USA: księgarnia przerobiła okładki klasyków literatury na „czarne” w ramach walki o różnorodność. Czarnoskórzy oburzeni
Wszyscy chyba znają najnowsze adaptacje historycznych filmów, których akcja rozgrywa się w średniowiecznej Europie. Zarówno świat Wikingów, jak i króla Artura nie może się obejść bez czarnoskórych aktorów, którzy nijak mają się do historii samej w sobie. Ale, jako, że są czarni, nie umieszczenie ich w ekranizacji „byłoby rasistowskie”.
Biorąc pod uwagę taką narrację, doprawdy ciężko zrozumieć lewicę oraz samych czarnych zainteresowanych. Oto bowiem księgarnia Barnes & Noble chciała być bardziej postępowa, niż przewiduje ustawa, a swoim pomysłem „Czarnych okładek” przerosła chyba nawet oczekiwania lewicy. Inicjatywa księgarni odtworzyła „klasyczne” bajki, których bohaterzy przeważnie byli biali, jako „kolorowe”. Co ciekawe, spodziewany opór nie nadszedł tym razem ze środowisk konserwatywnych.
Barnes & Noble zmuszone zostało do odwołania inicjatywy Black History Month w swoim sklepie przy Piątej Alei w NY ze względu na publiczny sprzeciw. „Czarnoksiężnik z krainy Oz” czy „Moby Dick” dostali już nowe okładki z bohaterami o „nieco ciemniejszej karnacji”, lecz wówczas okazało się, iż księgarnia propaguje „blackface” w złym tego znaczeniu. W czym problem? Otóż, sklep skupił się na przerobieniu okładek książek białych autorów. Taka choćby „Emma” Jane Austin, choć przedstawiona jako „człowiek koloru”, nadal pozostaje książką białego twórcy. Zatem w Black History Month powinni być promowani twórcy czarnoskórzy, ze zmarginalizowanego środowiska autorskiego.
„Musisz spojrzeć na przeszkody, które napotykają już pisarze ze zmarginalizowanych społeczności” – mówi Frederick Joseph, czarny autor książki „Czarny przyjaciel: o lepszej białej osobie”. Pomińmy w tym miejscu kwestię tytułu. „Zamiast eksponować czarnych pisarzy podczas Black History Month, w zasadzie robią blackface. Wykorzystują nasze zdjęcia, nasze podobieństwo, aby nadal sprzedawać białe narracje.” Autorka Elle McKinney, również będąca czarnoskórą osobą, zauważyła, że Barnes & Noble postanowił zainwestować znaczny czas i środki na przerobienie „wszystkich tych starych opowiadań przeważnie białych autorów z białymi postaciami”, zamiast wkładać te zasoby w rozwój czarnych autorów.
Barnes & Noble powiedział w swoim oświadczeniu o anulowaniu projektu, że uznaje „głosy, które wyraziły obawy dotyczące projektu Diverse Editions”. Rzecznik Barnes & Noble powiedział HuffPost Czwartek, że projekt „szukał książek, które nie określają rasy bohatera”. McKinney zasugerował Barnesowi i Noble’owi, aby ponownie rozważyli „czym jest kanoniczny klasyk”, zauważając, że wiele książek, które zamierzali opublikować, pochodzi z epoki amerykańskiej historii, kiedy Czarni byli segregowani i prawnie usuwani z możliwości kształcenia i pracy.
Statystyki pozostają nieubłagane. Około 6% książek dla dzieci i młodzieży w USA zostało napisanych przez czarnych autorów. Media okrzyknęły ów fakt „skandalicznym brakiem różnorodności”. Czy jednak aktualnie, ktokolwiek ogranicza prawa czarnych autorów? Czy nie mogą oni posiadać komputera, lub są szykanowani przez społeczeństwo? Bynajmniej. USA od wielu już lat wspiera czarnoskórych obywateli, zwłaszcza, jeśli chodzi o zdobycie wykształcenia. Wspiera, aby nie użyć sformułowania „faworyzuje”. Ponownie jednak, problemem okazuje się być inicjatywa białych ludzi. Nie wiadomo już, jak postąpić, aby nie zostać okrzykniętym rasistom.
Źródło informacji: huffpost.com
Przeczytaj również:
Czego to ludzie nie zrobią dla pieniędzy i rozgłosu.
To podobny przemysł jak u Eskimosów,bronią swoich genów dla darmowych kosów,lecz w tym układzie nieludzko bogaci i jedynie wybrani,robią co mogą żeby Ci biedniejsi dla dobra całego świata zostali szybko zasymilowani
Bronią kokosów(w poprawce),czym jako pierwsi zauroczyli Eskimosów