Kłosiński: Ekościema na sygnale. Animalsi to tandetni przebierańcy!
Facet od animalsów nie tylko, że obkleja swojego Facebooka zdjęciami w pseudomundurze organizacji imitującej nazwą dawny BOR, to jeszcze wrzuca pod rząd filmy jak to patroluje miasto i jedzie na interwencję z syreną na dachu. Tak, jedzie jak policja z sygnałem dźwiękowym. Pewnie koguta też wystawia na dach, ale tego nie wiemy. Po prostu odlot. Ci ludzie to jakiś odmienny stan świadomości – mówi Piotr Kłosiński, prezes Polskiego Porozumienia Kynologicznego.
🚨🚨
Posted by Dariusz Kruszewski on Wednesday, June 3, 2020
Dlaczego nazywacie inspektorów ds. ochrony zwierząt przebierańcami?
Zaraz powiem, ale muszę zacząć od hitu ostatnich dni. Zanim facet to skasuje, wejdźcie sobie na profil człowieka, który sam siebie określa jako inspektor ds. zwierząt, występuje w mundurze imitującym służby państwowe, takie nawet bardziej służby specjalnie niż jakąś tam straż miejską, a jego organizacja nazywa się prawie jak Biuro Ochrony Rządu czyli Biuro Ochrony Zwierząt. To standard. Jak to wygląda w wielu organizacjach? Imitujemy służby państwowe chińskimi mundurkami, wystawiamy sobie sami legitymacje, stosujemy pisma imitujące pisma urzędowe, nazywamy je decyzjami, czy postanowieniami. Co dalej? Wyrabiamy sobie za 50 złotych pieczątki i wizytówki. Powołujemy się na Ustawę o ochronie zwierząt art. 7 ust. 3, który pozwala w trybie nadzwyczajnym zabierać zwierzęta, kiedy istnieje zagrożenie ich życia i z takim zestawem panoszymy się po hodowcach. Wchodzimy do ludzi na posesję na własną blachę z drukarki 3D i tyle. Za to tzw. inspektor ds. zwierząt, bo przecież w Polsce nie ma takiej funkcji poza nazewnictwem wykreowanym w organizacjach pozarządowych, a więc prywatnych, zrobił ostatnio coś, co pokazało stan umysłu tych ludzi. Otóż niejaki Dariusz Kruszewski z Zielonej Góry, ze wspomnianego Biura Ochrony Zwierząt, chwali się swoimi interwencjami, jak to zabierają ludziom, w domyśle podłym i strasznym ludziom, maltretowane zwierzęta. Widać jakiegoś królika w starej klatce, biedny domek na wsi itd. Nikt nie wnika z facebookowiczy, czy tam mieszkał sadysta czy zwykli i prości ludzie biedni, bo animalsi wchodzą z buta i sami osądzają. Często nie potrzebna jest im policja, inspekcja weterynaryjna, decyzja wójta o odbiorze zwierząt.
Ale co z tym inspektorem Kruszewskim?
No właśnie, uwaga, facet od animalsów nie tylko, że obkleja swojego facebooka zdjęciami w pseudomundurze organizacji imitującej nazwą dawny BOR, to jeszcze wrzuca pod rząd filmy jak to patroluje miasto i jedzie na interwencję z syreną na dachu. Nic tam nawet nie mówi. Wrzuca na fejsa jak jeździ i wyje syreną po mieście. Ma poczucie misje cowboy, co? Albo kompleksy. Jedno z dwojga. Tak, jedzie jak policja z sygnałem dźwiękowym. Pewnie koguta też wystawia na dach, ale tego nie wiemy. Po prostu odlot. Ci ludzie to jakiś odmienny stan świadomości.
Więc dlaczego to robią?
Nie powiem od razu,że dla pieniędzy. Tak często nie jest. Część z nich, jak zapewne ten facet, to oddani sprawie działacze, wolontariusze, ludzie pełni misji. Jeśli pojawiają się grube pieniądze, to częściej na górze niż na dole. Takim przykładem jest Pogotowie dla Zwierząt. Ich interwencje to zabieranie zwierząt wartych w sumie miliony złotych. Jedna dobra hodowla psów to dziesiątki tysięcy, a oni tych interwencji robili i pomimo zdelegalizowania przez sąd robią nadal masę. Ich prezes pomimo wyroków za bezprawne przywłaszczenia zwierząt dalej działa. A ma sądowy zakaz takiej działalności! Dlaczego? Bo to doskonały sposób na życie. Dla jednych to pasja, bo uważają, że można rolnikowi zabrać konia, bo na ich oko koń utyka. A inni zabiorą tego samego konia nie dlatego, że utyka, ale dlatego, że jest wart parę tysięcy.
Czyli zabierane są tylko drogie zwierzęta?
Niekoniecznie. Najbardziej poszukiwanym zwierzęciem i najcenniejszym jest kundel, ale z czymś specjalnym. Bez oka, ze złym zgryzem, łzawiącymi oczami, tak, aby wzbudzał litość. Wtedy pojawia się narracja, że został odebrany od złego właściciela; że potrzebna jest mu operacja, że 10 tysięcy złotych może uratować kundelka, któremu nadajemy imię Jurek czy Pulek, obojętnie. Relacjonujemy jego spojrzenia, apetyt, zabawy, na które wciąż brak mu sił… no bo potrzebna ta operacja. I Twoje 10 zł. Co to jest 10 zł? I wtedy, jeśli zwierzę ma wzruszający wygląd, dobre zdjęcia i dobrą historię, 10 czy 20 tysięcy zbieramy w dzień lub dwa. Takie organizacje prowadzą często kilkanaście równoległych zrzutek. Człowiek, który jeździ na sygnale, może być z kolei zwyczajnym, uczciwym gościem, który wierzy w to co robi. Problem w tym, że działania wielu organizacji prozwierzęcych tak uczciwe nie są. Są często skandaliczne, a najlepiej działają te skromne, ciche, szczere i często małe organizacje, które nie mundurują się jak Rambo i nie jeżdżą po mieście na sygnale.
Rozmawiał Robert Wyrostkiewicz
Fot. collage Pixabay/FB DK
Zdecydowanie przejaskrawione i krzywdzące.
Generalizacja jednego przypadku, a co za tym idzie, manipulacja zwykła.
W mojej opinii, dobrze, że jest TOnZ, na przykład w mojej wiosce zrobili dużo dobrego, wyciągnęli psy z bardzo złych warunków, no i trochę to trwało, ale psy już w nowych domach.