A. i K. Żabierkowie: Trudne relacje polsko-czechosłowackie
Zdradzieckie zajęcie Zaolzia w 1919 roku przez armię czeską, a następnie – w krytycznym momencie wojny polsko-sowieckiej w 1920 roku – wymuszenie zgody na oficjalne przejęcie tych terenów przez Czechosłowację zazwyczaj jest przedstawiane jako kość niezgody między Polską a Czechosłowacją. Przełożyło się to na krótkowzroczność polskiej polityki w 1938 roku, kiedy to w momencie zagrożenia ze strony hitlerowskich Niemiec, strona Polska skierowała ultimatum wobec Czechosłowacji z żądaniem oddania bezprawnie zajętych terenów. Czy był to jedyny powód, który stanął na drodze porozumienia między Pragą a Warszawą?
Pomimo tak trudnych doświadczeń, od początku pokojowego okresu międzywojenego podejmowane były kroki zmierzające do normalizacji stosunków polsko-czechosłowackich. 6 listopada 1921 roku polski minister spraw zagranicznych Konstanty Skirmunt w czasie wizyty w Pradze podpisał z premierem Edvardem Benesem porozumienie, w którym oba państwa zobowiąząły się do wzajemnego uznania granic, do swobodnego tranzytu w razie wojny oraz zwalczania organizacji podejmujących działania wymierzone przeciwko drugiej stronie. Nieustępliwa jednak postawa strony czeskiej (m.in. brak widocznych ustępstw ze strony Czechosłowacji choćby w sprawie doliny Jaworzyny1) spowodowała, że rząd nie doprowadził do ratyfikacji osiągniętego porozumienia2.
Mijały lata, po zamachu stanu przeprowadzonym przez Józefa Pilsudskiego cała władza przeszła w ręce jego zwolenników, który realizowali politykę marszałka nawet po jego śmierci w 1938 roku. Jaki był obrany kierunek w polityce w stosunku do południowego sąsiada, pozostawiony przez Piłsudskiego jego zwolennikom, którzy dzierżyli w rękach ster polskiej władzy? Najlepiej chyba wyjaśnił to minister spraw zagranicznych Józef Beck omawiając spotkanie z Józefem Piłsudskim z okresu między grudniem 1931 roku a styczniem roku kolejnego, kiedy to w czasie rozmów dotyczących planów polskiej polityki zagranicznej ponownie marszałek uznał, co stwierdził już w 1921 roku, że państwo czechosłowackie nie jest trwałym tworem państwowym i dojdzie do jego upadku3.
W momencie, kiedy ważyły się losy Czechosłowacji w 1938 roku w prasie polskiej przytaczano nieco już zapomnianą historię 5 Dywizji Strzelców Syberyjskich, związaną z ówczesnym premierem Czechosławacji generałem Syrovy. W czasie ustawicznych walk z wojskami bolszewickimi V Dywizja Strzelców Syberyjskich stanowiła tylko część armii państw sprzymierzonych. Jak trudna to była rola najlepiej świadczy list, przybliżony polskim czytelnikom w 1938 roku, jaki 9 stycznia 1920 roku otrzymał generał Syrowy4, dowódca carskiego korpusu od pułkownika Czumy. W liście tym polski dowódca pisał: Wojsku polskiemu wypadło najtrudniejsze zadanie obrony cofających się wojsk sprzymierzonych. Zadanie to wojsko polskie wypełniły, nie szczędząc swych sił (…)Ewakuacja wojsk polskich posuwała się wyjątkowo bardzo powoli, zawdzięczając tylko zbyt wolnemu posuwaniu się czeskich transportów. Tak było pod Tajgą 23 grudnia 1919 i to samo powtórzyło się pod Krasnojarskiem (…) W danej chwili nadchodzi katastrofa: na stacji Klukwennaja stoi 19 czeskich transportów, czekających przesłania parowozu ze Wschodu. Regularna czerwona armia, która weszła do Krasnojarska (…) jutro dojdzie do Klukwennaja, a wycieńczeni w poprzednich bojach straciwszy 100 zabitych i kilkuset rannych, naturalnie będziemy bezsilni, aby zatrzymać jej ofensywę. Nie widząc wyjścia i uważając obecną sytuację za nader zgubną (…) dowództwo polskie uważając za niemożliwe zostawienie w polu kobiet i dzieci w imię miłości bliźniego zwraca się do Pana z prośbą o przepuszczenie tylko 5 transportów z rannymi, kobietami i dziećmi. Generał Syrowy nie wyraził zgody nawet na taką propozycję. Stwierdził on: (…) ani jeden polski transport nie może być przepuszczony przeze mnie na wschód. Tylko po odejściu ostatniego transportu ze stacji Klukwennaja możecie posunąć się naprzód5.
W wyniku zdrady, jakiej dopuściły się wobec polskiej dywizji oddziały czechosłowackie, wchodzące wraz z polskimi oddziałami w skład wojsk sprzymierzonych na Syberii, wzięci do niewoli „sybiracy” przeszli piekło w obozach jenieckich, gdzie skazani zostali na ciężkie roboty. Wielu z tych żołnierzy z powodu głodu czy tyfusu umarło zanim zgodnie z postanowieniami traktatu ryskiego z 1921 roku mogli powrócić do ukochanej Ojczyzny6.
Nim doszło do złożenia broni, kapitan Jasiński-Stachurek 5 lutego 1920 roku wysłał ostatni list do generała czeskiego, w którym pisał: Ja, osoba urzędowa, (…) żądam od Pana odpowiedzi i podaję do wiadomości Pańskich żołnierzy i całego świata o tej haniebnej zdradzie, która niezmazanym piętnem ciążyć będzie na Pańskim sumieniu i na pańskim nowiutkim czechosłowackim mundurze. (…) Pan kat Słowian, który własnymi rękami pogrzebał w śniegach i więżieniach Syberii, odradzającą się rosyjsko-słowiańską armię, (…) Piątą Polską Dywizją i pułkiem Serbów7
Część oddziałów, które nie pogodziły się z kapitulacją rozpoczęło przebijanie się do Władywostoku, gdzie dotarły na brytyjski okręt, dający szansę powrotu do Polski, do której dopłynęły w lipcu 1920 roku8. Sybiracy w momencie śmiertelnego zagrożenia ze strony sowieckiej nawały, jaka wówczas żbliżała się do stolicy Polski, ruszyła do jej obrony, walcząc do jesieni 1920 roku9.
Epizod ten mało znany jest kolejnym przykładem jak ciężkie wydawało się porozumienie na linii Warszawa-Praga. Choć my znamy konsekwencje tej krótkowzrocznej polityki, musimy potrafić zrozumieć ówczesnych szarych obywateli, gdyż za kilkanaście lat tak samo zostaniemy ocenieni przez następne pokolenia, które na własnej skórze najlepiej poznają konsekwencje decyzji politycznych, jakie obecnie podejmowane są w naszej Ojczyźnie.
1 Spór o Jaworzynę, „Kurjer Warszawski” 1922, nr 337, s. 10-11.
2 M. Faryś, Konstanty Skirmunt, [w:] Ministerstwo Spraw Zagranicznych II Rzeczpospolitej, Organizacja, Polityka, Ministrowie, pod red. P. Długołęckiego i K. Szczepanika, Warszawa 2014, s. 184.
3 J. Beck, Wspomnienia o polskiej polityce zagranicznej 1926-1939, oprac. A. M. Cienciała, Warszawa-Kraków 2015, s. 59-60.
4 Jan Syrovy (1888-1970) czeski generał armii, w latach 1927-1933 naczelnik sztabu Głównego Wojska Czechosłowackiego. Przyjął dyktat z Monachium.
5 Kim jest gen.Syrowy?, „Dziennik Bydgoski” 1938, nr 221, s. 3.
6 W syberyjską rocznicę, „Nowiny” 1933, nr 45, s. 1.
7 Karta z dziejów czeskiego bohaterstwa, „Dziennik Bydgoski” 1938, nr 97, s. 5.
8 Nasz wysiłek zbrojny w walce o niepodległość, „Dziennik Bydgoski” 1929, nr 187, s. 5.
9 W syberyjską rocznicę, „Nowiny” 1933, nr 45, s. 1.
Przeczytaj także:
A. i K. Żabierkowie: Ksiądz nacjonalista ratujący Żydów. Młot na „ulepszoną wersję historii”
Tu znów kłania się nasz polski charakter. Zamiast prosić, trzeba było walnąć pięścią między oczy. Nasza postawa wobec jawnej zdrady powinna być ostra i doprowadzić do kryzysu. W takiej sytuacji, zawsze lepiej bić, niż być bitym. Sytuacja bez wyjścia… Mając w perspektywie widmo śmierci w obronie czeskich transportów, zamiast gnić w sowieckich więzieniach, trzeba było wówczas posłać do diabła tylu Czechów ilu tylko by się dało, samego Syrowego zaś dorwać za wszelką cenę.
Myślę, że nie od rzeczy byłoby również przybliżenie faktów o swoistej wojnie, pomiędzy ludnością polską a czeską w czasach zaborów. Ten temat jest również nieznany ogółowi Polaków. A jest o czym przypominać. Rejon Karwiny i okolic.
Niestety jako Ślązak z przykrością muszę stwierdzić, że od dziecka wpaja nam się szereg informacji historycznych o Polsce z rejonu Kresów Wschodnich. Tymczasem historię tego regionu wyraźnie pomija się pomimo iż na stosunkowo niewielkim obszarze żyje tu relatywnie najwięcej ludzi w kraju. Ten temat jest tego znakomitym dowodem. A przecież chodzi tu o nic innego jak o niezwykle ważny rejon tzw Zaolzia, który po dziś dzień jest motorem napędowym czeskiej gospodarki. Warto też sięgnąć do informacji zawartych w spisach ludności sprzed ponad 100 lat by przekonać się że rejon Ostrawy i Karwiny był w tamtym czasie zamieszkany w zdecydowanej większości przez ludność polską (śląską) z piękną miejscową gwarą nazywaną dziś w Czechach…”narzeczem karwińskim”. W Karwinie, a ściślej na Frysztackim rynku po dziś dzień nierzadko zdarza się ją usłyszeć.
Warto jeszcze dodać, że wojska czechosłowackie miały podczas napaści na Polskę zapędy zdecydowanie bardziej ambitne i plany były by zajęli…całą Galicję po Przemyśl (nie pamiętam, czy czasem nie po sam Lwów). „Opinia miedzynarodowa” w porę się zorientowała i zatrzymała pochód podczas oblężenia Skoczowa. Przyklepano jednak Czechosłowakom teren „Zaolzia”. Piłsudski wziął co nasze w 1938 roku będąc owacyjnie witanym na tym terenie, wykorzystaując sytuację Czechosłowaków napadniętych przez Niemców. Czyli zastosował taktykę analogiczną jaką nasi południowi sąsiedzi zastosowali w styczniu 1919 roku napadając nas. Dodaje, że działo się to w okresie rodzenia się na nowo polskiej państwowości po 123 latach niebytu. W tym samym niemal czasie (listopad 1918) z drugiej strony kraj nasz został napadnięty przez Ukraińców, którzy ubzdurali sobie, że na stolicę swojego nowego państwa utworzą…we Lwowie. Tymczasem w mieście tym zamieszkiwało wtedy 100 tys. Polaków, 70 tys. Żydów i 50 tys. Ukraińców (źródło: „Legenda Orląt”, R. J. Czarnowski- znakomita lektura). Na Zaolziu zaś według ostatniego austro-węgierskiego spisu ludności z 1910 roku było w tamtym czasie 123 tys. Polaków (znowu ta liczba), 32 tys. Czechów i 22 tys. Niemców. Sprawa i Zaolzia i Galicji Wschodniej mogła w tym czasie być szybko załatwiona przy wykorzystaniu armii Józefa Hallera, którego brat Cezary Haller zginął…zabity przez Czechosłowaków 26 stycznia 1919 roku pod Kończycami Małymi k. Cieszyna. A trzeba wiedzieć, że „Błękitna Armia” Hallera po „odziedziczeniu” uzbrojenia po wojskach francuskich po I wojnie światowej była siłą pokaźną do tego stopnia, że…brytyjczycy długo nie godzili się na jej użycie ! A kiedy już łaskawie zgodzili się na przejazd pociągów wojskowych przez terytorium Niemiec, to z zastrzeżeniem, że…wojsko to nie zostanie użyte do walk z naszymi wrogami na wschodzie. Cóż za kuriozum. Można to śmiało dziś przytaczać tym nieszczęśnikom jak to ramię w ramię stali u boku naszych wrogów, a my w zamian odwdzięczyliśmy się im iście po chrześcijańsku…przekazaniem szczegółów Enigmy, obroną przed nalotami Niemców na Anglię. Czyli na zło odpowiedzieliśmy dobrem. Taka już nasza NARODOWA natura. Na prześladowania ze strony oprawców komunistycznych odpowiadamy dziś więc analogicznie. Nie rozliczamy ich, a obecnie nie możemy nawet krytykować. Jakże jednak ma być inaczej, skoro władza wiecznie jest w rękach w najlepszym razie asekurantów, nieudaczników, zobojetnialców, a nierzadko w rękach potomków wczesniej wspomnianych oprawców, którzy w nowej/starej rzeczywistości znakomicie się odnaleźli.