Cygańskie ofiary ukraińskich ludobójców z OUN i UPA

0

Przed 1939 r. na terenie województwa wołyńskiego żyło kilka tysięcy Cyganów (Romów). Dokładne dane dotyczące liczby Cyganów w Polsce przedwojennej nie są znane. Na potrzeby władz sporządzano wprawdzie szacunkowe rejestry, jednak ze względu na koczowniczy tryb wielu szczepów cygańskich, dane te nie są pełne. Pomimo stosownych rozporządzeń, Cyganie wędrowni nie zawsze rejestrowali się w urzędach. Również cygańska ludność osiadła zamieszkująca głównie południowo-wschodnią II RP, nie była wymieniana w powszechnych spisach ludności jako odrębna grupa. Z kolei próbę oszacowania liczby Cyganów w latach wojny komplikuje fakt, że z chwilą jej wybuchu, ludność przemieszczała się uciekając przed okupantami, podlegała przymusowym deportacjom, represjom, zbiorowym mordom, aresztom i wysiedleniom.

Moja Mama dobrze pamiętała dolatujące śpiewy, cygańską muzykę i płonące ogniska na polanie położonej pomiędzy dwoma laskami, gdzie często się zatrzymywali. Wszystko to robiło wrażenie szczególnie wówczas, gdy słońce miało się ku zachodowi.

SKLEP-WPRAWO.PL

Moja Babcia wspominała cały czas cygańskie patelnie, kute, trwałe i doskonale przewodzące ciepło. Smak potraw w nich przyrządzanych był niepowtarzalny. Najbardziej smakowała jajecznica z 30 jaj, na boczku i z odrobiną słodkiej śmietanki.

W latach 30-tych pewna Cyganka wywróżyła Babci, że rodzina będzie mieszkać w domu nad jeziorem i że w tym jeziorze utopi się mój Dziadek Piotr. Kto by wówczas w to wierzył? Po opuszczeniu Wołynia moi Dziadkowie osiedli na Kujawach w domu nad jeziorem. Pewnej sierpniowej niedzieli 1958 roku mój Dziadek był bardzo niespokojny. Szybko zjadł jajecznicę na śniadanie, wyciągnął łódkę i namówił sąsiada Marciniaka na połów ryb. Wypłynęli na środek jeziora i nagle łódka się przewróciła. Dziadek krzyknął do młodego Marciniaka „Ratuj się, bo ja na pewno się uratuję”. Dziadek świetnie umiał pływać, ale niestety złapał go skurcz i poszedł na dno. Pamiętam doskonale krzyki Babci i mojej Mamy. Słyszę je do dzisiaj.

Cyganie byli obok Żydów szczególnie tępioną przez UPA grupą etniczną. Udowadniają to zapiski z przeżyć poetki cygańskiej Papuszy (Bronisławy Wajs). W tych zapiskach wspomnieniowych – wierszach i gawędach poetka opisuje grozę nieustannych ucieczek przez istnymi polowaniami na tabory cygańskie, które urządzali hitlerowcy i upowcy. Papusza przypomina również „żołnierzy czapajewskich” – partyzantów radzieckich, którzy błąkając się wśród lasów i bagien wołyńskich obronili cygańskie gromady przed śmiercionośnymi obławami ludobójców z UPA. W spuściźnie poetyckiej Papuszy zawarte jest świadectwo martyrologii polskiej Cygańszczyzny. To jest dowód hitlerowsko-banderowskiego wyroku eksterminacyjnego na tą społeczność.

Papusza poświęciła zagładzie Cyganów na Wołyniu poemat. Przytoczę tylko kilka strof:

Nie daj nikomu, Boże,

żyć na wojnie.

W najcięższej biedzie, w krwawych łzach

ileż przeżyło serce niejedno –

dziecko żydowskie,

cygańskie dzieci z matką biedną!….

***

Jadą za nami, ścigają nas,

ale boją się zapuścić w wielki las.

Wokół lasów, na uboczu

z partyzantką bitwę toczą.

Cyganki płaczą, Boga proszą,

nocą idą coś zdobyć, rzadko coś przynoszą.

Dwa, trzy dni bez jedzenia,

głód doskwiera co dzień,

i spać kładziemy się o głodzie.

Oczy się nie zamykają,

tylko w gwiazdy spoglądają….

* * *

Czarne jagody zbierałam dokoła,

warzyliśmy i pili najróżniejsze zioła,

borowiczka-śmy zjedli,

to znów rybkę małą,

konie zabite się gotowało,

co trzy tygodnie gniły tam często –

to było drogocenne mięso!

Czasem piekło się ziemniaki,

te cygańskie marcepany,

raz na tydzień – dziesięć czy dwadzieścia

trafiało się biednym Cyganom….

Podczas okupacji niemieckiej Cyganie i Sinti podlegali różnego rodzaju represjom i mordom prowadzonym na szeroką skalę. Byli poddawani sterylizacji, zamykani w gettach i deportowani do obozów zagłady, mordowani przez plutony egzekucyjne Einsatzgruppen, Wehrmacht, SS, żandarmerię polową i funkcjonariuszy policji pomocniczej.

Nacjonaliści ukraińscy, a dzisiaj ich potomkowie wypierają się, że mordowali Cyganów zamieszkałych na dawnych polskich Kresach.

Ukraiński historyk Mikhail Tyaglyy przeanalizował literaturę propagandową UPA i doszedł do wniosku, że wędrowni Cyganie byli zaliczani do wrogów, których – obok Polaków, Żydów, „Moskali” i komunistów – należało się pozbyć. Często także utożsamiano ich z poplecznikami sowieckiej partyzantki i szpiegami.

W dobie tzw. antypolskiej akcji OUN i UPA Cyganie uznani za polskich (np. szczep Polska Roma posługujący się językiem polskim i należący do obrządku rzymskokatolickiego) podlegali eksterminacji z powodu zaliczania ich przez oprawców do polskiego obszaru kulturowego. Należy zaznaczyć, że na terenie Wołynia istotnie przebywały dwie zasadniczo odmienne grupy cygańskie, różniące się wyraźnie dialektami języka cygańskiego. Członkowie banderowskich band rozróżniali ich na podstawie stopnia znajomości języka ukraińskiego. Zdarzało się, że polska grupa Cyganów wołyńskich przybrała sobie ukraińskie nazwiska w celu uniknięcia prześladowań ze strony ukraińskich band.

Cyganka o imieniu Gula tak relacjonowała:

„Złapali nas banderowcy, właściwie zabrali z lasu, w którym staliśmy. Przyprowadzili do wioski […]. Zagnali nas wszystkich, razem z dziećmi i starcami, do szkoły. Pozamykali drzwi i okna, poobstawiali wszystkie wyjścia. Czekali przez godzinę, a może i więcej. Ze strachu człowiek nie liczy czasu. Przyjechali furmanką, przywieźli ze sobą beczkę z benzyną, oblali wokoło szkołę i podpalili. Co się działo w środku, to nie ma słów – jeden pisk nieludzki i płacz. Niektórzy zaczęli wyskakiwać przez okna, ale zaraz dosięgały ich siekiery lub widły, a niekiedy kule”. Guli udało się uciec przez okno. Miała nadpalone plecy. W pożarze wymordowano całą jej rodzinę i kilkadziesiąt innych Cyganów.

Władysław „Niunia” Krzyżanowski-Dębicki wspominał, że banderowcy napadli jego rodzinę w lasach w okolicy Świnarzyna i ostatniej chwili od egzekucji wybawili ich polscy partyzanci. Ryszard Krzyżanowski przekazał informację o zabiciu siekierami przez Ukraińców grupy Cyganów mieszkających w barakach w lesie nieopodal Kowna. Tadeusz „Karol” Wajs opowiadał, że po udanej ucieczce grupy Cyganów z więzienia w Krzemieńcu, upowcy zamordowali siekierami żonę i dzieci jednego z członków taboru.

Na podstawie relacji nielicznych, którzy przeżyli PORRAJMOS (słowo to w języku romskim oznacza pochłonięcie, pożarcie, i stanowi określenie Zagłady Romów i Sinti w czasie II wojny światowej) można spróbować nakreślić strategie przetrwania ludności cygańskiej. Należały do niej przede wszystkim kryjówki w ustępach leśnych, w zbożu, częsta zmiana miejsca pobytu, rozproszenie taboru na mniejsze grupy, dołączenie do sowieckiej partyzantki, przekupienie policjantów lub strażników, udzielenie schronienia przez miejscową ludność, a niekiedy – choć były to rzadkie przypadki – osiadły tryb życia w miasteczkach lub zatrudnienie Cyganów-fachowców przez aparat okupacyjny. Niewątpliwie cygański sposób życia, brak przywiązania do ziemi i przyzwyczajenie do trudów wędrówki również zwiększały szanse na przeżycie. Cyganie mieli większe wsparcie ze strony lokalnej ludności ze względu na posiadane kwalifikacje rzemieślnicze (kowale, kotlarze, muzycy) i ogólną sympatię ludności do kultury cygańskiej.

Relacja „Dando” Joszkiewicza-Krzyżanowskiego, który tak oto zapamiętał ukraińską obławę w rejonie wsi Kisielin:

„To było w nocy z soboty na niedzielę. I zaraz zaczyna się banderowska obława […]. Ukraińcy dawaj wypędzać nas na błonie z tego lasu! I Polaków, starych i dzieci małe, wszystkich, co nie zdążyli uciec do Włodzimierza! Cyganów oddzielili o trzy kroki od nich. Obłożyli siekierami, widłami, motykami, karabinami […] Przyjeżdża jeden ichny starszy, Polak, przechrzta na Ukraińca – Gołębicki i mówi: «O Cyganów mamy tutaj! Czego wy Cygany płaczecie?» – A my wołamy: «Jak tu nie płakać, jak śmierć przed oczami!» […] Odeszli na bok, same Ukraińce starsze, naradzają się: za co tych Cyganów mamy wybijać? Oni się w żadną politykę nie bawią […]. Wraca Gołębicki i mówi do nas: «Jakie wy Cygany? Jakiej nacji? Polskie czy ukraińskie?» – A ten mój brat […] mówi, że cygańskiej nacji. A my polskie wszyscy, rzymskokatolickie. Więc on: «Was bić nie będziem». I puścili nas, co za cud… I patrzeć – tym Polakom pościnali głowy tępymi szablami”.

Wołyń był miejscem tragicznym. Tu miały miejsce masowe egzekucje Cyganów dokonywane przez Niemców i nacjonalistów ukraińskich. Ta pozaobozowa eksterminacja przybrała ogromne rozmiary. Jerzy Ficowski spisał wspomnienia z taboru Papuszy.

Ze wspomnień Tadeusza Wajsa:

„A tu Ukraińcy zaczęli wyrzynać Polaków. Jeden znajomy, Partyński Józek, uciekł do Równego, a jego brata złapali, drutami pozwiązywali ręce i nogi, język wycięli i wrzucili do rzeki Horyń. Na drugi dzień jedna Cyganka ukraińska doniosła, że my jesteśmy Polacy. Jednemu z naszych chłopców, co pasł Ukraince krowy, powiedział inny pastuch, że mają nas w nocy powyrzynać. Chłopiec przyleciał z płaczem: Mamusiu! Uciekajmy, bo mają nas wyrżnąć tej nocy! – I uciekł, ten synek, na Rosochy, trzy kilometry od Bucharowa, do szwagra. Reszta poszła aż do lasów korzeckich, bośmy słyszeli, że tam jest ruska partyzantka. A tamci, z Rosoch, mieli wyjść na drugi dzień. Tam była ukraińska zasadzka w zbożach na Niemców, a blisko, w stodole, siedziało aż osiem rodzin Cyganów. Nazajutrz mieli przyjść do nas. Połowa ich wyszła z Rosoch – cztery rodziny. Połapali ich Ukraińcy i tylko dwoje dzieci, co były w życie, bo chowały tam złoto, zobaczyły, że rżną Cyganów i uciekły z powrotem do Rosoch. Mamusia musiała iść po resztę Cyganów, ale jak przyszła wiadomość, że ich tam zabijali, to nie poszła. Tych z Rosoch zabili w Kobylance. Poszliśmy do Pikla w powiecie zwiachelskim. Tam był tartak – takie getto na Cyganów, ale partyzantka sowiecka wygnała Niemców z tego tartaku, tartak spaliła i uwolniła Cyganów. Pojechaliśmy do Kobylanki, było nas ze 24 rodziny, a razem z nami – dwóch partyzantów sowieckich. Zaczęliśmy się rozpytywać, ciągnąć za język – kto ich pozabijał, tych naszych Cyganów. Dowiedzieliśmy się: syn sołtysa z Kobylanki był tam wodzem i jeszcze jeden. I całą ich grupę połapaliśmy, jak spała, i – do andrejowskiego sztabu. Było ich siedmiu tych Ukraińców, a my uzbroili się w orczyki. – Za jakiś czas słyszymy, że w Rosochach zostali Cyganie – Mikołaj Markowski i inni – i poszli na Szumsk, na Chodaki, nie do Pikla. O siódmej rano połapali ich Ukraińcy, pozwiązywali drutem kolczastym ręce Markowskiemu, Władysławowi Wajsowi i innym, co z nimi byli – i wieczorem, koło ósmej, pozabijali ich siekierami i nożami. Baliśmy się wyruszać z Pikla. Tam grupami się pokazywała partyzantka sowiecka, to my się już trzymali tych lasów koło Pikla. O dwa kilometry od nas była leśniczówka, a w niej mieszkał Władek Kowalski. To jego matka, Halinka, była zabita w Krzymieńsu [Krzemieńcu], Halinka z Wajsów……… „.

Należy pamiętać, że Cyganie charakteryzują się ahistorycznym stosunkiem do świata.

Wynikiem tego jest przemilczenie ich zagłady w latach II wojny światowej. Dopiero młodzi

Cyganie, ci, którzy o wojnie słyszeli od starszych, ale jej nie doświadczyli, przerwali milczenie.

Relacje spisane przez Jerzego Ficowskiego opierają się głównie na rzetelnej rekonstrukcji tego, co się wydarzyło na Wołyniu. Oczywiście nie dotyczą całego okresu wojny, ale głównie lat 1943–1944. Najczęściej pojawiają się w nich motywy ucieczki, szukania kryjówki, miejsca do noclegu.

We wspomnieniach często pojawiają się partyzanci polscy i sowieccy jako sprzymierzeńcy Cyganów, choć wśród dręczycieli (Niemców, banderowców) również znajdowali się ludzie dobrzy. Taki był chociażby esesman, tytułowy bohater opowiadania Edwarda Dębickiego, który ostrzegł Cyganów we Włodzimierzu przed tym, że grozi im zamknięcie w opustoszałym getcie.

Papusza zdjęcie z 1974 roku. To była pierwsza na świecie cygańska poetka, która zapisała swoje wiersze. Zapłaciła za to olbrzymią cenę, jak każdy kto wyprzedza swój naród. Cyganie nie są narodem księgi, nie mają zapisanej swojej historii. Dar pisania nie był dla nich zaletą, wręcz odwrotnie. Zawsze groziło, że wyuczony Cygan zostanie sędzią i będzie własnych braci sądził – mówił na antenie Polskiego Radia Krzysztof Krauze, reżyser filmu o Papuszy.
Papusza zdjęcie z 1974 roku. To była pierwsza na świecie cygańska poetka, która zapisała swoje wiersze. Zapłaciła za to olbrzymią cenę, jak każdy kto wyprzedza swój naród. Cyganie nie są narodem księgi, nie mają zapisanej swojej historii. Dar pisania nie był dla nich zaletą, wręcz odwrotnie. Zawsze groziło, że wyuczony Cygan zostanie sędzią i będzie własnych braci sądził – mówił na antenie Polskiego Radia Krzysztof Krauze, reżyser filmu o Papuszy.
Tabor cygański
Tabor cygański

Obejrzyj 1. odcinek w 8 wersjach językowych, w tym w j. ukraińskim

 

2. odcinek (kliknij w obraz poniżej)

Może ci się spodobać również Więcej od autora

Zostaw odpowiedź

Twoj adres e-mail nie bedzie opublikowany.

This site uses Akismet to reduce spam. Learn how your comment data is processed.