Dziennikarze „Gazety Polskiej” i TVP dopieszczali „ekologów” z Otwartych Klatek. Kto był źródłem przecieku do Julii Daukszy i „Newsweeka” ws. tzw. farmy trolli w TVP?
Jedną z głównych ról w ostatnim ataku na Telewizję Polską oraz instytucje powiązane z rządem Prawa i Sprawiedliwości, odegrała zaprzyjaźniona z częścią konserwatywnych dziennikarzy aktywistka organizacji „Otwarte Klatki”. Mimo tego, że reprezentowane przez nią środowisko znane jest z promowania skrajnie lewicowych wartości, to wydaje się, że w tym przypadku wiara we wspólną misję „ochrony zwierząt” spełzła na niczym. Dauksza zaprzyjaźniła się z częścią publicystów z prawej strony, by po ponad roku zaatakować w „Newsweeku”: „Gazetę Polską”, TVP i rząd Jarosława Kaczyńskiego. Atak, który przypuściła aktywistka szkolona przez OKO.press i lewicową Fundację Reporterów był precyzyjny jak cięcie skalpelem dobrego chirurga. Pytanie tylko, czy informacje, które pozyskiwała, pochodziły wyłącznie z farmy trolli?
Pro zwierzęca „Mata Hari”
Julia Dauksza to działaczka Stowarzyszenia „Otwarte Klatki”. W listopadzie 2017 roku, na konta tego stowarzyszenia, wpłynęło prawie pół miliona dolarów z Fundacji Doliny Krzemowej (Silicon Valley Community Foundation). Organizacja jest zasilana setkami milionów dolarów z kieszeni gigantów t.j. Facebook czy WhatsApp. Aktywiści „Otwartych Klatek” zostali zobligowani do wydania przekazanych im pieniędzy na walkę z chowem klatkowym zwierząt w Polsce oraz rozwijaniem swoich struktur na Ukrainie (sic!).
Funkcja Julii Daukszy w kontrowersyjnej organizacji nie jest do końca jasna. Większość swojego czasu nie spędza ona bowiem na rozdawaniu ulotek, czy zbiórkach karmy dla psów, żyjących w schroniskach, lecz na specjalistycznych szkoleniach z dziedziny „białego wywiadu” oraz kursach, które w rzeczywistości służą rozwojowi umiejętności hakerskich, a także warsztatach dziennikarstwa śledczego – organizowanych cyklicznie przez lewicową Fundację Reporterów i portal OKO.press. We wrześniu ubiegłego roku kontrowersyjna aktywistka została uznana winną przestępstwa z Art. 193. KK. (przestępstwo przeciwko własności). Ostatecznie sąd umorzył postępowanie warunkowo. Julia Dauksza przez długi czas działała w ukryciu. Głośno zrobiło się o niej dopiero po publikacji „Newsweeka”, w której – razem ze swoim przyjacielem Wojciechem Cieślą – przeprowadziła atak na środowiska powiązane lub sympatyzujące z rządem Dobrej Zmiany.
Głównym zadaniem Daukszy w „Otwartych Klatkach” było lobbowanie oraz prowadzenie działań PR-owych i wizerunkowych w Internecie, mających doprowadzić do zmian w przepisach polskiego prawa. Chodziło przede wszystkim o słynną swojego czasu ustawę o ochronie zwierząt, która – gdyby weszła w życie – wzmocniłaby pozycję organizacji ekologicznych poprzez nadanie im dużych uprawnień kontrolnych. Najwięcej emocji wzbudził jednak zawarty w niej zapis zabezpieczający największym organizacjom pro zwierzęcym, stałe i w zasadzie niczym nieskrępowane wpływy z budżetów samorządów oraz skarbu państwa. Dauksza jest również podejrzewana o prowadzenie fikcyjnych kont na Twitterze t.j. @PanBurak1 – co jest tym bardziej kuriozalne, że jako współautor tekstu w „Newsweeku” oskarżała o podobne działania: Prawo i Sprawiedliwość, „Gazetę Polską”, TVP, Zakłady PZŁ Świdnik, oraz wiele innych polskich organizacji, firm i przedsiębiorstw.
Dauksza pochodzi z Wrocławia, ale bardzo często pojawia się w Warszawie. To właśnie obecność w centrali stowarzyszenia i bliskie relacje z Pawłem Rawickim zapewniły jej możliwość wspinaczki po szczeblach kariery w „Otwartych Klatkach”. Mimo swoich lewicowych poglądów, wyrażanych przez krytykę rządu Mateusza Morawickiego, poparcie udzielane czarnym marszom, legalizacji aborcji czy ideologii LGBT, od dłuższego czasu próbowała nawiązywać bliższe relacje z konserwatywnymi dziennikarzami. Ponad dwa lata temu udało jej się zaprzyjaźnić – z byłym publicystą Tygodnika „Wprost” i „Rzeczpospolitej” – Marcinem Dobskim. Z naszych informacji wynika jednak, że kontakt ten nie był jej zbytnio przydatny. Dobski – chociaż zazwyczaj dobrze poinformowany – nie był na tyle blisko obozu rządzącego, aby Dauksza mogła mieć z niego korzyść. Wtedy też nastąpiła zmiana kierunku. Młoda, lewicowa aktywistka, rozpoczęła swoją aktywność na profilach społecznościowych dziennikarzy „Gazety Polskiej”. Okres nawiązania relacji zbiegł się z momentem, w którym przestała obnosić się w mediach społecznościowych swoimi skrajnie lewicowymi poglądami. Ponadto nastąpiło to w momencie, w którym ustawa o ochronie zwierząt została zmiażdżona przez Sejmową Komisję Rolnictwa, otrzymała fatalne opinie Biura Analiz Sejmowych, Biura Legislacyjnego oraz wywołała falę protestów wśród rolników. Wyrzucenie ustawy w tym kształcie do kosza przez Sejm mogła odebrać jako osobistą porażkę.
Wspólna sprawa
Co najmniej od dwóch lat lewicowe środowiska pro zwierzęce łączył wspólny cel z częścią polityków zasiadających w parlamencie minionej kadencji. Celem było wprowadzenie ustawy o „ochronie zwierząt”. Ustawa została napisana przy współudziale tzw. „czynnika społecznego”. W rzeczywistości okazało się, że za konsultowanie jej treści był odpowiedzialny inny „pro zwierzęcy” gigant z Wielkiej Brytanii – a dokładnie jego polska satelita – Fundacja Viva!, na której czele stoi Cezary Wyszyński. Ciekawostką jest, że mężczyzna ten, był zamieszany w głośną aferę związaną z „Chemiskórem”. Sprawą zajmowała się Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego. W ubiegłym roku sąd umorzył długi Wyszyńskiego z tamtego okresu, ogłaszając jego upadłość konsumencką. Wracając jednak do samej ustawy – niewiadomą pozostaje, czy cichy sojusz kilku dziennikarzy ze środowiskiem Vivy! i „Otwartych Klatek” w celu przepchnięcia kontrowersyjnej ustawy, ograniczał się jedynie do udzielania sobie wzajemnego medialnego poparcia, czy był oparty na czymś jeszcze? Być może młoda aktywistka od samego początku była dziennikarsko „zadaniowana” w celu szukania afery, która może osłabić pozycję Prawa i Sprawiedliwości, gdyby po raz kolejny partia Jarosława Kaczyńskiego wygrała wybory?
Tak czy inaczej, ostatnie uderzenie „Newsweeka” współkoordynowane przez działaczkę „Otwartych Klatek” okazało się kompletnie chybione, co wykazuje wielu publicystów, ale i analizujących sprawę internautów.
Ważniejszym pytaniem jest jednak, czy był ktoś, kto dostarczał informacje „z Woronicza” aktywistce „Otwartych Klatek” Julii Daukszy i Wojciechowi Cieśli z „Newsweeka”?
Tekst za wSensie.pl https://wsensie.pl/polska/33918-kapiszon-julii-daukszy
Autor: Marek Miśko
Fot. YT Instytut Spraw Obywatelskich
Do Redakcji portalu 'wprawo’: Kto jest ostatecznie autorem tekstu: Robert Wyrostkiewicz czy Marek Miśko?!
Tekst zamieścił Robert Wyrostkiewicz.
Ech ta gazeta „polska” – Sakiewicze, Targalskie, vel Grajewskie i Muchy……Niegdyś kupiłem aż 13 pierwszych numerów gazety wyborczej by przekonać się, że to żydobolszewickie piśmidło do duraczenia tubylczych gojów a jeśli chodzi o gazetę „polską” to kupiłem tylko po jednym numerze – codzienną i tygodniówkę i już ……nigdy więcej
Bardzo ciekawy artykuł. To jest wykorzystywanie pis-u w walce o zniszczenie polskiego przemysłu futrzarskiego, nie dziwi, że Kaczyński chce się pozbyć, może ma rozkazy od Lejby Fogelmana. W każdym razie widać było na marszach ekoświrów w Warszawie kilku znanych pisowskich dziennikarzy.