M. Solanin: Europejska wojna secesyjna
Kiedy w latach pięćdziesiątych ubiegłego wieku tworzono zręby tego, co później stało się Unią Europejską, nikt nie spodziewał się, że to będzie (w założeniach) jedno wielkie superpaństwo. W planach Schumana i Adenauera nie było mowy o żadnej federacji europejskiej. Takie rojenia były charakterystyczne dla zachodnioeuropejskich komunistów i trockistów pokroju Spinelliego. Według konserwatystów którzy dali podwaliny pod dzisiejszą Unię Europejską, to miała być jedynie wspólnota gospodarcza, przy czym należy podkreślić, że wspólnota ta miała składać się z niezależnych państw. Unia Europejska zaczęła się od Wspólnoty Węgla i Stali oraz Europejskiej Wspólnoty Gospodarczej. I nikt w tamtych czasach nie przypuszczał (poza neomarksistami rzecz jasna), że w przyszłości znajdą się ludzie, którzy będą chcieli stworzyć Stany Zjednoczone Europy, choć w tym przypadku lepiej chyba powiedzieć: Związek Socjalistycznych Republik Europy.
Tu czas na małą dygresję odnośnie historii. Wbrew temu co sądzą różni spece od nauk ścisłych, historia również ma ogromne znaczenie dla ludzkości a konkretnie ma jedno ważne zadanie do spełnienia. Historia jest nam potrzebna do tego, żeby wyciągać wnioski i nie popełniać znowu tych samych błędów. Większość procesów zachodzących w społeczeństwach ma bowiem charakter cykliczny. Prawie wszystko co dzieje się dzisiaj, już kiedyś się wydarzyło, co prawda w nieco innej konfiguracji, ale główne założenia pozostają takie same. I dokładnie tak dzieje się również w przypadku tworzenia federalnego superpaństwa. Była już w historii taka sytuacja i wszyscy dobrze ją znamy, jeśli nie ze szkoły to z książek i filmów. Mowa tu o amerykańskiej wojnie secesyjnej. To co dzieje się dziś w Europie jest wręcz lustrzanym odbiciem tego, co działo się w Stanach Zjednoczonych w XIX wieku.
Mało który temat został tak przeorany i zmanipulowany przez popkulturę jak wojna secesyjna właśnie. Gdybyśmy zapytali dziś przeciętnego człowieka o co chodziło w tej wojnie, można przyjąć za pewnik, że odpowie nam coś w ten deseń: chodziło o to, że północ chciała wyzwolić czarnycgh niewolników spod władzy południowców, białych panów którzy zmuszali ich do ciężkiej pracy na plantacjach bawełny. Książki, filmy i seriale typu „Przeminęło z wiatrem” czy „Północ-Południe” skutecznie wdrukowały w nasze głowy taki obraz tamtych czasów. Dobrzy i szlachetni jankesi z północy walczyli ze złymi i podłymi konfederatami z południa o to, żeby niewolnictwo zostało zniesione. I oczywiście dobrzy jankesi działali tylko i wyłącznie ze szlachetnych pobudek, mając na względzie jedynie dobro murzyńskiej społeczności. W odróżnieniu od konfederatów, którym chodziło jedynie o jak największe zyski ze swoich plantacji. Nikt nie zastanowi się nad faktem, że czarni zostali przez północ wykorzystani, tak samo jak robotnicy przez marksistów lub kobiety, mniejszości seksualne czy młodzież przez neomarksistów. Zostali pozostawieni sami sobie tuż po zakończeniu wojny, a na równe prawa musieli czekać aż sto lat, do czasów Martina Luthera Kinga. Dlaczego tak się stało? Ponieważ to nie o ich los chodziło w tamtej wojnie.
Stany Zjednoczone w pierwszej połowie XIX wieku były zupełnie innym tworem niż w dzisiejszych czasach. Przede wszystkim nie były państwem, tylko luźnym związkiem poszczególnych byłych kolonii, czyli stanów. Przeciętny mieszkaniec Teksasu czy Wirginii nie czuł się Amerykaninem, był związany raczej ze swoim stanem. Istniał co prawda urząd prezydenta, jednak dla Teksańczyka czy Luizjańczyka ważniejsze były władze jego stanu. Uprzemysłowiona północ dążyła do coraz większej federalizacji, podczas gdy rolnicze południe chciało niezależności poszczególnych stanów. Dlatego właśnie ogłoszono akt secesji, czyli odłączenia się od reszty stanów, który zaakceptowała większość południowych stanów. I to było clue tej wojny. To nie był konflikt dobrych wyzwolicieli ze złymi oprawcami, to była wojna federalistów z konfederatami, wojna o to czy Stany Zjednoczone będą jednym państwem, czy związkiem niezależnych państw.
Dokładnie taką samą sytuację mamy dziś w Europie. Z jednej strony mamy federalistów dążących do stworzenia jednego, federalnego państwa, z drugiej zaś zwolenników niepodległych państw narodowych. Uważny obserwator życia społecznego z łatwością dostrzeże wiele analogii do czasów wojny secesyjnej. Federaliści pozują teraz na nowoczesnych i postępowych wyzwolicieli, zupełnie jak jankesi sto pięćdziesiąt lat temu. Zwolennikom państw narodowych próbuje się przypiąć łatkę zacofanych, ksenofobicznych, homofobicznych i seksistowskich prymitywów. Zupełnie jak zrobiono to z konfederatami w czasach wojny secesyjnej. Jednak mamy w Europie coś, czego nie mieli dziewiętnastowieczni Amerykanie. Tym czymś są państwa narodowe. Nie ma u nas czegoś, co moglibyśmy określić jako tożsamość europejska. Przeciętny mieszkaniec naszego kontynentu przede wszystkim czuje się Polakiem, Hiszpanem, Niemcem czy Francuzem. Europejczykiem dopiero w dalszej kolejności. Państwa europejskie mają bogatą, często ponad tysiącletnią historię, tradycje i zwyczaje. Czegoś takiego nie miał na przykład mieszkaniec Teksasu, który był wnukiem czy prawnukiem przybyszów z Europy. Nie czuł się związany ze swoim stanem tak mocno, jak Europejczyk ze swoim krajem. I tutaj mamy rozwiązaną zagadkę podmiany ludności w Europie. To właśnie po to potrzebna jest federalistom masowa imigracja. Potrzebują ludzi, którzy będą się czuć w pierwszej kolejności Europejczykami. Byłoby bardzo ciężko przekonać etnicznego Czecha, Węgra czy Francuza, że teraz ma zapomnieć o przynależności narodowej i zostać Europejczykiem. Dużo łatwiej przekonać do tego osobę, która będzie oderwana od swojej tożsamości, tak jak dziewiętnastowieczny mieszkaniec Stanów Zjednoczonych.
Federaliści doskonale zdają sobie sprawę, że tożsamość narodowa to największa broń przeciwko ich planom. Dlatego właśnie mamy pedagogikę wstydu uprawianą na szeroką skalę, walkę z patriotyzmem i tradycyjnymi wartościami oraz deprecjonowanie patriotów na każdym kroku. Oczywiście wszystko to ubrane jest w piękne szatki antyfaszyzmu i walki o równość, wolność i tolerancję. Tak samo jak federaliści amerykańscy wystroili się w szatki abolicjonistów. Ameryka swoją walkę z federalistami przegrała. Nasza walka toczy się właśnie teraz.
Przeczytaj także:
Spór o niewolnictwo nie był główną przyczyną wybuchu wojny secesyjnej, gdyż przemysłowa Północ także korzystała z… białych niewolników czyli np. zadłużonych emigrantów z Irlandii, Włoch czy polskiej Galicji. Najważniejsze powody odłączenia południowych stanów od Unii były wysokie obciążenia fiskalne narzucone przez przemysłową Północ rolniczym stanom z południa. Efektem wojny secesyjnej stało się Zjednoczenie Ameryki Północnej i tak narodziło się Imperium. Autor tego artykułu jest niewątpliwie przeciwnikiem Unii Europejskiej i zwolennikiem państw narodowych. Ale nie rozumiem dlaczego autor próbuje porównuje wojnę secesyjną do uprawianej przez Unię Europejską „pedagogikę wstydu” czyli chodzi mu prawdopodobnie o poprawność polityczną. I kończy, że nasza, polska walka w obronie patriotyzmu i tradycyjnych wartości wciąż trwa. Przecież Ameryka stała się potęgą międzynarodową w efekcie wygranej wojny secesyjnej przez Północ. To co, lepiej żeby się Unia rozpadła? Przecież to się kupy nie trzyma.
No tak – mnie w szkole uczono /co prawda komunistycznej/ – że chodziło głównie o wprowadzone cła na stalowe/żelazne narzędzia i maszyny rolnicze – które importowane z Europy były tańsze niż te wyprodukowane w uprzemysłowionych stanach Północy – co rząd federalny postanowił zwalcować cłami…