SZOKUJĄCE! „Zabierają nam dzieci!” Rozpacz brytyjskiej Polonii. Powtórka z ’46?
Jak postępuje z Polakami brytyjska opieka społeczna
Rasistowskie i niewdzięczne traktowanie Polaków na brytyjskich wyspach znane jest nie od dzisiaj. Zaraz po II Wojnie Światowej, z której w 1940 roku Londyn wyszedł cało dzięki odwadze pilotów z Dywizjonu 303 Kościuszkowskiego, polskich bohaterów potraktowano jak śmieci. Po zwycięstwie nad kolejnym ciemiężycielem – Unią Europejską i dokonanym Brexicie, część Brytyjczyków traktuje Polaków jak ludzi gorszej kategorii. Historia zatacza koło?
W 1946 roku polskim lotnikom wręczono list od ministra spraw zagranicznych Ernesta Bevina, w którym informowano o bliskim rozwiązaniu wszystkich polskich oddziałów wojskowych oraz „bezzwłocznym powrocie do ojczyzny”.
„Dziękujemy Panu za wkład w nasze zwycięstwo. Niestety, nie może Pan pozostać w Anglii” – czytali we wręczonych listach ci, którym Brytyjczycy zawdzięczają zwycięstwo w podniebnej bitwie o Anglię.
„Oto nagle stałem się śmieciem” (1946)
Niespełna trzy miesiące później, 8 czerwca 1946 roku, Wielka Brytania urządziła imponującą Defiladę Zwycięstwa, na którą zaproszono reprezentantów komunistycznej Polski, nie zaś tych, których setki tysięcy walczyły pod brytyjską komendą. W tym samym miesiącu, przeprowadzono ogólnonarodowy sondaż, w którym pięćdziesiąt sześć procent Brytyjczyków opowiedziało się za odesłaniem Polaków do kraju, na murach zaczęły pojawiać się antypolskie hasła, zaś na ulicach wznoszono okrzyki: „Polacy, precz do domu!”. Za granicę odsyłano tych, którym w ogromnej mierze zawdzięczali niepodległość. Gdy Brytyjczycy byli w potrzebie, odznaka Dywizjonu działała na nich jak magnes. Co więcej, nie jeden był w stanie się o nią pobić. Tym razem, na jej widok, lwia część zdradzieckich Anglików, reagowała szyderstwem i kpiną. Owszem, byli i tacy politycy, którzy nie tolerowali panującego na Wyspach rasizmu wobec bohaterskich Polaków. „Wątpię, czy czynniki urzędowe (…) zdają sobie sprawę, jak wielu szykan doznali [Polacy] (…). Napastuje się ich, gdziekolwiek się pojawią”. Niewielu spośród polskich lotników pozostało w Anglii. Zdecydowaną większością z nich pomiatano na rynku pracy, stąd musieli się chwytać pracy na własny rachunek, zwłaszcza w rolnictwie.
„Jeszcze niedawno cieszyłem się przesadnym prestiżem i histerycznym uwielbieniem (…). I oto nagle stałem się śmieciem, którego wszyscy chcą się pozbyć – bezużytecznym, uciążliwym, wręcz szkodliwym. Bardzo trudno to było znieść” – wspominał polski pilot, jak bolała i gniewała go nagła zmiana postawy Anglików.
„Nigdy więcej polskich szkodników” (2016)
W sierpniu bieżącego roku, cała Polska usłyszała o morderstwie na 40-letnim Polaku. Fizyczna agresja wymierzona w naszych rodaków, nie zamknęła się w odosobnionym akcie z Harlow. Brutalne pobicia są zgłaszane przez Polaków na policji. Ta jednak, słysząc że ma do czynienia z „Polaczkiem”, najczęściej odmawia przyjęcia zgłoszenia o pobiciu.
Kilka tygodni temu samochód mieszkającej w Edynburgu Marleny został obrzucony jajkami, zaś nią samą obrzydliwymi, rasistowskimi inwektywami. Pokrzywdzona czekała na interwencję policji przez osiem godzin słysząc w słuchawce „To tylko jajka i wyzwiska”.
– Teraz to są jajka, ale nie wiadomo co będzie dalej – powiedziała zgłaszająca przestępstwo, na co policja nie zareagowała.
W czasie, gdy funkcjonariusze odsyłali ją z kwitkiem, grupa oprychów dewastowała jej samochód i wyzywała od „pieprzonych” Polaków.
Dosłownie kilka dni temu, na zgłoszenie brutalnie pobitej Polki na lotnisku w Anglii nie odpowiedzieli obecni tam policjanci. Inaczej było w przypadku Afrykanki, która tego samego dnia prosiła stróżów prawa o interwencję.
Na Ośrodku Społeczno-Kulturalnym w Hammersmith czy polskich sklepach można odnaleźć napisane sprejem słowa „Polacy do domu”. Te same, które w 1946 dedykowano bohaterskim, polskim pilotom.
– Niemal codziennie słyszę w pracy o wyzwiskach, a nawet pobiciach Polaków. Mimo pięknych słów polityków, nikt nie chce się zainteresować sprawą. Nawet odnoszę wrażenie, że policja współpracuje z rasistami – obawia się mieszkający od dziesięciu lat w Londynie Krystian.
Nasz rozmówca twierdzi, że niczym nie uzasadnione zachowania o charakterze ksenofobicznym czy rasistowskim, spotęgowały się po Brexicie.
– Nie wiem skąd tyle agresji wobec Polaków. Polacy nie obijają się w Anglii. Pracują dla dobra tego kraju. Tymczasem wydaje się, że hołubi się czarnoskórych i islamistów, którzy w dużej mierze zdzierają z państwa socjal, obijając się przy tym dniami o nocami – mówi Krystian, którego są potwierdzeniem słów Jaydy Fransen z wywiadu dla Polski Niepodległej.
Wielu Polaków mieszkających w Anglii, wręcz boi się o swoje życie. Poza wulgarnymi okrzykami czy napisami na muraxh, wzbudzają w nich lęk drukowane ulotki z napisami: „Nigdy więcej polskich szkodników” oraz „Wrócić do domu polskiego szumowiny” (pisownia oryginalna – przyp. red.).
– Wieczorem wychodzę z domy tylko z chłopakiem. Najzwyczajniej boję się o swoje życie. W Polsce nie ma dla mnie pracy w zawodzie, dlatego muszę tu zostać – mówi Katarzyna, pracująca w Debry od 5 lat.
„Zabraliśmy ci dzieci, ale masz się nie przejmować” (2016)
Angielski rasizm nie kończy się na atakach fizycznych i wyzwiskach. Polacy mieszkający na terenie Wielkiej Brytanii zmagają się z tamtejszą opieką społeczną (Social Service), a konkretnie z odbieraniem polskich dzieci.
Odbieranie dzieci Polakom przez Social Service stało się plagą. Powody odbierania dzieci w zdecydowanej większości są fingowane lub artykułowane jako „prawdopodobieństwo”. A to za niewyjaśnionego guza na głowie 2-latki, a to za krostki na genitaliach 5-latka, a to za pozostawienie samego dziecka w domu, a ma już przecież 11 lat, a to za klapsa czy brud w mieszkaniu…
– Stwierdzono, że prawdopodobnie mogło dojść do potrząśnięcia mojego dziecka, aczkolwiek nikt nie jest w stanie tego stwierdzić – mówi Ewelina, mieszkająca w Anglii matka jedenastomiesięcznego dziecka.
W wyniku wymyślonego „potrząśnięcia dzieckiem”, mającego świadczyć o agresji w rodzinie Eweliny, dziecko do tej pory jest ciągane po różnych rodzinach zastępczych, zaś sąd zdecydował o konieczności zupełnej separacji dziecka od matki, gdyż „istnieje ryzyko porwania niemowlaka do Polski”.
– Już nie wiem co mam zrobić, by odzyskać syna – rozpacza Ewelina.
Pokrzywdzona matka zwraca się do wszystkich możliwych instytucji, wręcz błagając o pomoc. Bez skutku.
Podobny problem ma Karolina, której w zeszłym roku odebrano trójkę synów. Rzeczywiście, rodzina przechodziła kryzys, jednak należy go sklasyfikować w kategorii rodzinnych kłótni i nieporozumień. Opieka społeczna wykorzystała okazję i pod pretekstem rzekomej „patologii” w rodzinie, matkę aresztowano, a dzieci oddano do rodzin zastępczych.
– Wiem, że zabraliśmy ci dzieci, ale masz się nie przejmować – usłyszała od Karolina od pracownika Social Service.
Haniebny proceder odbierania polskich dzieci trwa w najlepsze, a Social Service polskim rodzinom gotuje piekło. Wspomniane przypadki nie są odosobnione. Są ich dziesiątki, a historie nie są zmyślone przez rodziców, którzy nie potrafili się zająć swoimi pociechami. Polscy politycy, podobnie jak media, zdają się lekceważyć problem. Jedynie partia Kukiz’15, 12 września zorganizowała konferencję Parlamentarnego Zespołu „Dobro dziecka jako cel najwyższy”, w którym podjęto pod dyskusję problem odbieranie dzieci polskim obywatelom za granicą. Niestety, konferencję zignorowała czwarta władza i parlamentarzyści.
Dlaczego Polacy?
Trzeba mieć na uwadze, że pracownicy socjalni „wybiórczo” i nie przypadkowo traktują rodziców. Swego czasu w Wielkiej Brytanii było głośno o hindusie, który syna bił kijem, a jedyną konsekwencją jaka spotkała ojca, było odesłanie na specjalny kurs rodzicielski. Tymczasem w przypadku Polaków, dzieci są odbierane niejako z automatu, na podstawie nawet najbardziej błahych i niedorzecznych przesłanek. Biorąc pod uwagę te wszystkie czynniki, zapytać należy dlaczego problem zabierania dzieci dotyka właśnie Polaków?
W pierwszej kolejności jest to efekt lewicowego fundamentalizmu, mającego na celu rozbijanie rodzin, wznoszonych na chrześcijańskich wartościach, z którymi identyfikowani są mieszkańcy Europy Środkowo-Wschodniej. Służy temu między innymi przydzielanie dzieci do wysoko sytuowanych związków gejowskich, czego niedawno doświadczyła dwójka dzieci pokrzywdzonej Rumunki.
Rodziny zastępcze nie są przypadkowe. Bardzo często są to właśnie homoseksualiści, którzy odczuwają w sobie potrzebę rodzicielstwa oraz kobiety, które dokonały w przeszłości aborcję, teraz zaś mając problem z zajściem w ciążę.
Ponadto, haniebny proceder odbierania dzieci podyktowany jest względami finansowymi. Angielskie rodziny zastępcze, za wychowywanie odebranego dziecka otrzymują około 2400 funtów miesięcznie i mają zniżki podatkowe, zaś pracownicy Social Service, za każde odebrane dziecko dostają premię.
Na tym nie koniec. Zapytać można, dlaczego dyskryminacja dosięga jedynie dzieci imigrantów z Europy Środkowo-Wschodniej, nie zaś na przykład islamistów. Odpowiedzi są dwie, niczym naczynia wzajemnie ze sobą połączone. Polskie dzieci są „w cenie”. Proszą o nie kandydaci do rodzicielstwa. Grzeczne i dobrze wychowane są w stanie spełnić marzenie niejednego rodzica zastępczego. Ponadto, jakakolwiek dyskryminacja wyznawców Allaha, skończyłaby się międzynarodowym skandalem. Za pokrzywdzonymi muzułmanami opowiedziałby się tabun lewackich organizacji. Inaczej w przypadku Polaków. Rząd Beaty Szydło zdaje się nie dostrzegać problemu, nie mówiąc już o brytyjskich politykach, instytucjach i mediach. Polskie dzieci to czysty zysk, a odebranie ich rodzicom to dla Social Service jedynie mała, opłacalna igraszka.
List do Prezydenta RP
Zrozpaczeni Polacy, którym odebrano dzieci, postanowili napisać list do Prezydenta RP Andrzeja Dudy, w którym niemalże przez łzy błagają go o pomoc.
– Tego co czujemy nie sposób opisać zwykłymi słowami. W naszej sprawie pukamy w kolejne drzwi urzędów z nadzieją, że końcu znajdzie się ktoś kto je otworzy, zaprosi do środka i zaoferuje skuteczną pomoc. Jak dotąd wszelkie nasze działania są bezowocne, a nasze dzieci pozostają z dala od naszych rodzin i domów – napisali w liście.
Autorzy listu tłumaczą, że z Ojczyzny do Wielkiej Brytanii wygnała ich bieda, wszak teraz chcieli by do niej wrócić, jednak nie sami, ale ze swoimi pociechami.
– Codziennie rozmyślamy o krzywdzie naszych pociech, które zabrano z naszych domów i są pozbawione stałego kontaktu z nami. Marzymy tylko o tym, by móc przywrócić im dzieciństwo – piszą rodzice.
Tłumacząc na czym polega wszechobecna dyskryminacja ze strony Social Service, kończą apel słowami:
– W imieniu utraconych polskich dzieci nie będzie protestował nikt, przecież ich głosów nie słychać, a my nie potrafimy temu zaradzić. My rodzice, BŁAGAMY WAS O POMOC. W imieniu naszych dzieci – kończą list zrozpaczeni Polacy.
Miejmy nadzieję, że po lekturze tego dramatycznego apelu, Andrzej Duda podejmie właściwe działania, mając na względzie dobro polskich rodzin żyjących na emigracji.
Powtórka z historii (1946 i 2016)
Wydaje się, że historia zatoczyła koło. Jeszcze do niedawna, Polacu chwaleni za sumienność i wkład w rozwój Wielkiej Brytanii, po wyjściu z Unii Europejskiej, spotęgowały się nastroje rasistowskie wobec Polaków. Być może, podobnie, jak w 1946 roku, brytyjscy politycy ubolewają nad potęgującą się dyskryminacją Polaków. Cóż z tego skoro, w parze ze szlachetnymi wypowiedziami, idzie ciche wsparcie dyskryminacji brytyjskiej Polonii, w przeciwieństwie do hołubionej, a zarazem okradającej z zasiłków socjalnych, fundamentalnej islamskiej społeczności.
– Przestępstwa motywowane nienawiścią przeciwko jakimkolwiek społecznościom, rasom czy religiom nie mogą mieć miejsca w brytyjskim społeczeństwie – podkreśliła Theresa May na spotkaniu z Beatą Szydło.
Co nam ze słownych deklaracji, skoro nienawiść i rasistowskie akty są na porządku dziennym, a rządzący zdają się być na nie głusi, albo wręcz w nich partycypują.
– Analizując wszystkie ataki na tle ksenofobicznym, czy rasistowskim nie można uciec od wrażenia, że ktoś tym steruje. Polacy mieszkający na Wyspach zdobyli swoje miejsce w społeczeństwie i aspirują, by je poprawić. Komuś to przeszkadza i stąd tyle ataków i problemów z zachowaniem mieszkańców Wielkiej Brytanii – dla Polski Niepodległej mówi mieszkający w Londynie Piotr Szlachtowicz, dziennikarz portalu „The Nowy Polski Show”.
Próby pozbycia się harujących za pół pensji w brytyjskich magazynach i na zmywakach Polaków, znacznie się zdynamizowały. W 1940 roku, polscy lotnicy nieustraszenie walczyli o wolność i niepodległość Wielkiej Brytanii, zaś w XXI wieku, swoją morderczą pracą, gorliwością i hartem ducha przyczynili się do znacznego umocnienia gospodarki i rynku pracy. Historia się powtórzyła. Wyzwolona z unijnego jarzma i umocniona ciężko pracą Polaków Wielka Brytania, odwdzięcza się rasizmem, ksenofobią, pobiciami, obraźliwymi inwektywami i „porywaniem” dzieci. Nie wolno nam pozwolić, by Polacy mieszkający w Anglii, byli traktowani jako ludzie gorszej kategorii i pozostawieni sami sobie. Sprawę musimy nagłaśniać.
Waldemar
Sytuacja podobna jak w Niemczech. Tam też Jugendamt odbiera Polakom polskie dzieci. Tylko w Polsce Polak jest Polakiem.
Tak jak powyżej. Jest jeszcze jugendamt. Ci co to robią to obrzydliwi ludzie. (chociaż ciężko ich nazwać ludźmi).
A ludzie nadal będą się tam pchać i podniecać, że tam taki dobrobyt i przyszłość… mieszkając w zatęchłych barakach, harując 14 godzin „nocnie” i słuchając codziennie poniżeń. Czy takich ludzi można nazwać inaczej, niż „durnymi Polaczkami”?
Po co się tam pchają? Czy większe zarobki są bardziej wartościowe niż spokojne życie w Polsce? Widać dla niektórych tak. Są gotowi zrobić wszytko by mieć kasy po czubek głowy. Dla nich to największa wartość. W pewnym sensie to przebudzenie. Muszą przestać bić pokłony pieniądzom, a zająć się czymś co jest najbardziej wartościowe – miłością.
Nie sądź a nie będziesz sądzony – nie wszyscy Polacy wyjechali żeby mieć „po czubek głowy” kasy.Może pochodzą z małych miejscowości i nie mają żadnych szans na pracę i „spokojne życie w Polsce”. Możliwe , że uciekali przed nieznośną sytuacją rodzinną? Ja sama mieszkam na wyspach od lat bo nie mam do czego wrócić, nawet gdybym chciała (pracy zero chyba, że byłabym Ukrainką). Zresztą zaczynać wszystko od nowa po latach po raz kolejny? Pracuję i żyję skromnie bo postawiłam na rodzinę a nie na tzw. karierę. Polacy z mety dostają niższe uposażenia i próżno się stawiać. Dyskryminację daje się odczuć codziennie. Prosiłabym o trochę więcej wyrozumiałości i solidarności. Niech chociaż rodacy w kraju nie obrzucają nas błotem. W końcu każdy może mieszkać gdzie chce a prawa nam się należą tak ,jak wszystkim pozostałym nacjom. Dlaczego jesteśmy „parszywi i wyjęci spod prawa”?
Faktycznie artykuł jest trochę przejaskrawiony. Jedno z cytowanych źródeł jest niewiarygodne. Problem nie dotyczy tylko dzieci Polaków i ludzi z Europy Środkowo-Wschodniej. Tu to jest prawdziwa plaga, ale faktycznie sądzę, że trochę łatwiej zabrać im dziecko od rodzin, które tu przyjechały. Z kilku względów, mniejsze grono znajomych, czasem brak znajomości języka czy zbyt słaba, by się obronić. Też mniejsza szansa jest by taka rodzina zrobiła aferę, zresztą przy zakazie mówienia o sprawach w sądach rodzinnych rodzice nie mogą mówić publicznie wcale. My z mężem dopiero po 4 miesiącach się zorientowaliśmy, że cała sprawa od początku jest bezprawna. Dlatego klauzula poufności nas nie obowiązuje więc jako bardzo prawie niespotykany przypadek nagłaśniamy to sami. Mamy angielski i polski blog, transparenty i klip na YT, który ostatnio nam zablokowano w UK. Zapraszam na nasz blog gdzie dokumentujemy wszystko.