R. Kurski: EKSPERYMENT PAWŁOWA
Wszystkie narody europejskie z pełnym powodzeniem zaliczyły eksperyment Pawłowa. Zanim przejdę do sedna, wyjaśnię na czym polegał eksperyment, który przeprowadził na psach rosyjski fizjolog Iwan Pawłow. Otóż tenże naukowiec odkrył, że można wytresować odruch warunkowy u psów. Podając jedzenie swemu czworonogowi, Pawłow zauważył, że wywołuje to u niego ślinienie. Taka reakcja nazywa się oczywiście odruchem bezwarunkowym. Kontynuując swój eksperyment, Pawłow przed podaniem jedzenia swojemu psu dodawał jakiś bodziec dźwiękowy. Na przykład dzwonek lub gwizdek. Z czasem odnotował, że pies owy bodziec dźwiękowy kojarzy z jedzeniem i ślini się na sam dźwięk nawet wtedy, kiedy Pawłow nie podaje mu jedzenia. To jest właśnie odruch warunkowy, który został wytresowany na społeczeństwie w całej Europie. Jakieś dwa lata temu, sieć zalały linki z nagraniem pewnego eksperymentu socjalnego, który zaaranżował pewien szwedzki youtuber. Na nagraniu możemy zobaczyć ankietera, pytającego zwykłych przechodni czy zgodziliby się przyjąć uchodźcę do swojego domu. W odpowiedzi zawsze pada przekonujące potwierdzenie, iż każdy z ankietowanych bezzwłocznie gotów jest przyjąć dowolną ilość uchodźców. Następnie zza rogu wyłaniał się pigmenatalnie uposażony dżentelmen, który przedstawiał się jako Ali, i prosił o przyjęcie go do domostwa uczestnika eksperymentu. Każdy z badanych przechodni drżącym głosem odpowiadał, że z różnych powodów akurat dziś nie może tego uczynić, po czym zbłąkanym wzrokiem szukał drogi ucieczki i natychmiast, szybkim krokiem oddalał się od ankiertera i uchodźcy. Cynizm! Hipokryzja! Obłuda! – zdało się to komentować w sieci. Otóż nie. Ludzie ci, po prostu reagowali na pytanie dokładnie tak, jak pies Pawłowa, a więc zgodnie z wytycznymi tresury, jakiej zostali poddani. W końcu nigdy nie wiadomo kto to nagrywa, na jaki użytek i jakie będzie przeznaczenie takiego materiału. Społeczeństwo szwedzkie wyrobiło sobie odruch warunkowy, na każde pytanie dotyczące szeroko pojętej tolerancji wobec uchodźców i LGBT, zawsze udzielając odpowiedzi aprobującej. Każda inna odpowiedź mogłaby zostać zinterpretowana, jako naruszenie bliżej nieokreślonych norm etycznych, co ewentualnego respondenta naraża na ostracyzm i publiczne potępienie.
Sam, jeszcze wówczas niczego nieświadomy, po raz pierwszy zetknąłem się z przypadkiem tresury społecznej kilkanaście lat temu, udając się na zakupy do pewnej dużej sieciówki w Wielkiej Brytanii. Wśród produktów pierwszej potrzeby na taśmę wyłożyłem również napój wysokoprocentowy, a że byłem dorosłym, choć młodym człowiekiem, zostałem poproszony o okazanie dokumentu tożsamości. Kasjer, na oko mój rówieśnik, ze zmarszczonym czołem okazany przeze mnie dokument obrócił kilkukrotnie w dłoni, po czym stwierdził, że nie może na jego podstawie sprzedać alkoholu, gdyż nie został on wydany przez żaden organ brytyjski. Przyznałem mu słuszność, dodając, że nie mogę się wylegitymować dokumentem brytyjskim, ponieważ jestem obcokrajowcem, co zresztą powinien bez trudu zauważyć po mojej łamanej angielszczyźnie i wyraźnym akcencie. Zapewniłem również, że dokument który trzyma w dłoni uprawnił mnie do przekroczenia granicy jego państwa, więc nie rozumiem dlaczego na jego podstawie odmawia mi sprzedaży alkoholu. W odpowiedzi usłyszałem, że kasjer jest zwykłym pracownikiem sklepu, wobec czego nie jest w stanie zweryfikować autentyczności okazanego przeze mnie dokumentu, co ze zrozumieniem i zrezygnowaniem przyjąłem do wiadomości. Postanowiłem więc odpuścić sobie dalszą polemikę, wyrażając na koniec dezaprobatę wobec kretyńskiej polityki sklepu, zgodnie z którą alkohol może w nim zakupić wyłącznie osobnik legitymujący się brytyjskim dokumentem, a więc jedynie obywatel brytyjski. Zupełnie nieintencjonalnie, wyciągnąwszy na plac boju najcięższe działa poprawności politycznej, obserwowałem jak w jednej chwili kasjer dyskontu zzieleniał i drżącym głosem poprosił mnie, abym zaczekał. Sam zniknął gdzieś między regałami, by po chwili wrócić ze swoim przełożonym. Po krótkim zreferowaniu zaistniałego problemu, kierownik sklepu skarcił wzrokiem swego nieokiełznanego pracownika, a następnie uniżenie przepraszając osobiście zajął się pakowaniem moich zakupów. Był do tego stopnia uprzejmy, że odprowadził mnie do wyjścia wielokrotnie zapewniając, że w przyszłości podobna sytuacja nie będzie mieć miejsca.
Z innym kuriozalnym przypadkiem tresury zetknąłem się w pewnym zakładzie pracy, w którym – na całe szczęście bardzo krótko – miałem wątpliwą przyjemność pracować. Mój brytyjski współtowarzysz, z którym przyszło dzielić mi stanowisko pracy, mający nieprzeciętne powodzenie wśród płci przeciwnej, nie mógł się opędzić od kokieterii pewnej specyficznej pracownicy. Każdego dnia notorycznie nagabywany, regularnie spławiał zalotnice różnorakimi powodami, dla których mimo deklarowanych najszczerszych chęci, akurat dziś nie mógł wyskoczyć do kawiarni ze swą adoratorką. Uwodzicielka, na oko kobieta, pochodzenia środkowo-azjatyckiego nie dawała za wygraną, więc z ludzkiej ciekawości zaistniały w moim najbliższym otoczeniu stan rzeczy wzbudził moje zainteresowanie. Zdając sobie sprawę, że mój współpracownik nie jest w żadnym związku choćby i nieformalnym, postanowiłem zapytać o przyczyny konsekwentnie odrzucanych zalotów. Ten, błagalnym o pomoc wzrokiem spojrzał na mnie, odpowiadając, że podrywający go regularnie osobnik podczas dwumiesięcznego pobytu w kraju swego pochodzenia poddał się operacji zmiany płci. Z dalszej rozmowy dowiedziałem się również, że tuż przed powrotem do pracy delikwenta obecnie podającego się za kobietę, zarząd zakładu zwołał specjalne zebranie dla wszystkich pracowników. Podczas tegoż zebrania załoga została poinformowana, że ich współpracownik poddał się operacji zmiany płci, oraz że jeśli spotkają go jakiekolwiek słowne represje – będzie się to wiązać z natychmiastowym zwolnieniem dyscyplinarnym. Zrozumiałem natychmiast, że gdyby mój rozmówca zamiast wykrętów podał prawdziwe, a więc biologiczne przyczyny odrzucania zalotów swego wielbiciela, mogłoby to zostać zinterpretowane jako łamanie podstawowego prawa do niedyskryminacji bezczelnego, obcesowego i nieokrzesanego osobnika, identyfikującego się jako kobieta.
Mamy te szczęście w nieszczęściu, że w Polsce tresura nadal odbywa się na poziomie kadr, które już w najbliższej przyszłości będą miały za zadanie wyrobić odruch warunkowy w społeczeństwie na froncie polskim. Coraz częściej okazuje się jednak, że nasi „funkcjonariusze frontu ideologicznego” nierzadko sami nie nadążają za innowacyjnymi nowinkami postępu. Nieubłagana nowoczesność na początku tego roku pożarła dziennikarzy programu „Dzień dobry TVN”, Adama Federa i Andrzeja Sołtysika. Pracownicy bądź, co bądź najbardziej postępowej stacji telewizyjnej w Polsce, najwyraźniej przespali jeden stopień mądrości etapu, naśmiewając się z wyglądu najprzystojniejszego mężczyzny nowego, wspaniałego świata, którym został – zdaniem dziennikarzy stacji – mało męski koreański wokalista, Jeon Jeong-guk. Ku zdumieniu dziennikarzy, polityków i celebrytów, aby nie zostać wykluczonym z grona ludzi poczciwych, roztropnych i na pewnym poziomie, bynajmniej nie wystarczy już psioczyć na Polskość, wiarę katolicką, krzyczeć o odradzającym się faszyzmie w Polsce i biegać na skargę do Brukseli. O tym, jak szybkiego rozpędu nabrała rewolucja obyczajowa, dokonująca się na naszych oczach przekonał się niedawno także Piotr Jedliński, były prezes rozgłośni radiowej, o bardzo wymownej nazwie „Nowy Świat”. Redaktor Jedliński na antenie założonego przez siebie radia dopuścił się myślozbrodni, tytułując niebinarnego, a więc bezpłciowego Michała Szutowskiego „on”.
„Bardzo żenujące i haniebne, że Radio Nowy Świat nazywa w serwisach informacyjnych Margot Michałem Sz. Wstydzcie się, kurwa, wstydżcie się! Zmienicie sobie nazwę na stary świat, bo nieustannie w nim tkwicie” – grzmiał na swoim Facebooku Mike Urbaniak, polski animator kultury i krytyk teatralny. Zaś Sylwia Chutnik, kulturoznawczyni i pisarka za nieprawomyślność, jakiej dopuścił się Jedliński domagała się delegalizacji państwa polskiego lub przynajmniej jego oddzbanienia.
Pod presją autorytetów i samych słuchaczy, z których datków radio finansowało swoją działalność redakcja wydała stosowne oświadczenie: Zastosowana przez nas forma męskoosobowa („aktywista”) w odniesieniu do Margot była nieintencjonalnym błędem, który w żadnej mierze nie definiuje stanowiska Radia Nowy Świat wobec wspomnianych osób i wydarzeń. Nasz zespół składa się z osób zróżnicowanych pod względem wieku, przekonań, koloru skóry oraz orientacji seksualnej i jesteśmy świadomi, że to właśnie różnorodność stanowi siłę Radia Nowy Świat. W tym kontekście pragniemy podkreślić, że wpis Piotra Jedlińskiego jest jego prywatną opinią.
Dzień po tym, jak zapewnił wszystkich Jerzy Sosnowski w artykule „gazety wyborczej”, Jedliński mimo samokrytyki i zapewnień, że chodziło mu wyłącznie o to, aby radio było wolne od wpływów i presji nawet słuchaczy – zwolnił się z funkcji prezesa. Dopiero wówczas, były już prezes radia postanowił podzielić się z opinią publiczną treścią wiadomości SMS od Sosnowskiego:
„Dla wizerunku RNŚ, dla ucięcia wątpliwości patronów i dla zamknięcia ust nieżyczliwym krytykom byłoby wg mnie optymalne, żebyś, Piotrze, nie obrażając się na nas, tylko rozumiejąc delikatną sytuację całego przedsięwzięcia, podał się do dymisji…”
Rewolucja, prócz oczywistych założeń zdeptania państw narodowych ma na celu również, a może nawet przede wszystkim wyrobienie w społeczeństwie odruchu autocenzury w codziennych relacjach międzyludzkich. Obywatel, mający choćby cień podejrzeń, że coś może zostać zinterpretowane jako bezobjawowy faszyzm, antysemityzm lub homofobia powinien owe zjawisko potępić i napiętnować, albo przynajmniej wzdrygnąć i natychmiast się od niego odciąć. Mówiąc kolokwialnie, obywatel ma mieć wyrobiony odruch warunkowy, niczym pies Pawłowa. W tym eksperymencie bodziec dźwiękowy stanowi słowo „faszyzm”, zaś odruch warunkowy, to choćby coraz częstsza agresja fizyczna, zwolnienia z pracy za nieprawomyślność, łamanie karier zawodowych i wyłączanie kont na portalach społecznościowych. Niechybnie, przy całkowitej aprobacie milczącej większości zmierzamy więc ku kolejnej mądrości etapu rewolucji kulturowej. Etap, w którym złamano definicje biologicznej interpretacji płci w przestrzeni publicznej – niewątpliwe mamy już za sobą.
Przeczytaj także:
„To” szczęście, nie „te”
Brak słów na to wszystko i na cały ten chory świat. Musi zainterweniować w końcu Pan Bóg i tak też się niedługo stanie, bo już wszelka miara upadku człowieka została przekroczona. Już wkrótce mały sąd Ducha Świętego nad wszystkimi duszami, wtedy każdy ujrzy Oczami Boga całe swoje życie ze wszystkimi swoimi grzechami. Dla wielu będzie jeszcze szansa na poprawę, jednak dla większości nie.
I stało się! Gdzie człek nie rzuci okiem – wszędzie w „TenKraj”-POJLIN klan Kurskich trzęsie mediami!
W „Kosher Zeitung” – Kurski!
W TVP(iS) – Kurski!
I – Jacku – teraz też u Ciebie: Kurski!
To się kiedyś nazywało prostytucja. Radio „Nowy Świat” – jak widać – jest własnie czymś takim, utrzymywanym z datków sponsorów. Dziwię się, że ów cały Jedliński dał się do tego stopnia poniżyć. Dostał SMS-a o takiej treści i nie wiedział co ma z nim zrobić? Sosnowski przecież sam mu się podłożył.
Wiedział. że i tak i tak straci posadę i co? siedział cicho. To jest własnie nasza słabość. Siedzimy cicho, by nie drażnić, by nie prowokować. Drwiący z sobie ze wszystkiego i wszystkich gówniarz pewnie dusi się ze śmiechu widząc co się wokół dzieje.
Ma obrońców, ma „prawo”, ma kaprys a sprzedajne dziwki „kultury” własna piersią będą go osłaniały.
Jak zamtuz to zamtuz.
„Pan od kultury” izraelsko-gejowskiej i bezpłodna „intelektualistka dająca z siebie” robią za autorytety… Pytanie czyje?
Kurskich? Zespołu „Wyborczej” czy jej nieszczęsnych czytelników?
A teraz może inna „ankieta”… Pytanie brzmi: Czy zdobyłbyś się, zdobyłabyś się na interwencję w przypadku agresji zboczeńca (rafallala) wobec dziecka? Tylko szczerze, nie w „duchu i po linii”.
Bardzo szczerze – TAK. Szukałam w internecie solidnego bata, skórzanego, zwijanego, żeby mieć w damskiej torebce i zdzielić nim w razie potrzeby agresora albo profanatora. Konsekwencje mojego ewentualnego działania – nieistotne. Nie znalazłam na razie poważnej oferty (z naciskiem na „poważnej” – niestety).