P. Krzemiński: „Apostołowie miłości”
Jak mówi łacińskie przysłowie „Quae fureant vitia, mores sunt” – to co dawniej było wadą dziś jest obyczajem. Dlaczego dzisiejszy nowoczesny człowiek, często nawet bezrefleksyjnie, hołduje ideałom akceptacji i tolerancji dla wszystkiego, nawet jeżeli jest to niemoralne, naganne czy po prostu złe? Jest to z pewnością zagadnienie psychologiczne, lecz nie trzeba być psychologiem, żeby je wyjaśnić.
Z jednej strony media głównego nurtu dwoją się i troją, po to żeby wywrzeć presję społeczną i wykluczyć z przestrzeni publicznej wszystkich, którzy mają inny pomysł na politykę niż tolerancja i akceptacja współczesnej amoralności nazwanej „mową miłości”. Z drugiej strony ludzie z natury dążą do tego co nowoczesne i powszechnie akceptowane, mało kto jest w stanie zachować rozum w chwilach gorących i wywrotowych a takich chwil jest niestety coraz więcej.
Jesteśmy świadkami powstawania nowomowy, kiedyś przeciwnika politycznego nazywano zwolennikiem obszarnictwa dziś głosicielem mowy nienawiści, dawniej mówiono reakcjonista albo burżuj a dziś faszysta albo nazista. Taktyka postępowców jest prosta polega na wyśmianiu i odrzuceniu a priori wszystkich, którzy mogli by głosić „mowę nienawiści”. Jak pisał Janusz Szpotański a jak lubi powtarzać Pan Stanisław Michalkiewicz „by człowiek był człowieka bratem trzeba go wpierw przećwiczyć batem” czyli jeżeli nie tolerujesz ideałów LGBT albo choćby nie uznajesz ich zasadności to jesteś nienawistnikiem nie wartym większej uwagi. Wobec takiej retoryki pozostaje mi krzyknąć do osób, którym pozostało trochę rozsądku i krztyna przyzwoitości caveant consules!
Przeczytaj także: