R. Wicherek: 20 lat w Unii Europejskiej. Podsumowanie
Tym hasłem, szczególnie aktualnym w kontekście wyborów do europaśnika, dumnie epatują politycy i mainstreamowi dziennikarze, prześcigając się w znajdowaniu powodów do dumy i kreowaniu sielankowych wizji przyszłości. Zamiast jednak bujać w obłokach sensowniej będzie dokonać bardziej obiektywnego podsumowania.
PLUSY
Cóż, bez względu na naszą niechęć i odrazę trzeba przyznać, że członkostwo w Unii to nie same wady. Są oczywiście pozytywy, z których szeroko korzystamy. O nich też warto wspomnieć.
PODRÓŻOWANIE – zniesienie wielu uciążliwych formalności w związku z podróżami z pewnością jest sporym udogodnieniem. Daje to większe możliwości zwiedzania i poznawania świata.
PRACA – mniej biurokratyzmu i łatwiejsze podróże to więcej opcji znalezienia lepiej płatnej posady.
UŁATWIENIA W HANDLU – sprawniejszy import i eksport, zniesienie ceł; i choć jesteśmy, niestety, zalewani przez produkty obcych marek, trzeba przyznać, że mamy ogromny wybór, a to duży komfort.
EUROPEJSKIE ŚRODKI – nie chodzi o sposób ich przyznawania (do tego wrócimy), ile o sam proces, który nadał szybsze tempo wielu inwestycjom, co widać gołym okiem.
DOFINANSOWANIE – UE daje szansę na dofinansowanie wielu projektów, co zwiększa pole manewru nawet zwykłemu obywatelowi. Bo kto nie korzysta, jeżeli pomoże mu to się rozwinąć? I nie ma w tym nic złego.
WZROST PKB (poza czasem pandemonium) – choć PKB zależy od wielu czynników i może być mylące, nie można też całkowicie go ignorować. Jego poziom może stanowić przynajmniej w jakimś stopniu wyznacznik rozwoju gospodarczego kraju.
To najistotniejsze zalety. Teraz czas przejść do ciemniejszej strony tego rozwiązania.
MINUSY
PRZYZNAWANIE ŚRODKÓW – „Unia tyle nam daje”. Ale zapomina się ile od nas bierze, nie wspominając, że część otrzymywanych środków to kredyty, pogłębiające nasze uzależnienie i obciążające coraz bardziej kolejne pokolenia.
IDEOLOGIZACJA – Zielony Ład, „ochrona mniejszości”, zalew imigrantami i wiele innych genialnych pomysłów, do których zmusza się wszystkie kraje w imię interesów politycznych, pod pretekstem wstrzymania funduszy.
WYNARADAWIANIE – coraz częściej sugeruje się nam, że państwa narodowe to przeżytek, powodujący same konflikty oraz problemy i kreuje się zjednoczone „państwo europejskie”. Niedoczekanie.
SŁUŻBA NAJBOGATSZYM – wszystko jest podporządkowane głównie Niemcom, choć także Francji. Zawsze coś skapnie Włochom. Reszta ma grzecznie merdać ogonkiem, wtedy dostanie kość.
JEDNOLITOŚĆ PRZEPISÓW – żaden z członków nie może faworyzować swoich. Wszyscy są równi (niektórzy równiejsi)! Oznacza to, że nie mogę decydować co chcę zrobić na własnym podwórku.
PRESJA NA WSPÓLNĄ WALUTĘ – kolejny sposób na skrócenie łańcucha.
FASADA DEMOKRACJI – wybory do europaśnika to jeszcze większa szopka niż te rodzime, ponieważ to nie Parlament Europejski jest najistotniejszy w całej układance, a Komisja Europejska, do której pasibrzuchy wybierają się same między sobą.
NISZCZENIE TRADYCYJNEGO ROLNICTWA – w imię interesów korporacji, kosztem zalania nas GMO i coraz mniej wartościowym jedzeniem.
PODSUMOWANIE
Niewątpliwie na wielu poziomach skorzystaliśmy i korzystamy na wejściu do Unii. Cel międzynarodowej współpracy gospodarczej (i nie tylko) jest w dużym stopniu realizowany. Uważny obserwator dostrzeże jednak, że pod przykrywką szlachetnych idei podejmowane są działania mające na celu podporządkowanie i zubożenie społeczeństw, by uzależnić je od grupki najbogatszych. Beneficjentami ma być kilka najbogatszych państw, kosztem pozostałych i lobby korporacyjno-finansowe.
W tej sytuacji są trzy wyjścia: przygotowanie planu B i wyjście z Unii, reforma UE, czekanie na upadek eurobajzlu. Pierwsze jest do zrobienia, potrzebna jest „tylko” dobra wola. Na drugie raczej nie mamy co liczyć. Na trzecią opcję szanse są całkiem spore, choć nie od razu. Wciąganie tak dużej liczby krajów, o tak różnych potrzebach, mentalności i poziomie rozwoju sprawia, że narzucanie wszystkim tych samych norm i warunków jest strzałem w kolano.
Jak by nie było, nie ma co się biernie przyglądać. Na pierwszym miejscu jesteśmy Polakami, a dopiero później Europejczykami. Nie możemy się godzić by w imię rzekomego wyższego dobra narzucano nam odgórnie przepisy, które zdecydowanie za daleko ingerują w naszą suwerenność, krok po kroku nas jej pozbawiając. To dobry czas by to zasygnalizować.
Przeczytaj także:
PODRÓŻOWANIE – nie należy do kompetencji Unii Europejskiej. Niewielka różnica, czy trzeba się zatrzymywać, np. na bramkach na autostradzie A2, albo w korku w Jędrzychowicach, w przypadku zwężonego pasa ruchu.
PRACA – trzeba by dokładnie sprawdzić, czy finansowo nadal się opłaca zaczynać życie poza Polską.
UŁATWIENIA W HANDLU – odkąd świat jest wielobiegunowy, pomijalna sprawa.
EUROPEJSKIE ŚRODKI – pieniądze muszą być wydawane na cele wyznaczane poza Polską. Często trzeba pożyczać w bankach, żeby móc takie pieniądze wydać. Słaby interes.
DOFINANSOWANIE – jak wyżej.
WZROST PKB – to manipulacja. Tego typu relacje finansowe w Polsce ustalają Żydzi. Nie ma w tych relacjach racjonalności, prócz żydowskiego interesu.
@ W K
PODRÓŻOWANIE – jest różnica, bo poruszanie się po Unii, jako jej członek, stało się dużo prostsze i mniej uciążliwe. Bez względu na to czy celem jest praca, czy zwiedzanie.
PRACA – więc możesz sprawdzić. Ja śmiem twierdzić, że zdecydowanie tak. Poza tym nie pisałem nic o zaczynaniu życia poza krajem. Praca może oznaczać tak przenosiny, jak i wyjeżdżanie okresowo, co wielu robi.
UŁATWIENIA W HANDLU – nie jest to pomijalna sprawa, bo w UE, z tymi samymi przepisami dla wszystkich, jest to prostsze, przepływ towarów jest szybszy. Mniej formalności, mniej opłat.
EUROPEJSKIE ŚRODKI – co znaczy „na cele poza Polską”? Miałem przede wszystkim na myśli infrastrukturę, zarówno w sferze ogólnokrajowej, jak lokalnie. Czy to opłacalny interes, to już inny temat, jednak sama możliwość uzyskania dofinansowania dała impuls do działania i to widać.
DOFINANSOWANIE – nie mam nic do dodania, napisałem wszystko w tekście. Zwykły obywatel ma dużo szersze pole manewru w realizacji swoich pomysłów na życie, pasji czy różnych inicjatyw.
PKB – nie jest to żadna manipulacja, tylko uproszczenie. Jak obliczanie nadwagi na podstawie BMI, które tak naprawdę nie jest wyznacznikiem, ale stanowi bardziej dużą podpowiedź i punkt wyjścia. Podobnie jest z PKB – wiele mówi, ale nie zamyka tematu i owszem, jest często wykorzystywane jako argument, celowo bez ukazania szczegółów i szerszego kontekstu, by manipulować. I tu jest całe clou – nie w wadliwości samego PKB, bo właściwie wykorzystane może być dobrym narzędziem, ale na zaciemnianiu obrazu czym ono jest w rzeczywistości, jak np. z inflacją, by sterować fałszywym przekazem.
Tak więc owszem, plusy są i w innych okolicznościach byłoby o nie o wiele trudniej. Niemniej, choć w szumnych zapowiedziach miało to stanowić podstawę funkcjonowania UE, to jak widać, stanowi co najwyżej nagrodę pocieszenia. I nie mam wątpliwości, że w stanie obecnym nie jest to tego warte.
@Radek Wicherek
Tytuł powinien brzmieć: „Czego Unia nam nie dała”.
Dlaczego?
Otóż wstępowaliśmy do Unii w 2004 roku omamieni wizją rozwoju, dobrobytu i doszlusowania do rozwiniętych krajów zachodu a wylądowaliśmy w jakimś kołchozie – z realnym zagrożeniem łagrem – w którym wolność gospodarcza, ekonomiczna a nawet wolność przekonań stały się czymś nierealnym w świetle lewackiego dyktatu unijnych „elit” pokroju Timmermansa, Junckera, Jurowej, czy der Leyen zasilanych wpływami ze źródeł typu „katargate”.
Wstępowaliśmy do córy Europejskiej Wspólnoty Węgla i Stali a dla naszego „dobra” pozbawiono nasz kraj możliwości wydobycia i przetwarzania naturalnego bogactwa tej ziemi, przemysłu hutniczego, stoczniowego, cementowni, cukrowni…
Szlag mnie trafia, jak słyszę wywody kretynów o pięknym życiu w unii, gdzie co krok to kafejka, park i fontanna, wszyscy za klawiaturami pracują a brudna i ciężka praca robi się sama, gdzie co tydzień rodzi się nowa płeć…
Rozkoszowaliśmy się powiewem wolności, możliwością podróżowania i pracy za godziwe pieniądze a staliśmy się krajem montowni zasilanych polską tanią siłą roboczą!
A teraz co nam ta „Unia” da?
Prócz kolorowych darmozjadów i niespłacalnego zadłużenia wiele innych „dobroci”.
Pozbawi nas możliwości swobodnego przemieszczania się nie tylko po terenie Europy ale i po własnym kraju, narzucając podatki od środków transportu a nakładając emisyjne daniny zgasi nam wpierw kuchenki gazowe, piece CO by później wyłączyć prąd i przy okazji firmy dające zatrudnienie Polakom.
Dzięki Unii wyjazd na wakacje będzie logistycznym wyzwaniem dla większości Polaków a dojazdy do pracy zaczną przypominać te z czasów dziś – błędnie jak widać – uważanych za bezpowrotnie minione, choć zapewne im nie dorównają jeśli wziąć pod uwagę ilość taboru „zbiorkomu”.
Zachłystnęliśmy się Unią, owszem. Jednak teraz czas odkrztusić, wypluć i złapać oddech, póki jeszcze nie jest konieczna intubacja.
@ Hammurabi
Właściwie pozostaje mi tylko się zgodzić. Na początku zawsze jest fajnie, żeby przekonać do siebie ludzi. Dziś pewne przywileje cały czas mamy, natomiast pętla zaciska się coraz mocniej i coraz szybciej. Ten mini-felieton napisałem z potrzeby rzetelnego podejścia do tematu, bo uczciwe zestawienie plusów i minusów daje najlepszy obraz sytuacji i mimo iż te pierwsze występują (i tak ma być!), to w szerokim kontekście końcowe wnioski są dość jasne. Z tej perspektywy – idąc Twoim tropem myślenia, tytuł równie dobrze mógłby brzmieć „Co Unia nam dała, a co zabiera”.
@Radek Wicherek
Czyli jak zawsze – miłe złego początki a koniec…
Zwłaszcza biorąc pod uwagę fakt, że po sterniku Kaczyńskim, polską nawą steruje inny sternik również ślepo słuchający poleceń „kapitańskich”, płynących zza pleców czy ze słuchawki…
PODRÓŻOWANIE – nawet, gdyby była kontrola dokumentów, to tylko na 1 granicy, dlatego uważam, że porównanie z bramkami na autostradzie jest odpowiednie.
PRACA – wiem, że zatrudniają nawet mieszkańców Kosowa, chociaż jest więcej papierologii.
UŁATWIENIA W HANDLU – Polska ma dostęp do morza, więc jednak pomijalna sprawa. Poza tym utrudnienia działają w dwie strony, więc wprowadzanie Polsce utrudnień przez UE byłoby nieracjonalne.
EUROPEJSKIE ŚRODKI – muzea i inne pierdoły, nic produktywnego, tyle że ktoś ma na bieżąco dopływ gotówki za tworzenie nierentownych rzeczy. Na krótką metę tak się da, ale to krótkowzroczne i kosztowne.
DOFINANSOWANIE – realizacja pomysłów, pasji, patrz żaglowiec ,,Lwów”, było możliwe bez UE, gdy Polska była niepodległym krajem, więc będąc niepodległym krajem nadal byłoby.
PKB – to jest lipa, patrz potężne długi Polski. To wszystko jest sztuczne, takie tworzenie kolosa na glinianych nogach.
@W K
Jeśli się nie mylę, to taka Irlandia czy Cypr pomimo obecności w UE nie są w strefie Schengen.
Patrząc na temat utrudnień przez pryzmat geografii łatwo dojść do wniosku, że położenie Polski pomiędzy Niemcami i resztą unii a Rosją stwarza prócz realnego zagrożenia również okazję do ewentualnego limitowania i kontrolowania całego transportu kołowego unii na wschód oraz do krajów bałtyckich, zwłaszcza w porozumieniu z Węgrami, które również na działania unijnych kacyków parzą sceptycznie. Słowacja się nie liczy, bo to górki i praktycznie w tym kierunku bezdroża.
Bez unijnych pożyczek (bądź dotacji za rezygnację z własnego przemysłu) bo to darowizny nigdy nie były, być może nie byłoby setek kilometrów ścieżek rowerowych, tysięcy wiatraków jak kraj długi i szeroki ale byłyby przykładowo polskie lasy (teraz unia aż się ślini by przejść nad nimi kontrolę) a elektryczne wózki jeździłyby po halach produkcyjnych i polach golfowych. Byłby język polski a nie „język neutralny płciowo”. Ślimaki byłyby jak kiedyś mięczakami a nie rybami zaś marchew z całą pewnością nie byłaby owocem.
@ W K
Żeby nie przeciągać niepotrzebnie wątku: nie przekonamy się, dopóki nie spróbujemy. W teorii łatwo jest wytykać tylko błędy, wymyślać alternatywy, ale potem następuje zderzenie z realiami. I bywa różnie. Ja pewne korzyści widzę i dobrze, że z nich korzystamy. Więc albo dalej będziemy ich beneficjentami, a pod innymi względami zaczniemy być bardziej stanowczy i asertywni, albo czas tworzyć alternatywę pod wyjście z tego burdelu i wyprowadzać ludzi z błędnego przekonania, że poza Unią bylibyśmy krajem Trzeciego Świata. Pewne jest jedno: stan obecny i mrożące wręcz krew w żyłach prognozy co do przyszłości są nie do zaakceptowania jeżeli chcemy wyjść na swoje.
Unia Europejska to pejsate oszustwo. Wchodziliśmy na określonych zasadach.Teraz barany są w zagrodzie więc można zacząć rzeż.Jaki to dobrobyt nam zrobili to można podsumować ile firm zostało zlikwidowanych. Liczby są w książkach i wypowiedziach pana Tomasza Cukiernika
Jeny jakie brednie. W K ma rację. Dodam tylko, że podróżowanie to nie kwestia unii tylko shengen i można być w jednym bez drugiego.
PRACA – no świetny plus – Polska się wyludniła o kolejne 2 mln. Polaków, a teraz w ich miejsce wwalają nam ukraińców i ciapatych i mówią, że do pracy.
UŁATWIENIA W HANDLU – no najlepiej to widzą polscy rolnicy i transportowcy, jak sami muszą sprostać wielu bzdurnym nakazom unijnym, a ukraińcy nie będący w unii wchodzą sobie w nich jak w masło (bez konieczności sprostania tym nakazom unijnym).
DOFINANSOWANIE I ŚRODKI – no tak, za to, że nasz nierząd z KPO zakupi 160 nowych niemieckich fotoradarów na nas Polaków, zapłacimy my sami spłacając jeszcze to KPO. To tylko jeden z mnóstwa przykładów – tylko brać unijne środki… i się zadłużać do tego.
WZROST PKB – założę się, że przy normalnych polskich rządach mielibyśmy wyższe PKB nie będąc w unii.
Reasumując NIE MA plusów w bycia w unii. Są tylko mniejsze albo większe minusy i musimy jak najszybciej wyjść z tego eurokołchozu. Im dłużej tam siedzimy, tym bardziej się dla nich zadłużamy i tym ciężej będzie wyjść. Tylko POLEXIT