P. Krzemiński: Rozważania o upadku katolickiego kapłaństwa i życia kontemplacyjnego
Zestawmy sylwetki dwóch zupełnie różnych kapłanów, żeby pokazać skalę przewrotu, jaki dokonał się w formacji księży po II Soborze Watykańskim. Analiza porównawcza obu myślicieli dostarczy wielu ciekawych wniosków na temat istotowej różnicy w myśleniu jednego i drugiego.
Umierający ksiądz Józef Tischner na łożu śmierci napisał: „Cierpienie nie dźwiga, cierpienie nie uszlachetnia. Wręcz przeciwnie: cierpienie zawsze niszczy. Tym, co uszlachetnia, co dźwiga, podnosi i wznosi ku górze, jest tylko miłość”. (Ks. Józef Tischner, Czy cierpienie uszlachetnia? Tygodniku Powszechnym numer 37/2014.)
Ksiądz Tischner był jednym z czołowych przedstawicieli katolicyzmu otwartego, wyznawał on filozofię dialogu, promował myślicieli judaistycznych i przede wszystkim stawiał ludzkie Ja w centrum chrześcijaństwa. Nie ulega wątpliwości, że kiedy umierał bardzo cierpiał, był chory na raka krtani.
Z życia świętych wiemy, że potrafili oni znaleźć w cierpieniu ukojenie i oddać je jako ofiarę Chrystusowi, doskonale rozumieli, że cierpienie połączone z ofiarą krzyża nie tylko oczyszcza, ale może być zasługujące. Św. Paweł od Krzyża, niezłomny kapłan i założyciel pasjonistów napisał: „Pamiętaj, że prawdziwej świętości niezmiennie towarzyszą:
-bóle i udręki zarówno wewnętrzne, jak i zewnętrzne;
-zagrożenia ze strony nieprzyjaciół zarówno jawne jak i ukryte;
-fizyczne i duchowe cierpienia;
-spustoszenia i niekończąca się jałowość;
Ponieważ wszystkich, którzy chcą pobożnie żyć w Chrystusie Jezusie, spotkają prześladowania.” (http://mtrojnar.rzeszow.opoka.org.pl/swieci/pawel_od_krzyza/mysli.htm)
Św. Paweł od Krzyża zauważył, że miłość właśnie objawia się w cierpieniu krzyża i jest od
niego nieoddzielna: „Całe życie Jezusa było Krzyżem. Całe życie tego, kto służy Bogu, winno być więc takie, by zostać na Krzyżu z Jezusem. Męka Jezusa jest całkowicie dziełem Miłości. Nigdy nie powinieneś stracić tego z oczu.”
Jakiś czas temu toczyłem ożywioną dyskusję z osobą, która reprezentuje modernistyczną wizję wiary. Stwierdziła ona, że chrześcijaństwo nie wymaga umartwienia, że jest to wymysł Kościoła i kilku świętych, którzy wypaczyli Ewangelię. Według niej, Chrystus zażywał dóbr tego świata, ucztował z celnikami, pił wino itp. Poziom absurdalności tych tez był równy, pewności siebie jaką reprezentował rozmówca. Powołał się nawet na słynną zasadę św. Tomasza z Akwinu mówiącą o tym, że „łaska buduje na naturze”, co skutkowało u niego wnioskiem, że nie można umartwiać natury.
Po pewnym czasie uświadomiłem sobie, że powyższe tezy to nic nowego pod słońcem i były prezentowane już sto lat temu w postępowej teologii. Napisał o tym O. Garrigou-Lagrange w fenomenalnym dziele Trzy okresy życia wewnętrznego. Jak czytamy u wielkiego francuskiego mistyka: „Naturalizm praktyczny, który jest zaprzeczeniem ducha wiary w postępowaniu w życiu, zawsze ma tendencję do odradzania się w mniej lub bardziej zaakcentowanych formach, tak jak to miało miejsce jakiś czas temu w amerykanizmie i modernizmie….
Zapytali nas: po co tyle mówić o umartwieniu, jeśli chrześcijaństwo jest doktryną życia; o wyrzeczeniu, jeśli chrześcijaństwo powinno przyswoić sobie wszelką ludzką działalność zamiast ją zniszczyć; o posłuszeństwie, jeśli chrześcijaństwo jest doktryną wolności? Te cnoty bierne, jak powiedzieli, mają znaczenie tylko dla duchów [usposobionych] negatywnie, niezdolnych do podjęcia czegokolwiek i posiadających jedynie siłę bezwładności.
W tym sprzeciwie sformułowanym przez amerykanizm i podjętym ponownie przez modernizm prawda jest umiejętnie zmieszana z fałszem. Przywołany jest nawet autorytet św. Tomasza i często powtarza się następującą zasadę tego wielkiego Doktora: 'Łaska nie niszczy natury, ale ją udoskonala’. Mówią, że poruszenia natury nie są tak nieuporządkowane, jak utrzymuje autor Naśladowania; konieczny jest pełny rozwój natury pod wpływem łaski.
A ponieważ brakuje im prawdziwego ducha wiary, celowo zniekształcają zasadę św. Tomasza, do której się odwołujemy. Mówi on o naturze jako takiej, w filozoficznym znaczeniu tego słowa, o naturze z jej istotnymi, jak też dobrymi elementami, o dziele Boga, a nie o zranionej i upadłej naturze, jaka jest w rzeczywistości w wyniku grzechu pierworodnego i naszych grzechów osobistych, mniej lub bardziej zniekształcona przez nasz często nieświadomy egoizm, nasze pożądliwości, naszą pychę. Podobnie św. Tomasz mówi o namiętnościach lub emocjach jako takich, a nie o nieuporządkowaniu, kiedy mówi, że są to siły, które należy wykorzystać; ale aby ich użyć, trzeba umartwić to, co jest w nich nieuporządkowanego, nie tylko zakryć, umiarkować, lecz takżeuśmiercić.
Wszystkie te dwuznaczności szybko ujawniają swoje konsekwencje. Drzewo ocenia się po jego owocach: chcąc zbytnio przypodobać się światu, zamiast go nawrócić, ci apostołowie nowego typu, którzy byli modernistami, sami zostali przez niego nawróceni.
Zaprzeczyli konsekwencjom grzechu pierworodnego; słuchając ich, można by sądzić, że człowiek urodził się dobrym, jak twierdzili pelagianie, a później Jean-Jacques Rousseau.
Zapomnieli o powadze grzechu śmiertelnego jako obrazy Boga; i uważali go jedynie za zło, które szkodzi człowiekowi. W związku z tym szczególnie nie dostrzegali wagi grzechów intelektualnych: niedowiarstwa, zarozumiałości, pychy. Najpoważniejszym wykroczeniem dla nich wydawało się być powstrzymywanie się od działalności społecznej; w konsekwencji życie czysto kontemplacyjne zostało uznane za zupełnie bezużyteczne lub odpowiednie dla niezdolnych. Sam Bóg chciał odpowiedzieć na ten zarzut poprzez kanonizację św. Teresy od Dzieciątka Jezus i przez niezwykłe promieniowanie tej kontemplacyjnej duszy.” (https://obronawiary.pl/o-r-garrigou-lagrange-op-naturalizm-praktyczny-a-umartwienie-wedlug-ewangelii/ lub O. Garrigou-Lagrange OP, Trzy okresy życia wewnętrznego, Niepokalanów 2018, str. 247-249, tłum. S. Teresa Landy – Franciszkanka Służebnica Krzyża.)
O. Garrigou-Lagrange w niezwykle przenikliwy sposób zauważył zbieżność mentalności odrzucającej umartwienie z herezjami naturalizmu i modernizmu. Ten błąd prowadzi do odrzucenia życia kontemplacyjnego jako takiego i wynosi życie aktywne, w świeckim znaczeniu tego słowa, ponad życie zakonne. Dla wyznawców herezji naturalizmu zamknięcie się w zakonie jest wypaczeniem i odrzuceniem natury, a przedkładanie życia kontemplacyjnego nad pracą przestaje mieć jakikolwiek sens.
W sposób oczywisty mamy tutaj do czynienia z pomieszaniem porządków natury i łaski. Łaska jest nam darmo dana od Boga i wcale nie należy się ona bezwarunkowo naturze, która z powodu grzechu pierworodnego została całkowicie odwrócona od Pana Boga i bardzo poważnie zachwiana w swoich władzach. Chrzest zmazuje winę grzechu pierworodnego, jednak każdy z nas pozostaje osłabiony w wyższych władzach duszy, które często ulegają namiętnościom i emocjom. Dlatego tak konieczne jest umartwienie rozumu i woli, żeby uniknąć poddania się tego co wyższe – temu co niższe.
Już O. Henri de Lubac, który pomieszał porządek natury i łaski, zaszczepił w zakonie jezuitów błędne przekonanie o doskonałości natury ludzkiej, która z sama z siebie jest w stanie przybliżyć się do Boga i naturalnie kieruje się ku niemu. Przed de Lubaciem inny jezuita Teilhard de Chardin ośmielił się nawet odrzucić całą teologię św. Augustyna z uwagi na to, że rozgraniczał one te dwa porządki. (Dietrich von Hildebrand, Koń trojański w mieście Boga, Warszawa 1993, str. 349, tłum Jerzy Wocial.)
Ci myśliciele chcieli wyjść do świata, żeby go nawrócić i sami zostali nawróceni, jak często powtarzał O. Garrigou-Lagrange. Umartwienie jest w końcu wielce pożyteczne dla duszy, ponieważ:
„gładzi kary doczesne, jakie byśmy w tym życiu lub w czyśćcu mieli odpokutować, i zjednywa nam nieśmiertelną chwałę w niebie.” (Józef Sebastian Pelczar, Życie duchowe, Kraków 2012, str. 382.)
Jaką niewyobrażalną głupotą jest gromadzić sobie umartwienia w życiu przyszłym, kiedy będą wielokrotnie bardziej bolesne niż tu na ziemi?
Wróćmy do naszej analizy porównawczej dwóch sylwetek kapłanów. Można się zastanawiać dlaczego patrzenie na cierpienie u ks. Tischnera i św. Pawła od Krzyża jest tak odmienne. Pismo Święte jasno wskazuje, że cierpienie jest nieodłącznym elementem życia chrześcijańskiego: „boleść moja przed obliczem Moim zawsze” (Psalm 37,18), „Nosimy nieustannie w ciele naszym konanie Jezusa, aby życie Jezusa objawiło się w naszym ciele” (2 Kor 4,10)?.
Jednak spojrzenie ks. Tischnera nie jest odosobnione. Metropolita Warszawy arcybiskup Galbas udzielił niemal identycznej odpowiedzi na pytanie o sens cierpienia: „Samo cierpienie nie jest nam do niczego potrzebne. Ono zawsze niszczy, degraduje i rujnuje. Na pewno nie uszlachetnia.”(https://www.pap.pl/aktualnosci/abp-galbas-mnie-nieraz-trudno-jest-wierzyc-w-boga-wywiad)
Dla osoby obeznanej z kryzysem Kościoła łatwiej będzie zrozumieć, że ta istotowa różnica polega na zmianie w teologii Mszy Świętej. O ile Msza w rycie Trydenckim wyraża isotę Ofiary Krzyża, o tyle nowy ryt mszy usuwa Ofiarę Chrystusa na dalszy plan i akcentuje wspólnotowy wymiar spotkania się ludu Bożego.
Ksiądz Waldemar Linke CP w jednym swoich wykładów na temat duchowości św. Pawła od Krzyża zauważył, że Jan Paweł II zarzucał założycielowi pasjonistów zaniedbanie akcentu paschalnego chrześcijaństwa. (https://www.youtube.com/watch?v=CGTEn1al9B4)
W sposób jaskrawy pokazuje to dystansowanie się posoborowej hierarchii od tradycyjnej duchowości katolickiej, w której Ofiara Chrystusa stanowi centrum kultu, a radość Zmartwychwstania uważa się za skutek tej Ofiary, bez której nie byłoby mowy o odkupieniu ludzkości.
Zmiana rytu Mszy Świętej zaskutkowała znaczącą różnicą w rozumieniu tego czym jest Ofiara Chrystusa i na czym polega jej zbawczy wymiar. Jak powiedział abp. Lefebvre: „Kościół katolicki został w istocie ugruntowany na Krzyżu, na duchu ofiary, i dlatego dziś zanika także duch ofiary. Możecie to stwierdzić wszędzie w swoim otoczeniu. Ludzie nie chcą się już poświęcać, nie chcą się już umartwiać, chcą korzystać, chcą mieć coś z życia, nawet katolicy. A dlaczego? Dlatego że nie ma już ducha ofiary, dlatego że nie ma już Krzyża. A skoro nie ma już Krzyża, nie ma już także Kościoła katolickiego.” (Abp. Marcel Lefebvre, Kazania, Warszawa 1999, str. 278.)