„Mów mądrze – wróg podsłuchuje”
Jerzy Lec wiedział, że po ziemi chodzą mądrzy i chłopki roztropki pokroju Radka Zdradka Sikorskiego. Do pierwszych kierował swoje aforyzmy, a z dokonań mędrków czerpał garściami do opisu bezbrzeża ludzkiej głupoty.
O tym, że Radek-Zdradek Sikorski mądry nie jest, wie każda osoba śledząca wydarzenia z polskiej sceny politycznej. Brak rozwagi to nie jedyna przywara Radka. Z biegiem lat działalności politycznej poznaliśmy tego „męża stanu” jako chorągiewkę, megalomana i wiernopoddańczego germanofila („po kądzieli” łasi się on i macha „ogonkiem” także do innej nacji).
Pan Stanisław Michalkiewicz wielokrotnie w swojej publicystyce zwracał uwagę na fakt, że Radosław Sikorski obejmując stanowisko wiceministra obrony w rządzie premiera Olszewskiego, był poddanym brytyjskim i „dopiero później miał z tego poddaństwa zrezygnować”. Płk Piotr Wroński, były oficer SB, UOP i AW w swoim czasie publicznie zadał pytania o źródła finansowania jego studiów na Oxfordzie: „Czy to prawda, że wg relacji Alfreda P. z roku 1988 nie potrafił Pan wytłumaczyć źródeł finansowania swoich studiów oraz czy jego relacja w sprawie Pana ściągania na egzaminie w Oxfordzie jest prawdziwa? Jeśli tak, to czy jego wnioski, iż nie został Pan relegowany z uczelni i sprawa <<została wyciszona>> polegają na prawdzie? Alfred P. był rejestrowany, jako kontakt przez pion wojskowy”.
Nietykalny Radek ze „służby” Jej Królewskiej Mości przeniósł się na „dwór pruski”, gdzie w 2011 roku składał hołd nowej Pani słowami: „Mniej zaczynam obawiać się niemieckiej potęgi niż niemieckiej bezczynności”. Prof. Sławomir Centkiewicz pokusiwszy się o zarys portretu psychologicznego ministra obrony narodowej Radka Zdradka powiedział: „Myślę, że to człowiek, który ma bardzo duże problemy emocjonalne, którego emocje są charakterystyczne dla ludzi o huśtawce nastrojów. (…) To człowiek, któremu państwo polskie nigdy nie powinno powierzyć tajemnicy, dlatego, że on ma tendencję notorycznego ujawniania jej w niekoniecznie sprzyjających okolicznościach”.
Stawiane są pewne pytania, pewne fakty są powszechnie znane, ludzie poważni wypowiadają pewne diagnozy, a w przestrzeni publicznej wciąż tylko: Masz babo placek! Dziś Radek Zdradek Sikorski wraca, jako macher od „zrusyfikowania” rafinerii Możejki. Znów jesteśmy bombardowani „taśmami prawdy” i chłoniemy sensacje bez refleksji nad przyczyną pojawienia się właśnie tego nagrania, jak i dlaczego pojawiło się w tym czasie? Czy jesteśmy tymi, do których Jerzy Lec skierowałby swoje myśli, czy tymi, z których czerpałby do opisu ludzkiej głupoty?
Na antenie TV Republika w programie „W punkt” miła miejsce bardzo ciekawa rozmowa z płk Piotrem Wrońskim i publicystą Piotrem Nisztorem. Bardzo ciekawa z tego względu, że obaj są ekspertami od „afery taśmowej” i obaj pletli niesamowite androny – widz w trakcie ich dywagacji miał tak klarowny obraz tego, kto podsłuchiwał, jaki się ma podczas burzy piaskowej.
Dla płk. Wrońskiego oczywiste jest, że za podsłuchami stoją służby. Nie omieszkał przypomnieć wypowiedzi Donalda Tuska o scenariuszu pisanym cyrylicą i zauważyć: „Nikt tego nie podchwycił, tak jakby zostało to specjalnie zgaszone”. Pan płk. uważa również, że: „Ci, którzy stoją za tym wszystkim postanowili, że jednak musi być zmiana władzy w Polsce a przynajmniej zmiana w samej opcji Platformy i Platformie również i to jest wymierzone dokładnie, rzeczywiście w Platformę (…) W tym momencie zyskuje tylko i wyłącznie pan Tusk. Po pierwsze główny rywal pod tytułem Schetyna na tej taśmie jest określany, jako żulik ze Lwowa, po drugie, ze wszystkich tych taśm wychodzi, że biedny pan Tusk, co on miał tu zrobić skoro on miał tu takich ludzi”.
Natomiast pan Nisztor roztoczył dramatyczny obraz, w którym taśmy nigdy nie ujrzałby światła dziennego i byłyby wykorzystywane do szantażu: „Ja nawet zacząłem się zastanawiać czy takie ujawnienie tych taśm nie doprowadziło do sytuacji, w której zdjęto zagrożenie, w jakimś sensie oczywiście, szantażu nad tymi najważniejszymi urzędnikami państwowymi”.
Z tego bajdurzenia wynika, że mocodawcą był Putin, ale przyłapali go na gorącym uczynku lokalni bezpieczniaccy patrioci i dla biednego Tuska wysadzili w powietrze ekipę, która zabezpieczała interesy niemieckie i rosyjskie w Polsce – wysadzili poprzez wyzwolenie od szantażu. Skoro dziś Tusk na tym zyskuje, to wtedy musiał na to zezwolić, i w sumie nie miał innego wyjścia, bo z tymi zepsutymi i nieprofesjonalnymi Platformersami karawana nie poszłaby dalej. Karawana swoją drogą, a droga na króla gwiazdozbioru europejskiego swoją – przecież gdyby nie zdetonował Platformy, to ci nieudacznicy nie pozwoliliby mu tak jasno zabłysnąć. Klepnąć to musiała również Matka Syryjczyków, bez której Tusk nie podrapie się nawet po tyłku.
Baju, baju, baj… Skoro emerytowany płk. Agencji Wywiadu i autor książki „Jak rozpętałem aferę taśmową” w najlepsze sobie bajają to znak, że każdy w tym kraju bajać może „trochę lepiej, lub trochę gorzej, ale nie oto chodzi, jak co komu wychodzi.” W takim razie do dzieła tzn. bajania.
Afera podsłuchowa wybuchła w czerwcu 2014 roku, niecały rok przed wyborami prezydenckimi. Niecały rok przed jej odpaleniem mieliśmy do czynienia z aferą podsłuchową za naszą zachodnią granicą. Wtedy to obiegła świat informacja, że numerem jeden od podsłuchów jest Amerykańska Agencja Bezpieczeństwa Narodowego (NSA). Oczywiście technologia wykorzystana do inwigilowania głów zachodnioeuropejskich państw przez NSA była nieporównywalna do tej zastosowanej w restauracjach Sowa & Przyjaciele, ale też trzeba mieć na uwadze to, że służby kontrwywiadu w innych państwach realizują inne zadania tzn. służą swojemu państwu, a nie jak nasze wysługujące się innym państwom.
Afera podsłuchowa, która wybuchła na zachodzie Europy miała ścisły związek z wymianą handlową Stanów Zjednoczonych. UE dla Stanów Zjednoczonych to największy rynek zbytu, który z każdym rokiem kurczy się na korzyść Chin. Aby gospodarka amerykańska mogła dźwignąć się po fatalnych rządach Baracka Obamy, musi odzyskać utracone rynki. Lobbing to najczęściej stosowana forma wpływania na przychylne decyzje gospodarcze rządów, ale nie jedyna. O wiele skuteczniejsza jest strategia haków, a najskuteczniejsza to zamiana polityków nieżyczliwych na życzliwych za pomocą tzw. demokratycznych wyborów. Nie w każdym państwie jest to możliwe, ale są takie państwa jak np. Polska, gdzie od 1989 roku nie przeprowadzono żadnych wyborów, na które nie miałby wpływu bezpieka: czy to fałszując głosy, czy prowadząc akcje gnojenia niewygodnych politycznie opcji w przychylnych sobie mediach (kupionych).
Zasługę za prawidłowo przeprowadzone wybory w 2015 roku (niesfałszowanie) przypisuje się Ruchowi Kontroli Wyborów, który niewątpliwie odegrał znaczną rolę w niegrzebaniu przy urnach wyborczych, ale też nie najważniejszą, bowiem w eterze krążył okólnik: każdą rękę, która będzie grzebać przy instalowaniu nowej władzy odrąbiemy – podpisano: Wuj Sam. Jednak o samym zwycięstwie mało znanego Andrzeja Dudy zadecydowały odpalone taśmy, które zachwiały wizerunkiem Platformy Obywatelskiej. O fałszowaniu wyborów było już głośno w 2010 roku i jakoś nikt nie postanowił o powołaniu społecznej inicjatywy zabezpieczającej prawidłowy przebieg wyborów: ani podczas wyborów samorządowych z listopada 2014 roku, ani w trakcie wyborów do Parlamentu Europejskiego z maja 2014 roku. Zupełnie jakby główni gracze opozycji zdawali sobie sprawę, że to walka z wiatrakami. Trudno też uwierzyć w to, że prezes Jarosław Kaczyński miał na smyczy jakąkolwiek bezpiekę, która dla niego nagrałaby złodziejskie i sprzedajne oblicze Platformersów. Z tego prostego rachunku zostaje bezpieka amerykańska bądź izraelska.
Żywotny interes państwa położonego w Palestynie ówcześnie związany był z polityką PO prowadzoną na odcinku „pedagogiki wstydu” i zaspokojenia bezpodstawnych roszczeń żydowskich – rewelacje WikiLeaks o tym, że Bronisław Komorowski obiecywał sprzedać lasy i nieruchomości należące do skarbu państwa, aby zaspokoić Przedsiębiorstwo Holokaust. I tak poprzez rozumowanie indukcyjne pozostała nam tylko bezpieka najbardziej imperialistycznego państwa na świecie: „’Tis the star-spangled banner! O long may it wave”.
Aby dospekulować, dlaczego teraz i dlaczego właśnie ta taśma, należy przypomnieć wydarzenie, na które wielokrotnie zwracał uwagę nieoceniony pan Stanisław Michalkiewicz. Mowa tu o Międzynarodowej Konferencji Naukowej „Most” z 18 czerwca 2015 roku. Zgodnie z teorią pana Michalkiewicza wzięli w niej udział ubecy z Izraela, którzy żyrowali ofertę wciągnięcia przedstawicieli najważniejszych ubeckich dynastii z Polski do współpracy z naszym Największym Sojusznikiem. Oferta została przyjęta i stąd dziś PiS licytuje się ze starymi bezpieczniakami o względy Wuja Sama.
Przed odpaleniem nowej taśmy dyskurs publiczny zajmowało i rozpalało podwójne weto prezydenta Andrzeja Dudy. Coraz więcej spekulacji na temat tego, że Zjednoczona Prawica rozpadnie się jak domek z kart, wpływało niekorzystne na inwestycje, jakie w tym obszarze poczyniła bezpieka amerykańska. Należało jak najszybciej odwrócić wiatr historii, gdyż w ostatnich dniach zyskiwało na tym już tylko stronnictwo pruskie, a lanie fundamentów pod wpływy finansowe dla amerykańskiej gospodarki były realnie zagrożone. Niejeden folksdojcz już fantazjował, jak to Matka Syryjczyków wręcza medale, jak sypie eurosami i grantami: „Deutschland, Deutschland über alles”.
Weto było ruchem ubekistanu, który wie, że z reformą Sądu Najwyższego zostanie odcięty od podstawy trwania, tzn. odsysania z budżetu miliardów złotych każdego roku. Bez przychylnego orzecznictwa Sądu Najwyższego starzy bezpieczniacy zaczęliby wypełniać areszty śledcze i więzienia – terminy szybko nie przedawniałyby się, a drzewo z zatrutymi owocami zwyczajnie by zwiędło. Zachowanie obecnego kształtu Sądu Najwyższego to dla nich kwestia być albo nie być. Najprawdopodobniej przekonali bezpiekę Wuja Sama, że nie warto ich zarzynać, bo świnie w „wielkiej grze” też są potrzebne. Obóz patriotyczny i bezpieczniackie rody u „światowego strażnika pokoju” policytowali i na dzień dzisiejszy wilk jest syty i owca cała. Społeczeństwo, Polska to oczywiście kwestie drugorzędne.
Najprawdopodobniej, pierwszy wśród kursantów GRU, gen. Marek Dukaczewski już ma umówioną wizytę u pana prezydenta Dudy, aby konsultować, jak to zrobić, aby zmienić wszystko, ale tak, aby nic się nie zmieniło. Do tych rozmów jupitery już nie są potrzebne, a więc wajcha medialna została przestawiona i obecnie wciry dostaje Platforma a dokładnie: Sławek Zegarek, Grzegorz Żulik, Andrzej Debil oraz Radek Zdradek. A było już tak pięknie – turne po plażach Bałtyku, po błotach Kostrzyna… Ciach! Stronnictwo pruskie zgnojone, a adherenci interesów amerykańskich w Polsce zbalansowani.
Smutno w tym wszystkim wygląda projekt Trójmorza – jeśli bajania tu zaprezentowane są trafione, to znaczy ni mniej ni więcej, że jak byliśmy bantustanem, tak bantustanem będziemy, podmienią nam tylko szyldy na sklepach: wykopiemy Lidla a zakupy będziemy robić w Wal-Martcie.
Przed nami jeszcze 870 godzin „prawdy” (dopiero 30 godzin 900 zostało ujawnionych). Nie bądźmy chłopkami roztropkami i nie łykajmy tego kolejnego sezonu – w czerwcu wyemitowano jego pierwszy odcinek ze zlewaczałym i upolitycznionym ks. Kazimierzem Sową. Przypomnijmy, od pierwszego sezonu z 2014 roku nic się nie stało! Czy jakikolwiek bohater „taśm prawdy” zapłacił za przestępstwa na nich udokumentowane? Czy ktoś słyszał, aby któraś z gwiazd „fonogramów” siedziała na Rakowieckiej? Dlaczego Radek Zdradek nie siedzi na sraczu w celi z plastikową miską w dłoni? Dlaczego Sławek Zegarek macheruje na Ukrainie, za co, gdy kurz opadnie, znienawidzą nas nie-banderowcy? Dlaczego do transferu Sławka Zegarka PiS dopłacił 300 mln zł? A inni: Bieńkowska, Sienkiewicz, Wojtunik, Belka itd., gdzie oni są? Dziś są na wakacjach lub ciepłych posadkach: najedzeni, czyści, bezpieczni i roześmiani od ucha do ucha.
Czy ktoś w tym kraju siedząc przed ubecką tubą, bądź PiS-owską czuje się poważnie traktowany? Wszyscy nami grają: kupują nas, zohydzają nasze opinie i wodzą za nos z dnia na dzień. Ja wrzucając głos do urny nie umawiałem się na takie traktowanie. A Ty?
Zdrajcy i złodzieje narodu Polskiegp
Mistrz Michalkiewicz mówi jeszcze jedno: to nagłe wyciągnięcie kwestii reparacji wojennych od Niemiec i pomysły, by połączyć to z „żydowskimi roszczeniami”: „Zapłacimy wam te 65 miliardów dolarów, jak dostaniemy od Niemców swoje”, to spisek polegający na tym, że od Niemców i tak nic nie dostaniemy, tymczasem żydostwo uzyska od nas uznanie ich roszczeń za uzasadnione. Takiego uznania jeszcze Żydzi z naszej strony póki co nie dostali.
prawda boli