W. P. Chicheł: Boże Narodzenie w życiu Dmowskiego

Collage: W. P. Chicheł
2

Wychodzimy na ostatnią prostą przed Bożym Narodzeniem, chcielibyśmy jeszcze jak najlepiej przeżyć adwent, szukamy słusznych wzorców. Środowisko narodowe nie musi szukać daleko, zagłębiać się w postaciach endeckich. Nestor tego obozu politycznego – Roman Dmowski, swoją życiową postawą, daje dobry przykład, jak postępować w stosunku do drugiego człowieka. Ponadto chciałbym ukazać jak wyglądały Święta Narodzenia Pańskiego w życiu ojca niepodległości. W te z 1937 roku powrócił do swojego człowieczeństwa, bo jak to zdefiniował w pamiątce podarowanej swemu synowi chrzestnemu, Ryszardowi Niklewiczowi: „Człowiek zaczyna się od dnia swej pierwszej Komunii Świętej”.

Należy wspomnieć o wzruszającej przypadłości Dmowskiego. Jako młody publicysta zarabiał dość dobrze z artykułów i książek. Żył na wysokim poziomie, gdyż miłował się w garderobie bardzo dobrej jakości, co było jednoznaczne z niemałymi cenami. Jednak słynął z wielkiej hojności i troski o najuboższych – w końcu jako katolik i wszechpolak dbał o każdego człowieka, tym bardziej Polaka. Kiedyś spóźnił się do Lutosławskich w Krakowie, ponieważ oddał żebrającej matce z dziećmi zegarek (żeby go spieniężyła) i nie wiedział, która jest godzina, a mówił to z wielkim uśmiechem na twarzy – tyle radości sprawiała mu pomoc innym.

Postaw mi kawę na buycoffee.to

Innym przykładem wielkiego serca Pana Romana było kiedy siostrzenica Balickich i dwie Lutosławskie chciały się dostać do jego domu, więc przebrały się za dzieci bezdomne. Narodowiec, gdy zorientował się, że za nim idą, zatrzymał się i rozpoczął konwersację. To co zobaczył sprawiło, iż zaprosił dziewczynki do siebie, jednak po chwili rozpoznał małe „pipiryny”, jak je nazywał. Izabella Wolikowska, która to wspomina, twierdzi, że Dmowski na pewno, by się zajął bezdomnymi dziećmi.

Na temat reakcji lidera Obozu Narodowego na ludzi ubogich istnieje jeszcze kilka innych relacji. Marja Niklewiczowa wspominała tak: „Pan Roman był miłosierny dla żebraków. Jałmużnę dawał hojnie. Pamiętam radosne zdumienie jakiegoś biedaka na ulicy, któremu pan Roman dał banknot! A był to okres, w którym bynajmniej nie miał ich zbyt dużo w kieszeni. Twierdził, że miłosierdzie okazywane biednym za pośrednictwem instytucji dobroczynnych staje się mechaniczne, gdy bezpośrednia obecność żebraków umożliwia nam spełnienie dobrego uczynku wprost od serca”.

Natomiast „W szkole Dmowskiego” dr Tadeusz Bielecki, który był jego sekretarzem, a później wieloletnim prezesem Stronnictwa Narodowego w kraju i na emigracji, napisał: „Kiedyś maszerowaliśmy z Panem Romanem przez most Poniatowskiego. Było chłodno, zacinał deszcz ze śniegiem. Wtem zza węgła wychyliła się drżąca z zimna kobieta, ubrana w łachmany, z dzieckiem na rękach i zwróciła się o pomoc. Pan Roman sięgnął do kieszeni, wyjął portfel i wszystko co w nim miał, dał kobiecinie. Przypomniało mi to rozmowy z Prezesem na temat nędzy ludzkiej i znaczenia miłosierdzia. Pomimo najdoskonalszego systemu ubezpieczeń społecznych i pomocy państwa zawsze będą bezdomni i głodni i zawsze winna być obecna chrześcijańska Charitas”.

Przejdźmy do kwestii podarunków bożonarodzeniowych od „Prezesa”. Wiele przekazuje w tym temacie Marja Niklewiczowa: „Jako prezent na pierwsze Boże Narodzenie po moim ślubie dostałam od pana Romana talerzyk z kopenhaskiej porcelany, ze świerkiem na śniegu – „żebyś miała choinkę”. Był niezmiernie hojny, i to w stosunku do wszystkich. Dawał podarunki, zupełnie nie licząc się z kosztami. Ich miarą nie była cena, lecz przyjemność, jaką sprawiał obdarowanemu”. Ponadto wiedząc o miłości do kwiatów kobiety, na każde Boże Narodzenie obdarowywał ją koszem konwalii. Dzieci Niklewiczów zawsze dostawały najpiękniejsze lalki, samochody czy książki. Jednak nie ograniczał się on tylko do Świąt, ale na codzień. Marja kiedyś dostała oryginalny okaz storczyków, mimo protestów Pan Roman był nieugięty – musiała przyjąć. Natomiast dzieciaki zawsze otrzymywały w Chludowie najlepsze jabłka uprawiane przez samego „Hetmana Wielkiej Polski”.

Dmowski był bardzo sympatyczny w stosunku do służby domowej i zagadywał, żartował wraz pracownikami. Każdy co roku pod choinkę od pracodawcy otrzymywał prezent. Ponadto kiedyś swojej gospodyni domowej wypłacił pensję z góry oraz dodatkowo pieniądze na podróż na pogrzeb ojca w rodzinne strony.. Także w sytuacji, kiedy jedna ze służących zapragnęła przejść z religii prawosławnej na łono Kościoła Katolickiego, sam Pan Roman powziął wspólne przygotowania do konwersji oraz wziął udział w uroczystości.

Dobroczynnością wykazał się jeszcze wtedy, gdy młodzieniec o identycznym nazwisku (jednak niespokrewniony) napisał do niego list, opisując biedną sytuację materialną rodziny, przez co nie mógł zdać matury. Pismo było bardzo emocjonalne, co wzruszyło Dmowskiego, więc postanowił mu pomóc w sposób konkretny. Nie był w tamtym czasie w stanie opłacać mu nauki, lecz zaprosił go do swojego majątku w Chludowie, a chłopak mógł oddać się nauce i tak spędził rok u samego „największego w Polsce człowieka”.

Roman Dmowski bardzo cenił zwyczaje, tradycje. Jednym z nich było łamanie się opłatkiem, bez którego współcześnie nie wyobrażamy sobie Świąt Bożego Narodzenia, a czynią to nawet osoby niewierzące; dzielenie się kawałkiem pieczywa wrosło w polską kulturę, co też potwierdza łączność katolicyzmu z polskością. Jak pisał w zeszycie programowym Obozu Wielkiej Polski „Kościół, Naród, Państwo” w 1927 roku: „Katolicyzm nie jest dodatkiem do polskości, zabarwieniem jej na pewien sposób, ale tkwi w jej istocie, w znacznej mierze stanowi jej istotę. Usiłowanie oddzielenia u nas katolicyzmu od polskości, oderwania narodu od religii i od Kościoła, jest niszczeniem samej istoty narodu”. Bohater tekstu 24 grudnia 1934 roku popełnił tekst „Życzenia przy opłatku” w Gazecie Warszawskiej i pisał tak: „Myślę inaczej, zwłaszcza gdy chodzi o tak mądry i tak piękny zwyczaj, jak dzielenie się opłatkiem, czyli chlebem, a przy tym obrzędzie życzenie swoim wszelkiego dobra i wypowiadanie wiary, że będzie lepiej”.

Teraz zajmijmy się przeżywaniem Bożego Narodzenia. Przychodzący na świat Chrystus powinien wprowadzać radość i nadzieję do naszego życia. Dmowski w „czasach krakowskich” to doskonale czuł i przekazywał innym:
„Zastał Pana Romana, który rok po roku wchodził w nasze progi z pierwszą gwiazdą, śpiewając ulubioną kolędę:
-Wszedł między lud ukochany!
I widziało się go ze wzruszonym i zarazem pełnym rzewności i wesela”. Ponadto po przyjściu zainteresował się panią Madejową, żebrającą kobietę z Grobli, którą matka autorki, ale też Dmowski wspierał materialnie. Pan Roman pokazał, że los ubogich nie był mu obojętny.

Za czasów warszawskich w domu Niklewiczów na Marszałkowskiej 21 „Święta Bożego Narodzenia miały swój ustalony porządek. W Wigilię, wczesnym popołudniem, pan Roman z moim mężem, a potem i z Jędrkiem, jechali na kolację wigilijną do brata pana Romana, Wacława, na Pragę. Tam były zawsze te same potrawy wigilijne, jak za życia matki; na przekąskę – koniecznie śledzie faszerowane cebulą. Po spożyciu tej wieczerzy wracali do nas, gdzie zasiadaliśmy do wigilii, a potem przechodziliśmy do gabinetu, gdzie stała choinka lśniąca światłami świeczek i ozdób. Dzieci z niecierpliwością czekały na tę chwilę; ich radość na widok zabawek i słodyczy była zarazem naszą radością na ich widok. Pan Roman zawsze obdarowywał dzieci pięknymi rzeczami. Sam śpiewał kolędy i uczył dzieci śpiewać; bawił się z nimi, a dzieci przychodziły do niego, żeby uruchomić kolejkę lub nakręcić włochatego niedźwiedzia, który mruczał”.

Oprócz dobrego przygotowania mentalnego, należy przygotować serca na przyjście Dzieciątka Jezus i tak 23 grudnia 1937 roku Dmowski wyspowiadał się, po wielu latach i mógł godnie świętować Boże Narodzenie, przyjmując następnego dnia Komunię Świętą tradycyjnie – w pozycji klęczącej i wprost do ust. Po otrzymaniu sakramentu miał łzy w oczach. Od tamtego momentu często odprawiano Msze Święte w domu Lutosławskich w Drozdowie, ponieważ kościoła, który był w sąsiedztwie nie mógł nawiedzać, ze względu na słaby stan zdrowia. Jednak nie jest prawdą to, że Pan Roman nie żył wiarą katolicką wcześniej. Co roku uczęszczał na Msze Św. z okazji Bożego Narodzenia oraz Wielkanocy. Ponadto dbał o katolickie wychowanie dzieci sióstr Lutosławskich. Zostawał także ojcem chrzestnym. Zawsze podkreślał wagę religii Chrystusowej w pismach czy rozmowach. Skąd czerpał te wzorce? Otóż jego rodzice byli pobożnymi ludźmi, a jego najcenniejszą pamiątką był obraz Matki Bożej trzymającej Jezusa po zdjęciu z krzyża. Po latach wspominał jak to ojciec po powrocie z pracy siadał pod drzewem niedaleko domu i „rozmawiał” z Bogiem. To musiało mieć duży wpływ na małego Romka, gdyż pomimo wielu przeciwności z zewnątrz zachował płomień wiary, który z wiekiem coraz bardziej się rozpalał. Ponadto Pan Roman przyjaźnił się z wieloma kapłanami: ks. dr Nowakowski (jego spowiednik), ks. prałatem Prądzyńskim czy ks. prałatem Krysiakiem.

Ostatnia Wigilia Bożego Narodzenia w życiu Romana Dmowskiego przypadła na dzień 24 grudnia 1938 roku, kiedy zdrowie odbierało powoli rozum Wielkiemu Oboźnemu. Pan Roman uwielbiał dzieci, ale najmłodsze z nich w tym czasie miało 16 lat. Jednak była migocząca od świec choinka, a przy niej najlepiej śpiewać kolędy. Marja Niklewiczowa tak wspominała tamten wzruszający wieczór: „W czasie wieczerzy wigilijnej, już po podzieleniu się opłatkiem, pan Roman nagle wstał, oparł się rękami o stół, jakby chciał coś powiedzieć. Umilkliśmy, wpatrzeni w niego, jednak nic nie powiedział. Widać zbyt dużym wysiłkiem dla niego było zebranie myśli. Machnął ręką i usiadł z powrotem. Po kolacji przeszliśmy do salonu. Pan Roman siedział w wygodnym fotelu, niedaleko pieca. Mało się odzywał, słuchał tylko, jak dzieci śpiewają kolędy. One, wiedząc o tym, jak bardzo je lubi, specjalnie starannie przygotowały w tym roku repertuar kolędowy. Najpierw zaśpiewały ulubioną kolędę pana Romana – Bóg się rodzi, a potem po kolei, aż do owej skocznej [przyp. autora – Najprawdopodobniej chodziło o „Przybieżeli do Betlejem”]”.

Propaganda sanacyjna, następnie komunistyczna oraz obecna neomarksistowska zrobiła z dr. Romana Stanisława Dmowskiego pozbawionego uczuć żydożercę, faszystę i hipokrytycznego katolika. Jak widać prawda jest zupełnie inna i relacje bliskich potwierdzają, iż obraz polityka z Kamionka został zniekształcony, wręcz zakłamany. Czytając literaturę podaną w bibliografii poczułem się oszukany przez wielu, w moim sercu pojawił się żal, a czasem w oczach były łzy. Z wielkiego Polaka, męża stanu, twórcy niepodległości, poczciwego człowieka stworzono kreaturę i nie dziwo dlaczego środowiska feministyczne chcą zniszczyć godne uhonorowania miejsce – Rondo Romana Dmowskiego na Śródmieściu w Warszawie.

Bibliografia:
Bielecki Tadeusz, „W szkole Dmowskiego”, Londyn 1968
Dmowski Roman, „Kościół, Naród i Państwo”, Chicago 1985
Dmowski Roman, „Pisma. Tom X. Od Obozu Wielkiej Polski do Stronnictwa Narodowego, Częstochowa 1939
Kułakowski Mariusz, „Roman Dmowski. W świetle listów i wspomnień”, Dębogóra 2018
Niklewiczowa Marja, „Pan Roman. Wspomnienia o Romanie Dmowskim”, Warszawa 2001
Wolikowska Izabella, „Roman Dmowski. Człowiek, Polak, przyjaciel”, Wrocław 2007

Może ci się spodobać również Więcej od autora

% Komentarze

  1. Dawid mówi

    Nie potrafię sobie wyobrazić jak np.Tusk albo Kaczyński lub inni im podobni wychodząc z Kościoła wręczają banknot biednemu…Roman Dmowski zawsze będzie naszym autorytetem i żadne kanalie tego nie zmienią!

  2. Piotr mówi

    Taki był nasz Roman Dmowski, syn kamieniarza z warszawskiego Kamionka, kochający Warszawę, kochający Polskę i Polaków. Jak to pisał, mamy taką Polskę, Matkę, którą musimy szanować i której musimy bronić. Zdrowych i Spokojnych Świąt Bożego Narodzenia dla redakcji i dla czytelników.

Zostaw odpowiedź

Twoj adres e-mail nie bedzie opublikowany.

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.