Pan X: NIENAWIDZĄ BOGA I POLSKI

parada równości w Białymstoku/ fot. twitter
2

W połowie czerwca bieżącego roku byłem świadkiem „parady” pederastów i innych dewiantów, która przetoczyła się przez Częstochowę. Od tego wydarzenia mija już miesiąc, ale obowiązki zawodowe, wyjazdy wakacyjne i współpraca z raperem Stopą (m.in. przy najnowszym klipie do piosenki „44”, upamiętniającej bohaterów Powstania Warszawskiego) spowodowały, że nie było czasu opisać wszystkiego, co ujrzałem, ani przelać na papier swoich przemyśleń. Większość moich czytelników zapewne ma wyrobione zdanie i raczej do zwolenników „parad” nie należy, ale mimo to chciałbym pewne kwestie rozwinąć i zwrócić uwagę na te zwykle przy tej okazji pomijane.

Zacznijmy od tego, że sponsorzy inżynierii społecznej są już w pełnym natarciu. Jeszcze kilka lat temu we wszystkich grupach społecznych i wiekowych powszechny był nie tylko brak akceptacji, ale nawet tolerancji. Dziś można zaobserwować spore zmiany. Dla osób w wieku poniżej 25-28 lat (szczególnie wśród kobiet) mieszkających w miastach wręcz normą staje się akceptacja, a jakakolwiek choćby próba dyskusji wywołuje oburzenie. Oczywiście nadal jest to mniejszość, ale obserwujemy niebezpieczną tendencję wzrostową wywołaną wylewającą się zewsząd propagandą – na którą, jak widać, kobiety są szczególnie wrażliwe. Co będzie za lat dziesięć, dwadzieścia? Osobiście znam kilka osób homoseksualnych, które swoim zachowaniem wyłącznie potwierdzają (identycznie jak uczestnicy tzw. „parad równości”), że nie możemy sobie pozwolić na ich akceptację. Z każdym takim wydarzeniem moja tolerancja galopująco się kurczy i utwierdzam się w przekonaniu, że należy przeprowadzić kontratak, a nie cofać się na całej linii frontu, oddając kolejne pola homopropagandzie coraz intensywniej toczącej społeczeństwo. Nacisk jest duży – jeszcze kilka lat temu odbywała się jedna tego typu „parada” w Polsce. W tym roku już odbyło się i jest planowanych aż 22.

Postaw mi kawę na buycoffee.to

16 czerwca zło dotarło pod jasnogórskie wały. Pod płaszczykiem wolności słowa i walki o prawa, których rzekomo są pozbawieni pederaści i inni dewianci seksualni, urządzono paradę. Jestem, jak wiecie, zwolennikiem wolności, i tak naprawdę zupełnie nie obchodzi mnie, kto z kim sypia i w jakiej konfiguracji. Byłbym w stanie nawet przystać na to, że ktoś jest zaburzony na tyle, że ekscytuje go publiczne opowiadanie o swoich dewiacjach, i o ile nie naruszałby tym paragrafów dotyczących zgorszenia, jakoś to zdzierżyć. Tyle tylko, że w tej „paradzie” nie chodziło o żadne prawa ani nawet o zaspokojenie swoich ekshibicjonistycznych potrzeb. W sytuacji, gdy marsz ostentacyjnie zaczyna się i kończy u stóp Jasnej Góry, gdy padają okrzyki obraźliwe i bluźniercze dla religii katolickiej, gdy dochodzi do profanacji symboli religijnych i państwowych, trudno uznać to za wyraz wolności słowa czy walki o prawa. Z jednej strony cieszy, że takie czyny wywołują wściekłość ogromnej rzeszy ludzi, którzy przyszli kontrmanifestować w liczbie wielokrotnie większej od liczby dewiantów. Warto zauważyć, że w obronie Jasnej Góry stanęli ludzie z różnych grup społecznych i wiekowych. Zarówno gorliwi wierni, jak i osoby, które trudno spotkać w kościele, co dowodzi, że takie „parady” są odbierane jako atak na Polskę, nasz naród i naszą kulturę, których to symbolem jest jasnogórski klasztor.

Najlepszym barometrem nastrojów społeczeństwa był fakt, że do zabezpieczenia tej wątpliwej jakości „imprezy” skierowano, według moich źródeł, aż 900 policjantów z całego województwa. Co więcej, jak przekonałem się na własne oczy – wyposażonych w hełmy, tarcze, miotacze gazu z butlami na plecach, strzelby, psy, armatki wodne, konie i do tego pododdział antyterrorystyczny… Jestem w stanie zrozumieć, że to, co próbuje się insynuować naszemu społeczeństwu, wywołuje konieczność stosowania środków tego kalibru, co jest jednoznacznym wyrazem uznania dla kontrmanifestantów i ich podejścia do wartości, w które wierzą. Działa to również w drugą stronę: na manifestacjach KOD-u, ub-ywateli i innych zwolenników IV Rzeszy Niemieckiej, policjanci nie mają nawet pałek, i dosłownie noszą na rękach (klepiąc potem po pleckach) niesforne dzieciaki, co dowodzi, że policja doskonale zdaje sobie sprawę z ich „waleczności”. Mając okazję spędzić na paradzie kilka godzin i obserwując wszystko z bliska przekonałem się, że większość policjantów sama ostentacyjnie wyśmiewała to komiczne wydarzenie i okraszała je dosadnymi zwrotami. Oczywiście nie przeszkodziło to w pałowaniu, gazowaniu, użyciu armatki wodnej i szarży na koniach przeciwko ludziom, którzy szanują symbole religijne i symbole państwowe. Boli mnie to, że polska policja nie reagowała na bezczeszczenie tej symboliki. Kilkukrotnie w trakcie wydarzenia rozmawiałem z policjantami na temat ich reakcji na profanowanie symboli wiary, którą wyznają, oraz barw i godła państwa, któremu służą. Oczywiście – spychologia. Jak mi się nie podoba, mogę złożyć zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa. Przywołałem zatem konkretny przykład profanacji obrazu Matki Boskiej Częstochowskiej. Zapytałem, czy umieszczenie tam zdjęcia ich matki i wysmarowanie np. fekaliami wywołałoby ich reakcję, czy dalej utrzymywaliby, że przecież mogę złożyć zawiadomienie o przestępstwie. Tu dyskusja się kończyła i wygląda na to, że rozumieli, w czym rzecz. Niestety, nic z tym nie robili.

Zdaję sobie sprawę, że większość z nich ten temat „gniótł”, ale widać lojalność wobec pracodawcy stawiali ponad lojalność względem swojego kraju i religii. To tylko jeden z przykładów potwierdzających, że jesteśmy w tej chwili republiką warszawską bez suwerenności, która dla zmylenia Polaków odwołuje się do Rzeczpospolitej, choć nawet policjanci nie szanują jej flagi i godła. Przychodzi mi na myśl jeszcze jedna kwestia. Wiara to wybór. Skoro nikt z nich nie zareagował na profanację, a ludzie którzy reagowali byli pałowani, gazowani i aresztowani, to przemyślałbym ekskomunikę dla funkcjonariuszy policji. Przynależność do Kościoła jest dobrowolna, więc tym bardziej nie widzę sensu należeć do niego i wypierać się wiary przy pierwszej lepszej okazji. W „paradzie” pederastów i innych dewiantów brało udział zaledwie 200 osób, z czego z samej Częstochowy ok. 40 – rzecz jasna tych, które od zawsze coś wspierały… A to rosyjską okupację, a to obecnie IV Rzeszę Niemiecką, i są widoczne na każdym antypolskim lub atakującym PiS wydarzeniu. Na sam koniec, gdy już dewianci się rozchodzili, byłem świadkiem ciekawej rozmowy. Mężczyzna (lat ok. 60) podszedł do wulgarnie wymalowanych dziewcząt, które da się zauważyć na „paradach” w innych miastach i zapytał je, dlaczego to robią. Przecież nikt im nie zabrania maszerować, nie muszą od razu profanować symboli religijnych i przychodzić akurat pod Jasną Górę. Jaką usłyszał odpowiedź? „Bo tak nam się podoba.” Jak dla mnie było to najlepsze podsumowanie wartości, o które walczą „parady”.

PRZECZYTAJ: Pan X: Rola szlaków komunikacyjnych i handlowych w budowie suwerenności Polski

„Parady” walczą o prawa, których pederaści i inni dewianci rzekomo nie mają: w szczególności do małżeństwa, wspólnoty majątkowej, przywilejów podatkowych i kilku mniej ważnych. Popełniają tym samym błędy logiczne. Małżeństwo jest zdefiniowane nawet w konstytucji, której bronią, jako związek kobiety i mężczyzny, i żaden paragraf nie zabrania im zawierania ślubów państwowych, jeśli są osobami homoseksualnymi. Wbrew temu, co twierdzą, nikt nie zabrania zawierania ślubów prywatnych osobom tej samej płci. Jeśli komuś zależy na przysiędze, to może swobodnie złożyć ją prywatnie, bez ingerencji państwa. A dlaczego zależy im na ingerencji państwa w ich relację? Kto by pomyślał, że mają faszystowskie spojrzenie na związki… Osobiście jako katolik chciałbym zawrzeć związek wyznaniowy bez równoległego zawarcia ślubu państwowego. Teoretycznie jest to wykonalne, ale w praktyce w Polsce to mało prawdopodobne. Nawet gdyby udało mi się osiągnąć cel, to wszelkie kwestie rozstrzyga sąd państwowy dokładnie na zasadach zawarcia ślubu państwowego. Brak jest zrozumienia dla samej idei małżeństwa państwowego. Większość ludzi, a tym bardziej tzw. „postępowców” walczących o małżeństwa homoseksualne nie rozumie, że funkcją małżeństwa i rodziny jest prokreacja, bez której nie przetrwa żadna społeczność, naród czy państwo. Byłoby idiotyzmem, gdyby państwo wspierało związki, z których nie rodzą się obywatele, podatnicy i żołnierze. Zawrzeć ślub heteroseksualny i mieć dzieci mogą przecież homoseksualiści – a co i z kim robią w łóżku zaspokajając swoje dewiacje, to niczyj interes. Idąc ich tokiem rozumowania, dlaczego nie wprowadzić małżeństw trójkątów, czworokątów, pedofilskich, zoofilskich i wielu innych. Zasady na jakich i z kim się wiążemy powinny być całkowicie dobrowolne i nie podlegać ingerencji państwa. Mam ochotę zawrzeć ślub wyznaniowy – to moja sprawa, jeśli prywatny, to również wyłącznie moja sprawa. Kolejnym argumentem jest brak wspólnoty majątkowej. Pełna zgoda. Powinna być dostępna dla każdego, kto wyrazi takie życzenie, na zasadzie umów dobrowolnych. Jej zawarcie może się okazać przydatne pomiędzy np. babcią a wnuczkiem, albo pomiędzy pięciorgiem znajomych. Co państwu do tego? Jeśli ktoś dostrzega korzyści – czemu nie? Dziś państwo przymusza do niej wszystkich małżonków i jest to jedyna możliwość jej zawarcia. Następny argument to podatek spadkowy. Nic prostszego. Wystarczy go zlikwidować, tak jak zachowki i brak respektowania testamentów (dziś często podważanych) przez sądy państwowe. O tak banalnych rzeczach, jak zmiana nazwiska, odwiedziny w szpitalu czy odebranie poczty nawet nie wspomnę, bo przeszkody są identyczne dla wszystkich – czego doświadczyłem na własnej skórze jako współmałżonek państwowy, a następnie jako osoba niepozostająca w takim związku.

PRZECZYTAJ: Pan X: Żydzi, nienawiść i socjalizm, czyli jak wygrywać demokratyczne wybory

Jak widać celem parad nie jest bynajmniej walka o równość, która przecież już dziś doskonale funkcjonuje. Osoby homoseksualne mogą w pełni legalnie zawierać śluby państwowe, wyznaniowe, prywatne czy zmieniać nazwiska dokładnie tak samo, jak osoby heteroseksualne. Dziwi mnie, że nie chcą zniesienia ograniczenia wspólnoty majątkowej jedynie dla małżeństw państwowych i podatku spadkowego. Ingerencja państwa w związki międzyludzkie od początku XIX i połowy XX wieku w Polsce doprowadza do systematycznego spadku liczby związków małżeńskich. Patologia systemu sądownictwa dyskryminująca mężczyzn i karząca srogo za małżeństwa tylko pogłębią kryzys tej instytucji. Polska jako jedno z niewielu państw utrzymuje w swoim prawie możliwość wystąpienia o ustalenie winy strony, która przyczyniła się do rozpadu małżeństwa. W praktyce wydłuża to rozwody na całe lata, a konsekwencje są miażdżące. Osoba uznana winną (w 90% przypadków sądy, gdzie ponad 90% grona sędziów stanowią kobiety, uznają winę mężczyzny) może zostać obarczona alimentami na rzecz byłego współmałżonka do końca życia… System jest tak skonstruowany, że sędziowie-kobiety wierzą kobietom rozwodzącym się na słowo, a mężczyzna nie korzysta z ochrony państwa prawa, jakim jest domniemanie niewinności, tylko na własną rękę musi udowadniać, że nie jest winny. Określanie winy przy rozwodzie jest o tyle patologiczne, że zmusza małżonków (a szczególnie mężczyzn) do gromadzenia kompromitujących dowodów przeciwko współmałżonkowi, co przeczy idei związków między kochającymi się osobami. Większość osób zawierając małżeństwo nie myśli o potencjalnych konsekwencjach, jakie niesie za sobą automatyczna wspólnota majątkowa. Podczas zazwyczaj burzliwego rozstania strony rzadko są w stanie pokojowo ustalić kwestie formalne, co dotyczy przede wszystkim pieniędzy. Teoretycznie można temu zapobiec zawierając intercyzę, ale sąd w Polsce może ją znieść z ważnych powodów społecznych… Patrząc na to obiektywnie, zawieranie małżeństwa nie ma sensu i nic dziwnego, że coraz więcej osób się na to nie decyduje, a osoby raz rozwiedzione (zwłaszcza w trybie orzekania o winie) bardzo rzadko decydują się na kolejny sformalizowany związek. Wybory, z kim się wiążemy i na jakich zasadach, powinny być dokonywane przez obywateli, a nie w wyniku przymusu państwowego.

Dziwi mnie zatem, skąd taki pęd do małżeństw homoseksualnych. Po rozmowach z ich zwolennikami utwierdzam się w przekonaniu, że chodzi o rozbicie rodzin, polskości i religii katolickiej. Tak długo, jak republika warszawska jest na kolanach, policjanci nie staną w obronie flagi, godła czy symboli religijnych. Wszystko zatem w naszych rękach. Najważniejsza jest praca u podstaw, aby ideologia zła została powstrzymana, a przywrócona wolność wyboru.

 

Przeczytaj także:

R. Zieliński: BIAŁOSTOCKA WOJNA CYWILIZACJI

Może ci się spodobać również Więcej od autora

% Komentarze

  1. EEEE mówi

    W BSTOKU HOMO RZUCALI KAMIENIAMI W LUDZI NA CHODNIKACH JEST NA FILMIE MN .

  2. A.K.WALCZY mówi

    po co gejom i lezbijkom dzieci ”?może jakiś gej lub lezbijka mnie oświeci.
    OD TEGO JEST BIOLOGICZY I GENETYCZNY O J C I E C I M A T KA TAKICH NAS STWORZYL BOG JAK ICH TYM NIE ODAROWAL TO TRUDNEO WSROD ZWIERZAT TEZ SA DEWIACJE ALE CZLOWIEK TO ISTOTA ROZUMNA A ZWIERZE NIE MYSLI TYLKO SZUKA SEXU BYLE Z KIM
    CYTAT BOYA ZELENSKIEGO
    CZY HRABINA CZY KUCHARKA …BYLE W KROCZU BYLA SZPARKA

Zostaw odpowiedź

Twoj adres e-mail nie bedzie opublikowany.

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.