójrzmy teraz na biogram dra Jacka Szulczyka. Napisano w nim, że jest to „główny akustyk w Pracowni Akustyczno – Środowiskowej EKO-POMIAR”, który „od ponad 10 lat realizuje zadania akustyczne związane z projektami i pomiarami różnych źródeł hałasu, w tym także turbin wiatrowych”. W marcu 2012 roku firma EKO-POMIAR przeprowadziła badanie poziomu hałasu emitowanego przez farmę wiatrową w warmińsko-mazurskiej gminie Korsze. Badanie zostało przeprowadzone na zlecenie właściciela farmy wiatrowej, czyli EDP Renewables Polska Sp. z o.o. Oczywiście stwierdzono, że nie ma żadnego przekroczenia norm hałasu. Jak uzyskano taki wynik? Pomiary robione były przy wietrze od 0,4 m/s do 4,5 m/s, czyli przy wiatrakach, które nie pracowały lub ledwo się kręciły. Najczęściej spotykaną prędkością graniczną, powyżej której śmigła elektrowni wiatrowych zaczynają się obracać, to 3-4 m/s. Od tej prędkości do prędkości około 25 m/s elektrownia wiatrowa generuje energię elektryczną. Im większy wiatr, tym większy hałas, ale przepisy nie pozwalają dokonywać pomiaru przy prędkości wiatru powyżej 5m/s.

Dlaczego w ogóle robiono pomiary na farmie wiatrowej w Korszach? Dlatego, że mieszkańcy skarżyli się na hałas od wiatraków. I co? I po badaniu firmy EKO-POMIAR dowiedzieli się, że wszystko jest w porządku i nie ma podstaw do żadnych skarg. Wyniki tego absurdalnego badania przekazał zamawiającemu ówczesny kierownik ds. technicznych firmy EKO-POMIAR, Jacek Szulczyk. A teraz dowodzi, że wiatraki w odległości 500 metrów nie hałasują, chociaż osoby mieszkające w ich sąsiedztwie narzekają, że hałasują. No i niech narzekają. Bardzo dobrze. Firma EKO-POMIAR będzie mogła zarobić dokonując kolejnych pomiarów przy niepracujących wiatrakach. I szafa gra.

A teraz spójrzmy na biogram dra Adama Zagubienia. I co tam mamy? Dr Zagubień to „autor lub współautor ponad 300 ekspertyz w zakresie ochrony środowiska przed hałasem i wibracjami, dla zakładów przemysłowych, dróg, portów, statków, promów pasażersko – samochodowych oraz farm wiatrowych”. Dr Zagubień jest współautorem sporządzonego w 2012 roku przez gdańską firmę „PROEKO” 189-stronicowego raportu o oddziaływaniu na środowisko dla farmy wiatrowej składającej się z 43 turbin o mocy 3MW, wysokości 150 metrów (ze wzniesionym śmigłem) i mocy akustycznej 105 dB w gminach Malechowo, Sławno i Postomino w województwie zachodniopomorskim oraz w gminie Słupsk w województwie pomorskim. Najmniejsza dopuszczona przez dra Zagubienia w tym raporcie odległość wiatraka od budynku mieszkalnego to 492 metry. Lokalizacja każdej turbiny była mniejsza niż 10H. Oczywiście za raport środowiskowy płaci inwestor. A tak to już jest, że kto płaci, ten wymaga. Dr Zagubień ewidentnie siedzi w tym biznesie i podpisuje się pod twierdzeniem, że wiatraki można stawiać 500 metrów od domów. Gdyby twierdził, ze nie można, to oczywiście z biznesu by wypadł.

A zatem mamy do czynienia z sytuacją, w której osoby mające ewidentny konflikt interesów są autorami opracowania, które przedstawiane jest jako monografia autorstwa „naukowców z PAN”. To na wielu Polakach nadal robi ogromne wrażenie i jest synonimem rzetelności i wiarygodności. Ale jak można mówić o rzetelności i wiarygodności w sytuacji, gdy autorzy opracowania są związani z biznesem wiatrakowym? I nawet się z tym nie kryją. Widocznie nie widzą nic niewłaściwego w tym, co robią. I to chyba jest najbardziej przerażające. PAN na usługach biznesu wiatrakowego to upadek polskiej nauki. Wstyd!

Na koniec odsyłam Szanownych Czytelników do opublikowanego w 2016 roku stanowiska Narodowego Instytutu Zdrowia Publicznego – Państwowego Zakładu Higieny w sprawie farm wiatrowych. Napisano w nim jasno i wyraźnie: Do chwili opracowania kompleksowej metodyki oceny oddziaływania przemysłowych farm wiatrowych na zdrowie ludzi, Instytutu zaleca 2 km jako minimalną odległość turbin wiatrowych od zabudowań. Zalecana wartość wynika z krytycznej oceny publikowanych wyników badań w recenzowanych czasopismach naukowych w zakresie wszystkich potencjalnych czynników ryzyka.

Kompleksowej metodyki oceny oddziaływania przemysłowych farm wiatrowych na zdrowie ludzi nadal nie opracowano. Wszystko jest tak, jak było w chwili, gdy NIZP-PZH wydawał rekomendację o 2 kilometrach jako minimalnej odległości wiatraków od domów. Monografia „naukowców z PAN” niczego w tej kwestii nie zmienia. Twierdzenie, że 500 metrów to bezpieczna odległość, jest wyłącznie działaniem na rzecz wiatrakowego biznesu. Z nauką nie ma to nic wspólnego.

Jeśli podobają się Państwu moje felietony i chcielibyście wesprzeć moją działalność publicystyczną, możecie to zrobić dokonując przelewu na poniższe konto PayPal. Będzie to dla mnie nie tylko wsparcie w wymiarze finansowym, ale również sygnał, że to, co robię, jest dla Państwa ważne i godne uwagi. Z góry dziękuję. Katarzyna Treter-Sierpińska https://www.paypal.me/katarzynats

Zobacz też:

Katarzyna TS: Zasada 700 m dla wiatraków, czyli PiS chce zjeść ciastko i mieć ciastko

 

Może ci się spodobać również Więcej od autora

% Komentarze

  1. Быдлошевский Л.З. mówi

    Setki ton betonu, setki ton stali na człony wiatraka, kilkadziesiat ton gondoli z silnikami elektrycznymi i rotory ( śmigła) które jeden jedyny zakład to utylizuje w RFN….Po 20-25 latach zamiast tu utylizować pojedzie do Polina gdzie Donek z Jarosławem tchną w niego drugie życie ….Było by śmieszne gdyby było nieprawdziwe….- 🇺🇦⚰️🇺🇦⚰️🇺🇦⚰️🇺🇦⚰️🇺🇦⚰️🇺🇦⚰️🇺🇦⚰️🇺🇦⚰️🇷🇺🇷🇺🇷🇺🇷🇺🇷🇺💞💞💞

  2. verizanus mówi

    Nie ma znaczenia czy coś jest dla Polski korzystne czy nie. Jest z Berlina rozkaz wykonać i tak się dyskusja kończy. A nadzorcy (za niezłe wynagrodzenie co im poddani do US zaniosą) mają wyjaśnić tubylcom swoimi słowami, że to dla ich dobra. W różnoraki sposób nawet uruchamiając róże organizacje pożytecznych…;). I wyjaśniają, że lepiej sprowadzać węgiel z indonezji, Australi, Kolumbii niż mieć własne kopalnie, lepiej mieć wiatraki, dobrze jeść robaki itd itp.

  3. zdzis mówi

    Największa kopalnia wiatraków jest w IV Rzeszy i stamtąd 'polska’ będzie je importować aż zawiatraczy nas na amen. Natomiast niemcy przechodzą na węgiel, bo wiatraczki nie dają tyle mocy ile potrzeba wtedy kiedy jej potrzeba.

    Mieszkańcy wsi są w takiej samej sytuacji jak górnicy i tylko on sami mogą zapobiec tym katastrofom. Mieszkańcy miast mają własne problemy i też tylko oni je rozwiążą. Albo i nie.

    W skrócie – kraj jest okupowany przez świrów i nikt im w tym nie przeszkadza. Gdybym miał prorokować, to przewiduję, że nasze wnuki masowo wyemigrują. Do Mongolii albo jakiegoś Gabonu.

  4. M.K. mówi

    Konrad Dulkowski słusznie zauważył, że od czasu kiedy na Międlara zaczęły się sypać wyroki, to bardzo spokorniał. Na jego portalu też „soft”, w porównaniu z tym co było kiedyś. Czyli robota OMZRIK i sądu przynoszą efekty. 😊

  5. Dumny Polak mówi

    Jaka trzeba byc cyniczna kanalia, aby pidac tutaj takie komentarze!, M.K.
    Twoim celem byloby, wprowadzenie demonicznego kolchozu, w ktorym wolno byloby sobie pierdnac jeden raz w roku!?
    Inaczej takie ku…wy, jat ty, obwachiwalyby i denuncjowaly innych, ktorzy pierdneli sobie, nieplanowo, drugi raz!?
    Ufam szczerze, ze wnet przyjdzie czas i na takie ludzkie KANALIE, jak ciebie! M.K.!!!

  6. Historyk mówi

    Tu nie chodzi o słyszalny przez ludzi hałas. Każdy słyszał lecący śmigłowiec. Warkot, który powoduje , nie jest głównie , odgłosem pracy jego silnika, lecz jest powodowany zaburzeniem ciśnienia spowodowanego , gdy łopata wirnika nośnego przechodzi ponad belką ogonową śmigłowca. Aby się o tym przekonać, wystarczy porównać odgłos śmigłowca posiadającego wirnik dwułopatowy z takim z czterołopatowym. Z zamkniętymi oczami odróżnimy odgłos jednego od drugiego. Podobne zjawisko występuje gdy łopata wiatraka mija słup nośny. Śmigło wiatraka kręci się znacznie wolniej i generuje dźwięk poniżej słyszalnej przez człowieka częstotliwości. Jest to około 7 hz, I tu jest główny problem. Takie częstotliwości są słabo tłumione przez teren i rozchodzą się na wiele kilometrów. Udowodniono , że na przykład słonie słyszą je z odległości 60 kilometrów. My ich nie słyszymy, ale je odczuwamy. Powodują rozdrażnienie i uczucie zagrożenia wśród ludzi i niektórych zwierząt. Długotrwałe wystawienie się na ten dżwięk , bardzo negatywnie wpływa na nasze samopoczucie i w konsekwencji na nasze zdrowie. Należałoby zmienić konstrukcję nośną wirnika, aby wyeliminować to zjawisko. Jednak na razie nikt nie wpadł na pomysł , jak to zrobić. Prościej jest po prostu zignorować problem, bo przecież ci , którzy lobbują za wiatrakami nie mieszkają w ich pobliżu. A nawet jeśli tak, to szybko się wyprowadzają. Ktoś zadbał , aby było ich na to stać. A reszta? Kto by się nimi przejmował. Przecież najważniejsza jest kasa.

  7. Быдлошевский Л.З. mówi

    A rosyjski KA-52 też ? Nie ma przecież śmigła ogonowego ? Czy chodzi o samo istnienie belki ogonowej bez śmigła ? – ⚰️🇺🇦⚰️🇺🇦⚰️🇺🇦⚰️🇺🇦⚰️🇺🇦🇺🇦⚰️🇺🇦⚰️🇺🇦⚰️🇷🇺🇷🇺🇷🇺🇷🇺🇷🇺🇷🇺🇷🇺🇷🇺💞💞💞

  8. Buran mówi

    No to może te dwie „Grety”, gdzieś tam koło siebie postawią sobie taki wiatraczek.🎡🔊 Na zdrowie!

  9. Buran mówi

    A swoją drogą, i drugi plan zdjęcia odpowiednio dobrany, i wiatrak w jedynych słusznych barwach.

  10. Konserwatywny Realista mówi

    Dzielnie walczy Pani z wiatrakami jak Don Quixote… Oczywiście można pisać o konflikcie interesów jak właściciel farmy wiatrowej płaci za wykonanie pomiarów, tylko w innej beczki nic nie stoi na przeszkodzie, by ktoś inny zapłacił i opublikował wyniki. Istota tkwi gdzie indziej, kto by nie płacił to pomiary będą pomiarami i jakby nie zaklinać rzeczywistości, to w odległości 100 m od pracującej elektrowni wiatrowej poziom generowanego hałasu wynosi mniej niż pracującej lodówki w domu. No są te straszne zabójcze infradźwięki i migotanie łopat, tyle że z infradźwiękami jest ta sprawa, że większy poziom emituje ruch samochodów na drodze niż ten zabójczy wiatrak. Co do migotania, jakoś ludziom nie specjalnie przeszkadza wielogodzinne gapienie się w TV, z często zmieniającymi się obrazami i debilnym przekazem. Prawda jest inna, powstające farmy wiatrowe są bezpośrednią konkurencją dla elektrowni węglowych. Ładnie opisał to Marcin Popkiewicz w książce „Rewolucja energetyczna, ale po co?” Jaki był rezultat? a no, że koszt 1 kWh w nowo wybudowanej elektrowni węglowej i wiatrowej jest bardzo podobny, po okresie 15 lat kiedy inwestycje są spłacone, energia z wiatru jest tańsza. Dał też przepis jak ładnie i z korzyścią dla Polski spiąć w jeden system elektrownie słoneczne, wiatrowe, i te z biogazu, by niepotrzebnie nie transferować pieniędzy poza Polskę i nie truć współobywateli. Może ktoś zasugerować atom, OK. niech ktoś policzy, koszt wybudowania, doda koszt serwisu przez 60-80 lat, koszt paliwa jądrowego przez ww. okres, koszt przechowywania skrajnie niebezpiecznych odpadów przez kilkadziesiąt tysięcy lat!!! i już tanio nie wyjdzie. A na koniec niech zajrzy do raportów Międzynarodowej Agencja Energii Atomowej i zobaczy szacowane światowe zasoby uranu stosowanego w elektrowniach atomowych, sytuacja jest podobna jak z naszym węglem.

  11. Быдлошевский Л.З. mówi

    Ha, ha, ha….Wiatraki debil budować chce bo są dobre dla zdrowia a atomowa energia jest niedobra bo jest niedobra dla zdrowia…Debil…- 🇺🇦⚰️🇺🇦⚰️🇺🇦⚰️🇺🇦⚰️🇺🇦⚰️🇺🇦⚰️🇺🇦⚰️🇺🇦⚰️🇺🇦⚰️🇺🇦⚰️🇺🇦⚰️🇺🇦⚰️🇷🇺🇷🇺🇷🇺🇷🇺🇷🇺🇷🇺🇷🇺🇷🇺🇷🇺🇷🇺🇷🇺🇷🇺🇷🇺🇵🇱💞💞💞💞

  12. Polak mówi

    Tak samo było w Szczecinku. Kronospan, który może spalać 1000 ton odpadów z klejem na dobę jest eko. Pseudo naukowcy z Poznania potwierdzili swoimi nazwiskami czystość działania tej firmy. Polin rlto bantusran do potęgi n-tej!

  13. Maksio mówi

    Zgadzam się z Konserwatywnym Realistą co do kosztów energii atomowej, są olbrzymie. I dużo mniej ludzi ma pracę. W energetyce węglowej koszt energii też jest duży ale ludzie mają pracę i przede wszystkim wykorzystuje się surowiec, który po prostu trzeba zuużyć bo jest. Tak samo z ropą, bo bez niej, już wiadomo, że ludzkość przetrwa. Co do wiatraków – energia rzeczywiście jest tańsza, ale czy taka znowu ekologiczna? To tak jak z bateriami telefonów albo elektrycznych samochodów. Przecież te turbiny też trzeba wymieniać, konserwować, wylać setki ton betonu. Nie wiem czy bym chciał takiego wiatraka bliżej niż 1 km. Pewnie bym się przyzwyczaił, choć myślę, że 1 km to minimum. Widziałem jednak w Niemczech, że wiatraki budowane są tylko przy autostradach i parkach industrialnych, mam na myśli zakłady, magazyny, hurtownie. Nikt nie buduje blisko domów mieszkalnych. Coś więc w tym musi być.

  14. Konserwatywny Realista mówi

    @Быдлошевский Л.З

    Nawet nie zadałeś sobie trudu aby przeczytać to co napisałem ze zrozumieniem, ba nawet można to spokojne zweryfikować bazując na podstawowych czterech działaniach matematycznych. Ale po co? lepiej zwyzywać kogoś od debili.

  15. Konserwatywny Realista mówi

    @Maksio

    Węgla nie mamy tak dużo jak nam się wydaje, podawany okres 200 letnich zasobów jest wzięty z bajek o mchu i paproci, realnie przy obecnym zużyciu mamy go na maksymalnie 40 lat, za to jest sporo minusów ogromna emisja pyłów, ogromne szkody środowiskowe za których usuwanie płaci każdy z nas bo z podatków, ba płacimy największą cenę przedwczesnymi zgonami ponad 40 tys. ludzi. Teraz niech każdy spróbuje sobie odpowiedzieć na ile wycenia przedwczesną śmierć bliskiej osoby? Co do recyklingu jest to problem mentalno organizacyjny, a nie techniczny, bo zarówno bez problemu można poddać recyklingowi i baterie, a raczej akumulatory, jak i części wiatraków. Jest to problem podobny do naszego polskiego problemu z opakowaniami zwrotnymi po napojach, od dziesięcioleci się mówi, ale nic nie robi, podczas gdy np. w wspominanych przez Ciebie Niemczech są powszechne automaty do zwracania butelek, puszek. U nas się nie da, nie dziwne? Wracając do Niemiec i wiatraków, tam sytuacja jest inna, po prostu mają uporządkowaną wizję urbanistyczną. Patrząc na zdjęcie satelitarne miasta od razu widać, gdzie jest zabudowa mieszkalna, gdzie tereny zielone, a gdzie zabudowa mieszkaniowa. A u nas? Niestety wszystko porozrzucane bez ładu i składu, chce inwestor budować zakład w centrum miasta to buduje, no bo widziany jest przez nowe miejsca pracy, a nie przez uciążliwość dla mieszkańców. Rodzi to też koszty, bo w skupionej zabudowie mieszkalnej tanie jest budować całą infrastrukturę, drogi, wodociągi, gazociągi, linie kablowe. U nas gdzie by nie postawił wiatraka to z pewnościa będzie w poblizu jakiegoś domu.

  16. Ewa-Maria mówi

    Oczywistym jest że każda z tych osób ma w tym swój indywidualny interes. Skoro uważają że tak żle na nich wpływa powietrze to niech się z Polski wyniosą. Są na świecie czyste , nie skażone miejsca. Ja im wszystkim oszołomom klimatycznym proponuję Alaskę. Codziennie ogląda program z tego czystego, nie skażonego miejsca. Mnie polskie powietrze nie przeszkadza a komu tak to droga wolna. Granice otworem stoją.

Zostaw odpowiedź

Twoj adres e-mail nie bedzie opublikowany.

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.