Katarzyna TS: Byłam na proteście AgroUnii. Nie nazywajcie polskich rolników ruskimi agentami!
Michał Kołodziejczak, szef AgroUnii, usłyszał zarzuty podżegania do niszczenia mienia podczas protestu na Placu Zawiszy w Warszawie. Zniszczone mienie to jezdnia i sygnalizator świetlny, a szkody wyliczono na ok. 50 tys. Kołodziejczakowi grozi nawet kara wiezienia. Szef AgroUnii nie przyznaje się do winy. Zapowiada kolejne protesty. Tymczasem żelazny elektorat Prawa i Sprawiedliwości wyzywa go od bandytów i ruskich agentów. O co chodzi? Dlaczego rolnicy protestują zamiast bić brawo rządowi? Przecież premier Morawiecki zapewnia, że jest super, a prezes Kaczyński podkreśla, że PiS dotrzymuje obietnic. Czy Kołodziejczak i rolnicy zrzeszeni w AgroUnii są ślepi, bo nie widzą tego rządowego „super”?
Wybrałam się na protest AgroUnii pod Komendą Policji na Ochocie w Warszawie, żeby porozmawiać z ludźmi, którzy zdecydowali się przejechać kilkaset kilometrów, aby wesprzeć oskarżonego Michała Kołodziejczaka. Czy to są ruscy agenci? Nie! To są ludzie zdesperowani, ponieważ na własnej skórze odczuwają skutki braku propolskiej polityki rolnej rządu „dobrej zmiany”. Ku swojemu zaskoczeniu i przerażeniu widzą, że zamiast coraz lepiej, jest coraz gorzej, a minister Ardanowski udaje, że wszystko gra. Jeśli jest tak dobrze, to dlaczego jest tak źle?
Na rolnictwie znam się jak kura na pieprzu. Czyli wcale. Ale pewne rzeczy są dla mnie oczywiste. A oczywistym jest, że bez żyta to i mysz zdycha, że o narodzie nie wspomnę. Niestety, wygląda na to, że polskie rolnictwo ma zostać zaorane i posypane solą. Nie muszę chyba nikomu tłumaczyć, że utrata bezpieczeństwa żywnościowego Polski to kolejny krok do utraty suwerenności państwa. Jeżeli polskie rolnictwo padnie, to będziemy skazani na żywność z zagranicy. Takie uzależnienie skończy się tym, że będziemy jedli najgorszy syf i płacili za niego kupę pieniędzy. I nie pojedzie się po ratunek na wieś „do chłopa”, bo nie będzie do kogo i po co jechać.
Jeśli wydaje się Wam, że to brzmi jak opowieści dziwnej treści, to opowiem Wam, co usłyszałam podczas protestu od rolnika, z którym rozmawiałam podczas przemarszu spod Komendy Policji na Plac Zawiszy. Można powiedzieć, że wytłumaczył mi cały problem łopatologicznie, więc postaram się Wam łopatologicznie streścić jego tłumaczenie. Uwaga, tłumaczę. Rolnik to jest ktoś, kto produkuje coś, bez czego kojfnie każdy – od największego patrioty i konserwatysty po najbardziej postępowe lewactwo walczące o naukę masturbacji dla czterolatków. Rolnik produkuje żywność. Bez żywności zdechniemy z głodu i całe nasze dyskutowanie o urządzaniu świata skończy się w tempie ekspresowym. Po prostu nie będzie komu dyskutować, jeśli nie będzie miał co do gara włożyć. Ale rolnik też nie żyje powietrzem i dobry słowem. Za jego pracę trzeba mu zapłacić. I tu zaczynają się schody. Z jakichś dziwnych powodów mieszkańcom miast wydaje się, że mieszkańcy wsi mogą pracować za darmo, a nawet dopłacać do interesu. Tak wygląda argumentacja wielu miastowych, którym wydaje się, że ich praca zasługuje na lepsze zarobki niż grzebanie się w ziemi. Do tego wmawia się Polakom, że polscy rolnicy to taki typ człowieka, który chce się nachapać kosztem miastowych, więc pali opony i rozrzuca jabłka, chociaż ma tak dobrze, że mu się z tego dobrobytu przewróciło w głowie. Takie są bajki dla potłuczonych, które ciemny lud łyka jak pelikan i gardłuje o ruskich agentach. A jak to wygląda w rzeczywistości?
Polskie rolnictwo jest duszone przepisami, które wydały je na łup zagranicznych koncernów i sklepów wielkopowierzchniowych. Te całkowicie zdominowały rynek i dyktują ceny poniżej kosztów produkcji. Jako bat mają otwarte i niekontrolowane granice, przez które do Polski płynie najgorszy żywnościowy chłam z zachodu i ze wschodu. Kontrola tego chłamu jest fikcją. Przy okazji, podczas protestu dowiedziałam się, że do Polski importuje się ogromne ilości cebuli z Kazachstanu i … Rosji. Tak w praktyce wyglądają te słynne sankcje, które miały doprowadzić do wycofania się Rosji z Krymu. Efekt jest taki, że Rosjanie siedzą na Krymie jak siedzieli, my płacimy im za cebulę, a polscy rolnicy mogą sobie swoją cebulę wsadzić… sami wiecie gdzie.
A jak wygląda sytuacja z polską wieprzowiną? Pod pozorem ASF wybija się całe stada zdrowych świń, a rolnicy, którzy na to nie pozwolili, mają usłyszeć zarzuty prokuratorskie. Co będzie jak polscy hodowcy świń zbankrutują? Będziemy jedli głęboko mrożony importowany świński chłam naszprycowany syfem. Smacznego!
Wstrząsające jest to, że najbardziej po łbie dostają ci rolnicy, którzy zainwestowali, żeby rozwijać produkcję żywności dobrej jakości. Wzięli kredyty, żeby zwiększać ilość oraz podnosić jakość produkcji i zostali z ręką w nocniku, bo polityka rolna „dobrej zmiany” polega na braku kontroli jakości żywności importowanej i przyzwoleniu, żeby cwaniaki łupiły kasę m.in. na promocję polskiej żywności. Jak tak dalej pójdzie, to nie będzie czego promować.
Rolnik, z którym rozmawiałam, głosował na PiS, bo naiwnie uwierzył, że „dobra zmiana” wesprze polskie rolnictwo i pogoni robiących biznesy na rolnictwie kombinatorów, którzy nawet nie wiedzą, czy sadzonkę wsadza się do ziemi korzeniem w dół, czy w górę. Okazało się, że po trzech latach „dobrej zmiany” ten rolnik po prosu musi protestować na ulicy, bo za chwilę pójdzie z torbami. Nie jestem w stanie przytoczyć Wam całej naszej rozmowy, bo trwała ona dość długo – maszerowaliśmy z Opaczewskiej na Plac Zawiszy – ale konkluzja jest taka: amerykański monopolista przejął ubój świń w Polsce, a teraz przejmuje ich hodowlę. Bardzo jestem ciekawa, czy ambasador Mosbacher nie maczała w tym swoich pazurków.
Apeluję do wszystkich Polaków, tych z prawa, tych z lewa, i tych, którym wszystko wisi kalafiorem: nie nazywajcie polskich rolników ruskimi agentami; nie nazywajcie ich darmozjadami, którzy chcą naciąć miastowych na kasę; nie potępiajcie ich za to, że zapalili opony na ulicy i w desperacji rozsypali jabłka, za które nikt nie chce im zapłacić. To są Polacy, którzy nas żywią, a nikt ich nie broni. Jeśli oni przegrają, to przegramy wszyscy i będziemy skazani na łaskę i niełaskę zagranicznych koncernów, które dopiero pokażą, co potrafią.
Zdaję sobie sprawę, że zaraz znajdą się oburzeni piszący w komentarzach, że jestem głupią babą, której jakiś ruski agent nawinął makaron na uszy, żeby napisała felieton potępiający politykę rolną „dobrej zmiany”. Takim oburzonym odpowiem następująco: androny o ruskich agentach hodujących świnie na polskiej wsi są tyle samo warte, co PRL-owskie opowieści o Amerykanach zrzucających stonkę ziemniaczaną. Jak mawiała Jagustynka z „Chłopów” Rejmonta: Baju baju, chłop śliwy rwie, a ino ich dwie. Tyle warte są opowieści o ruskich agentach z AgroUnii.
Jeśli podobają się Państwu moje felietony i chcielibyście wesprzeć moją działalność publicystyczną, możecie to zrobić dokonując przelewu na poniższe konto PayPal. Będzie to dla mnie nie tylko wsparcie w wymiarze finansowym, ale również sygnał, że to, co robię, jest dla Państwa ważne i godne uwagi. Z góry dziękuję. Katarzyna Treter-Sierpińska https://www.paypal.me/katarzynats
Przeczytaj tez:
„Jesteśmy szantażowani”. Nasz wywiad z Michałem Kołodziejczakiem
Im głębiej w las tym więcej drzew. Im więcej człowiek wie o sytuacji w Polsce, tym bardziej jest przerażony. Całe pseudoelity okupujace Polskę do wymiany i to natychmiast ! Prawo trzeba napisać całkowicie od nowa, bo jest cuchnace !
Całym sercem jestem za polskimi rolnikami. Tak trzeba jeśli jest się prawdziwym patriotą. Bez powodu nie protestują, a komu jak komu, ale im się należy.
Mieszkam na wsi i stwierdzam, że ta wieś już nas nie wyżywi, nie mówiąc o mieszkańcach miast.
Nie ma świń, krów, najwyżej w kilku gospodarstwach małe stadka kur. Wokoło za to mamy ugory z kleszczami. Kiedyś dzieci biegały po łąkach i zrywały kolorowe kwiaty. Słychać było brzęczenie pszczół. Wszystko to już przeszłość. Smutna ta nasza SUPER teraźniejszość.
A pieprzyć tych eskimosów, coraz bliżej rozwiązań na ulicy.
Bo to tak się dłużej nie da!!!
Znowu ktoś się poślizgnie na polaczkach 🙂
CWP