K. Baliński: Sikorski i jego dyplomy
Trwa wymiana ciosów między Orbánem i Tuskiem. Zaogniło ją oświadczenie premiera Węgier, w którym powtórzył, że jego kraj nie poprze przedłużenia sankcji na Rosję, jeśli Ukraina nie wznowi tranzytu rosyjskiego gazu i że z powodu unijnych sankcji Węgry straciły 19 mld euro. „To niedopuszczalne, byśmy ponosili ekonomiczne konsekwencje sankcji, by pomóc Ukrainie” – stwierdził. Donald Tusk ripostował: „Jeśli Viktor Orbán naprawdę zablokuje europejskie sankcje w kluczowym momencie wojny, będzie absolutnie jasne, że w tej wielkiej grze o bezpieczeństwo i przyszłość Europy gra w drużynie Putina, a nie w naszej. Ze wszystkimi konsekwencjami tego faktu”. Na odpowiedź nie musiał długo czekać. Szef dyplomacji Węgier, Peter Szijjarto napisał: „Agentowi Sorosa może być trudno to zrozumieć, ale jeśli chodzi o drużyny, gramy dla drużyny węgierskiej. Reprezentujemy węgierskie interesy. Nie chcemy nadal płacić ceny za cudze wojny i nie pozwolimy nikomu zagrozić naszemu bezpieczeństwu dostaw energii”. Odezwał się też Radek Sikorski: „George Soros nie płacił za studia Donalda na mojej uczelni w Oksfordzie, ale za studia Viktora”.
A jak było ze „studiami” Sikorskiego? W swoich notkach biograficznych podaje, że posiada dwa dyplomy ukończenia studiów na Oksfordzie: Bachelor of Arts i Master of Arts. Tyle że otrzymanie tego drugiego, wg rzecznik Uniwersytetu, nie jest równoważne z ukończeniem studiów wyższego stopnia. Każdy bakałarz może o niego wystąpić w siedem lat po immatrykulacji, a za wydanie dyplomu uczelnia pobiera niewielką opłatę w wysokości 10 funtów. Tak, więc Sikorski kłamie, i to świadomie. A tak w ogóle to, kto bakałarzowi załatwił studia w Oksfordzie, i kto sponsorował jego pobyt w Wielkiej Brytanii? Otóż był nim, poza pewną brytyjską służbą specjalną o trzyliterowym skrócie, Zygmunt Bauman, o którym Sikorski zawsze wypowiadał się w czule, i któremu wielokrotnie odwdzięczał się. To dzięki Sikorskiemu Bauman odnalazł się w Polsce, a nawet brylował na dyplomatycznych salonach. Otóż, podległy MSZ-owi Instytut Polski zaprosił go do Wilna, gdzie wygłosił odczyt oraz miał wykład na tamtejszym uniwersytecie.
Gdy wydawało się, że był to „ostatni zajazd na Litwie”, Sikorski zorganizował Baumanowi pobyt we Wrocławiu, gdzie na Uniwersytecie Wrocławskim wygłosił prelekcję. Próbowali ją przerwać studenci i działacze Narodowego Odrodzenia Polski. Sprzeciwiali się zapraszaniu ludzi z taką przeszłością. Wykrzykiwali hasła: „Przecz z komuną”, „Raz sierpem, raz młotem czerwoną hołotę”, „Żołnierze wyklęci-pamiętamy”. Na prośbę prezydenta miasta i na żądanie konsula Niemiec, interweniowała policja. O pomoc „w walce z grupami nacjonalistycznymi” zaapelował do ministra spraw wewnętrznych prezydent Wrocławia. „Nic nie usprawiedliwia chamstwa nacjonalistycznego. Z chuliganami trzeba uporać się całkowicie jednoznacznie. Nie będę tolerował nacjonalistycznej hołoty we Wrocławiu” – apelował. Po incydencie, w specjalnym liście przeprosił i wychwalił Baumana minister nauki. W obronie Baumana stanął premier Tusk. Wszyscy podkreślali, że Bauman to „szanowany naukowiec”.
A kim był fetowany w polskiej ambasadzie w Wilnie? Zygmunt Maurycowicz Baumana w latach 1945-1953 był funkcjonariuszem Korpusu Bezpieczeństwa Wewnętrznego, specjalnego oddziału wojskowego tropiącego żołnierzy podziemia niepodległościowego, odpowiednika sowieckiej NKWD. Był też agentem zbrodniczej Informacji Wojskowej. W internecie można znaleźć dokument – wniosek dowódcy KBW gen. Juliusza Hibnera (właściwie Dawida Szwarca) do ministra Bezpieczeństwa Publicznego o zatwierdzenie kandydatury Baumana na stanowisko Szefa Oddziału Propagandy i Agitacji Zarządu Politycznego KBW. Szczególnie przerażająco brzmi fragment wniosku: „Jako Szef Wydziału Pol-Wych operacji bierze udział w walce z bandami. Przez 20 dni dowodził grupą, która wyróżniła się schwytaniem wielkiej ilości bandytów. Odznaczony Krzyżem Walecznych”, co oznacza, że profesor-major karierę naukową rozpoczął wydając na śmierć żołnierzy AK, NSZ i WiN.
W wywiadzie dla angielskiej gazety nazwał KBW jednostką analogiczną do dzisiejszych prowadzących wojnę z terroryzmem, a likwidację żołnierzy wyklętych porównał z dzisiejszą walką z terroryzmem. A było to w czasie, gdy w zakładaniu Państwa Islamskiego brali udział ochotnicy z Europy. I w tym miejscu pojawia się Radek Sikorski – idąc za głosem swego mentora, w lipcu 2016 ogłosił, że pierwszym laureatem Nagrody Solidarności w wysokości 1 miliona euro został Mustafa Dżemilew – islamista, lider Tatarów krymskich, których znaczny kontyngent walczył u boku Państwa Islamskiego i brał udział w eksterminacji bliskowschodnich chrześcijan, pod opieką tureckiego wywiadu (tego samego, który logistycznie wspiera przemieszczanie się tzw. uchodźców z Azji do Europy).
W tym samym czasie profesor-major pouczał w Oksfordzie: Jeśli Europa w ciągu 30 lat nie przyjmie co najmniej 30 milionów imigrantów, stanie w obliczu upadku demograficznego, który spowoduje upadek cywilizacji europejskiej”. I tu pytanie, czy Sikorski chodził na wykłady Baumana. Wygląda na to, że tak, bo stosunkiem do imigrantów i do islamskich terrorystów został dogłębnie zainfekowany, bo rząd Tuska, w którym był ministrem, z wielką życzliwości spoglądał na politykę „Herzlich willkommen” i równocześnie wyganiał na obczyznę miliony Polaków. Nawiasem mówiąc, gdy Sikorski apelował do nich o powrót, ci ripostowali: Wrócimy, Sikorski, wrócimy, wtedy, kiedy wy wyjedziecie (…) znasz bajeczkę o wężu, nie? No to… SSSSssspierdalaj.
Krótko mówiąc – bandyta, który miał na rękach krew polskich patriotów, zamiast być ściganym, reprezentował Polskę w świecie, był fetowany w ambasadach Rzeczypospolitej. Swoją drogą ciekawe, ilu Wilniuków, miał profesor z naganem na sumieniu, i czy jego zapraszanie do polskiej ambasady nie było tańcem na grobach polskich ofiar NKWD, prekursorki KBW. Z drugiej strony trzeba też zrozumieć Radka. Co prawda, ubeków rozsławiających imię Polski w świecie mamy tysiące, głównie w Izraelu, gdzie schronili się po Marcu ‘68, nie brakowało ich też w samym MSZ, ale tak wybitnych jak Bauman można było policzyć na palcach jednej ręki.
Bauman reprezentował nasz kraj (no i Polonię brytyjską) także na Lwowskim Forum Wydawców. Tam reklamowany był przez MSZ, jako jeden z najwybitniejszych światowych myślicieli z tytułem profesora (o tytule majora ani słowa). I jeszcze jedno – wtedy, gdy doszło, na polecenie konsula niemieckiego we Wrocławiu, do interwencji Policji, mieliśmy także buńczuczne działania autonomistów śląskich, pełzającą germanizację Opolszczyzny, wykupywanie ziemi na Pomorzu, ustanowienie przez Bundestag Dnia Pamięci o Wypędzonych i rosnące do wręcz astronomicznych rozmiarów wpływy niemieckie w Polsce.
W ślad za wymianą ciosów z węgierskim ministrem, Radek Sikorski odwołał z Budapesztu ambasadora RP, bo Węgry nie wydały posła Romanowskiego. Ale nie odwołał ambasadora ze Sztokholmu, który odmówił wydania Stefana Michnika, sądzonego w Polsce za ciężkie zbrodnie. Nie odwołał też ambasadora z Tel Awiwu, który odmówił wydania komunistycznego zbrodniarza Salomona Morela. No i, wreszcie – nie odwołał ambasadora z Londynu, który odmówił wydania Heleny Wolińskiej-Brus. A dlaczego nie odwołał? Może dlatego, że Helena, (pierwotnie Fejga Mindla Danielak) była mężem Włodzimierza Brusa, który wraz z nią, w marcu 1968 roku schronił się w Wielkiej Brytanii, został profesorem na Oksfordzie i też majstrował przy „studiach” i „dyplomach” Sikorskiego.
Beniamin Zylberberg, bo tak się pierwotnie Brus nazywał, był oficerem politycznym w Armii Berlinga. Z wojska odszedł w stopniu podpułkownika. Był profesorem ekonomii politycznej w kilku instytutach przy KC PZPR i autorem propagandowych broszur, wychwalających sowiecką demokrację i gospodarkę, określających przedwojenne władze polskie, jako bezwzględną faszystowską dyktaturę. Był też członkiem Centralnej Komisji Kwalifikacyjnej dla Pracowników Nauki, i miał decydujący wpływ na tytuły, awanse naukowe i dyplomy. Jak samo o sobie pisał, w atmosferze antysemickiej nagonki będącej następstwem tzw. wydarzeń marcowych, zmuszony został do emigracji. Na Oksfordzie wykładał razem z podesłanym tam wcześniej przez KGB mjr. Baumanem i zajmował się analizą gospodarki socjalistycznej. Już na emigracji podjął tajną współpracę ze wschodnioniemiecką służbą bezpieczeństwa Stasi. Równocześnie wspierał „opozycję demokratyczną” w Polsce, kiedy to – przypomnijmy – w awangardzie „transformacji ustrojowej” stanęli ideowo związani z trockistami rewizjoniści partyjni, ludzie kwestionujący zdolność Polaków do niepodległego bytu, dla których opowiadanie się za polskością to faszyzm, którzy wprowadzili pojęcie „lewicy laickiej” i nauczali, że polski ruch niepodległościowy zbudowali stalinowcy, że elitą mają być synowie i wnuki przybyłych w taborach dywizji NKWD, myślicielami Bauman i Brus, bohaterami Michnik i Kuroń, a autorytetami pospolici złodzieje.
A co do samej Wolińskiej-Brus, to przypomnijmy, że była żydowskim prokuratorem oskarżającym z ramienia Naczelnej Prokuratury Wojskowej w procesach politycznych, kończących się mordami sądowymi. Gdy w 2007 roku, czyli wtedy, gdy Sikorski był ministrem, sąd w Warszawie wydał europejski nakaz aresztowania Wolińskiej, wniosek o ekstradycję został odrzucony przez Londyn z uzasadnieniem, iż ścigana była ofiarą czystek etnicznych w Polsce, a sama oskarżona stwierdziła, że przedstawione jej zarzuty mają charakter antysemicki. A co do wymienionego wcześniej Salomona Morela, to dodajmy: Sikorski niczego nie nauczył się na Oksfordzie, a z historii szkolony jest przez własną żonę, która w swoich książkach historię fałszuje, wybielając zbrodniczą rolę komunistów żydowskich w mordowaniu polskich patriotów, takich jak Salomon Morel, który będąc komendantem więzienia w Jaworznie (czyli „żydowskiego obozu śmierci”) w sposób sadystyczny, z niezwykłym bestialstwem mordował Polaków, szczególnie polską młodzież.
„Chłystek i bufon, narcyz i gamoń, Radek-nieporadek, burak z Chobielina, fryzjerczyk, Mistrz Blitzkriegu na Twitterze, Towarzysz Radosław I Skromny, miszcz polskiej dyplomacji, Człowiek Którego Cień zasłonił Metternicha, Kandahar i część Bydgoszczy”. Dorobił się też nicku „Radsik”. Internauci nie zostawiają na nim suchej nitki. Floyd: I po Oxfordzie nie powiedzą do Radka „Milordzie”. Zachowuje się na salonach jak krowa na wrotkach. Lola: Dracula wiecznie żywy! skacowany ryj menela, i do tego te tłuste włosy. Rosjanie mówią: „morda kirpicia prosit”, czyli „gęba, która prosi się o cegłę”… ale łeb od czasy do czasu mógłby sobie umyć. Jesienny liść: Ten facet tak układa usta, jakby był Ruskiem. Może prawdziwego podmienili w Afganistanie? Mnie cały czas nie daje spokoju myśl, w jaki sposób ukończył Oksford!!! Zaciukał nożem kogoś podobnego do siebie, i zabrał mu dyplom? Jet: Za długo był w Afganistanie. Towarzyszu Sikorski, odstawcie te prochy. Pixi: „Fryzjerczyk PSIkorski, o takich Czesław Miłosz pisał „Wariat na swobodzie największą klęską jest w przyrodzie”. Przezwisk ma dużo i wszystkie komiczne. Ale czy obraźliwe, zwłaszcza w zestawieniu z „bydło” używanym przez krajowego mentora Sikorskiego, przez blogerów nazwanego „profesor Bydłoszewski”). Jeśli dodamy do tego wypowiedzi jego żony, też mającej dyplom z Oksfordu, to konkluzja może być tylko jedna – w Wielkiej Brytanii też mają Collegium Humanum.
Kariera Radka to gotowy scenariusz na film „Dyzma w MSZ”. Powieść o podobnym tytule opowiada o karierze gbura i chama, który na skutek dziwnego zbiegu okoliczności omal nie zostaje premierem. Sikorski też, jak Dyzma z Kresów, wyjeżdża w świat – z Bydgoszczy do Afganistanu; żeni się ze szlachcianką (chociaż jerozolimską), która wprowadza go do lepszego towarzystwa, i omal nie zostaje… prezydentem. Karierę dżentelmena z podbydgoskiego PGR-u podsumował karykaturzysta: „Jeśli ktoś jest chamem, to i Oksford mu nie pomoże” – mówi na rysunku jeden gość do drugiego. A co do powieści – kiedy sprawa z Dyzmą się wydaje, ogłaszają, że to „oszust, cham, i niespełna rozumu”. A co do „szlachty jerozolimskiej” –obecność portretu gen. Władysława Sikorskiego na ścianie dworku w Chobielinie wyjaśniał tak: „To jest brat dziadka”. Jeden z gości nie wykazał się jednak taktem i palnął: „A to ciekawe, bo generał nie miał brata”. Także „elitarność” żony Radka nie ma długiej historii: dziadkowie byli żydowskimi pachciarzami na wschodnich kresach Rzeczypospolitej, skąd, na początku XX wieku, wyjechali do Ameryki i zasiedli tamtejsze Nalewki.
No i mamy ministra, który jednego dnia porównuje bałtycką rurę do układu Ribbentrop-Mołotow, a drugiego kłania się Niemcom w pas i składa „hołd pruski”. Który jednego dnia widzi Rosję w NATO, a drugiego domaga się wymazania jej z mapy świata. No i, komentując informację o udzieleniu Asadowi azylu w Rosji, poraża geopolitycznym przemyśleniem: „Panowie Snowden, Depardieu i Janukowycz mają czwartego do brydża”. W geopolitycznych analizach wtóruje mu drugi dyplomatyczny matoł – Donald Tusk: „Wydarzenia w Syrii uświadomiły światu, że Rosja i jej sojusznicy mogą zostać pokonani”. No i żona Sikorskiego: „Sceny, które widzimy w Damaszku, zobaczymy w Moskwie i Teheranie. Upadek Asada to rosyjski Afganistan”. Co jeszcze świadczy o tym, że dyplom Oksfordu kupił? Nie przyswoił sobie mądrości Winstona Churchilla, że „prawdziwym dyplomatą jest ten, kto dwa razy pomyśli, zanim nic nie powie”. Poza nędznym wykształceniem cierpi też na przypadłość, która w języku jidysz, czyli języku przodków żony, nazywana jest „myszygene kopf”.
Jest jeszcze inny powód, który to wszystko tłumaczy – Sikorski pała wielką miłość do oficerów WSI, którzy pięknie przed nim trzaskają obcasami. Zawsze łaskawym okiem patrzył na wszelkie wywiady, nie mówiąc o jego powszechnie znanej sympatii do wywiadu brytyjskiego. Wziął pod ochronę wielu funkcjonariuszy WSI, mimo iż ci pokątnie rozpowszechniali informacje o tym, kto finansował jego studia w Oksfordzie, dlaczego będąc wiceministrem obrony częściej kontaktował się z rezydentem brytyjskiego wywiadu niż ze swoim szefem, że ma lukę w życiorysie, bo podczas pobytu w Afganistanie miał być przez kilka miesięcy przetrzymywany przez Sowietów i „namawiany” do współpracy. Innym elementem tej gry są rosyjskie media, które zarzucają Sikorskiemu, że od 1984 r., był agentem brytyjskiego wywiadu MI-6 i wykorzystywał „przykrycie” dziennikarza dla wypełnienia zadań służb wywiadowczych w Afganistanie. Poprzez lustrację, Macierewicz próbował pozbyć się agentów związanych z Moskwą. Nie był jednak równie skrupulatne, gdy chodziło o ludzi kojarzonych z innymi wywiadami. Nie widać było w nim dociekliwości, ilu polityków jest na żołdzie obcych służb. Mówiąc o zagrożeniach, mówił wyłącznie o absolwentach moskiewskiego MGIMO. Tymczasem najwięcej szkód w MSZ (a wcześniej w MON) poczynił nie absolwent MGIMO, ale… absolwent Oksfordu.
Przestańmy się pastwić nad Radkiem. Oddajmy mu sprawiedliwość. Wprawdzie za granicą sprawy knoci, wprawdzie dyplomację wywodzi na manowce, ale w TVN i „Wyborczej” jest zwycięzcą. Także pogłoski o śmierci politycznej Sikorskiego są mocno przesadzone. Parasol ochronny rozciąga nad nim nie tylko nowojorska żydokomuna, Mark Zuckerberg i „New York Times”, czyli ci, którzy nie tylko nie lubią Ameryki, ale nie lubią Polski. I nie przypadkowo prasowy organ trockistów „Foreign Policy” umieścił Sikorskiego na liście „100 czołowych myślicieli świata”. Przypomnijmy też lorda George’a Weidenfelda, wiceprezydenta Światowego Kongresu Żydów, który wydał Radkowi certyfikat koszerności, mówiąc, że uważa go za „największego przyjaciela w Polsce”.
W obronie występów Baumana we Wrocławiu stanął kumpel Sikorskiego, który też ma azjatyckie rysy oraz super narodowe nazwisko (to nic, że przyswojone), Bartłomiej Sienkiewicz, który wygwizdanie profesora z KBW nazywał „bandyckim uderzeniem w podstawy cywilizacji”. Z kolei dla Tuska incydent był „wstępem do poważnego nieszczęścia” (chociaż i tu blogerska brać wykazała się niezłym refleksem: „Może wnuk żołnierza Wehrmachtu myślał, że to niemieckie nazwisko?”). Na koniec postawmy Sikorskiemu pytanie: Czy w trakcie swej przebogatej „naukowej” kariery na Oksfordzie odnotował przypadek promowania przez ambasadę Izraela wyczynów żydowskiego policjanta w warszawskim getcie? Jak zareagowaliby ziomkowie jego żony, gdyby na Uniwersytecie w Hajfie wykład miał profesor stawiający pierwsze kroki w naukowej karierze, jako wachman w Auschwitz? Bauman, stalinowski politruk sprowadzał mordowanie żołnierzy wyklętych do „walki z faszystowskimi bandami”. I okazuje się, że po nim, po tę samą broń sięga minister po Oksfordzie z dyplomem magistra za 10 funtów.
Przeczytaj także: