M. Skalski: Wyrok śmierci na partię Wolnościowcy
Wyrok śmierci na partię Wolnościowcy został właśnie zatwierdzony przez Korwina oraz Sławomira Mentzena – pisze Marcin Skalski.
Zapewne zauważyli Państwo, iż dynamika wydarzeń na świecie jest tak gwałtowna, że wkrótce przytaczanie wspomnień odnoszących się do okresu „sprzed wojny” nie będzie już tylko i wyłącznie udziałem pokolenia 80-latków, które II wojnę światową przeżyło jeszcze jako dzieci. „Przed wojną” i „po wojnie” dotyczyć najwyraźniej będzie także i opisu wydarzeń przed i po 24 lutego 2022 roku. Wtedy to bowiem rozpoczęła się rosyjska „specjalna operacja wojskowa” na Ukrainie.
Tymczasem, to właśnie nieprawomyślny stosunek Janusza Korwina-Mikkego do rozpoczętej 24 lutego wojny był oficjalnym powodem wyjścia posłów Dziambora, Kuleszy i Sośnierza z partii KORWiN i utworzenia ugrupowania o nazwie „Wolnościowcy”. Cóż, jeśli ktoś chce w to wierzyć, to ma do tego prawo. Jaki stosunek ma Korwin do Rosji, do Hitlera, niepełnosprawnych czy do teorii o inteligencji kobiet – wszyscy wiedzą od dawna. Można wręcz zaryzykować tezę, że gdyby niekonsekwentny ekscentryzm „Krula”, to świat nigdy nie usłyszałby o Dziamborze, Kuleszy i Sośnierzu, bo ci nigdy nie byliby bez Korwina posłami.
I tak, gdy doszło do rozłamu – nie bez życzliwej neutralności Ruchu Narodowego, choć mowa też bywa o aktywnym współudziale – partia Wolnościowcy stała się jak gdyby nigdy nic „czwartą nogą” Konfederacji. Obnażyło pewien niedostatek tego koalicyjnego ugrupowania, ponieważ nie przewidziano sytuacji, w której dochodzi do rozłamu wewnątrz jednej z partii tworzących Konfederację. Słusznym jest zatem spostrzeżenie, iż Konfederację tworzył Ruch Narodowy, partia KORWiN oraz Grzegorz Braun i jego Konfederacja Korony Polskiej. O żadnych „wolnościowcach” mowy nie było. Tym bardziej nie było mowy o ich uczestnictwie w Radzie Liderów Konfederacji, o „jedynkach” na listach w najbliższych wyborach do parlamentu ani o udziale w subwencji z budżetu, którą nowa partia z Arturem Dziamborem na czele pobiera kosztem korwinistów. Partia Wolnościowcy partycypuje zatem w umowie, której w ogóle nie była stroną – z takiego założenia wychodzi nowy od jutra prezes partii KORWiN, czyli dr Sławomir Mentzen.
W związku z powyższym nie może dziwić wpis opublikowany wczoraj przez partię Wolnościowcy. Można się z jego treścią zapoznać poniżej:
Trudno we wpisie tym nie zauważyć oznak paniki. Po pierwsze, wysoce nieprofesjonalne sformułowanie „doszły nas słuchy” zamienia profil partii politycznej w serwis plotkarski, odbierając samemu ugrupowaniu powagę. Po drugie, nie ma tu nawet próby ukrycia, że lęk przed Mentzenem dotyczy groźby utraty poselskiego stołka, jak i tego, że nowy prezes partii KORWiN postawi wycięcie „Wolnościowców” na ostrzu noża, nawet kosztem przetrwania Konfederacji w obecnym kształcie. Oznacza to, że Dziambor, Kulesza i Sośnierz nie mają wariantu „B” na taką okoliczność i właśnie tę bezradność demonstracyjnie zamanifestowano w przytaczanym wpisie.
Po trzecie, krytyka referendów jako formy bezpośredniego wyłaniania liderów list w okręgach wyborczych również nie wygląda dobrze. Wprawdzie wyborcy raczej nie mają złudzeń, że to partyjni bonzowie wyznaczają kandydatów na posłów z największymi szansami na wejście do Sejmu, ale rzadko kiedy pojawia się jakikolwiek inny punkt odniesienia dla tej metody, może poza Kukizem w 2015. Jednak Dziambor, Kulesza i Sośnierz postanowili otwarcie skrytykować demokratyczny wybór liderów list wyborczych, strzelając sobie w stopę i to do tego przy ludziach. Efekt tego jest nie najlepszy, mówiąc eufemistycznie.
Po czwarte, zarzut o inspirowanie się rosyjskimi referendami na zajętych obszarach Ukrainy jest tak głupi, że aż niedorzeczny i całkowicie niepoważny. Równie dobrze można by napisać w tym tonie prześmiewczego Tweeta, który byłby satyrą na paranoję doszukiwania się wszędzie wpływów rosyjskich. Tymczasem „wolnościowcy” napisali to serio (sic!).
Dość przy tym dodać, że omawiany akapit niejako dezawuuje akapit następny. Pomysł wyłaniania w referendach liderów list wyborczych do Sejmu ma być „putinowski”, co „wolnościowcy” w absurdalny i zupełnie niewiarygodny sposób łączą z poglądami Korwina na politykę wschodnią i Rosję. Tymczasem taka PiS-owska retoryka poprzedza ustęp nawołujący do tego, by… nie działać na korzyść PiS-u. Wobec tego pozbawienie „wolnościowców” szans na sejmowe koryto ma być właśnie szatańskim planem Jarosława Kaczyńskiego. Szkoda tylko, że wymowa przytaczanego wpisu zbiega się właśnie z retoryką partii Kaczyńskiego – zupełnie tak, jakby rzeczywistym zamiarem było dezawuowanie Mentzena i Korwina na życzenie PiS.
Znane powiedzenie mówi, że strach ma wielkie oczy. Najwyraźniej troska o jedność Konfederacji, a w rzeczywistości o to, by Sławomir Mentzen zaakceptował i wręcz nagrodził wcześniejszy rozłam w jego własnej partii, podyktowana jest obawą o znalezienie się poza parlamentem. Celne są przy tym uwagi Janusza Korwina-Mikkego z wpisu, który aktualny jeszcze prezes partii swojego imienia niespodziewanie usunął. JKM dostrzega bowiem absurd typowania dr. Mentzena jednocześnie na agenta Putina i Kaczyńskiego, zauważając przy tym, iż przytaczane oświadczenie podyktowane jest strachem o poniesienie konsekwencji rozłamu. Dość dodać, że wyrok śmierci na partię Wolnościowcy został zatwierdzony właśnie przez samego „Krula”, więc niewesołych losów „wolnościowców” pod przywództwem Sławomira Mentzena możemy być już pewni.
Wracając do wspomnianej na początku wojny, która wybuchła 24 lutego, warto przypomnieć, że Ukraina mogła jej uniknąć za cenę bolesnych wprawdzie, ale niezbyt rozległych ustępstw. Miała ona uznać niepodległość donbaskich republik, wyrzec się planów wstąpienia do NATO i uznać aneksję Krymu. Wówczas wojna byłaby do uniknięcia.
Podobnie jest z „Wolnościowcami”. W rzeczywistości ich wyjście ze składu partii KORWiN było podyktowane niechęcią do uznania Sławomira Mentzena jako następcy JKM-a, a „prorosyjskie” wypowiedzi Korwina były jedynie pretekstem rozłamu. Gdyby uznać przykre dla Dziambora, Kuleszy i Sośnierza przyszłe zwierzchnictwo Mentzena, to wprawdzie ich wpływy byłyby uszczuplone, ale zachowaliby oni perspektywę pozostania posłami. Zdecydowali się oni jednak odrzucić warunki strony silniejszej i pójść z nią na wojnę, dlatego zostaną z niczym. Czyli zupełnie tak, jak Ukraina.
Zobacz także:
Do boju Panie Sławku! Za zdradę muszą wylecieć za burtę. Szczecinek też knuje z tymi zdrajcami.
Nie wydaje mi się, żeby Ukraina mogła uniknąć wojny z Rosją kosztem pewnych ustępstw. Nie po to USA wpompowały miliardy USD a to w wywołanie pomarańczowej rewolucji, to znów w Majdan, nie po to szkolili ukraińską armię i wyposażali ją w sprzęt wojskowy, żeby wszystko skończyło się niczym. Były to przygotowania do wojny z Rosją, w której to Ukrainie wyznaczono rolę mięsa armatniego. Zanosi się na to, że i Polska zostanie wkręcona przez USA w tę nie naszą wojnę. Przygotowania ruszyły! Niech dobry Bóg ma nas w swojej opiece.