R. Karaś: „Polska brama nie może być otwarta na oścież” – o niekontrolowanej imigracji i obawach Polaków
Imigracja to temat, który dzieli Europę, a coraz częściej również Polskę. Dlaczego więc tak wielu Polaków nie chce imigrantów? Czy to tylko strach przed nieznanym, czy może racjonalna ocena sytuacji, której nie wolno lekceważyć? Jako polityk prawicowy, czuję obowiązek zabrać głos w tej sprawie – spokojnie, rzeczowo i merytorycznie.
Polacy nie są ksenofobami. Ale są realistami.
Zacznijmy od rzeczy najważniejszej – Polacy nie są przeciwni pomocy potrzebującym. Przez lata przyjęliśmy setki tysięcy uchodźców wojennych z Ukrainy – z empatią i solidarnością. Pomoc Caritasu, wsparcie samorządów, otwarte domy zwykłych ludzi – to wszystko pokazało, że serce Polaków jest ogromne.
Ale jest jedna różnica – tamta imigracja była tymczasowa, uzasadniona wojną, kulturowo bliska i w dużej mierze kontrolowana. Obecnie jednak wielu Polaków obawia się innego zjawiska – masowej, niekontrolowanej imigracji z krajów Bliskiego Wschodu i Afryki, której mechanizmy są narzucane przez unijne instytucje, a skutki – trudne do przewidzenia.
Przykłady, które dają do myślenia
Nie trzeba szukać daleko. Francja, Szwecja, Niemcy – państwa, które przez lata otwarcie przyjmowały imigrantów z różnych kręgów kulturowych, dziś zmagają się z rosnącym problemem gettyzacji, przestępczości, radykalizacji religijnej i braku integracji.
-
W Szwecji liczba zamachów bombowych i strzelanin związanych z gangami imigranckimi wzrosła dramatycznie.
-
We Francji regularnie dochodzi do zamieszek w imigranckich dzielnicach, gdzie nawet policja nie ma pełnej kontroli.
-
W Niemczech pojawiają się przypadki ataków na kobiety, wzrostu przestępstw seksualnych, a także konfliktów na tle religijnym i kulturowym.
To nie są medialne wymysły, to raporty policyjne, analizy naukowe, dane statystyczne.
Nie chodzi o pochodzenie – chodzi o bezpieczeństwo i wartości
Nie każdy imigrant stanowi zagrożenie. Ale problem zaczyna się wtedy, gdy imigracja nie jest kontrolowana – gdy nie wiadomo, kto przyjeżdża, jakie ma poglądy, jakie są jego zamiary. Państwo, które rezygnuje z prawa do selekcji, traci suwerenność i bezpieczeństwo.
Polacy pytają:
-
Czy nowi przybysze będą szanować nasze prawa, kulturę, religię, kobiety?
-
Czy będą chcieli się integrować, czy stworzyć równoległe społeczeństwo?
-
Czy nasze dzieci będą bezpieczne w szkołach, parkach, na ulicach?
To nie są pytania nienawiści. To pytania obywatelskie, które państwo powinno traktować poważnie.
Imigracja a gospodarka – mit czy korzyść?
Często słyszymy: „Potrzebujemy imigrantów, bo brakuje rąk do pracy”. Ale warto zapytać: jakich imigrantów i na jakich zasadach? Czy chodzi o osoby gotowe pracować, szanować prawo i płacić podatki – czy o ludzi, którzy przyjeżdżają po zasiłki i odmawiają integracji?
Warto przypomnieć przykład Wielkiej Brytanii, gdzie przez lata mówiono o korzyściach z imigracji, ale ostatecznie to m.in. niekontrolowany napływ ludności stał się jednym z głównych powodów Brexitu.
Polska potrzebuje polityki odpowiedzialnej, nie narzucanej
Teza jest jasna: imigracja może być korzystna tylko wtedy, gdy jest rozważna i kontrolowana. Polska musi sama decydować, kogo przyjmuje, na jakich warunkach i z jakimi wartościami. Nie możemy pozwolić, aby decyzje zapadały w Brukseli, bez uwzględnienia naszej specyfiki, historii i tożsamości.
Nie chodzi o zamykanie się na świat, ale o prawo do mówienia „nie”, gdy wymaga tego interes narodowy.
Przeczytaj:
Temat ważny i poważny tu jedynie muśnięty delikatnie. O zgodzie z realiami powiedzenia: „Jeśli masz miękkie serce, musisz mieć twardą dupę” Polacy wielokrotnie się przekonali i wciąż jest sporo takich , którzy z maniakalnym wręcz uporem tkwią w przeświadczeniu o konieczności pomagania i… wybaczania! Jedni z przekonania, inni zaś dzięki subwencjom, dotacjom i partyjnym nakazom.
To, co dzieje się na naszych granicach jest tragedią, kpiną z obywateli. Te gadające o ludzkim „obowiązku” głowy, te odrealnione istoty biegające z reklamówkami przy granicach, ci zawodowi oskarżyciele monitorujący, szermujący rasizmem, szowinizmem, ksenofobią, ten wymiar „sprawiedliwości” ścigający tubylców ośmielających protestować i pilnować swego bezpieczeństwa to jakaś farsa, podobnie jak żołnierze noszący broń jako dodatkowe obciążenie a nie narządzie do obrony!
Okazuje się, że niejaka Ochojska przyznająca się do finansowania ruchów „obrońców” imigrantów czy – genialna niewątpliwie – „posełka” Anna Maria Żukowska mają większą siłę przebicia niż polskie siły na granicach.
Wyjdźmy na ulice naszych miast, wejdźmy do sklepów i popatrzmy ilu obcych już zupełnie swobodnie żyje sobie obok nas. Pytanie ilu z nich żyje sobie na nasz koszt, ilu na nasz koszt jest leczonych, edukowanych i faworyzowanych?
Policjanci zamiast patrolować ulice i legitymować obcokrajowców, muszą zarabiać wożąc tyłki w luksusowych limuzynach, chować się w krzakach i bocznych uliczkach polując na kierujących. Czy ktoś widział piesze patrole interesujące się czarno i śniadoskórymi? Czy ktoś interesuje się skalą pracy wykonywanej przez migrantów „na czarno”?
Wiele jeszcze przed nami. Zamachy, napaści, kradzieże, gwałty, rozboje i wymuszenia wraz ze strefami no-go w znacznym stopniu są jeszcze przed nami bo nic nie wskazuje na to, by tzw. „władze” chciały cokolwiek w tym temacie prócz jałowych dyskusji uczynić!