„Miłość warta obrączek. Jak zbudować małżeństwo na całe życie”
Nakładem Fundacji Instytut Globalizacji (zajmującej się procesami globalizacji a nie promowaniem tego procesu) ukazała się nowa książka ks. Roberta Skrzypczaka, znanego i cenionego rekolekcjonisty i teologa, „Miłość warta obrączek. Jak zbudować małżeństwo na całe życie”.
Jak informuje wydawca „nie jest poradnik dla narzeczonych. Choć może być przewodnikiem dla tych, którzy przygotowują się do tego Wielkiego Sakramentu, czują napięcie, a może niepewność czy lęk. Nie jest wykład akademicki, chociaż przypomnienie najważniejszych faktów z Magisterium Kościoła na temat małżeństwa jest nie do przecenienia. Nie jest katecheza, choć Żywe Słowo bije z kart tej książki”.
Według wydawcy „ks. prof. R. Skrzypczak postanowił napisać książkę o małżeństwie, dla małżonków i nie tylko”. Powodem napisania było to, że „tradycyjna rodzina przeżywa głęboki kryzys instytucjonalny. Rozwody gonią śluby, demon kusi do eksperymentowania – życia w związkach partnerskich, czyli „na próbę”. Można powiedzieć, że toczy się prawdziwa wojna duchowa o rodzinę”.
Jak przypomina ks. Robert Skrzypczak „we Włoszech do lat sześćdziesiątych 99 par na sto zawierało w Kościele związek małżeński. Potem przyszła rewolucja seksualna i referendum o dopuszczalności rozwodów w 1974 roku i nagle to, co dotąd było trwałe i bezpieczne zaczęło zamieniać się we względne i płynne. Prawna możliwość uwolnienia się od partnera stała się nie tylko, jak pierwotnie zakładano, procedurą do zastosowania w nieudanych związkach, ale i czynnikiem determinującym powszechną utratę sensu wierności względem drugiej osoby i wzmacniającym poziom egoizmu w relacjach. W listopadowym numerze amerykańskiego Times’a z 2010 roku na okładce pojawił się tytuł „Komu potrzebne jest małżeństwo?”, wewnątrz zaś obfity tekst dowodził: nikomu!105 Instytucja podtrzymująca cywilizację zachodnią wychodzi z użycia. W przeciągu ostatniego półwiecza w Italii ilość par sakramentalnych spadła o około 40 procent, natomiast liczba rozwodów galopująco wzrasta: od 10% pod koniec lat sześćdziesiątych do 50 % w 2005 roku. Skoro małżeństwo jest pierwszą przyczyną rozwodów – dowodzili sarkastycznie niektórzy – należy zatem z nich zrezygnować. Nie ma małżeństw, nie będzie też i rozwodów. I takim sposobem mentalnie dotarliśmy do postnowoczesnego rozwiązania zwanego związkiem partnerskim, oferującego partnerom maksimum praw i minimum odpowiedzialności, komfortowe antropologiczne upośledzenie. W Paryżu ponad 70 % par żyje już w tej postaci legalnego zakontraktowania. Związek lekkostrawny i light-owy. Tradycyjna instytucja małżeńska z takiej perspektywy coraz powszechniej spostrzegana jest jako wyczyn snobistyczny”.
Zdaniem ks. Robert Skrzypczak „psychologowie zauważają ukazującą się pod różnymi symptomami ukrytą tęsknotę za tradycyjnym małżeństwem. Ceremonie zwykłego „partnerskiego” zarejestrowania są obsługiwane przez sklepy listami prezentów przypominającymi obdarowywanie nowożeńców, restauracje serwują weselne menu dla gości zaproszonych na dzień rejestracji, agencje turystyczne kuszą partnerów odpowiednikami podróży poślubnej, dziewczyny kupują nowe sukienki z okazji zalegalizowania związku, sami zainteresowani poddają się uprzednim upiększającym dietom, mimo że na stół wjadą wielopiętrowe torty z zatkniętą na wierzchołku parą partnerów ubranych jak nowożeńcy. Na portalach społecznościowych pojawiają się fotki z przystrojonymi i wypudrowanymi „partnerami” w pozach, uściskach, pocałunkach, ze spojrzeniem romantycznie utkwionym w zachodzącym słońcu nad rzeką. Można zresztą zaobserwować dziwne przenikanie się dwóch kultur: ceremonie ślubne zbliżają się formą do zwykłych, banalnych procedur rejestracji w postaci ślubu zawieranego po cichu, w 15 minut, podczas gdy partnerskie związki, zamiast obdarzyć stosowną pogardą archaiczne zaślubiny, coraz chętniej je kopiują, obrastając w bukiety, orszaki, bankiety, a nawet obrączki na palec”.
W opinii autora książki „w świecie wolnych związków coraz częściej pojawiają się oznaki powrotu do instytucji małżeństwa, a przynajmniej jego apologii. Przykładem książka francuskiego pisarza Pascala Brucknera pod znamiennym tytułem Czy małżeństwo z miłości się nie udało?, będąca wyrazem przewidywanego końca epoki panseksualizmu lat 60. Dzisiejsze szukanie w związkach nade wszystko satysfakcji miłosnej i erotycznej z definicji skazane jest na porażkę, ponieważ marzeniom nie odpowiada niestała i niestabilna kondycja cielesno-uczuciowa współczesnych kobiet i mężczyzn. Obecny kryzys relacji bierze się z idealizmu: „Ponieważ wierzymy w miłość, usiłujemy zmieniać partnera. Lecz dziś mężczyźni i kobiety żyją w klimacie nieufności, niezgody i rozwodu… By doprowadzić do pojednania płomiennej namiętności z długotrwałą miłością, musimy wyrzec się uczuciowego paroksyzmu. Jeśli chcemy wyzwolić się spod tyranii ciała i pożądliwości, powinniśmy sprzyjać powrotowi czystości. I raz na zawsze pojąć, że narzędzia naszego wyzwolenia przemieniły się w narzędzia tortur. Wszyscy poszukujemy szczęścia i wszyscy leczymy się z depresji. Im bardziej gonimy za szaloną miłością, tym bardziej pozostajemy sami i zgorzkniali. Potrzeba zmienić kierunek”. Dla autora remedium na zastaną sytuację tkwi w myśli absolutnie politycznie niepoprawnej: w powrocie do małżeństwa z rozsądku, przymierza zawieranego za porozumieniem stron nie tylko w imię czułości oraz przyjaźni, ale i odpowiedzialnej wspólnoty wychowania potomstwa, jak również zarządzania wspólnym majątkiem”.
Zdaniem ks. Roberta Skrzypczaka „przyczyną zagubienia wielu ludzi układających sobie życie afektywne i rodzinne jest ignorancja wielkiego daru, jakim jest chrześcijański sakrament małżeństwa. Jak niedawno doniosła „Rzeczpospolita”, „coraz mniej ślubów wyznaniowych zawieranych jest w całej Polsce. Ich odsetek spada zarówno na laickim zachodzie kraju, jak i na wciąż mocno wierzącym Podkarpaciu – wynika z najnowszego raportu opracowanego przez demografów z Uniwersytetu Łódzkiego”. Wśród przyczyn, podano następującą: „jest to wyraz kształtującego się w Polsce nowego sposobu wyznawania wiary. Dziś coraz mniej osób jest zainteresowanych obrządkiem religijnym, a więcej tym, by wiarę przeżywać w sposób indywidualny […]. Młodzi, którzy nie chcą ślubować w kościele, pokazują, że nie zależy im na dozgonnym związku, pełnym więzi z Chrystusem i Kościołem, a to znak ich płytkiej wiary”.
Jak przypomina w swojej książce autor Kodeks Prawa Kanonicznego stwierdza, że „Przymierze małżeńskie, przez które mężczyzna i kobieta tworzą ze sobą wspólnotę całego życia, skierowaną ze swej natury na dobro małżonków oraz do zrodzenia i wychowania potomstwa, zostało między ochrzczonymi podniesione przez Chrystusa Pana do godności sakramentu”.
Według ks. Roberta Skrzypczaka „to „podniesienie” oznacza zakorzenienie życia i możliwości małżonków w Chrystusowym zwycięstwie nad złem i śmiercią. „Jezus daje siłę i łaskę do przeżywania małżeństwa w nowych wymiarach Królestwa Bożego” – wyjaśnia w bardziej egzystencjalnym znaczeniu Katechizm. Jest zasadnicza różnica między małżonkami, którzy czerpią duchową moc z sakramentu, a partnerami, którzy swą decyzję o budowaniu związku opierają na własnych siłach. To, jakby człowiek kupił pole wiedząc, iż tam, w głębi, leżą bogate złoża nafty. Jeśli się zdoła w nie wwierci, będzie milionerem; jeśli nie, ryzykuje spędzić całe mozolne życie na powierzchni, bez żadnych profitów. Chrześcijańscy małżonkowie zostają wyposażeni w ogromny kapitał duchowy. Nie są postawieni jedynie wobec wymagań i obowiązków wynikających ze zgody na wspólne budowanie rodziny. Ich miłość i wierność zostanie nieustannie podtrzymywana i nasycana stałą obecnością pośród nich Kogoś, kto „powrócił z cmentarza” – Chrystusa zmartwychwstałego. Od Niego będą mogli nieustannie czerpać siłę i mądrość do pokonywania samych siebie i przekraczania swych skromnych ludzkich możliwości. Dzięki sakramentowi „prawdziwa miłość małżeńska włącza się w miłość Bożą”.”
O sytuacji we Włoszech radzę się douczyć.