Tylko u nas! Szokujące fakty i SMS-y z seksafery w kurii wrocławskiej
W marcu ubiegłego roku ks. Adrian K. publicznie wyznał, że został zgwałcony przez ks. Krzysztofa Sz. z archidiecezji wrocławskiej. Zaraz po tym wyznaniu ks. Krzysztof Sz. został zawieszony w obowiązkach proboszcza, a kuria wrocławska obiecała, że zajmie się sprawą. Minął prawie rok, a wrocławski abp Józef Kupny nie suspendował kanonika Krzysztofa Sz., o którego dewiacjach od ponad 20 lat informowana jest wrocławska kuria. Natomiast suspendowany został ks. K., który odważył się sprzeciwić homo-lobby w Kościele i wyznać, że kilkanaście lat temu został zgwałcony. W tle pojawiła się także moja sprawa. Suspendowany kapłan wyjawił, że wrocławskie homo-lobby, wraz z kanclerzem ks. Rafałem Hołubowiczem, zaatakowało mnie „z grubej rury”, gdy jeszcze w 2015 i 2016 roku sprawowałem funkcje duszpasterskie na terenie diecezji.
– To było wszystko pod przymusem. Chwycił mnie jakoś tak za gardło, że nie mogłem oddychać. Zaczął mnie dusić, a później rozebrał. I później doszło do czynów. Każdego dnia się modlę, żeby już nikogo więcej nie skrzywdził. Pamiętam to zdanie, które powiedział po wykorzystaniu mnie: nie martw się, jesteś w tej samej grupie, będziemy się spotykać częściej, przed tobą kariera, awanse. I myślał, że mnie tym kupi (..) Próbował mnie kupić pieniędzmi, karierą. Chciał żebym mu dalej świadczył usługi seksualne – tak swój kontakt z ks. Krzysztofem Sz. wspominał ksiądz Adrian. W wywiadzie poruszył także sprawę przekrętów finansowych, jakich dopuszczają się wysoko postawieni księża z archidiecezji wrocławskiej.
K. naruszył system
Wyznania ks. Adriana sprawiają, że włos jeży się na głowie. Jednak na wstępie należy zaznaczyć, że on sam nie jest bez winy, ponieważ ma słabość do nieletnich chłopców. Ale nie to jest oficjalnym powodem suspensy, którą abp Józef Kupny nałożył na kapłana. Powodem jest naruszenie infernalnego systemu kurii wrocławskiej.
Sprawę suspensy kapłana skomentował rzecznik kurii ks. Rafał Kowalski, który w środowisku księży oraz diecezjalnym Radiu Rodzina – co warto zaznaczyć – nazywany jest „rzecznikiem Gazety Wyborczej”, a nawet „dziewczyną biskupa Kupnego”.
– Dotychczasowa praca specjalnie powołanej przez arcybiskupa komisji nie potwierdziła większości zarzutów, jakie padały na nagraniu udostępnionym w internecie. Ksiądz arcybiskup po analizie dotychczas zebranego materiału nałożył na księdza Adriana K. karę suspensy, czyli największą z możliwych kar, jaką biskup może ukarać duchownego – dla Gazety Wrocławskiej powiedział ks. Kowalski, rzecznik metropolity wrocławskiego, arcybiskupa Kupnego.
Homo-komisja i atak na mnie
Kto zasiadał w „specjalnie powołanej komisji”? Mogę się jedynie domyślać, że księża, którzy na przełomie lat 2015/2016 atakowali mnie i przy udziale paszkwili zawartych w „Gazecie Wyborczej” doprowadzili do odwołania mnie z parafii. Środowisko kurialne zdawało sobie sprawę, że od początku posługi kapłańskiej byłem negatywnie ustosunkowany do homoseksualnych zachowań wśród księży, co wysondowano w rozmowie telefonicznej ze mną w październiku 2015 roku. Jak doniósł informator, który regularnie uczestniczył w zakrapianych imprezach kurii wrocławskiej, obawiano się, że publicznie będę ujawniał, jak wielki jest problem homoseksualizmu wśród księży archidiecezji wrocławskiej, a to zrujnowałoby budowane przez lata infernalne status quo wrocławskiego Kościoła.
– Kanclerz kurii Rafał Hołubowicz zniszczył Międlara, a sam miał nieczyste zamiary i pobudki. Otoczył się swoimi przydupasami, o których wiem, ze niektórzy są ciepli, skażeni w jakiś sposób homoseksualizmem, a Międlar zaatakował to lobby. Dlatego oni się przestraszyli i wycofali, a potem zaatakowali go z grubej rury – powiedział ks. Adrian K.
Ks. K. nie minął się z prawdą. Dosłownie tydzień przed wyrzuceniem mnie z diecezji wrocławskiej, w porozumieniu z moim przełożonym ks. Kryspinem Banko, bp. Józefem Kupnym i rzecznikiem kurii ks. Rafałem Kowalskim, tę decyzję podjął właśnie kanclerz Hołubowicz. Oczywiście, dokumenty mówią coś zupełnie innego, ponieważ formalnie wina spadła jedynie na Zgromadzenie Misji, ale wiadomo, że to kuria wrocławska, grożąc odebraniem parafii na wrocławskim Oporowie, wywierała nacisk na moją kongregację.
Spotkanie z kanclerzem
Po kilkunastu miesiącach od opuszczenia parafii na Oporowie udało mi się spotkać ks. Rafała Hołubowicza. Spotkaliśmy się po Mszy Świętej Wieczerzy Pańskiej w Wielki Czwartek, pod kościołem na wrocławskich Partynicach. Po wysłuchaniu kazania Hołubowicza o miłości do bliźniego, zapytałem go, dlaczego za moje negatywne ustosunkowanie się do homoseksualizmu wśród księży zostałem wyrzucony z diecezji. Hołubowicz zareagował rozpaczliwym krzykiem: Ten pan mnie atakuje, zaraz zadzwonię na policję. Po czym w towarzystwie kilku emerytów uciekł spod kościoła na Partynicach, by już więcej oficjalnie tam się nie pojawić.
„Pastor bonus”
Powróćmy do sprawy ks. Krzysztofa Sz. Wykorzystanie seksualne ks. Adriana przez proboszcza Sz. miało miejsce – zdaniem poszkodowanego – kilkanaście lat temu. Chyba wszyscy się zgodzą, że gwałt sprzed kilkunastu lat jest trudny do udowodnienia. Jednak w świetle świadectw parafian ks. Krzysztofa Sz., którzy niejednokrotnie padali ofiarą jego napaści seksualnej, przymknięcie oka wrocławskiej kurii i suspendowanie kapłana, który poskarżył się, że został zgwałcony, rzuca okropne światło na wyższą instytucję kościelną, którą dowodzi bp Józef Kupny.
– W świetle mojej historii z 2011 r., kiedy to Sz. nachalnie zasypał mnie SMS-ami z propozycjami seksualnymi ujawniając swoje chorobliwe, niepohamowane inklinacje, zarzuty w stosunku do niego wcale nie są bezzasadne. I kuria, mając pełne teczki protokołów, też powinna to wiedzieć. Nie wiem, czy kiedykolwiek i w jakikolwiek sposób Sz. zostanie przywrócony do czynności duszpasterskich, ale w związku z tym, że istnieje taka obawa, nie pozostaje mi nic innego jak ostrzegać innych przed nim – komentuje sprawę Mariusz Cisowski, który kilka lat temu padł ofiarą seksualnych fantazji księdza kanonika.
Cisowski przekazał mi SMS-y, które wysyłał do niego proboszcz Sz. Jak zaznacza, początkowo odpowiadał proboszczowi z naiwności, a potem, żeby mieć na niego haka i – informując kurię – obronić innych przed seksualnymi zapędami kapłana. Poniżej publikuję te wiadomości, które z „ewangelicznej troskliwości” przesyłał do Cisowskiego chroniony przez biskupa Kupnego kanonik Sz.
Brylanty
[w wiadomościach zachowałem pisownię oryginalną]
Od proboszcz 19 maja 18.38 „Wiedenskie pozdrowienia. Tu juz lato;-) Co u Ciebie?”
SMS od proboszcz 19 maja 19.14 „Daj upust tym myslom:-) Co dwie glowy to nie jedna, nie mowiac juz o 2 sercach. Napisz cos, jak te mysli wygladaja. Moze je zralizujemy:-)”
SMS – od proboszcz 19 maja 20.17 „Tylko jak to zrobic zeby wilk byl syty i owca cala? Pisz smialo jak to widzisz zebym szedl dobra droga:)”
SMS od proboszcz 19 maja 20.28 „To choc troszeczke, prosze! A daj jakas swoja sliczna fotke zebym sie oczarowal jak cudownym brylantem. Badz odwazny!”
SMS od proboszcz 19 maja 20.45 „Ja wole konkrety! to u mnie czy u Ciebie? I daj te mila oczu fotke na dobranoc oky:-) Nie zawiedz mnie”
SMS – od proboszcz 19 maja 22.10 „? ? ? czekam na mila fotke MARIUSZKU :-)”
SMS od proboszcz 19 maja 23.39 „genera***@**.pl Ale daj cudowne fotki. Napisz cos milego na dobranoc Ksieciuniu :-)”
Mija parę dni – „proboszcz” nie odpuszcza:
SMS – od proboszcz 23 maja 21.59 „Zapomniales o mnie! Napisales ze znalazles pare ciekawych miejsc w Lesnicy. Co masz na mysli?”
SMS od proboszcz 23 maja 22.17 „Ale Kotku co to za miejsca? Pod dachem.drzewem? Jak to ma byc spotkanie serc to u mnie lub na wyjezdzie.Oky! A tak naprawde:-) na co moge liczyc z Twojej strony? Jak chcesz mi dac siebie Ksieciuniu:-)?”
SMS od proboszcz 23 maja 23.00 „To co? Na ile chcesz mnie miec? Jak mamy byc razem? Napisz jak to widzisz tylko smialo! Odpisz konkretnie! Czekam na prawde pa”
SMS – proboszcz 23 maja 23.17 „Co tak cicho,odpisz;-)”
SMS – proboszcz 23 maja 23.25 „Co jest? Prosze odpisz:-)”
SMS od proboszcz 24 maja 00.02 „Ale po co problemy zycie jest proste. Jak wyglada Twoj brylant?”
SMS od proboszcz 24 maja 00.18 [mój] „jest ladny, slodki, prosty, cieply i duzo moze.”
SMS od proboszcz 24 maja 01.10 „Oky Ksieciuniu. Jestes u mnie w srode o 19.30.oky! Ale dzis daj wymiary brylanta, to tylko cyferki i to warunek naszego spotkania. Chce te dane dzis oky Ksiaze ;-)”
Dzwoni proboszcz 24 maja 01:28: zapytał mnie o rozmiar mojego „brylanta” – czy ma 20 cm. czy więcej oraz czy jest gruby. Zapytał, czy mam kogoś [liczył na trójkąt?] – na odpowiedź, że nie mam, zapytał, od jak dawna. Zapytał, czy znalazłem pracę i jak stoję z pieniędzmi [chciał płacić mi za spotkania?]. Następnie znowu upomniał się o rozmiary „brylanta” prosząc, żebym się nie opierał, bo połączenia telefoniczne z Austrii są drogie. Następnie zapytał, dlaczego nie przystępuję do komunii na Mszy Św. Na koniec poprosił, abym przesłał mu MMS-em zdjęcie „mojego małego, jak mi stoi”. Gdy odmówiłem, ksiądz kanonik – jak zwykły prostak – rozłączył się bez słowa.
Rozumiem, że przesłane wiadomości od „dobrego pasterza” mogą budzić obrzydzenie. One budzą obrzydzenie! Jednak biorąc pod uwagę fakt, że kuria wrocławska twierdzi, iż nie ma wystarczających dowodów na temat zboczeń przez lata faworyzowanego w diecezji proboszcza (jest kanonikiem, był nawet typowany na biskupa!), dowodzi, że dolnośląscy kurialiści rękami i nogami bronią zboczeńców w sutannach, a atakują tych, którzy z homoseksualnym procederem w kuriach chcą skończyć, czego sam jestem przykładem.
Kuria: „To tylko incydent”
Mariusz Cisowski zgłosił sprawę do wszystkich możliwych miejsc, począwszy od Kongregacji ds. Duchowieństwa i Sekretariatu Stanu Stolicy Apostolskiej, a skończywszy na kurii archidiecezji wrocławskiej, w której stawił się osobiście. Zanim ordynariuszem archidiecezji wrocławskiej został bp Józef Kupny, tę funkcję sprawował abp Marian Gołębiewski, o którego homoseksualnych inklinacjach w środowisku kapłańskim mówi się od dawna. To z nim rozmawiał zgorszony parafianin ks. Sz.
– Jego pierwszą reakcją było pytanie: „Czy Pan nie jest przewrażliwiony?” – zaznacza mężczyzna i przytacza słowa abp. Gołębiewskiego, które zmroziły mu krew w żyłach: „Nie obłożyłem Pana żadnymi sankcjami karnymi, chociaż mogłem. Ksiądz Sz***** oberwał bardziej od Pana, ale to moja rzecz”.
Podczas składania skargi w kurii przez poszkodowanego mężczyznę, oprócz metropolity obecny był bp Edward Janiak. Podobnie jak Gołębiewski zadawał idiotyczne pytania: „Czy Pan jest osobą samotną?” „Czyli Pan uważa, że ksiądz Sz***** jest osobą homoseksualną?” „Czy chce go Pan zniszczyć?”. Oczywiście pytania były grą i próbą sprowadzenia do absurdu zarzutów parafianina ks. Krzysztofa Sz., ponieważ wiedza o homoseksualizmie Sz. jest powszechna. Czyżby przymykanie oka na homoseksualizm proboszcza miał swoje źródło w upodobaniach aktualnego ordynariusza z Kalisza, o których również powszechnie wiadomo w środowisku księży wrocławskich?
Obrzydliwe sms-y, które otrzymał parafianin od swojego proboszcza, zostały również przedstawione oficjałowi kurialnemu ks. prof. Wiesławowi Wenzowi. Kanonista – podobnie jak biskupi – również wziął w obronę zboczonego proboszcza.
„Ksiądz Sz***** zeznał, że poczuł się bardzo dotknięty tą sytuacją. On również jest poszkodowany” „Ksiądz Sz***** po złożeniu wyjaśnień nie musiał być ukarany, a mimo to został. Ksiądz arcybiskup nie zastosował z kolei wobec Pana żadnych sankcji karnych, choć mógł to zrobić”. „Sprawa ujawniła słabości księdza Sz*****, ale to był tylko incydent” „Ksiądz Sz**** nie został odznaczony za słabości”.
Ksiądz profesor również „dał wiarę” tłumaczeniom ks. Sz., że wysyłając obrzydliwe sms-y „sprawdzał moralność swojego parafianina”.
Zupełnie co innego mówi teczka personalna ks. Sz., którą przecież oficjał zna na wylot oraz doniesienia medialne, które jeszcze przed interwencją mężczyzny informowały o seksualnych skandalach proboszcza Krzysztofa Sz. W taki oto sposób został potraktowany podrywany przez księdza Sz. niemal trzydziestoletni parafianin, a ks. Sz. nie poniósł żadnych konsekwencji. W tym miejscu dodam, że podobne standardy są stosowane w moim byłym Zgromadzeniu Misji, gdzie ja, za ujawnienie w programie Jana Pospieszalskiego faktów na temat homo-lobby w Kościele, zostałem suspendowany, a skazany na rok więzienia w zawieszeniu na trzy lata ksiądz misjonarz Daniel Ł. z Wrocławia (za wysyłanie podopiecznym z Domu Dziecka w Skwierzynie zdjęć swojego przyrodzenia) został jedynie przeniesiony na inną placówkę. Wnioski?
Komputer za seks?
Wróćmy do ks. Krzysztofa Sz., który – jak zapewnia mnie wysoko postawiony kapłan z archidiecezji wrocławskiej – miał także w zwyczaju uwodzenie kleryków. Zdaniem mojego informatora, ks. Sz. kupił nawet jednemu z kleryków komputer, w zamian za regularne spotkania seksualne podczas tzw. „przechadzek” (dwa razy w tygodniu, najczęściej w czwartek i niedzielę, klerycy mogą wychodzić na kilka godzin z budynku seminaryjnego).
Metoda na przekupstwo jest powszechnie znana w kościele wrocławskim. To właśnie w ten sposób ubogich chłopców zdobywał ks. Paweł K. z parafii Ducha Świętego we Wrocławiu. Za świadczone usługi seksualne, czasami nawet w trójkącie, młodym chłopcom płacił zazwyczaj kilkadziesiąt złotych. Jeszcze do niedawna w tej samej parafii wikariuszem był kapłan, który jako diakon został przyłapany przez wychowawców na wysyłaniu drugiemu alumnowi seminarium swoich nagich zdjęć. Większych konsekwencji nie poniósł.
Pozwolę sobie nadmienić, że i ja otrzymałem od księdza Krzysztofa Sz. propozycję. Co prawda, nie tak namiętną jak te, które opisuje mój rozmówca, ale po tym, gdy otrzymałem zakaz wypowiedzi publicznych po kazaniu w Białymstoku, Sz. zaproponował mi lokum na swojej plebanii. Znając seksualne upodobania księdza Sz. z relacji księży archidiecezji wrocławskiej, kategorycznie odmówiłem.
Dobry pasterz
Podobnych świadectw, jak te, które złożył Mariusz Cisowski, jest o wiele więcej. Pozwolę sobie opublikować tylko kilka z nich. Już one same dowodzą jak „dobrym pasterzem” dla swoich owieczek był kanonik Krzysztof Sz.
Dałem temu księdzu w pysk w 1995 roku, już wtedy były takie akcje – księdza Krzysztofa Sz. wspomina jego parafianin i zaznacza, że o zboczeniach proboszcza od dawna wie cała parafia.
Mój młody krewniak był zwodzony przez księdza Krzysztofa Sz. Dostał propozycję w tamtym roku. Na szczęście powiedział o tym mamie i do niczego nie doszło – pisze była parafianka kapłana chronionego przez wrocławską kurię. – Najpierw chciał zaprosić na kawę. Później do siebie. Prosił o zdjęcia penisa. Mówił, że będzie miał wszystko co chce. Wiedział, że taki chłopiec potrzebuje pieniędzy na swoje wydatki, a ma ciężką sytuację rodzinną. Mojego męża też podrywał. Na spowiedzi przedślubnej zapytał go, czy współżyje i jak najbardziej lubi to robić. Od tamtej pory mąż nigdy nie poszedł do spowiedzi. Proboszcz Sz. to diabeł wcielony – zaznacza parafianka.
Byliśmy u niego w kancelarii po zaświadczenie do chrztu naszej córki. Najpierw komentował wygląd mojego męża, że „z takim brzydkim ktoś chciał się kochać?” „A jak to robiliście? Ty chyba tylko leżałeś, a żona robiła resztę, co?” Na koniec spojrzał na naszego czteroletniego syna i powiedział: „Ładnego synka macie, gdyby był trochę starszy, brałbym go” – wspominają wierni parafii, w której posługiwał Sz.
Niejednokrotnie w sprawie podrywania ministrantów przez księdza interweniowali rodzice zapewniając: „Jeśli jeszcze raz dotkniesz mojego syna, urwę ci jaja”. To była ostatnia wizyta w kościele parafialnym.
Homo-system
Sprawa kolegi bp. Józefa Kupnego, księdza kanonika Krzysztofa Sz. to nie tylko sprawa nakłaniania do czynów homoseksualnych, ale również nakłanianie do prostytucji. Ponadto cała sprawa pokazuje, że lobby homoseksualne w kurii wrocławskiej nie jest jakimś wymysłem, ale jest częścią od lat budowanego systemu panującego we wrocławskiej kurii. Jak powiedział mi niedawno jeden wrocławski proboszcz: Wokół kurii wrocławskiej jest całe cmentarzysko tych, którzy odważyli się skrytykować sprawę homoseksualizmu wśród księży. To nietykalna „mafia”. To chyba najlepszy komentarz do sprawy chronionego przez kurię ks. Krzysztofa Sz. i suspendowanego ks. Adriana K., który przecież nie został ukarany za zaloty do nieletnich chłopców, ale za upublicznienie powszechnie znanych w środowisku kapłańskim faktów na temat homoseksualnej kasty.
Pamiętajmy, że bez upubliczniania niewygodnej prawdy na temat tego, co dzieje się w wyższych instytucjach kościelnych, damy ciche przyzwolenie na niszczenie Kościoła Chrystusowego, na co w imię Boga nigdy nie możemy pozwolić. Przywróćmy Kościół w ręce chrześcijan.
uuuuuuuuu to nie duchowieństwo to czarna banda homogwałcicieli. Przerażające. Cóż, skoro Bóg o którym nauczają owieczki/baranów istniałby i był taki jak wg nauki to czy odważyliby się na takie zachowania???
Układ Wrocławski sięga aż do kurii.
Problem jest w tym, że w latach 70-tych 80- tych (podziemie itp było już praktycznie spacyfikowane, KRK w Polsce już dość solidnie inflirtowany) mogli studiować i zdobywać wiedzę (przede wszystkim za granicą) tylko tacy kapłani, którzy poszli na współpracę z komunizmem. A więc de facto mieli oni wiedzę (potwierdzoną dyplomami a przez to znaną) i słabości (które znane były mocodawcom). Potem oni pełnili ważne funkcje i dalej wiedzę mogli zdobywać tylko ci których typowała razwiedka (w latach 90-tych już postkomunistyczna, WSI itp). Stąd takie róże charamsy. Gdyby Charamsy jego właściciele nie odpalili przed czasem, to dzisiaj mógłby, ho ho…
I jak ja mam teraz pójść do spowiedzi?
Skąd mam wiedzieć u kogo się spowiadam?
Czy taki ksiądz ma prawo mnie umoralniać?
Kurczę cała się trzęsą i chce mi się wyć!!!!!!!!!.
Spowiedź będzie ważna nawet u takiego. Liczy się odpuszczenie grzechów, można przecież iść anonimowo.
Pani Renato sami wyhodowaliśmy to bydło w sutannach a to tylko czubek góry lodowej , Przez lata pluliśmy jadem na tych co mówili prawde , a broniliśmy kanalie i to jest nasza wina ! Skoro zostaliśmy stworzeni słowami Boga do ,, chodzenia w sprawiedliwości i prawdzie,, więc wypełniajmy to ja o reszte bym się nie martwił
To nie tak. Nie wszyscy kapłani byli TW. Wielu było niezłomnych. Generalizować nie można. „Bydło w sutannach” niszczyli i dyskredytowali (oni często bezpodstawnie tylko tych najlepszych) Niemcy za Hitlera i sowieci (głównie eskimoskiego pochodzenia)
Jednak mimo wszystko należy trwać w kościele. Bóg niedługo odpowie tym zwyrodnialcom. Mam nieodparte wrażenie, że kanonik, który jest głównym „bohaterem” jest opętany i to mocno. Przecież to diabeł przez niego przemawia.
Najlepiej szukać tradycjnych księży jak i trzymać się z daleka jeśli jest wątpliwość co do zachowania.
I należy się modlić za kapłanów, bo jak widać szatan szaleje.
A na czym zlapano Ko*****ka? Chciał sprzedac k.sz. bo go zlapano na pokazywaniu kuta.a….
ks. Piotr Glas cała rozmowa
https://www.youtube.com/watch?v=rmgn1nvUAOU
To nie tylko Wrocław , to cała sekta zboków jest, czy to was zszokowało, nie wiedzieliście o tym? hahaha
Sodoma i Gomora. Po co tacy zwyrodnialcy wkładają sutanny udając kapłanów ? Moja babcia ( rocznik 1906 ) już dawno temu mówiła: ” Nie chcesz stracić wiary? To daleko od fary ! ” ( fara w znaczeniu probostwo). Całe życie uczęszczała do Kościoła.
Czynny homoseksualizm to rewolta, bunt wobec Boga. Kiedy czynia to dusze wybrane to przybijanie Boga do krzyza jest million razy bolesniejsze dla Niego, niz czynia to osoby swieckie.
Chodze prawie codziennie na msze sw. bo taka jest wola Boga. A tam sa lesbijki, jedna to prawie tam rzadzi. I niech sobie beda pomyslalabym, ale one chodza za mna jak opetane. To Francuski, zeby bylo jasne, bo w Polsce jeszcze mnie nic takiego nie spotkalo.
Jedna to ubiera sie i maluje strasznie wulgarnie, siada za mna, albo przede mna, molestowanie, uwodzenie…czy co tam jeszcze. Oczywiscie do komunii chodza. Pytam sie Boga co z tym czynic, ale tylko odruch wymiotny Bog mi zsyla. Jak sie modle za kogos, to widze czesto tej osoby twarz, wiec nie moge sie za nie modlic, bo zaraz mam odruch wymiotny. Nie ma Milosierdzia dla tych ludzi ? Bog nimi wymiotuje? Czemu mam to znosic? Bog nie chce byc samotny w swoim cierpieniu? Chce, zebym doswiadczyla tego spustoszenia, profanacji Boga i widziala to swietokradztwo. To dzieje sie na mszy sw.! Przeciez nie zrezygnuje z Boga, z Komunii z Nim z powodu tego molestowania.
Nie rezygnujcie z powodu grzechow kaplanow z Boga!
Ks Jacek w chwili rzucania mu „klod pod nogi” powinien byc otoczony ludzmi swieckimi, ktorzy powinni szturmowac wladze Kosciola, zeby On mogl czynic dalej swoja posluge kaplana. Przyciagal mlodych ludzi do Boga, Kosciola, nawracal. To jest powazne, ludzie masowo ida dzis do piekla. Diabel radosnie macha ogonem.
Jezus Chrystus: „Dusze wybrane sa w moim reku swiatlami, ktore rzucam w ciemnosc swiata i oswiecam go. Sa jak gwiazdy, ktore oswiecaja noc. Im doskonalsza dusza, tym wieksze swiatlo od niej bije i jej swietosc odbija sie w duszach na najodleglejszych krancach swiata”.
To prawda za ks. Jackiem powinni ująć się świeccy. Zwłaszcza, że co ciekawe odpowiadał on najpełniej na wezwanie pap. Franciszka, pachniał owcami i wychodził na peryferie :).
Dawniej ksiądz miał gosposię – wszyscy wiedzieli, wszyscy też rozumieli że wszystko jest dla ludzi i nikomu to nie przeszkadzało i było git. Normalny zdrowy mężczyzna musi i tyle choćby dla samej higieny powiedzmy to. A teraz i ministranci i podwładni i w ogóle – zbok na zboku zbokiem pogania, do tego pęd ku kasie zwłaszcza w wydaniu biskupów, wpędzanie wiernym swoistego syndromu niewolnictwa, popieranie masońskiej polityki tzw papieża itp – współcześni duchowni odstraszają ludzi od wiary
to prawda co piszesz, rozwiezlosc w Kosciele byla, jest i bedzie. Ktorys tam papiez, sprowadzal do Watykanu prostytutki i urzadzal orgie seksualne. Te gosposie Jaki byl ich status? Nie chce tu uzywac brzydkich slow.
Mlody mezczyzna musi, piszesz. Ten co sobie z tym nie radzi niech nie wybiera sie do seminarium.
Chociaz, to tez nie na tym polega, radze sobie czy nie. Raczej trzeba zapytac czy mam na tyle mocna wiez z Bogiem, ze On mi zsyla Laske, zeby moc zyc w swietosci. A Laske zdobywa sie dzieki modlitwie. Ilu z tych kaplanow odmawia codziennie rozaniec?
Jarek zacznij odmawiac codziennie rozaniec (pewnie napiszesz, ze mi odbilo), nawet jesli nie wierzysz. Maryja juz sie Toba zaopiekuje i doprowadzi Cie do Boga czy tego bedziesz chcial czy nie, jakie cuda sie w Twoim zyciu zaczna dziac, i wtedy zrozumiesz o czym pisze.
„W obronie Mszy Świętej i Tradycji Katolickiej” – ks. Dariusz J.Olewiński
/fragmenty/
O celibacie
Jednym z przykładów na nierzetelność teologiczną i historyczną polskiej Encyklopedii Katolickiej jest artykuł „Celibat”, szczególnie w części odnoszącej się do Kościoła katolickiego na Wschodzie i Zachodzie. Brak w niej bowiem podania uzasadnienia teologicznego celibatu, a także same informacje historyczno-prawne są niepełne i tendencyjne. W tym miejscu nic zajmiemy się szczegółową krytyczną analizą, lecz przedstawimy w skrócie korygujące dane. Encyklopedia nie wspomina ani słowem o zasadzie zobowiązywania duchownych do wstrzemięźliwości wraz ze święceniami.
Zasada owa ma swoje korzenie już w powołaniu Apostołów, które oznaczało przecież opuszczenie przez nich , rodziny (por. chociażby słowa św. Piotra w Mt 19,27: „Oto my opuściliśmy wszystko i poszliśmy za Tobą…” – Sugeruje się natomiast, że wymaganie od duchownych wstrzemięźliwości pojawiło się dość późno, i to znaczy dopiero w IV w., i to pod wpływem heretyckich i pogańskich poglądów na małżeństwo. Tymczasem „nowsze badania pokazują, że celibat sięga o wiele dalej, niż dają to zwykle rozpoznać znane źródła prawa, a mianowicie sięga do drugiego wieku. Również na Wschodzie celibat był o wiele bardziej rozpowszechniony, niż mogliśmy to dotychczas rozpoznać. Tutaj rozchodzą się drogi dopiero w VII wieku.”
Celibat jest jednym z istotnych elementów stylu życia duchownych. Dokładna definicja tego pojęcia podana jest już – jak wskazuje kard. Stickler – w najstarszych księgach prawa kanonicznego. Dokładnie mówiąc chodzi o zupełną wstrzemięźliwość (continentia) od pożycia małżeńskiego, a to zarówno jako niezawieranie małżeństwa, jak też – w przypadku żonatych – jako nieużywanie małżeństwa zawartego przed święceniami. Tak rozumiano celibat w Kościele już od początku, w oparciu o słowa Chrystusowe do Apostołów odnośnie powołania ich do opuszczenia „domu, żony i dzieci”.
Pierwsze znane nam zapisy prawne odnośnie zobowiązania do celibatu mamy z początku IV w. w dokumentach Synodu w Elvira, nic znaczy to jednak, jakoby dopiero sobór ten wynalazł celibat. Kanon 33 tegoż synodu brzmi:
„Jesteśmy zgodni z zupełnym zakazem, obowiązującym biskupów, kapłanów, diakonów, tzn. wszystkich duchownych, spełniających służbę ołtarza, że powstrzymują się od swych żon i nie płodzą dzieci; kto jednak to uczynił, niech będzie wykluczony ze stanu duchownego.”
Widać zupełnie wyraźnie, że słowa te zakładają obowiązujący już celibat. Legat papieski na tzw. Soborze Afrykańskim z 390 r. wyraził się podobnie: „Jesteśmy zgodni, żeby biskup, kapłan i diakon, tzn. wszy¬scy, którzy dotykają sakramenty, jako stróżowie czystości powstrzymywali się od swych żon.” Ojcowie tegoż soboru potwierdzili to mówiąc: „Jesteśmy zgodni co do tego, że we wszystkich i przez wszystkich, którzy służą ołtarzowi, ma być zachowana czystość.” Postanowienia te zakładają już istniejącą praktykę, należącą przedtem do niepisanej Tradycji Kościoła. Teksty zarówno pierwszych soborów jak też Ojców Kościoła podkreślają, że nakaz wstrzemięźliwości duchowieństwa pochodzi już od Apostołów, i nic jest jakimś nowym wynalazkiem.
Przeciwko celibatowi często przytacza się słowa św. Pawła (Tm ,2.12 i Tt 1,6), mówiące, że kandydat do kapłaństwa ma być „mężem jednej żony”. Jednak te właśnie miejsca były w Kościele (przez papieży i sobory) zawsze rozumiane jako potwierdzenie dla wymagania wstrzemięźliwości. Jak bowiem wiadomo, ci, którzy byli żonaci przed Święceniami, zobowiązywali się pod surowymi karami do zaprzestania pożycia z żoną. Słowa św. Pawła mają nie inną wymowę jak tylko że powtórnie żonaci nie mogą zostać dopuszczeni do święceń, gdyż przez ponowne małżeństwo dowiedli, iż nie są zdolni żyć wstrzemięźliwie. W klasycznej kanonistyce uważano, że nawet papież nie może udzielić dyspensy od celibatu, gdyż niemożliwa jest dyspensa „wbrew Apostołowi”, tzn. przeciwko regule zawartej w Piśmie św.
Z analiz tych wynika, że pozwolenie tzw. stałym diakonom na kontynuowanie pożycia małżeńskiego jest zupełną nowością w Kościele i sprzeciwia się zarówno całej dotychczasowej tradycji kościelnej jak też katolickiemu rozumieniu stanu duchownego. Jest owszem prawdą, że jeszcze do średniowiecza dopuszczano do święceń żonatych mężczyzn (co też do dzisiaj ma miejsce w obrządku wschodnim), to jednak od momentu przyjęcia święceń zobowiązani oni byli do zupełnej wstrzemięźliwości.
Tak więc pozwalając swoim duchownym na pożycie małżeńskie, obrządki wschodnie odeszły od Tradycji; zachowały jednak resztkę tradycji, nie pozwalając bezżennym duchownym na zawieranie małżeństwa i wymagając zupełnej wstrzemięźliwości od biskupów, którymi mogą zostać tylko bezżenni. Liczne dowody w postaci dokumentów soborowych i Ojców Kościoła, zarówno łacińskich jak i greckich, podaje wraz z komentarzem kardynał Stickler.
(…)
Celibat jest zakorzeniony już w Starym Testamencie, gdzie kapłani byli także zobowiązani do wstrzemięźliwości na czas pełnienia służby w świątyni. Wtedy jeszcze nie mogło być ciągłego zobowiązania, gdyż według prawa mojżeszowego służba w świątyni była powierzona tylko jednemu rodowi, a więc kapłaństwo było dziedziczne. W Nowym Przymierzu kapłaństwo nie wynika z pochodzenia i nie polega tylko na okresowej funkcji, lecz służbą Bożą ma być całe życie kapłana. Dlatego właśnie już Apostołowie musieli „opuścić wszystko” i pójść za dziewiczym Mistrzem, naśladując Go. Przykład bowiem Jezusa Chrystusa i całej Świętej Rodziny pokazuje, że „małżeństwo jest nie do pogodzenia z najsubtelniejszą czystością.” Taki jest właściwy i najgłębszy sens wstrzemięźliwości duchownych, zawsze w Kościele wymaganej. Wobec takiego przykładu życia Chrystusa – jak pisze jeden z autorów, podsumowując liczne cytaty z Pisma Św. – „czyż można jesz¬cze uważać, że stan życia, o którym mówią wszystkie te teksty, jest do pogodzenia z normalnym małżeństwem i jego wielorakimi więziami uczuciowymi, rodzinnymi, społecznymi i ekonomicznymi?”
Odpowiednie przepisy prawne rozwijały się wprawdzie stopniowo, Powstawały bowiem na gruncie doświadczeń wieków. Tak np. przepis o dopuszczeniu do święceń tylko mężczyzn nieżonatych wyniknął zarówno z naturalnego procesu kodyfikacji istniejących już zasad i obyczajów, jak też z oczywistego faktu, że żyjącym w rodzinie trudniej jest zachować wstrzemięźliwość niż tym, którzy już od młodości wybrali bezżenność. Dlatego właśnie Kościół zdecydował się Udzielać święceń tylko już żyjącym w czystości, tzn. wypróbowanym we wstrzemięźliwości. Tak synod w Elvira (300-303) ustanowił prawo, te biskupi, kapłani, diakoni i wszyscy duchowni, pełniący świętą posługę, mają się wstrzymywać od pożycia z żoną i płodzenia dzieci, a kto by tego nic przestrzegał, ma być wyłączony ze stanu duchownego. Niedługo potem, w r. 385. papież Syrycjusz (t399) napisał następujące słowa w reakcji na przytaczanie przykładu żonatych kapłanów Starego Przymierza: „Dlaczegóż to w roku. gdy przypadała ich kolej na służbę w świątyni, mieli oni nakazane mieszkać z dala od swoich domów, w świątyni? Z tego widocznie powodu, by nie mogli podejmować współżycia cielesnego z kobietami, aby jaśniejąc nieskazitelnością sumienia składali Bogu przyjemne dary. Stąd Pan Jezus, oświeciwszy nas swoim przyjściem, zaświadcza w Ewangelii, że przyszedł Prawo wypełnić, a nic znieść. Tak też chciał, by i kształt Kościoła – Oblubienicy promieniował blaskiem czystości, aby w dzień sądu, gdy powróci, mógł tę Oblubienicę zastać ,bez zmarszczki i skazy”.
Do tych przepisów: my wszyscy kapłani i duchowni niższych stopni, zostajemy zobowiązani niezmiennym prawem, byśmy od dnia naszych święceń oddali nasze serca i ciała trzeźwości i czystości, podobając się przez wszystko Bogu naszemu w ofiarach, które codziennie składamy” Ze słów tych wynika jasno, że w tym czasie już istniało, i to od dawna, prawo zobowiązujące duchownych do celibatu. Jego uzasadnienie trafnie wyraził chociażby Św. Epifaniusz (1403), metropolita Cypru, pisząc: „Kościół jest przekonany, że nie można być przez nic rozproszonym, aby sprawować święte czynności kultu z gorliwością i spełniać duchowe zadania w duchu najwyższego oddania. Mam na myśli, że z powodu kultowych i służebnych zobowiązań, które niekiedy niespodziewanie wzywają, przystoi, by kapłan, diakon i biskup byli do Bożej dyspozycji.”
Na przestrzeni wieków Kościół stale podtrzymywał to swoje stanowisko, mimo ciągle powtarzających się ataków, zaostrzając nawet zobowiązanie do celibatu. Tak np. Sobór Lateraneński z r. 1128 potępił tzw. nikolaitów, którzy uważali, że celibat jest niewykonalny i szkodliwy dla zdrowia. Również Sobór Trydencki wypowiedział się z największym uznaniem o celibacie, mówiąc o nim w kontekście dogmatu, który podkreśla, że w święceniach udzielany jest „Duch Święty” oraz wyciskane jest niezacieralne „znamię”, upodabniające wyświęconego do Chrystusa, powodujące, że wyświęcony pozostaje już na zawsze kapłanem.
Nic więc dziwnego, że dokonane ostatnio dopuszczenie do wyższych święceń, jakimi jest diakonat, żonatych mężczyzn bez zobowiązania ich do wstrzemięźliwości, wywołało burzę oczekiwań i żądań, przede wszystkim co do zniesienia celibatu. Zatracono bowiem właściwy teologiczno-duchowy sens kościelnej zasady wstrzemięźliwości duchownych, sprawiając raczej wrażenie, jakoby sprawa celibatu była jedynie kwestią dyscypliny, dowolnie wymienialną. Sprzeciwia się to nawet zdaniom ostatniego soboru mówiącym, że „celibat z wielu względów odpowiada kapłaństwu…”, że racje dla jego najpierw zalecania i później wymagania przez prawo kościelne „są ugruntowane w Tajemnicy Chrystusa i Jego misji”, oraz o „darze celibatu, tak odpowiadającym kapłaństwu Nowego Testamentu,” oraz że „w celibacie oznaczane są i dopełniane wielkie Tajemnice”. Także obecny Papież w swoim liście posynodalnym Pastores dabo vobis podkreśla, że istnieje ścisły „związek łączący celibat ze święceniami, które upodobniają kapłana do Jezusa Chrystusa – Głowy i Oblubieńca Kościoła.”
Często zapomina się, że ostatecznym uzasadnieniem celibatu jest sam Jezus Chrystus: „Ostateczny kierunek dał sam Chrystus… Kościół może tylko wtedy pozostać wierny Ewangelii, gdy popiera celibat kapłański.” Tymczasem Paweł VI mówił w przemówieniu do księży 10 lutego 1978, a więc na pół roku przed swoją śmiercią, o „wyrachowanych dążeniach” do „bezczeszczenia tradycyjnej postaci” kapłaństwa, i o „procesie desakralizacji”, zmierzającym do „zniszczenia trwania kapłaństwa” i „przykrycia ruin”, o „manii laicyzacji”, która „zdarła zewnętrzne oznaki świętego stanu i wydarła z serc święty szacunek, należny samej osobie, by zastąpić to oczywistą próżnością świeckości, nawet niekiedy odważania się na to. co niedozwolone i potępione.” Czy można się dziwić, źe doszło do tego. skoro w ciągu kilku lat po soborze tak wiele rzeczy niegdyś zabronionych i potępionych przez Kościół, zostało dopuszczonych, a nawet nakazanych?
Słynny francuski myśliciel i pisarz J. Guitton przytoczył niegdyś słowa pewnego biskupa z Patriarchatu Moskiewskiego, który powiedział:
„My prawosławni jesteśmy przekonani, że wy na Zachodzie, wy łacinnicy, nie jesteście na dobrej drodze, gdy publicznie dyskutujecie o celibacie. Jeśli oddzielicie Kapłaństwo od celibatu, to przeżyjecie szybki rozkład. Zachód nie jest dość mistyczny, by bez upadku wytrzymać małżeństwa księży. Rzym musi sobie gruntownie przemyśleć, czy wolno mu kompromitować tysiącletnią ascezę.” Nie chodzi zresztą tylko o ascezę. lecz o właściwe rozumienie i realizowanie kapłaństwa Chrystusowego. Czyż muszą nas tego uczyć „bracia odłączeni”?
Drodzy RODACY.
Jeśli się komuś wydaje, że uda się – MILCZENIEM – zamieść pod dywann sprawy lichwiarskiego RAKA – Zbrodni przeciwko ludzkości – to jest ten – taki ktoś – patentowanym debilem – typu – p’Rezydent A. Duda/obłuda. Ta oliwa zwsze na wierzch wypływa a RAK nas trawi. Pastuchy kk zaś nakręcają owieczki do nadstawiania drugiego policzka, zamiast do brania BICZA do ręki i gnania zbójców.! To straszne.!
Najwyższy czas, by pogonić lichwiarzy (bankierów) i zmusić ich do .ODDANIA lichwy tym, który ją im zapłacili, bo na zapłatę lichwy pieniędzy nie wykreowali i nie mamy czym ją zapłacić. To jest skandal cywilizacyjny/lichwiarski, czyli RAK (podobny do RAKA z systemu medycznego) systemu finansów świata – talmud.
PS: Występuję w roli Rzecznika Interesu Publicznego – Kraj. Ruchu Polaków.
Kazimierz z Kęt – husarz
sorrki różaniec to nie dla mnie – nigdy nie potrafiłem zrozumieć chrześcijaństwa a raczej go poczuć. Wierzę za to w Światowida Welesa w Bogów naszych Przodków
Nasi przodkowie kiedy poznali prawdziwą wiarę wyrzekli się fałszywych bożków.
kiedys nie bylo celibatu w kosciele katolickim to to zmieniono
Pod koniec lat sześćdziesiątych prowadziłem w Częstochowie studencki obóz pracy dla studentów z Litwy. Była okazja zwiedzić m.in. klauzurę na Jasnej Górze. Od razu rzuciły się w oczy dwuosobowe pokoje dla kleryków, co jednoznacznie kojarzyło się z stworzeniem idealnych warunków do rozkwitu „kolarstwa”. Dlaczego nie 2,3 czy 4-osobowe? To całe „toważydostwo” należałoby jak najszybciej wysłać na księżyc począwszy od kleryka w seminarium, a na towarzyszach sekretarzach z Komitetu Centralnego KK skończywszy.
inna odsłona opisywanej sprawy:
http://wroclaw.wyborcza.pl/wroclaw/7,35771,21451339,ksiadz-skladal-seksualne-propozycje-parafianinowi-biskup-stwierdzil.html
towaŻydostwo począwszy od prezydenta i jego małpiarnię do biskupa wrocławskiego i jego małpiarnię! samo zydostwo we wrocławskim urzędzie i kosciele!!! wszyscy z jednej nacji, zabawy i uciechy charakterystyczne…..
Słynny francuski myśliciel i pisarz J. Guitton przytoczył niegdyś słowa pewnego biskupa z Patriarchatu Moskiewskiego, który powiedział:
„My prawosławni jesteśmy przekonani, że wy na Zachodzie, wy łacinnicy, nie jesteście na dobrej drodze, gdy publicznie dyskutujecie o celibacie. Jeśli oddzielicie Kapłaństwo od celibatu, to przeżyjecie szybki rozkład. Zachód nie jest dość mistyczny, by bez upadku wytrzymać małżeństwa księży. Rzym musi sobie gruntownie przemyśleć, czy wolno mu kompromitować tysiącletnią ascezę.” Nie chodzi zresztą tylko o ascezę. lecz o właściwe rozumienie i realizowanie kapłaństwa Chrystusowego. Czyż muszą nas tego uczyć „bracia odłączeni”?
Kryzys w Kościele Powszechnym na przykładzie sytuacji w Stanach Zjednoczonych. Mini-analiza zagadnień homoseksualizmu
http://www.bibula.com/?p=12396
…..Grzech towarzyszy człowiekowi od pierwszych jego dni. Również i zjawisko
homoseksualizmu znane było od najdawniejszych czasów, a w księgach Starego
Testamentu wielokrotnie napotykamy imienne i wyraźne stwierdzenia je
potępiające. W księgach Nowego Testamentu widzimy jednoznacznie zajęte
stanowisko, np. w Listach Św. Pawła. Nie chciałbym powtarzać tutaj tego, co w
poważnej literaturze omawiającej te zagadnienia było wyczerpująco przedstawione.
Odsyłam zatem do przestudiowania zaznaczonych w przypisie cytatów. Pozwolę
sobie jednak na przytoczenie choć kilku myśli odnośnie formowanego przez całe
wieki stanowiska Kościoła.
Tradycja Magisterium Kościoła Świętego budowała się przez wieki i była
kontynuacją zapisów biblijnych. Pierwsze stanowisko synodu na temat praktyk
homoseksualnych (Synod w Elvira, 305-306) jest niezwykle dosadne: osoby
dopuszczające się aktów homoseksualnych z młodocianymi (stupratores puerorum)
są pozbawione możliwości przyjmowania Komunii Św. nawet w momencie śmierci
(in articulo mortis). Sobór w Ancyra (314), mający wielki wpływ na Kościół na
Zachodzie, wypowiedział się autorytatywnie przeciwko praktykom
homoseksualnym. „Ktokolwiek dopuści się [aktów] splugawienia ze zwierzętami lub
mężczyznami” – mówi Sobór, będzie poddany serii kar, odpowiednich do wieku i
stanu osoby naruszającej. Oto jak kary winny być rozłożone:
„Ci, którzy przestępstwa te przed ukończeniem dwudziestego roku życia popełnili, po piętnastu latach pokuty, dopuszczeni z powrotem do wspólnoty modlitewnej zostaną. Po tym, po upływie kolejnych pięciu lat w tej wspólnocie, niech sakrament eucharystii otrzymają. Jednak, niech życie ich będzie analizowane by ustalić jak długi okres pokuty przejść oni powinni, by uzyskać odpuszczenie, bowiem jeśli dopuścili się oni tych przestępstw dobrowolnie, poświęcić więcej czasu na pokutę powinni. Jeśli jednak ci w wieku dwudziestu lat i powyżej oraz żonaci upadli
popełniając te przestępstwa, niech pokutują przez dwadzieścia pięć lat by potem dopuszczeni do wspólnoty modlitewnej zostali a tam przez pięć lat pozostawszy ostatecznie sakrament eucharystii otrzymać mogli. Więcej, jeśli ci co przestępstwa te w wieku powyżej lat pięćdziesięciu popełnili, niech łaskę Komunii tylko na samym końcu życia swego otrzymają.”
Papież Święty Syrycjusz (384-399) wydał normy regulujące przyjmowanie do
stanu duchownego, wykluczające osoby dopuszczające się aktów
homoseksualnych. Na otwarciu XVI Synodu w Toledo (693) padły słowa wzywające
księży do walki z praktykami homoseksualymi.
Synod Naplouse, który zebrał się 23 stycznia 1120 roku, wydał jedne z
najbardziej spójnych norm przeciwko ludzkiemu grzechowi, a wyszczególniając w
25 kanonach grzechy przeciwko ciału, aż w czterech z nich odnosił się do
homoseksualizmu.
Trzeci Synod Laterański (1179) po raz kolejny zajął się tym grzechem przeciwko
naturze, ostrzegając:
„Ktokolwiek na praktykowaniu grzechu przeciwko naturze przyłapany zostanie, jak gniew Boży na buntowników spuszczony został (Ef. 5:6), jeśli grzesznik jest księdzem, niech zdegradowany ze swego stanu i trzymany w samotności w klasztorze na pokucie będzie, a jeśli jest osobą świecką, niech ekskomunikowany i trzymany w rygorystycznej odległości od społeczności wiernych pozostanie.”
Wraz z rozkwitem epoki zwanej Renesansem i rozluźnieniem obyczajów, na
wierzchu społecznych nieczystości na nowo pojawił się homoseksualizm, często
właśnie w elitach i wśród ludzi bogatych. Piąty Syndod Laterański (1512-1517)
zawyrokował:
„Jeśli jakikolwiek członek duchowieństwa złapany zostanie na hańbie przeciwko naturze…niech będzie on usunięty z tego stanu lub niech będzie zmuszony do pokuty w klasztorze.”
Zabiegając o czystość Kościoła, Papież Święty Pius V, wydał w 1566 roku Notę,
w której zobowiązywał do odbierania wszelkich stanowisk, dystynkcji i pensji
księżom winnym tego przestępstwa, a po tej degradacji oddawania ich pod sąd
świecki. Powtórzone to zostało w Konstytucjach Papieskich Cum Primum (1566) i
Horrendum Illud Scelus (1568).
Przez wszystkie wieki wykładnia Kościoła była w stosunku do tego grzechu
jasna i jednoznaczna a liczne dokumenty podkreślały jego istotę. Kodyfikacja i
unormowanie dotychczasowego prawa w ramy Prawa Kanonicznego, zainicjowana
przez Świętego Piusa X, zwieńczona została opublikowaniem w 1917 roku przez
Jego następcę Papieża Benedykta XV Codex Iuris Canonici. Ogłoszone bullą
papieską Providentissima Mater Ecclesia utworzyło obowiązujący do końca lat 80-
tych XX wieku Kodeks, który mówi:
„Jeśli chodzi o osoby świeckie, grzech sodomii jest karany ipso facto przez ból infamii i inne sankcje zastosowane zgodnie z roztropną oceną Biskupa, zależną od ciężkości każdego przypadku (Kan. 2357). Jeśli chodzi o osoby duchowne, gdy są one clerici minoris (to jest ze stopniem niższym niż diakon), należy je ukarać stosując różne środki, proporcjonalnie do ciężkości winy, wliczając w to nawet wyłączenie ze stanu duchownego (Kan. 2358); gdy są oni clerici maiores (to jest są diakonami, księżmi lub Biskupami), niech będą ogłoszeni nikczemnymi
i zawieszeni zostaną ze wszelkich pozycji, benefitów, dostojeństwa, pozbawieni ich ewentualnejpensji i – w przypadkach najcięższych – niech będą usunięci [ze stanu duchownego].”
W przeciwieństwie do wcześniejszych dokumentów Kościoła, jasnych i
jednoznacznych, posoborowe dokumenty dotyczące homoseksualizmu nie są już
tak przejrzyste, a wręcz cechują się językiem ambiwalentym, nawiązując tym
samym do języka i ducha innych dokumentów soborowych. Pierwszy tego typu
dokument, zatytuowany Deklaracja w sprawie niektórych pytań dotyczących etyki
seksualnej, wydany 29 grudnia 1975, podpisany przez Kardynała Franjo Seper i
zaaprobowany przez Papieża Pawła VI robi wielki ukłon w stronę modernistycznych
prądów, m.in. akceptując tezę, iż niektóre przypadki homoseksualizmu są
niewyleczalne. Kardynał Seper pisze:
„Wyciągane jest z tego rozróżnienie – i wygląda na to, że z pewnymi podstawami – pomiędzy homoseksualistami, których tendencje pochodzą z fałszywej edukacji, niedostateczności normalnego rozwoju seksualnego, nawyku, złego przykładu lub z innych podobnych przyczyn, dla których są one przemijające lub co najmniej nie pozbawione wyleczalności, oraz homoseksualistami, którzy są ostatecznie takimi, ponieważ posiadają wrodzony instynkt lub patologiczny układ oceniany jako niewyleczalny.”
Poprzez tego typu akceptację i afirmację niektórych twierdzeń współczesnej
psychologii i hipotez naukowych (ciągle wszak hipotez) wyprowadzany jest
praktyczny wniosek, aby Kościół nie tyle nie potępiał tych ludzi, ile wręcz objął ich specjalną pastoralną troską, co tak wyraźnie zaowocowało naborem seminarzystów
z inklinacjami homoseksualnymi – co wskażę za chwilę – i nadnaturalnym rozrostem
programów dla homoseksualistów prowadzonych dzisiaj przez chyba każdą
diecezję w USA.
cd..
W ciągu ostatnich trzydziestu, lecz szczególnie w ciągu ostatnich dwudziestu
lat zewsząd dochodziły liczne głosy kreowania się subkultury homoseksualnej
(„gejowskiej”) w strukturach Kościoła. Tradycyjna prasa katolicka donosiła o
każdym znanym przypadku bulwersujących związków homoseksualnych, aktów
pedofilli, mimo ignorowania problemu przez tzw. prasę katolicką. Z racji dużej liczby przypadków poniżej przedstawię tylko kilka, tych najbardziej znaczących dla dalszego rozwoju sytuacji.
Zanim to uczynię, pozwolę sobie jednak na przypomnienie ignorowanego
rozróżnienia, które należy wyjaśnić mówiąc o rozgłaszanych przez media tzw.
skandalach księży-pedofilów. Otóż należy sobie uzmysłowić, iż dzisiejsze
przywoływane na światło dzienne skandale, nie dotyczą z gruntu księży-pedofilów,
lecz efebofilów.
W odróżnieniu od pedofilów żerujących na dzieciach w wieku przed
okresem dojrzewania, efebofile zainteresowani są dziećmi czy młodzieżą w wieku
od 12 do 18 lat, w zdecydowanej większości chłopcami.
Nie zmienia to oczywiście zaistniałego stanu rzeczy w sensie wyrządzonego zła, lecz należy mieć to na uwadze, gdyż w wielu krajach współżycie np. z 16- czy 17-latkiem jest pod względem prawnym w pełni legalne.
Z technicznego punktu widzenia nie mamy do czynienia z nieproporcjonalnym zjawiskiem pedofilii wśród księży, bo te przypadki stanowią absolutny margines zjawiska, lecz ze „zwykłym” homoseksualizmem.
Z tego też względu należy patrzeć na całe zjawisko jako na wynik zgubnych prób
szukania porozumienia Kościoła ze złem homoseksualizmu.
cd..
Wobec tak katastrofalnego spadku powołań kapłańskich intencje niektórych
hierarchów przekładających ilość nad jakość szukały usprawiedliwienia. Niestety,
obniżając poprzeczkę dopuszczono do seminariów osoby nie tylko pozbawione
prawdziwych powołań, ale wręcz ze skandalizującymi skłonnościami czy
przeszłością. Znane od wielu lat i przytaczane w tradycyjnej prasie katolickiej
doniesienia o sytuacji w seminariach, okazały się przerażającą prawdą. Środowiska
„gejowskie”, szczególnie wśród seminaryjnej kadry nauczycielskiej opanowały
amerykańskie seminaria do tego stopnia, że student chcący poznać prawdziwą
naukę Kościoła, Encykliki papieskie, student chcący uczestniczyć w liturgiczym
życiu, jest izolowany, ośmieszany, zmuszany różnymi metodami do rezygnacji czy
też wysyłany na badania psychologiczne. Mówiąc wprost: kleryk chcący wiernie
służyć Kościołowi uważany jest w dzisiejszych amerykańskich seminariach jako
nienormalny.
Widząc efekty swojej działalności – choć niekoniecznie wiążąc przyczynę ze
skutkiem – niektórzy zdesperowani, ale i krótkowzroczni Biskupi chwytają się
dziwnych metod rekrutacji kandydatów. Wiele z diecezji, i to właśnie tych
borykających się z naborem – a tak się „składa”, że te z najmniejszą ilością
seminarzystów są znane z niezwykłego liberalizmu swych pasterzy – zaczęły
kampanię reklamową różnymi „nowoczesnymi” środkami. I tak, Diecezja w Des
Moines (Idaho) założyła drużynę koszykówki złożoną z księży, podróżującą po kraju
i reklamowaną hasłami na Billboard’ach: „Potrzebni ‚biali robotnicy’: księża” albo
„Bycie księdzem: to jest wspaniałe!”. Archidiecezja w Chicago wymyśliła inna hasła, typu: „Jeśli czekasz na sygnał od Boga, oto właśnie [czytając to] go otrzymujesz!”, bądź: „Niektórzy ludzie troszczą się ofiarowując ubranie, inni ofiarowują swoje życie.” Diecezja w Providence (Rhode Isand) natomiast zaczęła ogłaszać się w…telewizji MTV oraz Comedy Channel.
Ciekawe, jakich kandydatów spodziewają się Biskupi w Providence rekrutując ich spośród widzów takich programów? Z pewnością diecezja ta i inne jej podobne nie stawia na kandydatów, dla których cenna jest nauka Kościoła, bowiem ci nie oglądają zepsutych programów MTV i nie tracą czasu przy Comedy Channel. To liberalne podejście pasterzy wprowadzających swoje wizje „nowoczesnego Kościoła”, zbiera bardzo konkretne żniwo: w diecezji Providence z 700 tysiącami katolików w 2002 roku nie będzie wyświęcony ani jeden ksiądz!
….
Jednym z najbardziej smutnych rozdziałów zaistniałego kryzysu w Kościele jest
sytuacja w seminariach, miejscach mających duchowo i intelektualnie
przygotowywać do stanu kapłaństwa. Dochodzące głosy z wielu diecezji i
seminariów o metodach kształcenia, sposobach indoktrynacji w duchu najgorszych
wzorów feministycznych i gnostycznych, działaniach wojujących i zwartych kręgów
homoseksualnych, od lat były słyszane i opisywane, lecz tylko przez tradycyjną
prasę katolicką. Wielu rzeczy nie sposób jednak dłużej ukrywać, o czym z
pewnością świadczy wydobyty przez media temat skandali „księży-pedofilów”.
O istnieniu skandalizującej homoseksualnej atmosfery w seminariach przyznał
wreszcie publicznie 23 kwietnia 2002, na dzień przed rzymskim spotkaniem
kardynałów amerykańskich z Papieżem w Rzymie, Biskup Wilton Gregory,
prezydent USCCB.
Tak się składa, że przygotowując materiały do niniejszego opracowania,
otrzymałem jeszcze „ciepłą”, prosto z wydawnictwa książkę, która dogłębnie
pokazuje stan zainfekowania homoseksualizmem pokaźnych i wpływowych kręgów
duchowieństwa, szczególnie w seminariach duchownych . Michael S. Rose, autor dwóch niezwykle odważnych książek i wieluset artykułów drukowanych w tradycyjnej prasie katolickiej , przekazał w swej kolejnej książce zatytuowanej „Do
widzenia porządni chłopcy! Jak katolickie seminaria odrzucały dwa pokolenia
kandydatów z powołaniami kapłańskimi”. obraz funkcjonowania seminariów, który
utworzył na podstawie wywiadów z byłymi i obecnymi seminarzystami, księżmi i
wykładowcami.
To co widzimy, przeraża i paraliżuje. Na konkretnych przykładach
dowiadujemy się jak przez lata działał (i działa!) mechanizm „gejowskiej subkultury” w seminariach, odrzucający zdrowych mężczyzn od kontynuowania studiów i osiągnięcia święceń kapłańskich, jak chłopcom o tradycyjnej, ugruntowanej na
prawdziwej nauce Kościoła wierze odmawiano przyjęć do seminariów, jak tym,
którzy dostali się i próbowali kontynuować studia, uprzykrzano życie często
korzystając z nieetycznych badań psychologicznych mających na celu wykluczenie
ich z seminariów, jak i czego nauczano w seminariach, jak wielokrotne monity,
prośby do władz uczelni i do Biskupów nie przynosiły żadnych efektów, poza tym,
że osoby ośmielające się protestować oskarżano o „homofobię” i przylepiano
nalepki „nieustępliwych”, „nietolerancyjnych”, „reakcyjnych”, „skrajnych”,
„niereformowalnych”, „niezdolnych do służenia Nowemu Kościołowi”.
Najbardziej szokujące w tym wszystkim jest nie to, że gdzieś-tam pojawił się jakiś
niezrównoważony wykładowca czy dziekan promujący swoje idee, ale to że skala i
uniwersalność zjawiska każe mówić o głębokim zepsuciu i zakorzenieniu się Zła w
strukturach seminaryjnych. W dosyć znanej wypowiedzi Arcybiskupa Elden F. Curtiss (Omaha) padły słowa:
„Wydaje mi się, że ‚kryzys’ powołań jest rozpowszechniany przez ludzi, którzy chcą zmienić kurs Kościoła, przez ludzi którzy nie zgadzają się z ortodoksyjnymi kandydatami lojalnymi wobec magisterialnych nauk Papieża i Biskupów, oraz przez ludzi którzy właśnie odciągają konkretnych kandydatów od kapłaństwa […] Osobiście jestem świadomy niektórych dyrektorów [odpowiedzialnych za przyjmowanie i formowanie seminarzystów], grup formujących i komisji [odpowiedzialnych za ewaluację i dopuszczenie do święceń], którzy odrzucają tych kandydatów
nie popierających możliwości wyświęcania kobiet bądź broniących nauki Kościoła dotyczącej antykoncepcji, lub tych, którzy ukazują oddanie np. modlitwie różańcowej.”
Wielu dyrektorów komisji i rektorów seminariów z oburzeniem zareagowało na
słowa Arcybiskupa Elden F. Curtiss, jednak sami wpadli w pułapkę swoich
wypowiedzi, gdy przyznawali, że kandydaci, którzy składają aplikacje do
seminarium „mają powzięte sądy o Kościele”, są „sztywnie zakotwiczeni w swoich
pozycjach” i nie są zdolni do „pójścia razem z [poruszającym się ku czemuś…
czemu?… strach pomyśleć – L.M.] Kościołem” , czy też – jak powiedział ks. John Klein, dyrektor formacji kapłańskiej Archidiecezji w Chicago – kandydaci, którzy „trzymają się jakichś zasad” nie nadają się do kapłaństwa , albo jak się
elokwentnie wyraził dyrektor formacji duchowej wobec jednego z konserwatywnych
kandydatów do Seminarium Św. Marii w Baltimore: „zachowujesz się jak
staroświecki Monsignor, który zatrzymał się na latach 50-tych. Nie potrzebujemy
takich dup w Kościele.”
Proces selekcji zaczyna się już w momencie składania aplikacji do seminarium,
gdzie kandydat przechodzi rozmowy, często z siostrami zakonnymi o skrajnie
liberalnych poglądach. Ksiądz Bob Oravetz, były regionalny dyrektor formacyjny tak to ujmuje:
„Jednym ze sposobów przekonania się czy diecezja nie przykłada wagi do
rekrutacji kandydantów, jest sprawdzenie czy na pozycji dyrektora formacji jest
kobieta. Często asystują one księżom, którzy oficjalnie sprawują funkcje
dyrektora, ale właśnie te liberalne siostry wykonują całą pracę, również
przeprowadzają rozmowy kwalifikacyjne z kandydatami.”
Wielu kandytatów poddanych psychologicznym podchodom przez te liberalne
siostry w postaci np. pytań o opinię na temat wyświęcania kobiet, antykoncepcji czy tajemnicy spowiedzi już na tym etapie mówi: „nie, dziekuję” i odchodzi, bowiem
pytania te, jak i cały proces kwalifikacyjny nie mają na celu obiektywnego
sprawdzenia kandydatów co do wierności podstawowym naukom Kościoła, lecz są
zadawane w sposób i mają za zadanie wyeliminowanie właśnie tych ortodoksyjnych
kandydatów. Od początku też uczą się brudnej sztuki oszukiwania, gdyż – jak
mówią wtajemniczeni – „aby otrzymać święcenia kapłańskie, musisz nauczyć się jak
w tę grę grać.”
Grę skrywania swoich tradycyjnych poglądów, wierności Nauce
Kościoła, wierności Papieżowi, dewocji do Najświętszego Sakramentu czy różańca
świętego. Proces selekcyjny nie dotyczy tylko kandydatów do kapłaństwa, ale i do
świeckiego diakonatu. Gdy Glenn Jividen, emerytowany pułkownik Sił Powietrznych
USA, a z drugiego zawodu dentysta złożył aplikację o przyjęcie go do programu
diakonalnego dla osób świeckich Lay Pastoral Ministry Program w Archidiecezji w
Cincinnati, siostra zakonna przeprowadzająca wywiad nieodparcie dawała do
zrozumienia pytając wielokrotnie czy „będziesz w stanie być na tyle elastyczny, aby zaakceptować pluralistyczny Kościół?” Po badaniach, w rezultacie ten aktywnie
oddany Kościołowi, Matce Bożej i Ojcu Świętemu, również poprzez działalność w
organizacjach kościelnych kandydat, otrzymał list (podpisany przez dwie kobiety i
dwie siostry zakonne!) odmawiający przyjęcia, za to sugerujący, aby zechciał
skorzystać z kursów celem „odnowienia swojej wiedzy teologicznej” oraz aby
skontaktował się z przewodnikami duchowej formacji by „rozwinąć swe personalne
życie duchowe”. Wśród 25 rekomendowanych przewodników, 22 stanowiły
kobiety….
W obronie Mszy Świętej i Tradycji Katolickiej” – ks. Dariusz J.Olewiński
/fragmenty/
O celibacie
Jednym z przykładów na nierzetelność teologiczną i historyczną polskiej Encyklopedii Katolickiej jest artykuł „Celibat”, szczególnie w części odnoszącej się do Kościoła katolickiego na Wschodzie i Zachodzie. Brak w niej bowiem podania uzasadnienia teologicznego celibatu, a także same informacje historyczno-prawne są niepełne i tendencyjne. W tym miejscu nic zajmiemy się szczegółową krytyczną analizą, lecz przedstawimy w skrócie korygujące dane. Encyklopedia nie wspomina ani słowem o zasadzie zobowiązywania duchownych do wstrzemięźliwości wraz ze święceniami.
Zasada owa ma swoje korzenie już w powołaniu Apostołów, które oznaczało przecież opuszczenie przez nich , rodziny (por. chociażby słowa św. Piotra w Mt 19,27: „Oto my opuściliśmy wszystko i poszliśmy za Tobą…” – Sugeruje się natomiast, że wymaganie od duchownych wstrzemięźliwości pojawiło się dość późno, i to znaczy dopiero w IV w., i to pod wpływem heretyckich i pogańskich poglądów na małżeństwo. Tymczasem „nowsze badania pokazują, że celibat sięga o wiele dalej, niż dają to zwykle rozpoznać znane źródła prawa, a mianowicie sięga do drugiego wieku. Również na Wschodzie celibat był o wiele bardziej rozpowszechniony, niż mogliśmy to dotychczas rozpoznać. Tutaj rozchodzą się drogi dopiero w VII wieku.”
Celibat jest jednym z istotnych elementów stylu życia duchownych. Dokładna definicja tego pojęcia podana jest już – jak wskazuje kard. Stickler – w najstarszych księgach prawa kanonicznego. Dokładnie mówiąc chodzi o zupełną wstrzemięźliwość (continentia) od pożycia małżeńskiego, a to zarówno jako niezawieranie małżeństwa, jak też – w przypadku żonatych – jako nieużywanie małżeństwa zawartego przed święceniami. Tak rozumiano celibat w Kościele już od początku, w oparciu o słowa Chrystusowe do Apostołów odnośnie powołania ich do opuszczenia „domu, żony i dzieci”.
Pierwsze znane nam zapisy prawne odnośnie zobowiązania do celibatu mamy z początku IV w. w dokumentach Synodu w Elvira, nic znaczy to jednak, jakoby dopiero sobór ten wynalazł celibat. Kanon 33 tegoż synodu brzmi:
„Jesteśmy zgodni z zupełnym zakazem, obowiązującym biskupów, kapłanów, diakonów, tzn. wszystkich duchownych, spełniających służbę ołtarza, że powstrzymują się od swych żon i nie płodzą dzieci; kto jednak to uczynił, niech będzie wykluczony ze stanu duchownego.”
Widać zupełnie wyraźnie, że słowa te zakładają obowiązujący już celibat. Legat papieski na tzw. Soborze Afrykańskim z 390 r. wyraził się podobnie: „Jesteśmy zgodni, żeby biskup, kapłan i diakon, tzn. wszy¬scy, którzy dotykają sakramenty, jako stróżowie czystości powstrzymywali się od swych żon.” Ojcowie tegoż soboru potwierdzili to mówiąc: „Jesteśmy zgodni co do tego, że we wszystkich i przez wszystkich, którzy służą ołtarzowi, ma być zachowana czystość.” Postanowienia te zakładają już istniejącą praktykę, należącą przedtem do niepisanej Tradycji Kościoła. Teksty zarówno pierwszych soborów jak też Ojców Kościoła podkreślają, że nakaz wstrzemięźliwości duchowieństwa pochodzi już od Apostołów, i nic jest jakimś nowym wynalazkiem.
Przeciwko celibatowi często przytacza się słowa św. Pawła (Tm ,2.12 i Tt 1,6), mówiące, że kandydat do kapłaństwa ma być „mężem jednej żony”. Jednak te właśnie miejsca były w Kościele (przez papieży i sobory) zawsze rozumiane jako potwierdzenie dla wymagania wstrzemięźliwości. Jak bowiem wiadomo, ci, którzy byli żonaci przed Święceniami, zobowiązywali się pod surowymi karami do zaprzestania pożycia z żoną. Słowa św. Pawła mają nie inną wymowę jak tylko że powtórnie żonaci nie mogą zostać dopuszczeni do święceń, gdyż przez ponowne małżeństwo dowiedli, iż nie są zdolni żyć wstrzemięźliwie. W klasycznej kanonistyce uważano, że nawet papież nie może udzielić dyspensy od celibatu, gdyż niemożliwa jest dyspensa „wbrew Apostołowi”, tzn. przeciwko regule zawartej w Piśmie św.
Z analiz tych wynika, że pozwolenie tzw. stałym diakonom na kontynuowanie pożycia małżeńskiego jest zupełną nowością w Kościele i sprzeciwia się zarówno całej dotychczasowej tradycji kościelnej jak też katolickiemu rozumieniu stanu duchownego. Jest owszem prawdą, że jeszcze do średniowiecza dopuszczano do święceń żonatych mężczyzn (co też do dzisiaj ma miejsce w obrządku wschodnim), to jednak od momentu przyjęcia święceń zobowiązani oni byli do zupełnej wstrzemięźliwości.
Tak więc pozwalając swoim duchownym na pożycie małżeńskie, obrządki wschodnie odeszły od Tradycji; zachowały jednak resztkę tradycji, nie pozwalając bezżennym duchownym na zawieranie małżeństwa i wymagając zupełnej wstrzemięźliwości od biskupów, którymi mogą zostać tylko bezżenni. Liczne dowody w postaci dokumentów soborowych i Ojców Kościoła, zarówno łacińskich jak i greckich, podaje wraz z komentarzem kardynał Stickler.
(…)
Celibat jest zakorzeniony już w Starym Testamencie, gdzie kapłani byli także zobowiązani do wstrzemięźliwości na czas pełnienia służby w świątyni. Wtedy jeszcze nie mogło być ciągłego zobowiązania, gdyż według prawa mojżeszowego służba w świątyni była powierzona tylko jednemu rodowi, a więc kapłaństwo było dziedziczne. W Nowym Przymierzu kapłaństwo nie wynika z pochodzenia i nie polega tylko na okresowej funkcji, lecz służbą Bożą ma być całe życie kapłana. Dlatego właśnie już Apostołowie musieli „opuścić wszystko” i pójść za dziewiczym Mistrzem, naśladując Go. Przykład bowiem Jezusa Chrystusa i całej Świętej Rodziny pokazuje, że „małżeństwo jest nie do pogodzenia z najsubtelniejszą czystością.” Taki jest właściwy i najgłębszy sens wstrzemięźliwości duchownych, zawsze w Kościele wymaganej. Wobec takiego przykładu życia Chrystusa – jak pisze jeden z autorów, podsumowując liczne cytaty z Pisma Św. – „czyż można jesz¬cze uważać, że stan życia, o którym mówią wszystkie te teksty, jest do pogodzenia z normalnym małżeństwem i jego wielorakimi więziami uczuciowymi, rodzinnymi, społecznymi i ekonomicznymi?”
Odpowiednie przepisy prawne rozwijały się wprawdzie stopniowo, Powstawały bowiem na gruncie doświadczeń wieków. Tak np. przepis o dopuszczeniu do święceń tylko mężczyzn nieżonatych wyniknął zarówno z naturalnego procesu kodyfikacji istniejących już zasad i obyczajów, jak też z oczywistego faktu, że żyjącym w rodzinie trudniej jest zachować wstrzemięźliwość niż tym, którzy już od młodości wybrali bezżenność. Dlatego właśnie Kościół zdecydował się Udzielać święceń tylko już żyjącym w czystości, tzn. wypróbowanym we wstrzemięźliwości. Tak synod w Elvira (300-303) ustanowił prawo, te biskupi, kapłani, diakoni i wszyscy duchowni, pełniący świętą posługę, mają się wstrzymywać od pożycia z żoną i płodzenia dzieci, a kto by tego nic przestrzegał, ma być wyłączony ze stanu duchownego. Niedługo potem, w r. 385. papież Syrycjusz (t399) napisał następujące słowa w reakcji na przytaczanie przykładu żonatych kapłanów Starego Przymierza: „Dlaczegóż to w roku. gdy przypadała ich kolej na służbę w świątyni, mieli oni nakazane mieszkać z dala od swoich domów, w świątyni? Z tego widocznie powodu, by nie mogli podejmować współżycia cielesnego z kobietami, aby jaśniejąc nieskazitelnością sumienia składali Bogu przyjemne dary. Stąd Pan Jezus, oświeciwszy nas swoim przyjściem, zaświadcza w Ewangelii, że przyszedł Prawo wypełnić, a nic znieść. Tak też chciał, by i kształt Kościoła – Oblubienicy promieniował blaskiem czystości, aby w dzień sądu, gdy powróci, mógł tę Oblubienicę zastać ,bez zmarszczki i skazy”.
Do tych przepisów: my wszyscy kapłani i duchowni niższych stopni, zostajemy zobowiązani niezmiennym prawem, byśmy od dnia naszych święceń oddali nasze serca i ciała trzeźwości i czystości, podobając się przez wszystko Bogu naszemu w ofiarach, które codziennie składamy” Ze słów tych wynika jasno, że w tym czasie już istniało, i to od dawna, prawo zobowiązujące duchownych do celibatu. Jego uzasadnienie trafnie wyraził chociażby Św. Epifaniusz (1403), metropolita Cypru, pisząc: „Kościół jest przekonany, że nie można być przez nic rozproszonym, aby sprawować święte czynności kultu z gorliwością i spełniać duchowe zadania w duchu najwyższego oddania. Mam na myśli, że z powodu kultowych i służebnych zobowiązań, które niekiedy niespodziewanie wzywają, przystoi, by kapłan, diakon i biskup byli do Bożej dyspozycji.”
Na przestrzeni wieków Kościół stale podtrzymywał to swoje stanowisko, mimo ciągle powtarzających się ataków, zaostrzając nawet zobowiązanie do celibatu. Tak np. Sobór Lateraneński z r. 1128 potępił tzw. nikolaitów, którzy uważali, że celibat jest niewykonalny i szkodliwy dla zdrowia. Również Sobór Trydencki wypowiedział się z największym uznaniem o celibacie, mówiąc o nim w kontekście dogmatu, który podkreśla, że w święceniach udzielany jest „Duch Święty” oraz wyciskane jest niezacieralne „znamię”, upodabniające wyświęconego do Chrystusa, powodujące, że wyświęcony pozostaje już na zawsze kapłanem.
Nic więc dziwnego, że dokonane ostatnio dopuszczenie do wyższych święceń, jakimi jest diakonat, żonatych mężczyzn bez zobowiązania ich do wstrzemięźliwości, wywołało burzę oczekiwań i żądań, przede wszystkim co do zniesienia celibatu. Zatracono bowiem właściwy teologiczno-duchowy sens kościelnej zasady wstrzemięźliwości duchownych, sprawiając raczej wrażenie, jakoby sprawa celibatu była jedynie kwestią dyscypliny, dowolnie wymienialną. Sprzeciwia się to nawet zdaniom ostatniego soboru mówiącym, że „celibat z wielu względów odpowiada kapłaństwu…”, że racje dla jego najpierw zalecania i później wymagania przez prawo kościelne „są ugruntowane w Tajemnicy Chrystusa i Jego misji”, oraz o „darze celibatu, tak odpowiadającym kapłaństwu Nowego Testamentu,” oraz że „w celibacie oznaczane są i dopełniane wielkie Tajemnice”. Także obecny Papież w swoim liście posynodalnym Pastores dabo vobis podkreśla, że istnieje ścisły „związek łączący celibat ze święceniami, które upodobniają kapłana do Jezusa Chrystusa – Głowy i Oblubieńca Kościoła.”
Często zapomina się, że ostatecznym uzasadnieniem celibatu jest sam Jezus Chrystus: „Ostateczny kierunek dał sam Chrystus… Kościół może tylko wtedy pozostać wierny Ewangelii, gdy popiera celibat kapłański.” Tymczasem Paweł VI mówił w przemówieniu do księży 10 lutego 1978, a więc na pół roku przed swoją śmiercią, o „wyrachowanych dążeniach” do „bezczeszczenia tradycyjnej postaci” kapłaństwa, i o „procesie desakralizacji”, zmierzającym do „zniszczenia trwania kapłaństwa” i „przykrycia ruin”, o „manii laicyzacji”, która „zdarła zewnętrzne oznaki świętego stanu i wydarła z serc święty szacunek, należny samej osobie, by zastąpić to oczywistą próżnością świeckości, nawet niekiedy odważania się na to. co niedozwolone i potępione.” Czy można się dziwić, źe doszło do tego. skoro w ciągu kilku lat po soborze tak wiele rzeczy niegdyś zabronionych i potępionych przez Kościół, zostało dopuszczonych, a nawet nakazanych?
Słynny francuski myśliciel i pisarz J. Guitton przytoczył niegdyś słowa pewnego biskupa z Patriarchatu Moskiewskiego, który powiedział:
„My prawosławni jesteśmy przekonani, że wy na Zachodzie, wy łacinnicy, nie jesteście na dobrej drodze, gdy publicznie dyskutujecie o celibacie. Jeśli oddzielicie Kapłaństwo od celibatu, to przeżyjecie szybki rozkład. Zachód nie jest dość mistyczny, by bez upadku wytrzymać małżeństwa księży. Rzym musi sobie gruntownie przemyśleć, czy wolno mu kompromitować tysiącletnią ascezę.” Nie chodzi zresztą tylko o ascezę. lecz o właściwe rozumienie i realizowanie kapłaństwa Chrystusowego. Czyż muszą nas tego uczyć „bracia odłączeni”?
Polecam książkę „Filozof” TW1025 – czyli Pamiętnik ANTY-Apostoła” wydawnictwa Antyk . Dobrze ilustruje metody jakimi posługują się owe „wilki w owczych skórach” penetrujące KK
Kilka słów na wstępie
Niniejsza książka, ukazująca penetrację katolicyzmu przez agenturę, po raz pierwszy została opublikowana w 1972 roku we Francji, nie jest ani dokumentem historycznym, ani powieścią.
O całkowitej naiwności, co gorsza o kompletnej głupocie współczesnych, świadczyłoby przekonanie, że do Kościoła Katolickiego nie próbowali i nie próbują się przedostać wrogowie, by opanowawszy hierarchię, seminaria, zakony, szkolnictwo doprowadzić do wypaczenia i upadku tej jedynej instytucji, która od wypaczeń i upadku ma za zadanie chronić świat cały poprzez uświęcenie go i poddanie Bogu.
Książka ta doczekała się licznych tłumaczeń na obce języki. W końcu ukazuje się w języku polskim. Przetłumaczona była już na początku lat dziewięćdziesiątych lecz wciąż zmagałem się z myślą, czy jej opublikowanie nie przyniesie za dużych strat w dziedzinie tak potrzebnej narodowi jaką jest Autorytet. Nie łudziłem się, co do agenturalności publicznie nagłaśnianych błaznów ze świata świeckich i świata duchownych, którzy skrywając się za Autorytetem państwa czy kościoła wygłaszali zarówno rzeczy sprzeczne z racją stanu Państwa i Kościoła jak i w ogóle z racją jako taką. Miałem świadomość, że wrogowie nasi nagłaśniają tych głupców po to tylko by w nas katolikach zasiać niechęć czy nawet nienawiść do hierarchii jako takiej, by pozbawić nas tej dumy z jedności pomiędzy Kościołem a Narodem, jaką zawdzięczaliśmy świadomej pracy Prymasa Tysiąclecia.
O to zwrócenie nas przeciwko pasterzom chodziło, choć zapewne owi nieliczni zwyrodnialcy, czy zdrajcy myśleli w swej pysze, iż media udzielają im głosu z powodu ich mądrości. Myślałem, że ta ich niedorzeczność minie wraz z nimi biologicznie, że pojawią się inni, którzy przerwą spektakl rujnujący Autorytet, że będą tacy, którzy go restytuują.
Niestety nie należało się łudzić, nie należało naiwnie pokładać nadziei w milczeniu wobec ekscesów – okazało się bowiem, że to nie było odosobnione i wyjątkowe odchylenie lecz wyraz trwałej tendencji i harde podnoszenie głowy przez mocne a nawet coraz mocniejsze lobby w ramach Kościoła. W obecnej dobie panoszenia się różnych agentur lobby homoseksualno-pedofilskiego oraz masońsko-sbeckiego, zauważalnego panoszenia się tych sił zła, nie liczących się z Bogiem, papieżem i ze zwykłymi wiernymi, należy przerwać milczenie. Ich bowiem złoczyństwo kładzie się coraz większym cieniem na nas.
Trzeba wskazać, iż mamy do czynienia z tymi agentami od dawna i że nigdy nie mieli oni nic wspólnego z katolicyzmem. Sami możemy ocenić na ile plan zniszczenia powiódł się – wystarczy niestety przykładów z naszych czasów.
Co z zapowiedzi zawartych w książce już się dokonało, co jeszcze nas czeka? Obawą na pewno przejmować nas powinny sprzyjające globalizmowi wypowiedzi najwyższych hierarchów Kościoła, nie tylko nie stawiające żadnych stanowczych warunków temu procesowi, lecz przymilające się Wielkim Tego Świata, którzy mieliby na skutek tych przymilań i mrugania do nich okiem, zawstydzić się i łaskawie dopuścić do znaczenia wartości chrześcijańskie. Oczarowani „argumentacją” może pozwoliliby na jakieś getto chrześcijańskie we współczesności, co więcej – być może po prostu dopuszczą owych hierarchów do „klubu”. Tym¬czasem globalizm, zarówno w postaci planowanego Rządu Światowego, jak i planowanej pseudoekumenicznej jedności religijnej, brutalnie miażdży i tratuje na drodze do Nowego Po¬rządku Świata nie tylko wszelkie zdobycze cywilizacji łacińskiej lecz i nas, już nawet jako substancję biologiczną narodów katolickich i Kościoła. Doprawdy – w tym szaleńczym pędzie rozpędzonego mechanizmu – globalizm, jako struktura zła, nie przejmuje się wcale jakimiś komicznymi próbami pokropienia go wodą święconą przez hierarchię Kościoła. Owe apele o tolerancję wobec wartości chrześcijańskich są bez sensu (podobne do licznych wezwań by demoniczna i w istocie swojej nie do zaakceptowania Konstytucja Europejska, miała choć w preambule odwołanie do Boga), owe pokropienie wodą święconą czegoś, co z gruntu wyznacza sobie cele desakralizacyjne, jest idiotyzmem i zdradą. Ani nie otrzymaliśmy preambuły „zadawalającej” ani nie powstrzymaliśmy samej konstytucji, która jest destrukcyjna. Zmarnowaliśmy tylko czas na złudzenia i postula¬ty. Na życzenie własne i życzenie przeciwników – bo temu nikt o zdrowych zmysłach chyba nie zaprzeczy.
Oto my, teraz jeszcze wezwani do oporu, być może do męczeństwa, zdołalibyśmy powiedzieć DOŚĆ chorym przywódcom świata, którzy chcą nas i naszą kulturę zniszczyć, którzy okrada¬ją nas i z dóbr duchowych, i materialnych, wpędzając nas w stan zniewolenia systemowo odbierając nam wolność i własność. Jeszcze stać nas na demonstracje podobne do hiszpańskiego 600 tysięcznego protestu po tym, jak wiarołomny król podpisał ustawę o dopuszczalności aborcji. Zdołalibyśmy zatrzymać nie jedno zło, zmienić nie jeden rząd, odwrócić bieg rzeczy przy¬wracając im ład i harmonię chrześcijaństwa, ALE wezwani do oporu a nie do baraniego pędu uczestniczenia w procesie globalizmu. Problem w tym, że NIKT nas nie wzywa do chrześcijańskiego oporu… USYPIA SIĘ nas i MYDLI oczy odkładaniem konfrontacji w czasie! I robią to ci, których Bóg obdarzył władzą bycia stróżami naszego i następnych pokoleń bezpieczeństwa!
Tymczasem jutro będzie już za późno, naszych apeli, nasze¬go przymilania się wobec wielkich tego świata, nikt nie będzie brał pod uwagę, co więcej Nowy „Porządek” Świata będzie już do zaakceptowania przez pseudokatolików, których niestety jest już coraz więcej. Podlegają bowiem owej nowej ewangelizacji, wysypują się gromadnie z nowych rodzin, nowych szkół, nowych seminariów, nowych uniwersytetów, nowych zakonów, jednym słowem pochodzą z NOWEGO ŚWIATA i do niego będą lgnęli.
Marie Carre, dzięki której agenturalne zapiski zostały opublikowane – urodzona w kalwinizmie – gorąco poszukiwała, od 16-go roku życia, rozwiązania kwestii prawdziwego kościoła Chrystusowego. Gdy miała 23 lata, to poszukiwanie doprowadziło ją do wstąpienia do Kościoła Katolickiego. Od samotnego poznawania Biblii pełnej widocznych sprzeczności doszła do spokojnej radości dziecka Bożego, obdarzonego przez Ojca wszelkimi dobrodziejstwami i pokojem katolicyzmu.
Będąc pielęgniarką opiekowała się umierającym nieznajomym, który miał przy sobie tajemnicze zapiski, za ich opublikowanie otrzymała liczne wyrazy uznania. (…) Zadaję sobie pytanie, czy ta broszura będzie miała czytelników, jeśli chodzi o jej wpływ na zwykłych ludzi. Otóż tak; prawdziwi bowiem chrześcijanie są przyzwyczajeni do tekstów Ewangelii w których jest mało abstrakcyjnej teologii i dużo przypowieści. I w nich zawarta jest cała teologia. Cokolwiek nie powiedzieć, na przykład, że chodzi tu o zbeletryzowaną syntezę, w której najboleśniejsze fakty przekraczają możność ich przedstawienia, najważniejsze by zacząć MYSLEC i DZIAŁAĆ!
Marcin Dybowski
cd..
Fragmenty
(…)
Właśnie w tych dniach umieściłem na rynku (można by tak powiedzieć) program, który pozwoliłby katolikom uzyskać akceptację protestantów. Do tego czasu katolicy bardzo liczyli na powrót protestantyzmu do macierzystego domu. Nastał czas, że stali się mniej aroganccy. Miłosierdzie stało się dla nich obowiązkiem. A kiedy w grę wchodziło miłosierdzie, uważałem, podśmiechując się ukradkiem, że nic złego nie może się zdarzyć. Przepowiedziałem więc (z zastrzeżeniem, że będzie się to powtarzać w powyższym tonie) zniesienie: łaciny, ozdób kapłańskich, posągów, obrazów, świec, klęczników (aby już nie musiano klękać). Kazałem też rozwinąć energiczną kampanię za zniesieniem krzyża. Ten znak jest w praktyce umieszczany w kościołach rzymskich i greckich. Już nastał czas, żeby katolicy zrozumieli, iż obrażają innych, którzy jednak są równie uzdolnieni i święci jak oni. Ten znak, jak i przyklękanie, to są śmieszne zwyczaje.
Przepowiadałem również — a był to dopiero rok 1940 — odejście od ołtarzy i zastąpienie ich zupełnie pustym stołem i porzucenie wszelkich krzyży, aby Chrystus uznany był za człowieka, a nie za Boga.
Podkreślałem z naciskiem, że Msza ma być tylko wspólnotowym posiłkiem, na który wszyscy będą zapraszani nawet nie¬wierzący. I tak doszedłem do takiej przepowiedni: chrzest stał się dla nowoczesnego człowieka śmiesznie magicznym obrzędem. Chrzest przez zanurzenie czy nie, musi być porzucony z korzyścią dla religii dorosłych.
Szukałem sposobu usunięcia Papieża, ale wciąż nie znajdowałem takiej możliwości. Jak długo nie będzie się rozgłaszać, że grę słów Chrystusa: „Ty jesteś Piotr (Skała), a na tej skale zbuduję Kościół mój” wyrzekł pewien gorliwy Rzymianin (trudno to udowodnić, ale wystarczy sama możliwość), Papież wciąż
będzie u władzy. Pocieszałem się nadzieją, że dokonamy tego, iż on stanie się antypatyczny. Ważne jest, abyśmy czynili głośną wrzawę przeciw niemu, ilekroć on uczyni coś nowego, a nawet, kiedy tylko przywraca to, co dawne, ale zbyt trudne do zniesienia. Poza tym wszystko, co jest dozwolone u protestantów i nawet tylko w jednej sekcie, powinno być uznane przez katolików, a więc powtórne małżeństwo rozwiedzionych, poligamia, antykoncepcja i eutanazja.
Kościół uniwersalny powinien skupić wszystkie religie i nawet niewierzących filozofów. Stało się pilną sprawą, żeby kościoły chrześcijańskie zrezygnowały ze swoich ceremoniałów. Zachęcałem więc do wielkiego sprzątania. Wszystko, co pobudza serca i ducha do oddawania czci niewidzialnemu Bogu, należy nieubłaganie tępić. Nie trzeba dawać wiary, jakobym ja nie znał, jak chcą niektórzy (że ich nie wymienię), potęgi gestów i wszystkiego, co przemawia do zmysłów. Człowiek choć trochę myślący zauważy, że ja niszczę wszystko, co jest ukochane w dawnej, skądinąd dość surowej religii. Pozostawienie jej surowości byłoby wcale niezłym żartem. Przemycałem w tajemnicy pogląd, że ten srogi Bóg mógł równie dobrze być wynalazkiem ludzkim. Bóg, który swego syna jedynego zesłał, aby poniósł śmierć na krzyżu!!! Ja wszakże musiałem na to baczyć, żeby moja nienawiść nie przenikała do moich pism. Powinny ją tonować zarówno łagodność jak i żal.
(…)
W tym czasie starałem się z wielką energią niszczyć kult maryjny. Z wielkim naciskiem podkreślałem, że katolicy i prawosławni wyrządzają protestantom wielką przykrość, utrwalając swoje rozliczne formy nabożeństw ku czci Maryi Dziewicy. Zwróciłem uwagę na to, ilu jest wśród braci odłączonych ludzi od nich rozsądniej szych i cnotliwszych. Ta istota ludzka, o której prawie nic nie wiemy, staje się u nas poniekąd potężniejsza (a w każdym razie łaskawsza), niż sam Bóg. W tym wypadku podjąłem się obrony praw Boga, traktując to jako świetną rozrywkę. Na pierwszy plan wysunąłem fakt, że wielu protestantów sądzi, iż Maryja miała po Jezusie jeszcze inne dzieci. Czy więc wierzą w dziewictwo Maryi tylko przy urodzeniu pierwszego dziecka? Trudno to powiedzieć. Zresztą w ogóle trudno określić, jakie są dokładne wierzenia tych różnych chrystianizmów. W rzeczywistości każdy wierzy w to, co chce. Natomiast stosunkowo łatwo można się dowiedzieć, czego oni nie znoszą.
Zalecałem więc usunięcie Różańca i wiele świąt odnoszących się do Maryi. Mój mszał liczył dwadzieścia pięć stron. Można do niego dodać pewne święta regionalne. O całkowitym usunięciu medalików, obrazów i posągów nie ma co mówić. Wiele pracy czeka nas w przyszłości… lecz to warte jest trudu. Nie wiedziałem jednak, jak zniszczyć Lourdes… i Fatimę… oraz kilka innych miejsc o mniejszym znaczeniu. Jeśli idzie o Lourdes, to rzecz jest piekielnie przykra. To jest otwarta rana na sercu protestantów. Nigdy Kościół uniwersalny nie będzie się mógł dobrze zakorzenić, jeśli to miejsce pielgrzymek ściągać będzie kilka milionów ludzi ze wszystkich ras i bez różnicy wieku. Poleciłem podjąć specjalne badanie nad zjawiskiem Lourdes, lecz ta ciężka praca nie przynosiła mi większego efektu. Naprawdę mogłem tylko wyciągnąć wniosek, że istnieją dość poważne różnice między pierwotnymi świadectwami. Jedno mówiło o zniknięciu Bernardetty, za którą szła zjawa aż do miejsca odpoczynku w młynie, jeśli dobrze pamiętam. Inne temu zaprzeczało. Sama dziewczyna go nie rozpoznała. Można było powiedzieć, że zapomniała, ale to nie wyglądało dość poważnie. Nie znoszę propagandy opierającej się na kłamstwach. Wiem doskonale, że Partia dopuszcza kłamstwo, kiedy w grę wchodzi większa stawka, ale ja osobiście wolę zachować godność. Czuję się silniejszy. Czuję nawet, że stoję wyżej niż towarzysze z mojej Partii którzy posłu¬gują się kłamstwem. Sądzę, że zawsze można od niego odejść, prowadząc grę tylko z prawdą. Wystarczy umieć wyjaśnić uży¬teczny aspekt każdej prawdy. Tak więc mogę powiedzieć, że moja misja była całkowicie zgodna z przykazaniem Chrystusa „Miłuj¬cie się, jedni drugich”. Po prostu kierowałem miłosierne spojrze¬nie całego Kościoła na chrześcijan zwanych heretykami. Słuchając mnie, wypowiedzieli posłuszeństwo Apostołom, lecz ogólnie biorąc, nie byli tego świadomi.
Inna trudność polega na tym, że trzeba by wpierw zniszczyć Boże Narodzenie aby zdetronizować Maryję. Otóż Boże Naro¬dzenie stało się świętem radości i to także dla niewierzących. Ludzie nawet nie potrafiliby wyjaśnić ani dlaczego, ani jak to się stało. Należy tylko stwierdzić, że pokój i radość są dobrami bar¬dzo pożądanymi. Zresztą na pocieszenie można zauważyć, że Matka Jezusa z Nazaretu nie ma żadnego znaczenia, jeśli On nie jest Synem Bożym. Nie potrzeba nawet zadawać sobie trudu, by zapamiętać jej imię. Dlatego zaś, kto chce nadal podziwiać zupełnie słuszną, większą część nauczania moralnego Jezusa (tego nauczania, które oceniam jako rewolucyjne), staje się śmieszne czcić dziecięctwo tak zwanego Jezusa. Cóż to za niemowlę, które urodziło się w stajni? I czy coś to zmienia? Należy zauważyć, że jeśli protestanccy chrześcijanie ogól¬nie nie wierzą w narodziny proroka Jezusa z dziewicy, to jednak siedemset milionów muzułmanów przyjęło ten dogmat za po¬średnictwem Koranu. Trzeba zauważyć mimochodem, że poło¬wa ludzkości jest obowiązana oddawać cześć tej młodej niewieście… Naprawdę, bardzo to ciekawe… Jednakże najciekawsze jest to, że muzułmanie uważają Je¬zusa z Nazaretu tylko za proroka i to mniejszego od ich Maho¬meta, który jednak urodził się normalnie. Dziwactwo ludzkie nie zna granic.
Wszystko to wszakże wzmacnia moje przekonanie, że za¬przeczenie dziewictwa Maryi jest najpewniejszym sposobem przemiany chrześcijan w uczniów człowieka, który wszak nie był Bogiem. Któż nie widzi jak bardzo użyteczną rzeczą jest, przed zabiciem Boga, zabić Jezusa z Nazaretu? Ewangelie i Li¬sty, a w końcu i cały Nowy Testament, staną się słowami czło¬wieka i rzecz jasna każdy może wziąć stąd to, co chce, skrytykować to, co mu się nie podoba i odrzucić to, co przesa¬dzone… To jest wniosek, do którego należało dojść…Jeżeli na wschodzie ikony stanowią wyraz szczególnego oddania się Maryi a dzisiaj są w całej Rosji ukryte, lub zostały zniszczone, to na Zachodzie bardzo rozpowszechniony jest Ró¬żaniec. Tę modlitwę, która polega na wyznawaniu z czcią pięt¬nastu tak zwanych tajemnic, trzeba z całą energią tępić. Ona sama wystarczyłaby, aby podtrzymywać i propagować wiarę w trójosobowego Boga. Jak w całej reszcie, będzie i tu rzeczą konieczną budzić wyrzuty sumienia u tych, którzy odmawiają Ró¬żaniec. (…)
Kształtowanie charakteru młodzieży jest żywotną koniecz¬nością dla wszelkiej doktryny, która się szanuje. Uczyć dzieci ateizmu jest ważnym zadaniem, ponieważ to, co tajemnicze w doktrynach religijnych, pozostawiło pewną nostalgię, oprócz ludzi naprawdę wybitnych, do których siebie zaliczam. Nie by¬łoby jednak uczciwe z mojej strony, gdybym zaprzeczył, że wie¬lu ateuszy nie jest szczerych wobec siebie samych. Nikt nie ma ochoty przyznawać się do swoich słabości i dlatego należy do nich tak podchodzić, jakby ich w ogóle nie mieli. Nadto silni stanowiący większość, powinni ująć słabych, będących w mniej¬szości w takie ramy, które im chwiać się nie pozwolą.
Co się tyczy doktryn religijnych, można bez wahania każdego człowieka uznać za upośledzonego, w każdym razie w kończącym się dwudziestym stuleciu. Natomiast jest naprawdę rzeczą roztrop¬ną spodziewać się, że uzdrowienie nastąpi w 2000 roku.
Pewną liczbę słów należy zdecydowanie wykreślić z ludzkiego słownika, a najlepszą metodą jest tutaj niedopuszczenie, aby dzieci je kiedykolwiek słyszały. Dlatego o wiele bardziej opłaca się opraco¬wać nowy katechizm, aniżeli po prostu czekać aż wszelkie nauczanie religijne zostanie zniesione. To będzie możliwe dopiero w ciągu dwóch lub trzech pokoleń. Póki co, należy na razie żonglować zjawiskiem „Kościoła” jako Zgromadzeniem braci przyjaciół z całego świata. Ten katechizm zatem będzie katechizmem tej przyjaźni która zastąpi starożytne miłosierdzie chrześcijańskie. Wyraz „miłosierdzie” należy absolutnie wykreślić i zastąpić go wyrazem „miłość”! który pozwala stać na ziemi a nawet żonglować — nie czyniąc takiego go wrażenia — wszelkiego rodzaju dwuznacznościami. (…)
Pracując nad nowym katechizmem, który będzie można na¬zwać „katechizmem religii człowieka”, doszedłem do przekona¬nia, że będzie rzeczą rozsądną przygotować serię wydań i dawkować każdorazowo zmiany i ograniczenia, aby ludzi do tego przyzwyczajać.
W pierwszym wydaniu należałoby skromnie usunąć tylko dwa punkty z Symbolu Apostolskiego. Najpierw zastąpić wyraz „katolicki” wyrazem „uniwersalny”, który zresztą znaczy to sa¬mo. Ważne jednak jest to, żeby wyraz „katolicki” już nie raził uszu protestantów ani też wiernych obrządku rzymskiego nie skłaniał do mniemania, że są nadchrześcijanami.
Następnie należy bez ogródek znieść kult świętych. W tej chwili zależy mi na tym, żeby najpierw usunąć tych wszystkich, którym naprawdę świętości nie udowodniono, jak również tych, którzy nie odnieśli rzeczywistego sukcesu. Dalej należy usunąć wszystkich tych, którzy wspierali walkę z reformą, ponieważ ta sprawa nie wiąże się już z dzisiejszym czasem, kiedy troska o jedność przenika wszystkie serca.
Później należy szczególnie chytrze, lecz dyskretnie, z wielkim namaszczeniem i kilkoma krokodylimi łzami domagać się rehabilitacji a następnie beatyfikacji a nawet kanonizacji najwybitniejszych herezjarchów, szczególnie tych, którzy afiszowali się płomienną, niszczycielską i wybuchową nienawiścią do Kościoła Rzymskiego. Trzeba najpierw wypuszczać balony próbne, na przykład z Lutrem. Jeżeli zaś katolicy na to nie zareagują, znaczyć to będzie moim zdaniem, że się nie oburzają. Na tej płaszczyźnie nasza działalność będzie odgrywać swoje małe solo roztropnie i z umiarkowaniem, z regularnymi później coraz krótszymi przerwami.
Z kolei należy usunąć sąd, niebo, czyściec i piekło. To jest najłatwiejsze. Wielu jest skłonnych wierzyć, że dobroć Boża stoi ponad wszelkim występkiem. Trzeba więc kłaść nacisk tylko na tę dobroć. Zresztą Bóg, który nie będzie już budził strachu, rychło stanie się Bogiem, o którym przestaje się myśleć. Następnie, można przestrzegać dziesięciu przykazań Bożych, lecz wykreślić należy sześć przykazań kościelnych. Są one śmieszne… o jak śmieszne… (…)Jeśli chodzi o usunięcie przykazań kościelnych, to należy je wykorzystać do wywyższenia dorosłego chrześcijanina, który bardzo dobrze wie, że Bóg jest zbyt wielki żeby zajmować się sprawdzaniem, czy myjemy, czy nie, mięso w piątek.
Co do corocznej spowiedzi to dobrze będzie zastąpić ją nabożeństwem wspólnotowym, w którym kapłan wymienia grzechy najczęściej popełniane w klasach najbiedniejszych, ponieważ właśnie na te grzechy trzeba skierować uwagę ludzi. Spowiedź osobista jest stratą czasu. Natomiast, wręcz przeciwnie nabożeństwo, jak je sobie wyobrażam, przyciągnie ludzi i wyda wspaniałe owoce. Wymaga to jednak dobrze przygotowanego kleru.
Jeśli chodzi o obowiązkową mszę niedzielną, trzeba z całą mocą podkreślić, że nowoczesny człowiek potrzebuje świeżego powietrza i zieleni oraz, że jest bardzo pożądane, aby mógł sobotę i niedzielę spędzić na wsi. Natomiast ci którym zależy na nabożeństwie czy mszy niedzielnej, będą mieli prawo wybrać piątek zamiast niedzieli; piątek wieczór byłby bardzo odpowiedni ale nie dla tych, którzy właśnie w piątek wieczorem udają się na wieś; w tym wypadku wolno om będzie wybrać czwartek.
Ostatecznie to pierwszeństwo powinna mieć zasada, że każdy pójdzie za głosem swojego sumienia. Ta metoda, którą wynaleźli protestanci a która polega na kierowaniu się głosem sumienia, jest jedną z najwspanialszych. Dzięki niej unika się wydawania rozkazów, które łączą się z ryzykiem zgorszenia pewnych ludzi natomiast zastąpią je różne sugestie, które pozwalają na grę wolnej woli. Naturalnie, należy usunąć wszystko, co dotyczy życia nad¬przyrodzonego i łaski. To są pojęcia bardzo niebezpieczne.
Modlitwa, a więc Modlitwa Pańska będzie czasowo zachowana. Byłoby wszakże rzeczą przebiegłą zobowiązać katolików, aby do Boga się zwracali per „Ty” pod przyjacielskim pretekstem, że tę formę przyjęto we wszystkich krajach w przekładzie na język potoczny w wersji zgodnej z przekładem protestanckim. Będzie to uprzejmy sposób z naszej strony przebaczenia trwającej cztery stulecia arogancji. Jeżeli te nowe przekłady nie spodobają się bardziej nabożnym ludziom, co jest dość łatwe do przewidzenia, będzie to tylko korzyść po naszej stronie.
Z kolei idzie sprawa siedmiu sakramentów. Wszystkie po¬winny być zrewidowane, tym bardziej, że u protestantów są tylko dwa. Wszyscy chrześcijanie, jakkolwiek się zwą, zachowają chrzest, lecz jeśli o mnie chodzi chciałbym, aby ten sakrament zniknął w pierwszym rzędzie. Wydaje mi się to stosunkowo łatwe. Jest to sakrament nazbyt dziecinny. Prawie tak dziecinny, jak znak krzyża i woda święcona. Zacznę od postanowienia, aby go udzielano tylko ludziom dorosłym i jedynie tym, którzy będą wierzyć, że nie można się bez niego obejść. Widzę stąd wszystko, co człowiek inteligentny może z tej formuły wyprowadzić. Naprawdę nie wiem, skąd bierze się to, co wymyślam, ale ja jestem człowiekiem genialnym. Czuję, że geniusz wychodzi ze mnie wszystkimi porami skóry. Oczywiście absolutnie należy porzucić ideę, że chrzest gładzi grzech pierworodny, który jest czystym wymysłem literackim; historię Adama i Ewy będzie się opowiadać tylko dla śmiechu
Trzeba będzie powiedzieć, że chrzest jest po prostu znakiem przynależności do chrystianizmu uniwersalnego; że ściśle mó¬wiąc, wszyscy mogą go udzielać, lecz że wszyscy też mogą się bez niego obejść. Należy skorzystać ze sposobności zaśpiewania kupletu do świętych istniejących w religiach niechrześcijań¬skich. To wywołuje wyrzut sumienia. Wspaniale.
Naturalnie należy z całą energią dążyć do zniesienia sakra¬mentu bierzmowania, który jest rzekomo darem Ducha Święte¬go, ale może go udzielać tylko biskup. To stanowisko pozwoli potępić dogmat o Trójcy Świętej, jako obraźliwy da żydów i muzułmanów oraz niektórych, nie tak dawno powstałych sekt protestanckich.
Nie będzie więc konieczne święcić krzyżma w Wielki Czwartek. Wszystko to za bardzo pachnie magią. Trzeba będzie zwrócić uwagę, że wiara może zupełnie do¬brze obejść się bez ceremonii lub innych manifestacji zewnętrz¬nych; w tym wypadku jest ona nawet wznioślejsza. Należy także mocno podkreślać wybitne cnoty, które można spotkać jako praktykowane przez pogan, żydów, muzułmanów i komunistów, ponieważ, jak już zauważyłem, katolik bardzo często wstydzi się pomyśleć, że u niego jest więcej świętych niż u innych.
Sakrament pokuty trzeba będzie zastąpić obrzędem wspól¬notowym, sprowadzającym się tylko do rachunku sumienia kie¬rowanego przez dobrze uformowanego kapłana. Potem nastąpi ogólne rozgrzeszenie, jak w niektórych kościołach prote¬stanckich. Nowocześni kapłani będą uwolnieni od tych niekoń¬czących się godzin słuchania spowiedzi oraz ciężaru, jaki to stanowi dla nich.(…) Te wspólnotowe spowiedzi będą się odbywać dwa razy w roku, na Wielkanoc i na Boże Narodzenie. Niektórzy młodzi kapłani będą tak przygotowani aby górowali nad tymi tłumami swoim solidnym przygotowaniem socjalistycznym. Będzie bo¬wiem chodzić o to, aby przy szczegółowym omawianiu grze¬chów społecznych kierować umysły ku marksizmowi.
Motywy żalu będą wyłącznie sprowadzać się do braku sprawiedliwego postępowania względem wszystkich innych. Trzeba będzie wbijać do głowy przekonanie, że chrześcijanin jest człowiekiem, który ma zaufanie do człowieka w ogóle. Każdy więc zada sobie pytanie: czy inni także mogą mieć zaufa¬nie do mnie? W tym obrzędzie, który nie będzie nosił nazwy sakramentu (jest to bowiem także wyraz, który powinien zniknąć ze słownika) Boga będzie się pomijać milczeniem. Nie będzie się w ogóle mówić o odpustach. Nikt zresztą nie wie, co one dokładnie znaczą.
Dla sakramentu ostatniego namaszczenia należy wymyślić inną nazwę. Nie będzie można go znieść już na początku naszej reformy, ponieważ dotyczy ludzi ciężko chorych (taki sposób postępowania nie byłby popularny), ale trzeba będzie zadbać o to, żeby pojęcia życia wiecznego, sądu, raju, czyśćca czy piekła zastąpić tylko pragnieniem wyzdrowienia. W praktyce będzie można zauważyć, że lekarz nie potrzebuje w swych funkcjach medycznych kapłana do pomocy. Ja jednak chętnie wybrałbym nazwę sakramentu chorych i aby uniknąć myśli o życiu wiecznym, trzeba będzie go udzielać nawet lekko chorym. (…)
Postanowiłem wpisać na początku tej pasjonującej pracy prawdziwą definicję Eucharystii to znaczy taką, jaką katolicy uważają za jedynie prawdziwą. Na pytanie co to jest Eucharystia, każde dziecko powinno więc odpowiedzieć: „Eucharystia jest sakramentem, który zawiera, rzeczywiście i substancjonalnie, Ciało, Krew, Duszę i Boskość Jezusa Chrystusa pod postaciami chleba i wina”. Nic poza tym!!! Tu więc chodzi o dokonanie poważnej pracy. Nie dlatego, żeby tego wierzenia nie można było obalić, lecz trzeba być roztropnym i nie czynić ataku frontalnego. Tę tak zwaną „rzeczywistą obecność Chrystusa pod postaciami chleba i wina” należy podważać sposobami okrężnymi. Jeśli zaatakuje się ją frontalnie, ludzie się zbuntują. Nic nie byłoby bardziej niebezpieczne, ponieważ jest to rzecz dobrze znana, że prześladowania wywyższają wiarę. Należy więc pominąć milczeniem wyrażenie „rzeczywista obecność” i wydobyć na jaw wszystko to, co pozwoli zbić lub osłabić to przekonanie.
Trzeba za pierwszą konieczność uznać zupełne zrewidowanie słów Mszy, a nawet dobrze będzie zaprzestać używania samego słowa („Msza”) i zastąpić je słowem „Uczta” bądź wyrazem „Eucharystia” (na przykład).
Odnowa Mszy powinna zminimalizować znaczenie tego, co nazywają Konsekracją i nadać Komunii o wiele bardziej banalną formę. Jest to praca długotrwała, w której nie można bagatelizować żadnego szczegółu. Tak więc na początku należy zauważyć, że kapłan sprawujący ofiarę jest odwrócony plecami do ludzi i zdaje się bezpośrednio rozmawiać z Bogiem niewidzialnym, Bogiem jednak reprezentowanym przez wielki krzyż umieszczony przed nim.Ten kapłan więc jest jednocześnie wybrańcem Boga i przedstawicielem zgromadzonych, którzy na niego spoglądają. Czyni wrażenie, że posiada władzę, ale także, że jest odosobniony. Dobrze będzie dać do zrozumienia, że parafianie czują się nieco zagubieni nieco izolowani nieco opuszczeni i że będą szczęśliwi jeśli kapłan zechce się do nich zbliżyć.
Kiedy ta myśl utoruje sobie drogę, my wystąpimy z sugestią zrezygnowania z podwyższonego ołtarza i zastąpienia go niewielkim stołem, absolutnie pustym, przy którym kapłan będzie stał odwrócony twarzą do ludzi. Nadto część obrzędu, która dotyczy samej Eucharystii i wymaga tego stołu, zostanie maksymalnie skrócona, natomiast część przeznaczona na głoszenie Słowa Bożego znacznie przedłużona. Jest rzeczą dobrze znaną, że katolicy wykazują szokującą ignorancję w zakresie znajomości Biblii a więc tę zmianę w odprawianiu Mszy wierni przyjmą jako uzasadnioną. Nie twierdzę, że będą uszczęśliwieni słuchając przydługich ustępów biblijnych, gdyż bardzo często nic z nich zgoła nie rozumieją; nie jest wszakże konieczne, aby je rozumieli przynajmniej do czasu aż zostaną ukształtowani kapłani naprawdę socjalistyczni. Każdy tekst wchodzący w skład Ordinarium Mszy należy starannie porównać z tekstami przyjętymi przez anglikanów i luteranów, aby zachęcić bądź do opracowania jednego tekstu, bądź do przyznania pierwszeństwa wariantom możliwym do przyjęcia przez wyznawców tych religii.
Któż nie widzi jak wielką korzyść przyniesie postępowanie, które nada tym samym słowom wręcz przeciwstawne znaczenia? W ten sposób wytworzy się przez wieloznaczność jedność między ludźmi która inaczej w ogóle powstać nie może. Nie ma innej alternatywy: nawrócenie się lub wieloznaczność. Wybrałem ten wykręt, gdyż pozwala mi on dotrzeć do sprawy „rzeczywistej obecności”. Gdy katolicy zobaczą, że protestanci komunikują się na mszach, mimo że nie nawrócili się, nie będą pokładać żadnej ufności w swej antycznej „rzeczywistej obecności” (Chrystusa). Należy im wyjaśnić, że ta obecność istnieje tylko wtedy, gdy się w nią wierzy. W ten sposób poczują się twórcami całej swojej religii a inteligentniejsi z nich potrafią stąd wyciągnąć wnioski które się narzucają.
Aby jeszcze uściślić pojęcie „rzeczywistej obecności” Chrystusa, trzeba będzie zrezygnować z wszelkiego ceremoniału. Więcej bogatych szat haftowanych, więcej muzyki zwanej sakralną, a w szczególności więcej śpiewu gregoriańskiego, ale też muzyki w stylu jazzu, którą należy wymyśleć; więcej znaków krzyża, ale bez żadnych przyklękań i postaw pełnych godności i powagi. Nadto trzeba, żeby wierni odzwyczaili się od przyklękania, czego trzeba będzie absolutnie zabronić podczas Komunii. Hostię należy jak najrychlej dawać na rękę dla przyćmienia całego pojęcia świętości. Nie będzie złą rzeczą pozwolić niektórym (z góry wyznaczonym) przyjmowania Komunii pod dwoma postaciami jak to czynią kapłani… ponieważ ci którzy nie otrzymają wina, będą szalenie zazdrośni i skłonni do zrezygnowania ze wszystkiego (czego należy się spodziewać).
Nadto należy usilnie zalecać, aby nie odprawiano Mszy w ciągu tygodnia, gdyż ludzie nowocześni nie mają czasu do stracenia. Inną świetną metodą będzie odprawianie niedzielnej Mszy w rodzinie, przed albo po wspólnym spożyciu posiłku. W tym celu ojcowie i matki rodzin będą mogli przyjąć święcenia kapłańskie. Któż nie widzi korzyści jakie daje stosowanie tej metody, która uwalnia od konieczności uczestnictwa w jednym, tak uciążliwym miejscu kultu. Ażeby zdesakralizować kult, należy kapłana nakłonić do odprawiania Mszy w języku lokalnym, a w szczególności do wypowiadania słów konsekracji jako pewnej relacji którą one są w istocie. Nie będzie potrzeby wygłaszania przede wszystkim słów: „Oto Ciało moje, oto moja Krew”, jakby kapłan rzeczywiście zastępował Chrystusa, który je wyrzekł. Niechaj każdy wy¬czuwa, że chodzi o relacje.
Tym bardziej nie należy uważać Mszy za Ofiarę bezkrwawą odnawiającą Ofiarę Krzyżową. Żaden protestant nie zgodzi się na taką formułę. Niechaj Msza będzie tylko wspólnotowym posiłkiem dla najwyższego dobra braterskiej ludzkości. Zresztą kiedy nastanie Kościół uniwersalny, Msza będzie miała rację bytu tylko w rodzinach, to znaczy, trzeba liczyć się z tą kategorią ludzi w rodzinach najbardziej egzaltowanych. Jednakże w gruncie rzeczy można ich tolerować, gdyż nie będą szkodliwi. Modlitwy stanowiące Ordinarium Mszy zostaną więc w maksymalnym stopniu uproszczone i jak najrychlej będzie wydane upoważnienie do odmawiania tylko trzech modlitw: na ofiarowanie, podczas Konsekracji i Komunii. Kiedy uda się nam przedstawić różne teksty w formie uproszczonej i przystępnej dla ludzi dobrze będzie przypomnieć, dla zbudowania przyszłych pokoleń, jak wyglądały modlitwy Mszy odprawianej przez Ojca Św. Piusa V, które przyczyniły się do utrzymywania ludzi w średniowiecznym obskurantyzmie.
Tak więc ofiarowanie jest modelem w swym rodzaju. Oto wzór tej modlitwy: „Przyjmij Ojcze Święty, Wiekuisty i Wszechmogący Boże tę nieskalaną Hostię, którą ofiaruję ja Twój niegodny sługa, Tobie, który jesteś moim żywym i prawdziwym Bogiem, za moje niezliczone grzechy, zniewagi i zaniedbania, za wszystkich obecnych i za wszystkich chrześcijan żywych i umarłych, aby przyczyniła się do mojego i ich zbawienia na żywot wieczny.” Któż modli się lepiej? Proponuję, aby wszystkie klasztory zajęły się ułożeniem kilku ofertoriów oraz innych modlitw mszalnych. A ponieważ chodzi o ofiarowanie chleba, wydało mi się słuszne modlić się po prostu: „Przynosimy tutaj chleb, jako owoc rąk ludzkich, mający służyć za pokarm dla ludzi”. Z całą pewnością słowa, które wskazują na sakralny sens tej ceremonii powinny być usunięte. Przytoczę tylko jeden przykład. W dawnej Mszy zawsze modlono się w taki sposób: „Jezus wziął w swoje święte i czcigodne ręce”… Wyraz „święte” powinien zniknąć z naszego słownika i nie będzie się mówić o świętych i czcigodnych rękach, lecz powie się tak: „wziął chleb, błogosławił go” itd… To jest dobry przykład, w jakim duchu będzie prowadzona praca. Ja w tej chwili nie mam czasu, ale przedstawię kilka wersji mszy według mojego pomysłu. Jest to jednak główne zadanie dla mnicha. Rozumie się samo przez się, że kiedy Msza nie będzie zawierać więcej niż trzy modlitwy obowiązkowe, zawsze będzie wolno do nich dodać: psalmy, kantyki lekcje i kazania, wedle upodobania każdego.
Skoro ta Msza sprowadzać się będzie do funkcji posiłku, będzie rzeczą bardzo ważną, aby stół był dostatecznie duży, gdyż przy nim zasiądzie dwanaście osób. Zawsze wydawali mi się śmieszni ci ludzie, którzy, aby spożywać, muszą zmieniać miejsca i popychać się (wszak nie można zaprzeczyć, że przy stole komunijnym dochodzi do przepychanki). To jest ich błąd — dlaczego nazywają „stołem” zwykłą barierkę?… Zatem, ja pragnąłbym, żeby w każdym kościele znajdowały się tylko stoły przeznaczone dla dwunastu osób. Niektórzy są zdania, że w Uczcie było 13 osób, ale ponieważ wszyscy boją się tej liczby, my przyjmiemy wersję, według której Judasz odszedł przed łamaniem chleba.
Wynika stąd konieczność przysposobienia o wiele większej liczby kapłanów. Nie jest to trudna sprawa. Wystarczy wymagać trochę dobrej woli trochę przyzwoitego prowadzenia się, bez niekończących się studiów i rozumie się, bez celibatu. Natomiast ci którzy zechcą korzystać z siły, jaką daje wstrzemięźliwość, będą mnichami lub pustelnikami a ci którzy będą chcieli studiować, teologami. Będzie więc kilka kategorii kapłanów. Najbardziej popularny będzie człowiek żonaty, odprawiający Mszę u siebie w domu podczas każdorazowego spożywania posiłku.
Skoro Msza będzie już tylko Ucztą, nie będzie aktem adoracji. Nie będzie dziękczynieniem za iluzoryczne dobrodziejstwa, nie będzie aktem przebaczenia, którego nie jest w stanie udzielić, nie będzie można kierować próśb o cokolwiek do tajemnicy nieznanego, lecz ze wszystkim zwracać się do człowieka. Kościół uniwersalny będzie w końcu powołany na chwałę człowieka, będzie wynosił jego wielkość, siłę i tężyznę, wywyższał jego prawa i opiewał jego zwycięstwa.
To jest potworniejsze niż Sodoma i Gomora!!! Do kościoła pójdę, gdy ks. Jacek wróci do stanu duchownego. Do tej pory będę się modlił przed kościołem.
Udzielam się w kościele już kilka ładnych lat,należałam do Dzieci Maryi, jeździłam na rekolekcje do Krakowa i Piwnicznej,brałam udział w przedstawieniach,spotkaniach formacyjnych itp. Teraz jestem katechetką i uczę religii w szkole. Zdawałam sobie sprawę,że ludzie Kościoła mają swoje jakieś przywary,ale nigdy nie przyszłoby mi do głowy,że zagnieździ się tam także pedofilia.
To jest okropieństwo,na które nie ma żadnego usprawiedliwienia. Można próbować szukać,ale się ostatecznie nie znajdzie.
Jako katechetka mówię kategoryczne NIE krzywdzie dzieci i młodzieży. Kościół powinien być oazą bezpieczeństwa,a nie miejscem,które kojarzy się z bólem i krzywdą.