Mam dość słuchania banialuk o potrzebie budowania jedności narodowej!
Po informacji na temat kolejnej profanacji ciał ofiar Katastrofy Smoleńskiej i po lekturze komentarzy czytelników Gazety Wyborczej naśmiewających się z „mielonki smoleńskiej”, MAM DOŚĆ! Mam dość ckliwych hasełek o tym, że wszyscy Polacy to jedna rodzina. Mam dość pouczeń o konieczności szanowania czyichś poglądów bez względu na to, co to za poglądy. Mam dość słuchania banialuk o potrzebie budowania jedności narodowej. Nie chcę budować żadnej jedności narodowej z łajdakami i nie chcę szanować zdania i tolerować „wrażliwości” łajdaków, którzy na wieść o tym, że Rosjanie zbezcześcili ciała ofiar Katastrofy Smoleńskiej, piszą takie oto ohydztwa: „A czy kogokolwiek obchodzi z ilu krów jest mięsa w hamburgerze?”; „W puszce z mielonką mamy potrawę ze 1100 świnek”; „A pan Bóg sobie nie posortuje?”
Ech, łajdusy kpiące z ludzkiej tragedii i plujące na groby. Ech, hałastro bez sumienia i jakichkolwiek ludzkich uczuć. Ech, półinteligencjo z mózgami upranymi przez „Gazetę Wyborczą”. Ech, ciemnoto powtarzająca androny suflowane przez kretynów opętanych zidiociałą polit-poprawnością. Z Wami mam budować jedność narodową? Ja z Wami nawet śmieci nie poszłabym wyrzucić! Tyle mam Wam do powiedzenia i cieszcie się, że zwracam się do Was za pośrednictwem portalu internetowego, bo w oczy usłyszelibyście od mnie słowa, których w druku używać się nie godzi. WON!
A teraz na spokojnie. Jedność narodowa to był i jest mit. To, że ludzie mówią tym samym językiem, nie znaczy, że wyznają te same zasady i cenią te same wartości. Nie znaczy to również, że znają i stosują ten sam kod kulturowy. Trzeba się z tym pogodzić i przestać na siłę lansować jakiś mityczny duch wspólnoty, w myśl którego najgorsze męty czują się uprawnione do dyktowania innym, co jest, a co nie jest słuszne i właściwe. Zobaczcie, jak gra tym opozycja i wspierające ją szeroko pojęte KODziarstwo. Dla nich jesteśmy katotalibanem, faszystami, pislamem, ogolonymi łbami, oszołomami i rasistami. Okładają nas tymi epitetami jak cepem, a jednocześnie uśmiechają się obleśnie i mówią: „Kaczyński dzieli Polaków”. Zaraz potem jest kolejny cep: „Duda nie jest prezydentem wszystkich Polaków”. I na koniec: „Kościół wspiera faszystów i burzy jedność narodową”.
Widzicie już, na czym ma polegać ta jedność narodowa? Ma polegać na tym, żeby obalić obecny Rząd RP, i żeby było jak było. Bo jak nie, to „Gazeta Wyborcza” i jej wyznawcy zrobią takie „aj waj!” na cały świat, że się nie pozbieramy.
Mamy też w tym opozycyjnym bajzlu element zagraniczny nakłaniający nas do budowania jedynej słusznej jedności narodowej. Człowiek Roku „GW”, czyli Franz Timmermans, o którym usłyszałam zaledwie dwa lata temu, nagle stał się pierwszym budowniczym Rzeczypospolitej i odgrywa politruka grożącego paluszkiem. Panie Timmermans, za sowieckimi politrukami stała Armia Czerwona i chociaż komuniści wymordowali lub zesłali setki tysięcy Polaków, to nie udało im się zbudować poddanej im jedności narodowej. A Ty masz chłopie 5% poparcia we własnym kraju i kozaczysz? Wolne żarty.
Wróćmy jednak do mitu jedności narodowej. Czy taka jedność kiedykolwiek była? Czy taką jedność narodową tworzyli Tadeusz Rejtan usiłujący powstrzymać podpisanie aktu rozbiorów na Sejmie w 1773 roku i Adam Poniński, pod przewodnictwem którego zawiązano konfederację, aby odrzucić Rejtanowe liberum veto? Czy jedność narodową tworzyli gen. Józef Zajączek wysługujący się carowi Aleksandrowi I (za co otrzymał tytuł książęcy) i płk. Piotr Wysocki, który za Powstanie Listopadowe został zesłany na katorgę? Czy w ramach jedności narodowej mamy wziąć pod polskie skrzydła Bolesława Bieruta, który odmówił podpisania aktu łaski dla gen. Ernesta Fieldorfa „Nila”, czyli bohaterskiego dowódcy Kedywu skazanego na śmierć przez sędziów dyspozycyjnych wobec Rosjan? Nie sądzę.
A teraz pora na pytanie najbardziej aktualne: czy dla realizacji jedności narodowej mamy godzić się na terror Platformy Obywatelskiej, Nowoczesnej i KODziarstwa zbratanego z esbekami? Czy mamy pozwolić, aby samozwańczy Obywatele RP szantażowali nas polit-poprawnymi hasełkami kładąc się na trotuarze z białą różą w garści? Czy mamy tolerować spektakle nienawiści odgrywane przez nazywających się Polakami fanów islamskiego ubogacenia? Nie, nie i jeszcze raz nie!
Co zatem zrobić, gdy taki typek szermujący hasełkiem jedności narodowej zacznie nam ubliżać? Uważam, że najlepszą odpowiedzią będzie cytat z „Potopu”. Który? Oto on: „Dziś jużeś niegodzien, aby ci uczciwy człowiek pole dawał”.
W sedno, pani Kasiu.
Nie nazywajmy szamba perfumerią .
„Mam dość ckliwych hasełek o tym, że wszyscy Polacy to jedna rodzina.”
A jednak Polacy to jedna rodzina. Pani błąd polega na zakwalifikowaniu do polskiej wspólnoty rodzinnnej ludzi, którzy mają obywatelstwo polskie, ktrórzy mówią po Polsku, a niektórzy nawet przekonują, że po polsku myśla. Ale to wszystko Polakami ich nie czyni.
Bez histerii. Wg SJP – Polak to obywatel Polski; Wikisłownik dodaje też, że (2) osoba narodowości polskiej lub poczuwająca się do niej. Więc proszę nie robić scen, Panie Krzysztofie i zarzucać błędu felietonistce. Parafrazując „ludzie nie dzielą się na naszych i obcych, prawych, czy lewych, ale po prostu mądrych i głupich”.
A słowo Polak nie jest synonimem osoby krystalicznej, patrioty całym sercem, katolika bez skazy, itp. Chociaż nie ukrywam, że miło, gdyby tak było.
ETYMOLOGIA – „NARÓD”.
Pierwotnie starożytni Rzymianie używali terminu natio na oznaczenie bogini urodzin i urodzaju. Z czasem wszedł on do języka łacińskiego, stając się źródłosłowem dla czasownika nascor (nasci, natus sum)– rodzić się, pochodzić, powstawać, rosnąć.
Etymologia polskiego terminu „naród” odsyła do jego historycznych związków z łaciną. Początkowo bowiem Słowianie nie znali jeszcze łacińskiego nascor, a nawet nie posiadali odpowiedników takich dzisiejszych wyrażeń, jak ród, poród czy rodzić.
Języki starosłowiańskie nazwą „ród” oznaczały szczęśliwy traf, powodzenie, przyrost, jak również samego bożka szczęścia i losu. Dopiero dzięki średniowiecznej łacinie zaczęto łączyć „ród” z pomnażaniem liczby członków rodziny.
Tak więc za sprawą łacińskiej natio możliwe jest obecnie wskazanie na podwójny źródłosłów polskiej nazwy „naród”.
Z jednej strony, wywodzi się ją od rzeczownika „ród” (w sensie familijnej grupy społecznej), który podkreśla pochodność jej desygnatu od wspólnego przodka.
Z drugiej – wyprowadza się ją od czasownika „narodzić” (w sensie: urodzić mnóstwo, powstać w dużej ilości), który z kolei akcentuje złożoność jej desygnatu z wielu ludzi.
Przyjmując łącznie oba źródła, „naród” oznacza wielką zbiorowość ludzi połączonych więzią wspólnego pochodzenia.
(…) my, Naród Polski – wszyscy obywatele Rzeczypospolitej, zarówno wierzący w Boga będącego źródłem prawdy, sprawiedliwości, dobra i piękna, jak i nie podzielający tej wiary, a te uniwersalne wartości wywodzący z innych źródeł, równi w prawach i w powinnościach wobec dobra wspólnego – Polski, (…) w poczuciu odpowiedzialności przed Bogiem lub przed własnym sumieniem, ustanawiamy Konstytucję Rzeczypospolitej Polskiej jako prawa podstawowe dla państwa (…)
Władza zwierzchnia w Rzeczypospolitej Polskiej należy do Narodu.
Naród sprawuje władzę przez swoich przedstawicieli lub bezpośrednio.
Naród Polski ustanowił Konstytucję i Naród Polski ma władzę zwierzchnią, oraz to Naród Polski sprawuje władzę. Takie jest prawo podstawowe zapisane w naszej Konstytucji, a jaka jest rzeczywistość?
Ci z białymi różami czy z czosnki z czerskiej nie są ewidentnie Polakami oni reprezentują OPŁACAJĄCĄ ICH żydokomunę i esbecje
Rozmawiałam kiedyś z wysoko postawioną osobą z byłej solydarności, wedle którego to osobnika należy wyrzucić pojęcie „naród polski” i zająć się budową społeczeństwa obywatelskiego. No i budują od Magdalenki a efekty jakie są, każdy widzi.