UWAGA! Rząd planuje zniesienie minimalnej odległości wiatraków od domów. Emilewicz chce zafundować Polakom wiatrakowy koszmar
W środę (29.07.2020) wicepremier i minister rozwoju Jadwiga Emilewicz zapowiedziała zmiany w przyjętej przez Prawo i Sprawiedliwość ustawie z 2016 roku wprowadzającej minimalną odległość elektrowni od domów równą dziesięciokrotności wysokości wiatraka (10H). Dzięki tej ustawie zatrzymano wiatrakowa patologię hulającą po Polsce za rządów PO-PSL. Wszystko wskazuje na to, że rząd „dobrej zmiany” dogadał się z wiatrakowcami i koszmar wraca.
– Kończymy prace wewnątrz resortu nad projektem korekty regulacyjnej, która sprawi, że będzie można zredukować odległość ustawową, która dzisiaj wynosi dziesięciokrotność wysokości masztu. Następnie trafi on do konsultacji międzyresortowych i szerokich konsultacji społecznych. Nie chcemy się spieszyć ani skracać żadnych terminów legislacyjnych – oświadczyła Emilewicz podczas konferencji prasowej zorganizowanej m.in. przez Polskie Stowarzyszenie Energetyki Wiatrowej na farmie wiatrowej Jarocin-Koźmin.
– Międzynarodowa Agencja Energii szacuje, że to właśnie Polska będzie tym krajem, który do 2050 roku wykona prawdopodobnie najwięcej inwestycji w energetykę odnawialną, spośród których energia z wiatru będzie liderem. Będą to inwestycji typu park Jarocin -Koźmin, ale i inwestycje na morzu – poinformowała minister.
Według informacji zamieszczonych na portalu „Teraz środowisko” odległość 10H ma być zniesiona w lokalizacjach, w których jest miejscowy plan zagospodarowania przestrzennego, pozytywna decyzja Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska i zgoda mieszkańców podczas konsultacji. Zostanie też określona minimalna odległość, której nie będzie można zmienić ze względu na potencjalną szkodliwość instalacji tj. hałas czy fale emitowane przez turbinę. Odległość ma zostać wyznaczona na podstawie ekspertyzy przygotowywanej na zlecenie Ministerstwa Rozwoju. – Takie rozwiązania wyznaczające minimalną odległość są stosowane w innych krajach europejskich – podkreśliła wicepremier Emilewicz.
Przeciwna zmianom w ustawie jest europoseł PiS Anna Zalewska, czemu dała wyraz zamieszczając wpis na Twitterze: – Energia odnawialna – TAK; Zmiana ustawy o odległości elektrowni wiatrowych od domów (10h) – NIE, brak przyzwolenia społecznego.
✅ Energia odnawialna – TAK.
⛔ Zmiana ustawy o odległości elektrowni wiatrowych od domów (10h) – NIE, brak przyzwolenia społecznego.— Anna Zalewska (@AnnaZalewskaMEP) July 29, 2020
Mój komentarz: Wiedziałam, że tak będzie. Ustawa odległościowa została już raz znowelizowana pod dyktando wiatrakowców, umożliwiając im obejście minimalnej odległości dla części inwestycji. Teraz ma być zrobiony kolejny krok, czyli otwarcie drogi dla wiatraków w całej Polsce.
Przedstawione warunki dopuszczające zmniejszenie odległości to żart. Będzie tak: wiatrakowcy zapłacą lokalnym władzom za prowiatrakowe miejscowe plany zagospodarowania, decyzje RDOŚ zawsze będą pozytywne (urzędnicy w ogóle nie weryfikują raportów środowiskowych przygotowywanych na zlecenie inwestorów); konsultacje będą fikcją: część oponentów zostanie zastraszona, część przekupiona. Jeśli chodzi o ekspertyzę dotycząca minimalnej odległości, to obstawiam, że ignorując rzeczywisty zasięg negatywnego oddziaływania elektrowni wiatrowych stwierdzi ona, iż 500 metrów jest ok. I wracamy do tego, co było za PO-PSL, czyli wiatraki, wszędzie wiatraki.
Zważywszy na fakt, że „dobra zmiana” zamierza zamykać kopalnie i chce otworzyć drogę do wiatrakowania Polski, należy zdać sobie sprawę, że coraz szybciej wchodzi ona w buty Platformy Obywatelskiej. W końcu nikogo nie powinno to dziwić: szefem rządu jest doradca Donalda Tuska, a wicepremier Emilewicz wywodzi się z PO. Zrobią nam taki Zielony Ład, że się nie pozbieramy. A Frans Timmermans będzie bił brawo. Sukces!
Źródło informacji: teraz-srodowisko.pl
Zobacz też:
Wiatraki emitują infradźwięki. A te mają dwie bardzo brzydkie cechy.
Pierwsza, to rozchodzenie się ich na duże odległości i trudności w ich tłumieniu.
Druga, to śmiertelne zagrożenie dla ludzi. Infradźwięki są zabójcze.
Prądu z tego mało (wiatr za mały lub za duży – nie kręcą), ale – kogo nie zabije 5G, dopadną go infradźwięki. I może o to chodzi.
Corzz bardziej wygląda na to, że duet PO-PiS to taka polska wersja duetów lewica – niby-prawica znanych z zachodniej Europy. Działanie tych duetów polega na tym, że lewica wprowadza rewolucyjne zmiany wbrew zwyczajom i kulturze społeczeństwa, a gdy społeczeństwo mówi dość władze obejmuje niby-prawica, która upuszcza ciśnienie, jednocześnie kontynuując działania lewicy, lecz w dużo wolniejszym tempie. Czasem, gdy ciśnienie jest duże zmienią jedną czy dwie ustawy uchwalone przez lewicę i to tylko częściowo. Ta sprawdzona taktyka dobrego i złego gliniarza ma u nas tylko jedną słabość – nie wszyscy wysocy funkcjonariusze PiS i partii satelitarnych zostali o niej powiadomieni i nie akceptują to.
Prokuratury nie chcą prowadzić śledztw ws. ujawnienia Poczcie Polskiej danych wyborców. „Przyjmują punkt widzenia polityków”
Istnieje coś takiego, jak: „Baza RESTOR Hydro”. Zawiera obecnie 6 tysięcy obiektów w Polsce i jest fragmentem większej bazy, obejmującej potencjalne lokalizacje małych elektrowni wodnych w całej Europie. Warto dodać, że jest to większa liczba niż w Niemczech (5022) i druga co do wielkości w Europie po Francji (7001 obiektów). Niektóre z nich jeszcze niedawno były czynne – w samej Polsce w latach 30. XX wieku było czynnych 8 tys. instalacji różnego typu wykorzystujących energie wody, zaś obecnie istnieje 734 elektrownie wodne, z czego większość to energetyka zakładowa i przemysłowa. Podobnie dzieje się w całej Europie, gdzie we wszystkich bazach i mapach europejskich zebrano informacje o ponad 50 tys. obiektów piętrzących i wykorzystujących w przeszłości energię wody, potencjalnie nadających się nawet obecnie do produkcji energetycznej.
Powstanie tej bazy, miało na celu przywrócenie funkcjonowania obiektów, które w przeszłości napędzały młyny, tartaki, folusze, kaszarnie, kuźnie itp. Obecnie stanowią one niewykorzystywany potencjał hydroenergetyczny, którego wykorzystanie oznacza zwiększenie opłacalnej produkcji energii w mikroskali przy zastosowaniu odnawialnych źródeł energii. Takie małe hydroelektrownie mogą zaopatrywać wsie i przysiółki, podczas kiedy ich wpływ na środowisko jest ograniczony a raczej w efekcie końcowym korzystny.
Wielkość elektrowni. Dla celów statystyki międzynarodowej w zależności od mocy
elektrowni dzieli je się na:
– małe EW N < 10 MW,
– mini EW N < 2 MW,
– mikro EW N < 100 kW
Kto chce, niech sobie przemnoży te megawaty przez ilość źródeł ich wytwarzania, w dodatku źródeł przewidywalnych, umożliwiających płynną regulację produkcji w zależności od zapotrzebowania chwilowego na energię.
Tego typu inwestycje przynoszą zyski nie tylko z produkcji energii inwestorowi (doświadczenia niemieckie mówią np. o stawach rybnych i hodowlach poniżej spadów w wodzie silnie natlenionej) ale także Skarbowi Państwa ponieważ o drożność przepustu, przepławek dla ryb i przepływy dba właściciel elektrowni. Przychody pochodzą także z tytułu opłat za korzystanie z gruntów pokrytych wodami czy dzierżawy urządzeń. O takim zysku, jak poprawa bilansu wodnego w naszym wysuszonym kraju nawet nie wspominam bo o tym, że Polska stepowieje, że poziom wód gruntowych jest dramatycznie niski, że zanikają rzeczki i opada poziom wód w jeziorach chyba wszyscy doskonale wiedzą. Do tego jeszcze dochodzi aspekt rekreacyjny. Osobiście wolę widok zalewu i szum wody, od widoku i szumu wiatraków.
Nie będzie pięknych krajobrazów za oknami pociągu. Będzie wiatrakowe dziadostwo.