L. Mucha: Krótka rozprawa o wolności, której nie dało nam Prawo i Sprawiedliwość
Gdy piszę te słowa trwa jeszcze październik, ale pogodę za oknem mam całkiem listopadową. Wiatr hula strącając z drzew kolejne partie liści. Pada deszcz i jest zimno. Dziś stoi przede mną zadanie napisania tekstu, który przeczytacie, Szanowni Czytelnicy, na początku listopada. Jednak zanim zabrałem się do pisania tekstu o wolności, postanowiłem napalić w kominku. W tym celu, przy pomocy ciężkiej siekiery zwanej „łupakiem” musiałem narąbać drewna. Machając tym łupakiem rozmyślałem już nad tekstem i przyszła mi do głowy pewna prawidłowość. Nawet tak prosta czynność jak rozpalenie w kominku, wymaga odpowiednich środków: kominka, drewna i papieru na rozpałkę, pewnych umiejętności: sprawności w posługiwaniu się siekierą i biegłości w układaniu stosu z drewienek różnej grubości, by rozpalić ogień jedną zapałką, najlepiej bez użycia chemicznych podpałek i – oczywiście – wymaga solidnego nakładu pracy…
Mogę rozpalić w kominku, to znaczy – mam pewien „zasób” wolności, który mogę zużyć na rozpalenie kominka. Najpierw muszę trochę mojej wolności poświęcić, na zdobycie materiałów, na naukę rąbania drewna i na samo machanie siekierą. Nie ma nic za darmo… Wolność nigdy nie jest darmowa. Wracając do najważniejszej kwestii, której poświęcę poniższy tekst, nurtuje mnie pytanie:
Czy dziś, dokładnie 100 lat od odzyskania wolności jesteśmy wolni?
Wolność rozważać można na różnych płaszczyznach. Jeśli pomyślimy o Polsce, jako o państwie, to trzeba przyznać, że z tą wolnością najlepiej nie jest. Zależymy od wielu zewnętrznych sił. Nie jesteśmy na tyle silni, żeby prowadzić niezależną politykę. To materiał na kilka felietonów, ale dziś zamierzam skupić się na wolnościach osobistych, na wolności Polaków, na swobodzie pojedynczych ludzi. Czy my w Polsce jesteśmy wolni? Czy nasza swoboda ulega powiększeniu, czy pomniejszeniu? Od ostatnich wyborów minęły trzy lata, można więc pokusić się o ocenę działań rządzącej koalicji pod tym właśnie kątem.
Czy od czasu ostatnich wyborów wolność przeciętnego Polaka wzrosła, czy zmalała?
Zastanówmy się najpierw nad takimi sztandarowymi osiągnięciami rządu, jak 500+ i Mieszkanie+. Z powodów, o których powiedzieliśmy wyżej, taka pomoc powiększa wolność beneficjentów. Na pewno tak jest. Rodzice, którzy otrzymali pieniądze dla dzieci, mają większą możliwość zapewnienia im wolności, choćby wolności do spędzania wakacji nad morzem. Na pewno dopłata do mieszkania pozwala na powiększanie zakresu wolności, pomagając w zapewnieniu realizacji jednej z podstawowych potrzeb socjalnych. Jest tylko jedno „ale”. Środki na to wszystko nie biorą się znikąd. Pieniądze przeznaczane na to są zabierane ludziom, którzy musieli na ich wypracowanie poświęcić sporo z własnej wolności. Tak więc, ta pomoc, której zresztą wcale nie jestem jednoznacznie przeciwny, nie powiększa wolności nas wszystkich, a tylko – można powiedzieć – przesuwa ją od jednych, do drugich. Łączna ilość wolności pozostaje w narodzie bez zmian.
Niestety, wbrew moim nadziejom i oczekiwaniom rząd Prawa i Sprawiedliwości nie powiększył, a wręcz pomniejszył naszą wolność. Na przykład ustawa o łowiectwie, która między innymi zakazała myśliwym zabierania dzieci ( do osiemnastego roku życia) na polowania, to przykład na ewidentnie marksistowskie ograniczenie wolności rodziców do wychowywania swoich dzieci. Bez żadnego uzasadnienia ograniczono wolność rodziców-myśliwych, w kształtowaniu przyszłości swych dzieci. Niżej podpisany potrafi dziś narąbać drewna do kominka, bo się tego za młodu nauczył. Rąbanie drewna nie jest pozbawione ryzyka, a jednak w czasach mojej młodości nie zakazywano rodzicom dawania swym nastoletnim dzieciom siekier… Niby dziś też zakazu nie ma, ale nie jestem taki pewny, czy gdyby jakieś dziecko rąbiąc drewno zrobiło sobie krzywdę, rodzice nie zostali by pociągnięci do odpowiedzialności… Nie wszystkim musi się podobać idea polowania, ale nikomu za rodziców o sposobie wychowania dzieci decydować nie wolno. Żadnemu urzędnikowi. Ja sam nie poluję, ale potrafiłbym upolować dzika, oprawić go i wypatroszyć, gdyby zaszła taka potrzeba, bo nawet komunistom w PRL-u nie przyszło do głowy coś takiego, co przyszło do głowy posłom zjednoczonej „prawicy”. Dzięki temu, że jako nastolatek z moim śp. tatą na polowania jeździłem, w przypadku jakiegoś kataklizmu potrafiłbym upolować dla rodziny jakiś obiad. Zasób mojej wolności jest większy, niż przeciętnego Polaka. Potrafię patroszyć dziki i narąbać drewna, bo wcześniej nauczyłem się to robić. Dzięki temu, w razie konieczności moja i moich najbliższych wolność, zostałaby zrealizowana poprzez posiadane przeze mnie umiejętności polowania, rąbania drewna, rozpalania ogniska bez podpałki itd.
Liczyłem naiwnie na to, że koalicja, która nazywa się prawicą, postępować będzie jak na prawicę przystało. Że zwróci mi wolność wycinania drzew na mojej działce. Tymczasem dalej, żeby to zrobić, muszę informować urzędników.
Liczyłem na to, że władza, która nazywa się prawicą odda mi prawo do posiadania broni, na normalnych zasadach. Tymczasem, jak pisałem w jednym z poprzednich felietonów nie tylko nie zrobiono nic w kierunku poprawy sytuacji w tej kwestii, nie odebrano policji uprawnień do wydawania pozwoleń, nie zmieniono absurdalnych zasad przyznawania pozwoleń, to jeszcze potajemnie przygotowywano – zapewne pod dyktando byłych ubeków – zupełnie bzdurną ustawę pogarszającą sytuację, podpierając się unijną dyrektywą o posiadaniu broni. Nasza wolność w tej kwestii nie tylko nie uległa zwiększeniu, ale władza próbowała ją znacznie pomniejszyć. Nie powiodło się to tylko dzięki czujności środowisk strzeleckich
Liczyłem wreszcie na to, że większość parlamentarna, która nazywa się prawicą, odda mi pewien zasób wolności. Dziś muszę poświęcić część mojego czasu zawodowej pracy, by opłacić podatki. Miałem nadzieję, że prawica podniesie kwotę wolną od opodatkowania, obniży podatki, że ułatwi życie małemu, jednoosobowemu przedsiębiorcy. Nic takiego się nie stało. Wprowadza się nowe podatki i obciążenia.
Nie ulega wątpliwości, że osobista wolność Polaka jest dziś znacznie większa niż wolność Niemca, Francuza, czy Szweda. Istnieje u nas jeszcze wolna prasa, istnieją niezależni dziennikarze. Niby możemy jeszcze mówić co chcemy, ale sądy działające czasem na zasadach kapturowych (jak widać z przykładów rozpraw Wellman vs Piekara i Kulczykowie vs Gadowski) zaczynają kłaść kres wolności słowa. Facebook cenzuruje wypowiedzi, wedle swojego widzimisię, również ograniczając wyraźnie tę wolność. Niestety władza w tych przypadkach zachowuje bezczynność. O ile jeszcze nieudolną próbę reformy sądownictwa widzimy, to troska o wolność mediów społecznościowych nie należy do rządowych priorytetów.
Hasłem ludzi, którzy doszli do władzy w 2015 roku jest „dobra zmiana”. W kwestii osobistej wolności obywateli zmiana zaszła. Ale na gorsze… Jakkolwiek znacznie lepsza od poprzedników, koalicja Zjednoczonej Prawicy nie jest godna ani swej nazwy, ani tego, że to za czasów jej przywództwa obchodzimy setną rocznicę odzyskania niepodległości.
Lech Mucha
P.S.
Jak napisałem na samym początku powyższy tekst powstał kilka dni przed Świętem Niepodległości, a więc zanim doszło do tego całego zamieszania wokół Marszu Niepodległości, związanego z zakazem wydanym przez Hannę Gronkiewicz-Waltz. Z dzisiejszej perspektywy widać, że gdyby nie ten zakaz i przyłączenie się Prawa i Sprawiedliwości, rzutem na taśmę, do Marszu Niepodległości, to rzeczywistość potwierdzałaby ostatnie zdanie tego tekstu. Jeden koncert na Narodowym, to wszystko co udało się władzom zorganizować. I może nawet przemilczałbym to, co napisałem poniżej, uważając, że jedność w świętowaniu jest na tyle cenna, że nie należy jej podważać, gdyby nie narracja przedstawicieli władz i posłusznych im dziennikarzy, którzy na wyścigi, przekrzykując się w mediach, próbują na siłę udowodnić, że dwieście pięćdziesiąt tysięcy, a może nawet więcej ludzi przyszło na Marsz dla PiSu. Że ci co przyszli to nie żadni narodowcy, tylko wyborcy PiSu. Ta manipulacja jest tak naiwna, że aż bolą zęby, ale skoro tak, Panie i Panowie, skoro sami tego chcecie…
Dla każdego rozsądnie myślącego człowieka jest jasne, że frekwencja na Marszu jest zasługą organizatorów, którzy przez ostatnie dziesięciolecie udowodnili, że to właśnie oni przyciągają tłumy Polaków 11-go listopada. Jest oczywiste, że to trud włożony w organizację Marszu przez jego twórców, stworzenie i wyszkolenie Straży Marszu, w głównej mierze zapewniła bezpieczny przebieg uroczystości, choć chwała Policji, że się do tego przyczyniła. Nonsensowne jest twierdzenie, że to politycy uratowali Marsz, bo wiadomo było, że zakaz zostanie uchylony. Politycy „prawicy” po prostu wykorzystali piłkę podaną przez Ratusz i żadne zaklęcia tego nie zmienią. Im bardziej panowie Sakiewicze, Pereiry i inni zadaniowcy staracie się przekonać Polaków, że sukces Marszu to zasługa waszych mocodawców, tym lepiej widać, że taki właśnie był ich cel: zrobić na Marszu Niepodległości politykę. Ugrać coś wobec swojego elektoratu. Przejąć coś, co do władzy nie należało, przypisać sobie nie swoje zasługi. I ja nawet to rozumiem. Polityka to brudna gra i wszystkie chwyty są dozwolone, ale miejcież odrobinę umiaru, bo sami się kompromitujecie…
Świat idzie do przodu, a więc przybędzie zakazów i nakazów, tym bardziej, że jesteśmy w Unii. Zawsze byli równi i równiejsi, bo wystarczy, że urodziłeś się w znanej rodzinie, jesteś dzieckiem resortowym lub po prostu masz dużo pieniędzy i znajomości. Muślę, że żyje nam się trochę lepiej ale tylko trochę. Dlatego trzeba wciąż jezdzić za granicę. W Polsce nadal najbardziej atrakcyjne są stanowiska rządowe, bo pod tym względem panuje takie samo zacofanie jak w 1989 roku. Senat już dawno powinien zostać zlikwidowany lub zreformowany, Sejm pomniejszony, wiele stanowisk rządowych zlikwidowanych. Po co nam np. taki minister kultury, który bez społecznych konsultacji wydaje lekką ręką, ba! 100 milionów euro i nawet jest z tego dumny, że uratował komplet porcelany króla Stanisława Augusta, który był zdrajcą i złodziejem. Takie miernoty mają dostęp do zródełka państwowych pieniędzy. Za 100 milionów euro można byłoby zrobić coś pożytecznego, np. wybudować mieszkania socjalne. A ile pieniędzy jest marnowanych w państwowych spółkach. Kto jest prezesem NiK lub innej izby kontroli? Ktoś z PiS-u? A więc afer nie ma, wszystko jest O.K. Ale czyżby? Ktoś wyprowadza 100 milionów euro z państwowej kasy, a ogłupione społeczeństwo myśli, że tak musi być. Sprytne, ciche przekręty pisowskie.
No i po co? Pana zdanie w temacie szczepień już znamy. Mądrych i świadomych rodziców, którzy doświadczyli NOPa, Pan nie przekona. Dla pozostałych nie jest Pan żadnym autorytetem no bo jakie stanowisko może przyjąć lekarz? Sąd lekarski zwali się Panu na głowę. Kolega wyżej może nieco niekulturalnie się zachował, ale Pana odezwa, że za chwilę spłodzi Pan kolejny tekst o szczepieniach, także była złośliwa, a przede wszystkim dziecinna. Wnioskuje, że z wyrachowaniem podgrzewa Pan atmosferę. Clickbite’y? Mogę tylko się domyślać. Tania zagrywka jak i felietony o szczepieniach. Pozdrawiam.
Skoro Redakcja nadal karmić będzie nas obrażaniem inteligencji, wg głupawej zapowiedzi powyżej, nie dam planowanego z żoną znacznego datku pod koniec roku.
Zdrowie zdarłem na anty-scypionlopwym uświadamianiu od czasu kampanii Grypy666 przeciw „pandemii” świnioka w 2009 nie po to, żeby ignoranci na pasku „medycyny” rockefellerowskiej i ż-farmacji sprowadzali naród do punktu zero.
Dzieci i wnuki znajomych zostały okaleczone na całe życie szczepionkami przez intelektualnie dennych stręczycieli czy agentów scypionkowych typu promowanego przez wPrawo.pl.
Redakcja usunęła moją krytykę powyższego artu Muchy, mój koment nt. roboty dla ż-farmacji przez Muchę w in. artach, odpowiedź Muchy i moją na to ripostę.
Został ślad usuniętej zapowiedzi Muchy, że będzie nadal stręczył szczepionki na wPrawo:
„wg głupawej zapowiedzi powyżej”.
Został ślad usuniętego komentu, w którym wg konwencji dziennikarskiej użyłem nazwiska autora bez „Pan”:
„Kolega wyżej może nieco niekulturalnie się zachował”.
Kto zdecydowal o usunięciu rozmowy z Muchą i dlaczego? Czy podstawą byłby niedorzeczny zarzut niekulturalnego zachowania? Za to zmiatanie pod dywan jest wielce kulduralne 🙂
Niedawno pod artem innego autora, Jacek Międlar skomentował, że dopuszcza różne opinie gwoli dyskusji i nie ponosi odpowiedzialności za treści.
Widzę, że dopuszcza szkodliwe i dezinformacyjne opinie, a słuszną krytykę dławi. Tak robi uczciwe medium narodowe, Panie Jacku?
Zna Pan Jacek na własnej skórze, że im więcej dławiona, tym lepiej Prawda wypływa jak oliwa. Nie rób drugiemu co tobie niemiłe…
Nie da się tuszować, nauczyliście mnie dublować u mnie na blogu.
Przypominam, Panie Jacku, że nie odparł Pan na prośbę o zajęcie stanowiska wobec syjonizacji Tommy Robinsona.