R. Kurski: SPRAWA CHRYSTUSA
Tytuł niniejszego artykułu nie jest recenzją książki o tej samej nazwie Lee Strobel’a, uznanego dziennikarza śledczego „Chicago Tribune”. Autor w maniakalnym uporze poczucia konieczności odciągnięcia swej żony od kościoła, podjął dziennikarskie śledztwo na temat zmartwychwstania Jezusa. Swoje działania prowadził uczciwie, zgodnie ze sztuką dziennikarstwa, wykorzystując te same metody, których używał przy tworzeniu najważniejszych reportaży, przynoszących mu uznanie i prestiżowe nagrody. W książce, którą zresztą serdecznie polecam, Lee Storbel opisuje proces swego nawrócenia na wiarę chrześcijańską, jaki nieprzypadkowo dokonał się podczas prób obalenia jej fundamentalnej tezy, a więc zmartwychwstania Pańskiego. Nieprzypadkowo, ponieważ nie jest on pierwszym i zapewne nie ostatnim badaczem, który poszukując niekwestionowanych dowodów mogących podważyć fakt rezurekcji, uzyskał rezultat sprzeczny z pierwotnym celem swoich badań. Nieodosobnione są przypadki żydowskich naukowców badających całun turyński, który zdaniem zdecydowanej większości badaczy jest materialnym świadectwem śmierci zbawiciela, w znacznej części przypadków będącego bezpośrednią przyczyną ich nawróceń na chrześcijaństwo. Dodajmy, że całun turyński jest najlepiej przebadanym przedmiotem na świecie. O jego autentyczności powstały tysiące monumentalnych prac naukowych światowej klasy specjalistów od kryminalistyki, medycyny sądowej, genetyki, a nawet botaniki, których z powodu swoich ograniczonych możliwości poznawczych pozwolę sobie nie recenzować.
Pozwolę sobie jednak na sformułowanie, że posługując się wyłącznie metodologią historyczną, istnienie i zmartwychwstanie Jezusa Chrystusa możemy uznać za coś niemal tak oczywistego, jak bezdyskusyjne wydaje się mające znacznie mniej pisemnych źródeł wydarzenie pod Grunwaldem w 1410. Oczywiście, bardziej oporni lub też przyswajający historyczne fakty wybiórczo, będą domagać się czegoś więcej, niż wielokroć spisanych relacji naocznych świadków, potwierdzających najoczywistszy fakt w wielu niezależnych od siebie źródłach. Heretycy w większości przypadków żądają czegoś powtarzalnego i możliwego do zbadania. Czegoś, co można dowieść prostym eksperymentem, jak choćby istnienie grawitacji w warunkach domowych lub przynajmniej czegoś, co co można zważyć, zmierzyć i obliczyć bodaj w warunkach laboratoryjnych. Owszem, współczesna nauka nie pozwala na odtworzenie zmartwychwstania Pańskiego na zasadzie eksperymentu przeprowadzonego w jakichkolwiek warunkach. Niemniej jednak, nie pozwala również na powtórzenie i dowiedzenie w żaden inny, niż dziejopisarski sposób – pozostałych wydarzeń sprzed stuleci, mających znacznie słabsze fundamenty faktograficzne. Metodologia historyczna zakłada ustalenie najprawdopodobniejszej wersji wydarzeń, dogłębnie analizując zapiski kronikarzy i pamiętnikarzy, potwierdzając ich autentyczność w możliwie jak największej liczbie niezależnych od siebie źródeł.
Żaden poważny i szanujący się historyk nie konstatuje samego istnienia i głoszenia nauk człowieka, który dwa tysiące lat temu podawał się za syna Bożego, skazanego na śmierć przez rzymskiego gubernatora w Jerozolimie na żądanie Żydów. Z Ewangelii spisanych przez swoich uczniów wynika jasno, że Jezus przewidział swoją śmierć i zmartwychwstanie. Przewidział także odwrócenie się apostołów od jego nauk, co nastąpiło natychmiast w momencie jego pojmania. Uczniowie wyrzekli się Jezusa i głoszonego przez niego słowa, zaś sam Piotr oznajmił, że w ogóle go nie zna. Zgodnie z wszelką wiedzą historyczną i naukową, człowiek podający się za istotę boską został poddany wielogodzinnym torturom, został ukrzyżowany i zmarł. Z całą pewnością, według ogólnodostępnej wiedzy możemy wykluczyć pogłoski malkontentów, że złożona w grobie postać najprawdopodobniej przetrwała katorżnicze cierpienia, jakim została poddana. Wziąwszy pod uwagę wielogodzinne katusze, ukrzyżowanie i przebicie mieczem boku wiszącego już na krzyżu Chrystusa naiwnym byłoby twierdzenie, że ktokolwiek byłby w stanie przeżyć. Jeszcze bardziej nieprawdopodobny wydaje się wariant, zakładający że Jezus przeżywszy, został złożony w grobowcu, by po trzech dniach pobytu w miejscu swego pochówku bez wody i jakiejkolwiek opieki zdrowotnej poczuć się na tyle dobrze, by zbiec z pilnie strzeżonego grobowca. Na tysiąckrotnie przebadanym przez światowej sławy hematologów całunie, w który zawinięto zwłoki znajduje się krew martwego człowieka, co do czego żaden badacz nie ma najmniejszych wątpliwości.
Po trzech dniach od złożenia ciała otworzono grobowiec, który ku zdumieniu całej społeczności okazał się pusty. Fakt ten również stoi w zgodzie z historią i brakuje popartych czymkolwiek głosów z kręgów naukowych, by mogło być inaczej. Do dziś stawiana teza, stojąca w sprzeczności z psychologią zakłada, że ciało wyparowało w skutek zawiązanego przez apostołów spisku, w wyniku którego podstępnie i niepostrzeżenie zostało przez nich wykradzione i ukryte w do dziś nieznanym miejscu. Przy czym warto wspomnieć raz jeszcze, że grobowiec był pilnie strzeżony, ponieważ w momencie złożenia ciała, faryzeusze udali się do Piłata, żądając, by przy grobowcu wystawiono warte. Wszystko oczywiście po to, aby uczniowie nie mogli wykraść ciała, po czym obwieścić że Jezus Chrystus jest synem Bożym, umarł i zmartwychwstał, jak zapowiedział. Z psychologicznego punktu widzenia rzekomy spisek apostołów byłoby mniej prawdopodobny, niż samo zmartwychwstanie. Uczniowie Jezusa nie byli przekonani do jego przepowiedni o śmierci i zmartwychwstaniu. Wyrzekli się go w chwili pojmania, udawali że go nie znają. Byli także przerażeni tym, co go spotkało, ukrywali się w obawie przed prześladowaniem i w konsekwencji śmiercią. Mówiąc kolokwialnie stchórzyli, obawiając się o własne życie. Co więc właściwie spowodowało, że uczniowie Jezusa Chrystusa uwierzyli w zmartwychwstanie, stali się jego gorliwymi wyznawcami, nagle gotowymi oddać życie za jego nauki. Najprawdopodobniej właśnie fakt, że nie mieli nic wspólnego ze zniknięciem ciała z grobowca, o czym przecież sami wiedzieli najlepiej. Warto w tym punkcie dodać, że pusty grobowiec jako pierwsze ujrzały kobiety. W tamtym okresie zeznania kobiet uchodziły za zupełnie niewiarygodne nawet przed sądem. Gdybyśmy zatem mieli do czynienia z jakimś spiskiem opartym na konfabulacji, to postarano by się, żeby do pustego grobowca w pierwszej kolejności dotarli mężczyźni, uchodzący w tamtym czasie za wiarygodnych, co uknuty spisek stawiałoby w jaśniejszym świetle autentyczności. Nawet jeśli za dobrą monetę przyjmiemy teorię, że apostołowie zawiązali spisek i wykradli ciało Jezusa mimo pilnujących grobowca strażników, to zdrowy rozsądek podpowiada, że w obliczu perspektywy śmierci przynajmniej jeden z nich zdemaskowałby owy podstęp w celu ratowania własnej skóry. A więc odwróciliby się od niego ponownie, jak to miało miejsce w chwili pojmania i torturowania.
W okresie do 3 lat po śmierci Jezusa z Nazaretu, był on widziany około 500 razy w różnych miejscach, o różnych porach, przez różnych świadków, którym ciężko przypisać jakąkolwiek wspólną intencje lub uleganie zbiorowej mistyfikacji. Biorąc pod uwagę pokaźną faktografię historyczną, opartą na dziesiątkach relacji i badań naukowych, zmartwychwstanie Jezusa Chrystusa wydaje się bardziej prawdopodobne, niż oparte na czystych domysłach i spekulacjach wielopiętrowe teorie o spisku apostołów. Nawet jeśli na potrzeby niniejszej publikacji spróbujemy przyjąć, że wszyscy świadkowie, twierdzący że zetknęli się z Jezusem już po jego śmierci mieli jakąś nieznaną nam dotychczas wspólną intencję, to ciężko ją przypisać Pawłowi, który był zoologicznym wręcz przykładem wrogości wobec chrześcijan. Mając około 25 lat był świadkiem kamieniowania św. Szczepana. Historycy twierdzą zgodnie, że nie brał czynnego udziału w egzekucji wyłącznie dlatego, że nie miał ukończonych 30 lat, wymaganych w takich sytuacjach. Kiedy skończył lat 35 z własnej nieprzymuszonej woli postanowił udać się do arcykapłana w Damaszku, gdzie miał poprosić o listy do gmin żydowskich, polecające wyłapywanie i mordowanie chrześcijan. Kiedy jechał do Syrii zapewne nie przypuszczał, że sam stanie się ofiarą takich jak on sam oprawców. Według prawa żydowskiego był już pełnoletni, mógł więc brać czynny udział w egzekucjach, nie wiedząc jeszcze że to on zostanie ścięty za głoszenie nauk Jezusa. W drodze do Damaszku nastąpił punkt zwrotny w jego życiu. Wydarzenie oparte na realcji Pawła oraz jego współtowarzyszy podróży zapisane zostały słowami:
„Gdy zbliżał się już w swojej podróży do Damaszku, olśniła go nagle światłość z nieba. A gdy upadł na ziemię, usłyszał głos, który mówił: «Szawle, Szawle, dlaczego Mnie prześladujesz?» «Kto jesteś, Panie?» – powiedział. A On: «Ja jestem Jezus, którego ty prześladujesz. Wstań i wejdź do miasta, tam ci powiedzą, co masz czynić». Ludzie, którzy mu towarzyszyli w drodze, oniemieli ze zdumienia, słyszeli bowiem głos, lecz nie widzieli nikogo. Szaweł podniósł się z ziemi, a kiedy otworzył oczy, nic nie widział.” (Dz 9, 3-8)”.
To także wydarzenie niezmierzalne i w żadnych znanych nam warunkach nieodtwarzalne. Jednakowo poparte w wielu niezależnych źródłach w Damaszku, gdzie oślepionego Pawła, prowadzonego za ręce zaprowadzili jego kompani. Paweł przez trzy dni nie jadł i nie pił. Bóg w tym czasie zwrócił się do Ananiasza z misją, której ten początkowo nie chce przyjąć. Trudno się dziwić, bowiem chrześcijanin Ananiasz ma się udać do zaprzysięgłego wroga i prześladowcy uczniów Jezusa i położyć na nim ręce, aby ten odzyskał wzrok. Ananiasz wypełnia jednak swoją misję.
„Wtedy Ananiasz poszedł. Wszedł do domu, położył na nim ręce i powiedział: «Szawle, bracie, Pan Jezus, który ukazał ci się na drodze, którą szedłeś, przysłał mnie, abyś przejrzał i został napełniony Duchem Świętym». Natychmiast jakby łuski spadły z jego oczu i odzyskał wzrok, i został ochrzczony. A gdy go nakarmiono, odzyskał siły” (Dz 9, 17-19).
Nie ma żadnych wytłumaczalnych powodów dla tak radykalnego zwrotu Pawła, jak te, które sam podaje w swych listach do Koryntian. Wszak kto, jak kto ale Paweł doskonale zdawał sobie sprawę, że on także poniesie okrutną śmierć za mówienie na głos o spotkaniu z Jezusem.
W obliczu tak bezkompromisowych świadectw, dowodów oraz źródeł historycznych, odnajdujących swe potwierdzenie w setkach realcji na przestrzeni dziesiątek lat tuż po zmartwychwstaniu, nie można mieć jakichkolwiek wątpliwości, co do podstawy i słuszności naszych przekonań. Wątpliwości rozwiewa nawet napisany przez faryzeuszy Talmud, w którym znajdziemy zapisy o Jezusie Chrystusie, dokonującym jeszcze przed śmiercią dziesiątek cudów i ozdrowień. Zdrowych i wesołych świąt Wielkanocnych.
„… udać się do arcykapłana do Damaszku…”
trudno to nawet komentować, a szkoda bo artykuł poza tym sensowny. ☹️
Gdzie Rzym, gdzie Krym. ☹️
„A Saul, dysząc jeszcze groźbą i chęcią mordu przeciwko uczniom Pańskim, poszedł do arcykapłana i prosił go o listy do synagog w Damaszku…” Dzieje Apostolskie 9, 1-2
Artykuł ten napisał bez wątpienia człowiek niewierzący. Nie wiem po co akurat na tym portalu. Człowiek niewierzacy komentuje tezy i odkrycia innego niewierzącego. Czy jest sens, w ogóle, rozważać prawdę o Zmartwychwstaniu Jezusa? Przecież ten dogmat, cereblowany przez księży, jest dla nich samych największą tajemnicą chrześcijaństwa. I tylko dla nich i paru dewotek? My, zwykli wierni traktujemy tę opowieść jak piękną epicką nadzieję o nieśmiertelności. Zmartwychwstanie jest prawdą dla tych, którzy wierzą. A dla tych, którzy wątpią, tak jak autor tego artykułu, to tylko powód do drwin.
Nie dość że człowiek nie wierzący, niepraktykujący, to jeszcze mający ogromny problem z alkoholem. Artykuł prawdopodobnie pisany „pod wpływem”, względnie kiedy autor był już niedysponowany. Wnioskuję to po tym, że można w nim się doszukać sporo nieścisłości. „przebicie mieczem boku”??? itp.