Nasz wywiad z Grzegorzem Braunem. Luter jako pierwszy Fuhrer i dywersant Imperium Osmańskiego

fot. youtube
4

Katarzyna Treter-Sierpińska: Panie Grzegorzu, film „Luter i rewolucja protestancka” zrobił na mnie ogromne wrażenie. Mam nadzieję, że moja recenzja na portalu wPrawo.pl zachęci wiele osób do jego obejrzenia. Napisałam w niej, że wiele rzeczy – pomimo mojej wiedzy – było dla mnie w tym filmie zaskoczeniem. Zakładam, że podczas realizacji filmu, pewne rzeczy również dla Pana były czymś nowym. Chciałabym zapytać, co dla Pana było najbardziej zaskakujące, najbardziej odkrywcze?

Grzegorz Braun: Najbardziej zaskakujące było to, że życie Marcina Lutra i dzieje rewolucji protestanckiej pozostają w takim stopniu zakłamane i wciąż nieopisane. Ja też ulegałem takiemu złudzeniu, że skoro już 500 lat minęło, to cała sprawa jakoś tam uleżała się już w historii i że przynajmniej co do podstawowych kwestii nie powinno być większych sporów. Nic bardziej mylnego. Okazuje się, że narracja poprawna politycznie, dominująca w wykładzie szkolnym i akademickim, tak się ma do rzeczywistości jak miała się, powiedzmy, peerelowska akademia ku czci Wielkiej Socjalistycznej Rewolucji Październikowej do realiów bolszewickiego puczu. Wizerunek Marcina Lutra dominujący dziś w mediach tak się ma do rzeczywistości, jak opowiadania Zoszczenki o Leninie do autentycznej biografii tego akurat zbrodniarza. To było dla mnie zdumiewające, że aż tak to wszystko może być załgane. To dotyczy zresztą nie tylko narracji protestanckiej, ale i katolickiej. Bo przecież katolicka historiografia i publicystyka, zwłaszcza w ostatnim półwieczu w znacznej mierze przesiąkła duchem protestanckiej propagandy.

Postaw mi kawę na buycoffee.to

Na użytek tego filmu musiałem odbyć własne autokorepetycje i przeprowadzić dość szeroką kwerendę. I na tej podstawie mogę autorytatywnie stwierdzić, że w dalszym ciągu nie ma zintegrowanej biografii Marcina Lutra. Mamy do czynienia z biografiami wycinkowymi, selektywnymi. Np. ci, którzy piszą o teologii, nie piszą o pieniądzach. Ci, którzy piszą o Niemcach, nie piszą ani o Turkach, ani o Żydach odgrywających w tej historii istotną rolę. Dyskurs jubileuszowy został zdominowany przez tematy zastępcze, bo przecież kwestie teologiczne i kanoniczne były tylko pretekstem. Sam Luter zresztą tego nie ukrywa, kiedy np. w jednym z kluczowych tekstów o zniewolonej woli pisze do Erazma z Rotterdamu: Tak naprawdę nie chodzi mi o odpusty, nie chodzi mi o papiestwo, chodzi mi o coś zupełnie innego. I tutaj Luter przechodził do kwestii wolnej woli, której – jak mu się zdawało – człowiek nie posiada. A ta jego fałszywa antropologia ma bardzo skonkretyzowane, tragiczne skutki w sferze politycznej, gospodarczej i obyczajowej. My dzisiaj, przyjmując za dobrą monetę te sztandarowe kwestie luteranizmu, a więc sprawę odpustów, symonii i korupcji w Kościele, zepsucia na szczytach hierarchii, my podążamy fałszywymi tropami. Wiadomo, że Kościół zawsze święty, ale ludzie często nieświęci w tym Kościele. Dla normalnego katolika to nie jest żadne odkrycie, to nie jest nic bulwersującego: nieświętość ludzi w świętym Kościele. Ale przecież rewolucja protestancka nie miała bynajmniej na celu naprawy czegokolwiek, ale totalne zniszczenie. W istocie chodziło o nieograniczoną władzę, wyzwolenie z ograniczeń moralnych, no i oczywiście rabunek gigantycznych majątków.

Tymczasem na ogół ani historycy, ani teologowie, ani filozofowie tych kluczowych kwestii zdają się nie zauważać. Nie pytają o motywy polityczne ani o źródła finansowania. Nie stawiają banalnego pytania, kto za to wszystko zapłacił – za masowo kolportowane ulotki, za malowane przez najkosztowniejszych portrecistów podobizny Lutra; kto zapłacił za armaty, w które wyposażone były protestanckie armie, kto płacił żołnierzom najemnym? O to historycy nie pytają albo pytają rzadko i szybko przechodzą do porządku nad tymi wątkami. Z góry uprzedzam potencjalnych widzów mojego filmu, że nie udaje mi się w nim udzielić odpowiedzi na wszystkie pytania, ale sądzę, że przynajmniej udało mi się wydatnie pomnożyć liczbę znaków zapytania, które unoszą się nad całą tą historią.

KTS: Czyli dopiero teraz wiemy, jak mało wiemy. Stąd moje drugie pytanie: czy sądzi Pan, że dzisiejsi protestanci w ogóle zdają sobie sprawę z tego, kim był Luter?

Grzegorz Braun: Zdają sobie sprawę w stopniu nikłym, albo też ujemnym, bo pół biedy jest nic nie wiedzieć i wiedzieć, że się nic nie wie, a znacznie gorzej jest mieć głowę napakowaną szkodliwymi iluzjami.

KTS: Wspomniał Pan o wątku współdziałania Lutra z Żydam, a przecież znane są bardzo brutalne, antysemickie wypowiedzi ojca reformacji

Grzegorz Braun: Owszem, to tzw. Judenschriften, późne pisma Lutra, które były przebojem wydawniczym w czasach III Rzeszy. Ale początkowo wystąpienie Lutra spotkało się z bardzo życzliwym, nieledwie entuzjastycznym przyjęciem ze strony elity żydowskiej. Później, po wstępnych flirtach i oddanych sobie wzajemnie usługach, między Lutrem a diasporą żydowską doszło najwyraźniej do daleko idących rozczarowań. Pisma Lutra wymierzone w Żydów, opublikowane na parę lat przed jego śmiercią, są świadectwem tego rozczarowania – tym głębszego zapewne, im większe były początkowo obustronne nadzieje.

KTS: Czy na tym polega zasadnicza różnica między „młodym Lutrem” a „starym”?

Grzegorz Braun: Nie dajmy się wpuścić w taki kanał, w taki lewy dyskurs. Niektórzy protestanci w taki sposób starają się odpierać przykre spostrzeżenia dotyczące Lutra twierdząc, że to, czy tamto napisał Luter albo zbyt młody, żeby być dostatecznie mądrym, albo zbyt wiekowy, żeby należało brać pod uwagę drastyczność wypowiedzi. Mnie to bardzo często przypomina te rozważania marksistów-rewizjonistów, którzy na własne usprawiedliwienie podnosili rzekomo fundamentalne różnice między młodym, a starym Marksem. Zdaje mi się, że wszystko to jest jednym diabelstwem i nie dawajmy się namówić na takie dzielenie włosa na czworo, bo to jest tak, jakbyśmy zagłębiając się w subtelne kwestie ideologiczne nie mówili w ogóle o praktyce komunizmu w XX wieku. Jakbyśmy brnęli głęboko w psychologizowanie na temat ojców założycieli komunizmu, nie rozwijając takich skrótów jak GUŁag, czy KGB.

Podobnie jest z dyskursem o protestantyzmie. Tutaj wiele mówi się o kwestiach teologicznych, kanonicznych, ale bardzo niewiele, albo zgoła nic nie mówi się o kwestiach finansowych, politycznych. Nie mówi się o tym, że rewolucja protestancka nie była żadnym spontanicznym, wynikającym z moralnego sprzeciwu buntem mas ludowych. To była dobrze skalkulowana, narzucona odgórnie rewolucja zbuntowanych elit. Takie są fakty. Nie mówi się, że rewolucji tej przyświecały przede wszystkim motywy materialne. To zresztą nie jest moje odkrycie. Już na początku XIX wieku brytyjski badacz, William Cobbet, tak diagnozował: „Istotnym motorem rewolucji protestanckiej był rabunek”. To był po prostu wielki skok na kasę. Nie byłoby żadnego Lutra, nie byłoby jego sukcesu bez politycznego wsparcia możnowładców niemieckich na początek, a potem także i władców innych państw. A skąd to wsparcie? Z zainteresowania możliwością udziału w rabunku dóbr kościelnych nie tylko bez narażania się na krytyką, ale wręcz z zagwarantowanym błogosławieństwem Lutra.

KTS: Chciałabym jeszcze wrócić do wątku Lutra jako pierwszego Führera. Obowiązująca w tej chwili narracja lansowana w mainstreamowym przekazie brzmi tak: III Rzesza to wytwór katolicyzmu, a Kościół katolicki odpowiada za to, że naziści doszli do władzy i że doszło do Holokaustu. Tymczasem widzimy, że to właśnie odrzucenie katolicyzmu doprowadziło do koszmaru. Jak by Pan zachęcił protestantów do obejrzenia tego filmu, bo to nie będzie dla nich miła wiadomość.

Grzegorz Braun: Ja po prostu zachęcam do tego, żeby nie odrzucać z góry wymownych faktów, których pokaźną kolekcję udało się zebrać w filmie. Nie proszę nikogo, żeby ten film na kredyt chwalił, ale bardzo proszę o szerzenie informacji o tym, że ten film w ogóle istnieje. Zwłaszcza w sytuacji, w której dominuje narracja idealistyczno-sentymentalna na temat Lutra w roku jubileuszowym. To o czym Pani mówi, czyli przypisywanie Kościołowi katolickiemu odpowiedzialności za wszystko, to między innymi dziedzictwo Lutra. To przecież Luter – za pomocą własnych wulgarnych pamfletów i prostackich w treści oskarżycielskich drzeworytów sporządzanych według jego sugestii – nauczył i do dziś uczy Niemców i cały protestancki świat jak oskarżać Kościół katolicki o wszystko i o byle co. Myślę, że w moim filmie jest wystarczająca dawka informacji, które tę propagandę antykatolicką kompromitują. Bo fakty z zasady są kompromitujące dla bredni i realia są kompromitujące dla sentymentalnej propagandy. Kościół katolicki jest „znakiem, któremu sprzeciwiać się będą”. I to dla katolika nie jest zła wiadomość, ale potwierdzenie, że ewangeliczne zapowiedzi wypełniają się co do joty.

KTS: Jak Pan myśli, dlaczego protestantyzm tak chętnie otwiera się na islam? Pytam w związku ze wstrząsającą informacją o tym, że jedna z protestanckich duchownych postanowiła zdjąć krzyż, żeby nie urażał on uczuć religijnych muzułmanów.

Grzegorz Braun: I to również należy do dziedzictwa Lutra. Na gruncie aktualnych publikacji i konstatacji dotyczących Lutra wprowadzenie tego wątku w moim filmie jest pewnym novum. Protestantyzm był ni mniej, ni więcej, pożyteczną „dywersją na tyłach” w interesie Imperium Osmańskiego, które wówczas wchodziło w apogeum swojego wzrostu i bezpośrednio śmiertelnie zagrażało Chrześcijaństwu.  W momencie, gdy islam szykuje się do kolejnego skoku i jest to skok do gardła chrześcijańskiej Europy, akcja Lutra rozbija montowaną przez papieski Rzym koalicję antyturecką. Akcja Lutra bezpośrednio niweczy szanse na zmontowanie antytureckiej krucjaty, w organizację której osobiście zaangażowany jest kardynał Kajetan, z którym Luter spotyka się w Augsburgu…

KTS: Panie Grzegorzu, zaraz Pan opowie cały film …

Grzegorz Braun: Racja, może nie opowiadajmy wszystkiego…

KTS: Tak, to wszystko jest w filmie pokazane, dlatego moje pytanie jest bardziej o wnioski na dziś. Dlaczego dziś protestanci są dla islamu tak przychylni?

Grzegorz Braun: Opowiem anegdotę, której w filmie nie ma, bo wykracza ona poza ramy czasowe i dramaturgię filmu. To a propos publicznych wypowiedzi liderów narodu i państwa polskiego, które padły w ostatnich tygodniach. Właśnie w duchu rocznicowym pan prezydent belwederski Duda mówił o tym, że protestanci są rzekomo pełnoprawnymi dziedzicami polskich tradycji patriotycznych. Otóż chciałbym przypomnieć, że w roku 1683, kiedy król Jan III wyruszał pod Wiedeń, Jan Chryzostom Pasek – autor słynnych „Pamiętników” – nie ruszył już z królem jako stary weteran, ale popłynął ze zbożem do Gdańska. I tam, w Gdańsku, pod jesień 1683 roku – i to notuje w swoich „Pamiętnikach” – słyszał jak po gospodach protestanci piją zdrowie sułtana tureckiego po raz kolejny wiążąc ogromne nadzieje na obalenie papiestwa i pognębienie katolików w wyniku spodziewanego sukcesu Turków.

KTS: Czyli historia się powtarza.

Grzegorz Braun: Najwyraźniej stare miłości nie rdzewieją. I kiedy antypatyczna enerdówa, którą elity niemieckie wysunęły na czoło państwa, wszczyna akcję przyspieszonego, zmasowanego importu przybyszów z Lewantu do Europy, to ona nie tylko realizuje jakiś konkretny, aktualny, doraźny plan polityczny, ale przez nią przemawia wielowiekowa tradycja zdrady cywilizacji europejskiej przez ludzi obojętnych bądź wrogich katolickiemu Rzymowi.

KTS: Czy myśli Pan, że ten film w otrzeźwiający sposób podziała na hierarchów Kościoła katolickiego, którzy dziś celebrują reformację?

Grzegorz Braun: Nie przeceniajmy filmów dokumentalnych. Najpierw trzeba by doprowadzić do projekcji, którą – mam nadzieję prędzej czy później – chcieliby zaszczycić swoją obecnością ci hierarchowie, którzy w ostatnich tygodniach i miesiącach dawali, przykro to stwierdzić, popisy ignorancji. I to jest scenariusz optymistyczny, bo przecież nie zakładam łajdactwa, jakim byłoby cyniczne, w pełni świadome abstrahowanie od faktów historycznych. Tego drugiego z góry nie zakładam i w związku z tym muszę zdiagnozować bezbrzeżną ignorancję. Podobnie jak w przypadku pana prezydenta belwederskiego Dudy, który w towarzystwie profesorów i purpuratów zapisał Jana Kochanowskiego pośmiertnie do heretyków, oświadczając, że Jan Kochanowski był luteraninem. Pan prezydent belwederski wiele razy już dał wyraźnie znać, że w sprawach historii jest kompletnym ignorantem, np. opowiadając brednie i duby smalone o „Rzeczypospolitej przyjaciół” w ramach dopieszczania państwa Izrael i przedstawicieli diaspory żydowskiej, lub przemawiając przed Grobem Nieznanego Żołnierza i opowiadając o tzw. „wartościach powstańczych”. Rozumiemy, że jest to człowiek, który tyle wie o historii, ile mu Adam Małysz powiedział, bo to Adam Małysz parę lat temu chyba był pionierem w tym przerabianiu historii i literatury polskiej na protestanckie kopyto. Ale że można taką brednię wypowiedzieć publicznie w obecności utytułowanych autorytetów i żaden z nich nie reaguje na to, a w każdym razie nie prostuje tej – nazwijmy to grzecznie – niezręczności pana prezydenta, to jest niesłychane. To nabudowuje kolejne piętro absurdu na naszej scenie publicznej.

KTS:  Czy zrobi Pan film o katarach? To jest kolejna historia, wokół której narosło już tyle bajek i takiej samej narracji, jak na temat Lutra – że katarowie byli biedni i wspaniali, byli idealistami i dlatego zły Kościół katolicki ich pognębił.

Grzegorz Braun: Legenda katarów prowansalskich to jedna z legend fundamentalnie istotnych i założycielskich dla całej ciemnej masy zglobalizowanych głupków mających się za intelektualistów i artystów. W Polsce ta legenda jest szczególnie ugruntowana i ma przedłużone życie dzięki bzdurnej narracji śp. Zbigniewa Herberta, wielkiego poety, ale najwyraźniej niedostatecznie przenikliwego badacza dziejów. Jeden z tzw. esejów (czyli narracji niezobowiązującej do ścisłości badawczej) z tomu „Barbarzyńca w ogrodzie” Zbigniew Herbert poświęcił katarom. Przedstawił ich właśnie tak, jak Pani to w skrócie tutaj anonsuje: jako biednych idealistów prześladowanych przez bezdusznych katolików. To rzeczywiście jest ważna kwestia, bo herezja katarska, podobnie jak i herezja husycka, są głęboko zabitymi w inteligenckie głowy ćwieczkami szpuntującymi te puste głowy.

Najlepiej zrobię, jeśli szanownym czytelnikom polecę lekturę książki, która ukazała się zaledwie parę lat temu i odnosi się wprost do tej kwestii. Książka ma tytuł „Kredyt i wojna”, a jej autorem jest Gabriel Maciejewski. Ta książka deszyfruje i demistyfikuje herezję katarską rzucając jasny snop światła na te fałszywe dekoracje historyczne, które przed nami rozstawiono. Na pewno byłoby dobrze, gdyby ktoś zekranizował „Kredyt i wojnę”, albo też wykorzystał potencjał badawczy autora tej książki w realizacji filmu dokumentalnego, fabularnego, a może animowanego. Na pewno chętnie bym taki film obejrzał. To byłoby na pewno pouczające dla polskiej młodzieży szkolnej i akademickiej, bo wszystko powyżej młodzieży uważam już za stracone.

KTS: Dlaczego?

Grzegorz Braun: Wszystko powyżej młodzieży jest już na straty. Jeżeli polscy patrioci akceptują jako swoich jedynych i czołowych korepetytorów „panów od historii”, czyli krakowską i warszawską profesurę, która ma w tej chwili pogadanki telewizyjno-radiowe, to już nic na to nie mogę poradzić. A to są ludzie, którzy wspólnie z prezydentem Dudą obchodzili właśnie Rok Kościuszki. To są ludzie, którzy uważają, że Hugo Kołłątaj naprawdę zreformował Uniwersytet Jagielloński, podczas gdy on zreformował go w takim samym stopniu jak PPR-owcy i ZMP-owcy „zreformowali” go w połowie XX wieku. To są ludzie, którym wydaje się, że Stanisław Staszic wpłynął dynamizująco na rozwój polskiego przemysłu, podczas gdy on tak samo wpłynął na rozwój przemysłu jak Hilary Minc za Bieruta. I dlatego trzeba cofać się do Lutra, do katarów i do husytów. Paradoksalnie, być może tam łatwiej będzie wykazać zakłamanie tych XIX i XX-wiecznych -socjalistycznych z ducha – narracji, które rabunek nazywają sprawiedliwością dziejową, które ruję i poróbstwo nazywają nową obyczajowością, i które – jak nie kijem to pałką – zawsze chętnie zdzielą po głowie katolika.

KTS: Serdecznie dziękuję za rozmowę.

„Luter i rewolucja protestancka”. Ten film trzeba zobaczyć! Już jest dostępny w sprzedaży

Może ci się spodobać również Więcej od autora

% Komentarze

  1. Robert mówi

    Pan Marcin to typowy Niemiec,najpierw zbrodnia a potem świetoszek.Wpierw zabił tzw.przyjaciela ponoć w pojedynku,następnie został moralnym guru wszelkiego istnienia,ze strachu że mordując frenda pójdzie do więzienia,uciekł w habit.Miał farta,że w jego czasach nie było Himlera,faszystowskiego idola SS,obsraniec z radością chroniłby swój łeb pod osłoną tego parasola

  2. Polak Marcin mówi

    Pana Brauna szanuję mimo jego fanatyzmu religijnego. W przeciwieństwie do Międlara jest to inteligentny człowiek, szkoda że nie udało mu się jakoś wyraźniej zaistnieć na scenie politycznej.

  3. Ayax mówi

    Jeśli przyrównać pana Brauna i kardynała Polski to faktycznie ten pierwszy to fanatyk. A film warty zakupu. Polecam

  4. Michał mówi

    Bardzo się cieszę że Pan Grzegorz Braun zawitał na portalu wPrawo, oby wiecej z nim wywiadow.. zawsze marzyło mi się żeby ludzie tacy jak Gadowski, Sumilinski, Kolonko, Braun, Cejrowski, Miedlar, rozmawiali ze sobą, inteligentnych ludzi i prawdziwych patriotów zawsze miło posłuchac

Zostaw odpowiedź

Twoj adres e-mail nie bedzie opublikowany.

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.