Uprzywilejowana pozycja piwa. Absurd prawny, czy efekt lobbingu?

fot. pixabay.com
3

Polacy lubią alkohol, a w szczególności piwo. Tej tendencji sprzyja korzystny dla producentów złocistego trunku ustrój. Korzystają na tym koncerny, które – niestety – są w przeważającej większości w rękach zagranicznych właścicieli.

80 proc. rynku piwnego w Polsce należy do trzech podmiotów: Kompanii Piwowarskiej (należącej do japońskiej grupy Asahi), Grupy Żywiec (należącej z kolei do grupy Heineken) oraz Carlsberg Polska, która weszła w ręce duńskiego kapitału.

Postaw mi kawę na buycoffee.to

Przywileje i absurdy

Piwo cieszy się ogromnymi przywilejami. Zgodnie z ustawą o wychowaniu w trzeźwości, nie wolno reklamować żadnych alkoholi, poza piwem właśnie. Tworzy to pewien absurd, ponieważ piwo nie jest najlżejszym dostępnym alkoholem. Cydr – specjalność regionu lubelskiego – zawiera ok. 4 proc. alkoholu i nie wolno go reklamować. Wolno natomiast reklamować piwa o stężeniu alkoholu 9 proc., ponieważ… to piwo.

Podobny absurd tyczy się ograniczenia punktów sprzedaży alkoholu na terenie gminy. Władze lokalne mogą ograniczyć liczbę miejsc, gdzie dostępny jest alkohol. Nie tyczy się to jednak punktów sprzedaży piwa. Dlaczego? To pozostaje w kwestii domysłów.

Kolejna kwestia – koszty produkcji a akcyza. Wyprodukowanie pełnej butelki wódki jest relatywnie niewiele droższe od produkcji pełnej butelki piwa. Ciekawym jest jednak fakt, że akcyza na tę pierwszą jest wielokrotnie wyższa, niż na piwo.

I jeszcze jedna sprawa – banderola. Wspomniany cydr musi ją mieć. Piwo – nawet mocniejsze od alkoholu na bazie jabłek – nie.

Mamy więc sytuację, gdzie – rzekomo w imię wychowywania do trzeźwości – nie wolno reklamować lżejszych alkoholi, ponieważ de facto ustawa nie przewidziała, że takowe pojawią się na rynku. Najbardziej po kieszeni dostajemy oczywiście my – konsumenci. To my bowiem płacimy za większe koszty produkcji i sprzedaży. A czy czujemy, by powstrzymywało to alkoholizm? Bynajmniej.

Promocja piwa nie służy walce z alkoholizmem

Nie chcę nawoływać, by dokonać totalnej liberalizacji prawa w kwestii alkoholu. Alkoholizm bowiem dotyczy 12 proc. Polaków, a to jest niemała liczba. Jednak czy musimy takimi przywilejami obdarzać branżę piwną? Czemu to służy? Bo to, że korzystają na tym przede wszystkim zagraniczne koncerny to wiadomo.

Wiadomo również, że uprzywilejowanie piwa nie wpływa na trzeźwienie narodu. Po prostu zamiast wódką i winem, ludzie upijają się piwem. Ktoś może powiedzieć, że w ciągu roku więcej piwa wypijają Czesi czy też Niemczy (co jest prawdą), niemniej oni wolą napoje o mniejszej zawartości alkoholu i rozłożone w czasie.

W Polsce natomiast wciąż panuje (anty)kultura picia, która sprawia, że „pompujemy w siebie” na raz ogromne ilości alkoholu.

Potężna i chaotyczna branża

Do budżetu państwa z branży alkoholowej wpada obecnie ponad 12 miliardów złotych z tytułu podatku VAT oraz akcyzy. Naprawdę warto, by w końcu wziąć się solidnie za napisanie nowej, sensownej i logicznej ustawy, która nie będzie traktowała piwa jako jakiejś wybitnej świętości na tle innych alkoholi.

Szczególnie, że większość zysków ze sprzedaży piwa i tak ostatecznie ląduje w zagranicznych kieszeniach.

Dobrym rozwiązaniem byłoby – jak w przypadku wielu ustaw powstałych w okresie PRL – zlikwidować starą i od zera rozpisać nową biorąc pod uwagę wiedzę, którą posiadamy. Ze względu na gusta alkoholowe Polaków wiemy, że nie zaczniemy masowo pić wódki do śniadania, można więc śmiało obniżyć opodatkowanie jej produkcji i sprzedaży. Podobnie z winem. Ostatnio nawet dowiedziałem się, że jest rzekomo niemęskim spożywanie go w domu.

Natomiast warto zastanowić się, czy nie należy odebrać przywilejów branży piwnej. Kolosalnie niższe koszty w porównaniu do pozostałych trunków są zdecydowanie niesprawiedliwe i – w porównaniu do popytu w naszym narodzie – rzeczywiście może sprzyjać wzrostowi alkoholizmu.

A co z lżejszymi trunkami, jak na przykład cydr? Ciężko mi odpowiedzieć jednoznacznie. Najlepszą opcją wydaje mi się, aby istniała pewna granica zawartości alkoholu w napoju, powyżej której akcyza jest wyższa, jak np. obecnie na wódce. Natomiast przy lżejszych napojach, np. o trzyprocentowej zawartości alkoholu lub mniejszej, powinna istnieć ulga. Napojem takim ciężko się upić. Oczywiście – zawsze będą tacy, którzy będą pić na umór. I tutaj żadne ceny nie zmienią tej sytuacji. Nie możemy jednak patrzeć na takie przypadki, lecz tworzyć prawo pod zdrową i rozsądną większość.

Może ci się spodobać również Więcej od autora

% Komentarze

  1. ania mówi

    Bardzo sensowny artykuł. Piwo jest tak tanie, że młodzi piją go w nadmiarze i wielu nie zdaje sobie sprawy, że częste picie tego niewinnego trunku prowadzi do uzależnienia.

  2. Alek mówi

    Już pierwsze zdanie nie jest prawdziwe.
    Winno ono brzmieć: siedem godzin dziennie w mediach wmawia się Polakom, że lubią alkohol. Por.list Episkopatu na miesiąc sierpień.
    Po drugie piwem i wódką upija się człowiek tak samo i tak samo staje się alkoholikiem.
    Bo w kuflu piwa tyle samo jest alkoholu co w kieliszku wódki.
    Uprzyeilejowanie piwa to skutek jego skutków ubocznych – prowadzi do zniewieścienia i impotencji. Czyli dobrze wpisuje się w gender.
    Wreszcie przemysł alkoholowy to wrzód na ciele gospodarki rynkowej. Kilkusetprocentowe zyski zaburzają kondycję innych działów gospidarki. Dodatkowo pdbija koszty produkcji w innych działach z uwagi na szkody wyrządzane przez pijących. Stąd konieczna jest wysoka akcyza i zakaz reklamy, także reklamy piwa.

Zostaw odpowiedź

Twoj adres e-mail nie bedzie opublikowany.

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.