Krakowscy radni za dofinansowaniem in vitro! Czy wojewoda z PiS-u uchyli kontrowersyjną uchwałę?
Krakowscy radni przyjęli wczoraj (11 września 2019) tzw. „Gminny program leczenia niepłodności metodą zapłodnienia ustrojowego”, który ma dofinansować in vitro. Problem w tym, że nie dość, że in vitro nie leczy, jak wskazano w tytule programu, to pod nią kryje się szereg kontrowersji. Przed możliwością uczynienia z Polski eugenicznego Eldorado przestrzegałem jeszcze dwa lata temu (TUTAJ).
– Miasto nie powinno się zajmować wspieraniem in vitro, nie należy to do zadań własnych gminy – wskazał krakowski radny PiS, Włodzimierz Pietru, który głosował przeciw przyjęciu programu. Procedura wymagała kontrasygnaty opinii agencji, która jest właściwa do opiniowania tego projektu. To też wskazali prawnicy miejscy. Nie jest to stanowisko radnych PiS-u. Dodatkowo prezydent ujawnił swoje negatywne stanowisko wobec tego projektu. Reasumując, można powiedzieć, że wszyscy mówią, iż nie należy, a większość koalicyjna – w okresie tym przedwyborczym – stwierdza, że trzeba to wprowadzić tym bardziej, bo prawdopodobnie, wiemy to nieoficjalnie, pieniędzy w budżecie na to nie będzie. Jeżeli nie uchyli tego ani sąd, ani wojewoda, to pewnie prezydent nie włoży pieniędzy do budżetu i będzie to pusta uchwała pokazująca tylko pogląd pewnej grupy radnych i udowodnienie tego, że oni chcą to wdrożyć w życie.
Według uchwały, którą może jeszcze uchylić wojewoda małopolski Piotr Ćwik (PiS), sztuczne zapłodnienie będzie finansowane w granicach od 2 do 5 tysięcy złotych.
Czym dokładnie jest zachwalana przez środowiska lewicowe procedura in vitro? Już wyjaśniam. Biorąc pod uwagę fakt, że ilość bezpłodnych par na świecie wynosi ponad 15%, metoda zapłodnienia in vitro, czyli metoda zapłodnienia polegająca na doprowadzeniu do połączenia gamety żeńskiej i męskiej w warunkach laboratoryjnych, może wydawać właściwą odpowiedzią na problem społeczny, a zarazem zdrowotny. To mit!
Po pierwsze, in vitro nie jest odpowiedzią na problem zdrowotny, ponieważ nie leczy niepłodności. A po drugie, nie odpowiada na problem społeczny, ponieważ nie dość że jego skuteczność – w najbardziej optymistycznych statystykach – wynosi zaledwie 20%, to w wyniku jego przeprowadzania więcej istnień ludzkich po prostu ginie, aniżeli pozostaje przy życiu. Czy ten fakt można pogodzić z szacunkiem do drugiego człowieka?
Z in vitro wiąże się jeszcze jeden, niemożliwy do pogodzenia ze zdrowym rozsądkiem i personalizmem problem – rodzicielstwo. W skrajnych przypadkach, dziecko może mieć nawet pięcioro (sic!) rodziców: biologiczni rodzice (2), kobieta, która „doniosła ciążę” (1) i rodzice adoptujący dziecko, czyli rodzice społeczni (2). Świadczy to o tym, że in vitro nie tyle nie odpowiada na problemy społeczne, jak głoszą to eugeniczni propagandziści, ale działa destrukcyjnie, niszcząc więzi rodzinne.
Teraz czekamy na decyzję wojewody Piotra Ćwika. To będzie sprawdzian dla Prawa i Sprawiedliwości, czy jego działacze potrafią stanąć w obronie bezcennego życia ludzkiego czy nie.
Przeczytaj także: