P. Krzemiński: Dlaczego to tradycjonalizm jest drogą dla Kościoła?
Wobec kryzysu Kościoła wierni zajmują różne pozycje, z których najbardziej powszechną jest obojętność. Nie będziemy się nią bliżej zajmować. Niektórzy chcą być w pełnej jedności z obecnym Magisterium Papieża Franciszka i dlatego bronią każdego nowego dokumentu, nawet jeżeli jest trudny do pogodzenia z wcześniejszymi dokumentami Stolicy Apostolskiej. Inni chcą na siłę udowadniać, że nowości są do pogodzenia z Tradycją, są też i tacy, którzy stosują zasadę niesprzeczności i nie akceptują relatywizmu obecnego pontyfikatu.
Niedawno na łamach Nowego Ładu ukazał się tekst Michała Kmiecia „Żadnego końca chrześcijaństwa nie będzie” (https://nlad.pl/zadnego-konca-chrzescijanstwa-nie-bedzie/), w którym dość krytycznie odniósł się do ruchu tradycjonalistycznego. Jak stwierdził:
Tradycjonaliści tak mocno uwierzyli w upadek (a może i śmierć) Kościoła, że nie zauważają żadnych „ruchów Opatrzności”, żadnej silnej wiary, znaków odrodzenia (o których tak pięknie mówi były prymas Holandii, kard Eijk: „młodzi Holendrzy skupiają się wokół adoracji eucharystycznej, miłości do Maryi i praktyki sakramentu pokuty”), że gdy demokracja liberalna upadnie w sposób widoczny, oni wciąż będą stali w jednym szeregu na Polach Grunwaldu przygotowani do odparcia ataku ateizmu i modernizmu. Pamiętamy, gdzie po Zmartwychwstaniu był Apostoł Tomasz. A jednak „mądry ojciec wydobywa ze swego skarbca rzeczy stare i nowe.
Uważa on, że postawa tradycjonalistów jest z góry skazana na porażkę:
Tradycjonaliści są jak Samwise Gamgee i mają pewną rolę do odegrania. Idą za tym „Kościołem – w kryzysie”, aż na śmierć, jednak dominują w nim chyba dwa nurty (patrząc na polskie realia). Pierwszy może tak uwierzyć w śmierć Kościoła, widząc Froda sflaczałego po jadzie Szeloby, iż żaden inny Boży znak do niego nie dotrze, a drugi może jak Sam rzucić się na pomoc Frodowi zwisającemu jedną ręką na górze Przeznaczenia (tu trzeba wspomnieć o wspaniałym projekcie odczytania dokumentów Soboru Watykańskiego II, kierując się hermeneutyką ciągłości, przez zespół pod wodzą Pawła Milcarka, któremu niestety odebrano dotację ministerialną na ten cel; cel, który byłby jednym z najważniejszych wydarzeń w świecie polskiej katolickiej inteligencji).
Kongresy Eucharystyczne i hermeneutyka ciągłości
Redaktor Kmieć zdaje się nie dostrzegać, że to co młodych przyciąga do współczesnych kongresów Eucharystycznych wcale nie musi być pobożność wobec Najświętszego Sakramentu. Tym zgromadzeniom, które mają miejsce na stadionach, bardzo często towarzyszy atrakcyjna oprawa muzyczna, możliwość poznania rówieśników, dobrze spędzony czas. To wszystko nie jest złe, nie mniej te wydarzenia bardzo często są pozbawione sakralnego wymiaru katolicyzmu, o teologii Ofiary Mszy Świętej nie wspominając. Podobnej atmosfery można doświadczyć na koncertach. To, że przy okazji na stadionie jest wystawiany Najświętszy Sakrament, jeszcze o niczym nie świadczy.
O ile faktycznie można się zgodzić z autorem w jego ocenie hermeneutyki ciągłości, która jest w większej mierze brawurowa i utopijna niż oparta na rzetelnych faktach, o tyle trudno przyjąć zarzut, że reszta tradycjonalistów uwierzyła w śmierć Kościoła i już nie docierają do nich żadne pozytywne oznaki odrodzenia.
Bractwo Piusa X
Tradycjonaliści związani z Bractwem Piusa X, ale także w dużej mierze z tradycyjnymi zgromadzeniami księży, które przecież swój początek zawdzięczają abp. Lefebvrowi (przełożony Instytutu Dobrego Pasterza przyjął święcenia kapłańskie z rąk tego biskupa), w żaden sposób nie składają broni, a wręcz są w samym centrum walki. Księża FSSPX regularnie prowadzą rekolekcje ignacjańskie dla młodych katolików, organizują pielgrzymki Tradycji, udzielają się w mediach społecznościowych (Szkoły Akwinaty). Trudno zarzucić im defetyzm i brak reakcji na kryzys Kościoła.
Oczywiście mogą pojawić się i w środowisku tradycjonalistów oznaki zniechęcenia i kapitulacji. Nie są one jednak w żaden sposób dominujące. Ocena Pana Redaktora Kmiecia wobec Tradycjonalizmu jest niesprawiedliwa i być może lepsze poznanie tego środowiska, pozwoli na zmianę negatywnego nastawienia.
Wyjście z kryzysu
Pozostaje pytanie, która droga będzie najlepsza dla katolicyzmu. Chodzi o kierunek najbardziej adekwatny do sytuacji, a nie najłatwiejszy, czy najprzyjemniejszy. Otóż tradycjonalizm jest właśnie drogą krzyża. Jest on trudny i bolesny, ponieważ nie jest łatwo w obronie ortodoksji występować przeciwko obecnej hierarchii i wielu autorytetom. Nie jest przyjemnie jeździć wiele kilometrów w poszukiwaniu dostępu do Mszy Wszechczasów. Wierni Tradycji uważają jednak, że gra jest warta świeczki.
Przeczytaj także:
K. Baliński: Nie patrzmy na świat oczami innych – zawsze pytajmy: Gdzie tu Polska?